"Prawdziwa groza jest niema"*
W życiu każdego czytelnika pojawia się przynajmniej raz taka sytuacja, kiedy natchnie się na książkę, o której może powiedzieć, że TO JEST TA KSIĄŻKA. Ta, która elektryzuje. Ta, która wywołuje najgłębsze emocje. Ta, która nie pozwala o sobie zapomnieć bardzo długo albo i nigdy. Ta, która pochłania doszczętnie, że chce się czytać, czytać, czytać. Wielokrotnie. Od razu od nowa zaraz po przerzuceniu ostatniej strony, żeby móc to ponownie przeżyć - a pal licho resztę książek! Cóż, myślę, że Robert McCammon napisał jakiś czas temu właśnie TAKĄ książkę i trafi ona do serc wielu polskich czytelników.
Akcja dzieje się w latach 60. XX wieku w miasteczku Zephyr, gdzie żyje główny, bohater jedenastoletni Cory Mackenson. Pewnego dnia Cory wraz z ojcem są świadkami tragicznego wypadku. Widzą jak samochód ze zwłokami mężczyzny powoli stacza się do jeziora i w nim tonie. Niestety miejscowemu szeryfowi nie udaje się rozwikłać tej zagadki i odnaleźć przestępcy ani dowiedzieć się, kto jest ofiarą. Do Cory'ego dociera myśl, że mordercą może być ktoś z mieszkańców Zephyr i postanawia sam go znaleźć. Ale jedynymi tropami jakie ma to zielone piórko, które znalazł tamtego dnia nad jeziorem, i wspomnienie o skrytej w mroku sylwetce w długim płaszczu, która obserwowała toczący się samochód z ofiarą. Cory zaczyna bliżej przyglądać się mieszkańcom. Zagadka, która go zajmuje, oraz dziwne sny, jakie zaczęły go nawiedzać od wypadku, sprawią, że te pamiętne lato na zawsze zmieni jego życie.
Klimat małomiasteczkowy, dziecięca lata, groza która się wydarzyła pewnego okresu, najczęściej latem, rower, kino, wolność, wakacje . Znamy to skądś? Jasne, że znamy! To "To" Kinga, "Letnia nic" Simmonsa, "Jakiś potwór tu nadchodzi" Bradbury'ego i kilka innych rewelacyjnych książek, z którymi mogliśmy mieć już do czynienia. "Magiczne lata" to kolejna taka pozycja, która jest wprost idealna na okres, który obecnie mamy za oknem.
Miasteczko Zephyr, lata 60, kiedy nie każdy miał telewizor, ale potrafił się cieszyć każdą chwilą wolności i swobody na dworze, istniał jeden sklepik spożywczy Piggly-Wiggly, obowiązywała prohibicja, coca cola miała niesamowity smak i można było bez problemu odróżnić demokratę od republikanina. Piękne czasy dzieciństwa, kiedy wszystko było lepsze, świat ogromny, piękniejszy i bardziej niesamowity, można się było wystraszyć horroru w kinie, który się potem przeżywało razem z kolegami przez wiele dni. To pokazuje w książce McCammon, który podbarwił tę magiczną i oniryczną fabułę elementem kryminalnej grozy. Celowo piszę kryminalnej, bo to nie horror jak mylnie jest marketingowo przedstawiany, a właśnie kryminał w połączeniu z realizmem magicznym i dramatem lekko muśnięty nutką powieści grozy.
Ale czy to przeszkadza, że nie horror? Absolutnie nie! Bo czegóż my tutaj nie mamy? Świetny klimat małego, odizolowanego miasteczka, super konstrukcje psychologiczne postaci, bardzo zajmująca i ciekawa fabuła, przejmujące losy bohaterów (szczególnie na starszych czytelników podziała ojciec Cory'ego), magiczne czasy dzieciństwa, dojrzewanie. Wszystko to, co sprawdziło się w wyżej wymienionych przeze mnie książkach z tą tylko różnicą, że no tego horroru jako takiego niewiele. Niemniej nie miałem ani przez moment odczucia, że czegoś mi w tej książce brakuje. Jest świetna, poruszająca, piękna, doskonała.
Widać inspirację autora dziełami niesamowitego Raya Bradbury'ego, z czym sam się zresztą nie kryje w swoim posłowiu "Dlaczego napisałem Magiczne lata"? “ zamieszczonym na końcu razem z posłowiem Roberta Ziębińskiego. McCammon podobnie zresztą jak w "Słonecznym winie" Bradbury'ego skonstruował rozdziały, w których akcja dzieje się każdej pory roku, plus dorzucił jeden, który się dzieje po latach. Nie tylko jednak konstrukcja jest podobna, ale też i poetyka, która łudząco przypomina Bradbury;ego. Nie ma pośpiechu i żywej akcji. Jest subtelność, piękność, wiele ładnych zwrotów, powoli rozwijające się sytuacje, którymi się można delektować. Ach, wiele można by pisać dobrego o tej książce, a i tak nie odda to tego klimatu, który owłada czytelnikiem, kiedy ten sam czyta.
"Magiczne lata" to książka, którą warto, a nawet trzeba przeczytać. Piękna, poruszająca, magiczna, o dzieciństwie i dojrzewaniu, o niesamowitości i niewinności, o dobru i złu. Dla fanów Kinga, Bradbury'ego i Simmonsa, dla poszukujących powieści, gdzie dzieci i dzieciństwo odgrywają kluczową rolę czy też po prostu dla tych czytelników, którzy chcą zwyczajnie sięgnąć po świetną książkę, którą zapamiętają na długo i będą rewelacyjnie się bawić. Na wakacje ideał! Polecam.
*Robert McCammon, Magiczne lata, wyd. Vesper, Poznań 2022, s.48
Mam to pierwsze wydanie - bodajże z 1996 r - z wydawnictwa EM. W zasadzie niedawno dorwałem za kilka pln. w antykwariacie, i jeszcze nie przeczytałem. Na szczęście tłumacz się nie zmienił, więc wnioskuję z nadzieją, że skoro Vesper postawił na Marię Górską, to przekład był/jest w porządku. Co ciekawe zmianie w biegiem czasu i nowszych wydań uległ tylko tytuł. U mnie są "Chłopięce Lata", reszta się zgadza - nawet jakiś chłopczyk na rowerze z okładki ;) Myślę sobie, że to będzie sztos nad sztosy, a teraz to już waćpan mnie zupełnie w tym utwierdziłeś ;)
OdpowiedzUsuńTo co, następny "Pan Ciemności" Silverberga? Czekam na klika słów prawdy, bo po tej pozycji też sobie wiele obiecuję!
Ja to samo mam właśnie z EM (nawet widać na focie) i też z antykwariatu, ale chociaż się za to zabierałem (przeczytałem nawet kilka stron, ale wtedy stwierdziłem, że nie chce mi się i odłożyłem) to i tak nie przeczytałem. I dobrze! Vesper wpadł i tamto wydanie najpewniej oddam do biblioteki albo komuś dam. No jest to książka naprawdę ładna i dobra. Ale nie skomplikowana. Nie jest to literatura, hm, wybitna raczej. To jest po prostu piękna młodzieżowa książka napisana w stylu tych wymienonych. No jak Ci się spodobał King, Bradbury albo Letnia noc, a nawet i Straub, bo to też podobne - to NIE MA OPCJI, żeby "Magiczne" Ci się nie spodobały. :) Idealna lektura na ten okres co teraz, czytaj to.
UsuńTak, teraz Silverberg i to już jest MEGA KONKRET. Mega się ciesze, żę dwie tak świetne książki mi się jedna po drugiej trafiły. Obie do pochłonięcia i obie idealne na okres letni. Przy czym no Silverberg bardziej abmtiniejszy, prawdziwszy i w cholerę się tam dzieje. W CHOLERĘ. Dobrego, złego, makabrycznego, niesamowitego. Myślę, że to jednak Ci się bardziej spodoba niż McCammon. Ale ciut bardziej. ;) Zostało mi 300 stron. Nie nudziłem się ani ułamek, ta książka pochłania, szokuje i kopie dupę.
Maria Grabska*
OdpowiedzUsuń