Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 609
Gatunek: Autobiografia
Moja ocena: 6/6
"Historia naturalna obozu zagłady"
Kiedy wziąłem do ręki Pięć lat kacetu to ożywiły się we mnie wspomnienia i włączył sentyment. Dziesięć lat temu zdając maturę ustną z polskiego o tematyce obozowej przeczytałem dobrych kilkanaście książek, żeby tę pracę napisać i się przygotować. Wtedy jeszcze nie czytałem tak intensywnie jak teraz, właściwie to nawet czytałem niewiele, bo jedynie lektury obowiązkowe, a o Grzesiuku to już w ogóle nie wiedziałem zupełnie nic. Ale to właśnie ten temat i literatura obozowa na czele ze świetnymi dziełami Borowskiego, Nałkowskiej, Baczyńskiego czy Grudzińskiego sprawiły, że ożywiła się we mnie mocna chęć czytania i sięgnięcia po kolejne książki z tego zakresu już po pozytywnie zaliczonej obronie. Pierwsza pozycja wyszperana w bibliotece, która mi się trafiła, to nieznany mi zupełnie autor i nieznana w ogóle lektura. Książka, która ze stuprocentową pewnością spowodowała, że pokochałem czytanie i od tamtej pory już absolutnie nikt i nic nie musiało mnie motywować i przekonywać do systematyczne sięgania po kolejne literackie tomiszcza, bo zrodziła się we mnie piękna pasja, która trwa do dziś i nigdy z niej nie zrezygnuję. Pasja, która łączy nas wszystkich rozmawiających o literaturze wszelakiej. Dzisiaj zatem z podwójnie ogromną przyjemnością kilka słów ode mnie o mojej ulubionej książce, która podbiła me serce.
Pięć lat kacetu to autobiograficzna relacja z pobytu w niemieckich obozach koncentracyjnych Dachau, Mauthausen i Gusen, autorstwa warszawiaka z Czerniakowa - Stanisława Grzesiuka. Autor nie chciał tworzyć powieści o wojnie i obozach, ani tuszować niewygodnej prawdy jak robiło to wielu przed nim i po nim, tylko po prostu opowiedzieć co robił w obozach, aby przeżyć. Szczerze, prawdziwie, bez żenady, bez martyrologii, bez zatuszowania, większych sentymentów i głębszych przemyśleń. A opowiadać miał co, bo kiedy trafił do obozu w kwietniu 1940 w wieku 27 lat to wydostał się z niego dopiero po pięciu latach w dzień swoich urodzin, czyli 6 maja 1945, po oswobodzeniu prze Amerykanów. Pięć lat spędzonych za drutami w strefie maksymalnego ryzyka, gdzie musiał być cały czas czujny, bo dziennie narażony był na śmierć z każdej strony. Wielu młodszych i silniejszych nie dawało rady nawet czasem i tydzień. Jemu udało się przeżyć kilka lat wielokrotnie umykając śmierci, a przy okazji nie raz grając na nosie Niemcom i innym niebezpieczeństwom. Kilka razy dlatego, że po prostu miał szczęście, ale jednak w przeważającej części decydował o tym niesamowicie silny charakter, który autor posiadał od zawsze do końca swoich dni.
Stanisław Grzesiuk to człowiek z gatunku tych, których nie sposób nie podziwiać. Wierny zasadom, ideałom i ojczyźnie. Dziecko warszawskiego przedmieścia, cwaniak, przebojowiec, bitnik, gaduła, awanturnik, a przy tym człowiek uczynny, ciekawy wszystkiego co go otacza, honorowy, zawsze wesoły, sprawiedliwy i wierny każdemu, komu ufał i kto darzył go tym samym silnym i szczerym uczuciem - czego dowodzi chociażby przedstawiona przez niego piękna przyjaźń obozowa ze Stefanem Krukowskim, rzecz wprost niebywała jak taka więź, uczucie i wsparcie mogły się narodzić i utrzymać do końca w takim miejscu i w takim czasie. Czytając relację Grzesiuka czytelnik ani przez moment się nie zawaha, że był to człowiek szczery aż do bólu, bez żadnego zakłamania. Zanim sięgnąłem po tę książkę czytałem o samym bólu, udręce, zabijaniu i całym tym złu związanym z wojną i obozami, że nawet mowy nie było o uśmiech. W Pięć lat kacetu gęba mi się cieszyła niejednokrotnie, bo humor, częsta przebojowość, brawura i cwaniactwo autora, żeby przetrwać, przedstawiane w opisywanych przez niego sytuacjach, wywoływały ten uśmiech nienachalnie i naturalnie. I to nie że tylko u mnie, ale i u samych więźniów, kappów, blokowych czy zdarzyło się nawet i u paru esesmanów, jak autor wspomina.
Podstawą życia i przeżycia w obozach przez Grzesiuka było ciągłe miganie się od pracy, unikanie ze wszelkich sił sytuacji, gdzie mógłby być złapany i pobity na śmierć, oraz organizowanie jedzenia w obozach koncentracyjnych, gdzie wszelkimi możliwymi sposobami starano się zabić w człowieku uczucia, zabić w nim człowieczeństwo, upodlić, zgnębić, obniżyć inteligencję, złamać i uczynić nieboszczykiem jeszcze za życia. Autor opisuje od początku swoje metody przetrwania ciągle takie same w Dachau, Mauthausen i Gusen jednocześnie portretując innych więźniów i ludzi dookoła, dobrych i złych, uczynnych i zachłannych, zwyrodnialców, morderców czy wreszcie całą nazistowską machinę pracy i śmierci, która miała niewyczerpalne pomysły, żeby zniszczyć go i dziesiątki tysięcy innych w obozach. Ale autor mimo to potrafił pokazać w tych miejscach swój charakter, swoje poczucie humoru i najważniejsze wartości świadczące za człowieczeństwem. Od początku do końca książka porusza, bawi, zachwyca i szokuje. Nie ma możliwość przejść przez nią obojętnym. Nie ma opcji nie zareagować na to wszystko co złe ze strony wojny i obozów, ale także na dobre, wesołe i ogólnie pozytywne ze strony Grzesiuka i innych opisywanych przez niego ludzi i sytuacje. Ta książka jest po prostu niesamowita i ze wszech miar warto ją poznać.
Warto też jeszcze dodać kilka słów na temat samego wydania, bo Prószyński i S-ka wykonało kawał porządnej roboty. Otóż dotychczasowe egzemplarze tej książki były wydawane w wyraźnie okrojonej wersji, co było narzucone przez uwarunkowanie polityczne, obyczajowe i ogólnie poprawnościowe ówczesnych lat, kiedy autor książkę wydawał. Niniejsza pozycja bazuje na pierwotnym rękopisie Grzesiuka z 1958 roku, a więc z fragmentami, które zostały po korekcie wyrzucone (uznane za np. niepotrzebne), przywrócono tutaj zapis fonetyczny słów pochodzących z języka niemieckiego (autor nie cierpiał tego języka, o czym wielokrotnie w książce wspomina, więc te momenty były nieco zmienione) czy też przedstawiono części objęte późniejszą cenzurą (nie tylko polityczną i obyczajową, jest też tutaj fragment, w którym autor niezbyt pochlebnie, ale szczerze, wyraża się na temat niejakiego Edmunda R., który przebywał z Grzesiukiem w jednym obozie, a ten oskarżył potem autora o pomówienie i zniesławienie właśnie w tej usuniętej części). Wszystkie te fragmenty, które zostały przywrócone, wydawca specjalnie pogrubił, żeby je wyróżnić i bez problemu rozpoznać. Krótko mówiąc wydawnicza perełka, szczególnie dla tych, którzy książkę wcześniej czytali i chcieliby się zapoznać z jej pierwotną wersją.
Czytając ponownie Pięć lat kacetu po tych 10 latach wcale się nie dziwię, że tak mnie pociągnęło w stronę czytania. Takie pozycje powodując właśnie, że czytanie jest piękne, potrzebne dla rozwoju i zapewnia szereg innych korzyści, o których mówi się niejednokrotnie. A tę konkretnie książkę i autora pokochają wszyscy Ci, którzy żyją przekonani, że trzeba mieć w życiu pewne zasady, honor i dumę, trzeba odważyć się ryzykować oraz iść przez te życie zawsze z podniesioną głową. Osobiście uwielbiam tego człowieka, chociaż go nigdy w życiu nie widziałem i nie zobaczę, bo to jeden z tych ludzi, których darzy się uczuciem bez takiego spotkania; po prostu zaraża czynem i słowem w każdej postaci. Jeden z tych ludzi, których bym wskrzesił na jedną noc, gdybym mógł, żeby pójść z nim w tango, śpiewać, tańczyć i łajdaczyć się w najlepsze! Ale pozostaje mi tylko lektura, którą też wszystkim serdecznie polecam.
„Do bicia tak już się przyzwyczaiłem, że te już żadne na mnie nie robiło wrażenia. Trochę bólu i nic więcej. Przekonałem się, że do bólu człowiek może się też przyzwyczaić i wtedy przestaje bać się bicia. Tak było ze mną. Bicia nie bałem się wcale. Pilnowałem się tylko, żeby nie dać się złapać na wykroczeniu, za które mogli zabić”*
*Stanisław Grzesiuk, Pięć lat kacetu, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2018, s. 75.
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości i bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Więcej nowości i bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Też jestem w trakcie czytania i jestem oczarowany, to wręcz niesamowite jak autor, poruszając tak ciężki temat jak obozy koncentracyjne w ciekawy sposób potrafi przedstawić jak wyglądało życie w tamtych ciężkich czasach. Swoją drogą czuję się trochę tak jakbym czytał książkę Cejrowskiego, tylko tematem nie są podróże po Ameryce Płd. tylko obozy koncentracyjne... Anegdotki, sporo zabawnych historii, nie ukrywanie faktu, że aby przeżyć trzeba było myśleć głównie o sobie (choć tak jak wspomniałeś, Grzesiuk potrafił też pomagać innym).
OdpowiedzUsuńJestem dopiero na początku Gusen, ale jestem przekonany, że ta książka trafi u mnie do grona ulubionych.
Super, że też czytasz. To jest mega książka. MEGA. Nie wiem kiedy lepiej mi się czytało i byłem bardziej oczarowany, za pierwszym czy drugim, ale ocena ciągle ta sama i zachwyt też. Niezłe momentami przekręty tam robił, nie? :P A poczekaj aż się w Gusen rozkręci, bo jak piszesz, że jesteś na początku to mniej więcej już połowę książki masz za sobą. A ta druga jest jeszcze ciekawsza. :)
UsuńO, wersja bez "cenzury". Dobrze wiedzieć.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę okrojoną i często porównywałam z opowieściami dziadka, który również przeżył Mauthausen Gusen.
No to relacje masz z pierwszej ręki od dziadka. A książka tym bardziej powinna działać emocjonalnie.
UsuńDziałała, a teraz bez cenzury...
UsuńNo, jest tam kilka takich fragmentów. Najlepszy z tym Edmundem R. i jeszcze jeden, o którym nie będę pisał. ;)
UsuńJa o tej książce mogę tylko powiedzieć, że to arcydzieło. Jedna z trzech moich ukochanych i najlepszych lektur w życiu. Książka do której wracam regularnie, żeby przeczytać chociaż fragment. Oczy wydrapię temu, kto powie o niej inaczej. Grzesiuka uwielbiam pod każdą postacią. Tę pozycję trzeba znać, a także ,,Boso, ale w ostrogach" i ,,Na marginesie życia". Fantastyczna autobiografia warszawskiego cwaniaka!!!
OdpowiedzUsuńDokładnie. Ale spoko, że to wznawiają w odstępach, bo może do więcej ludzi trafić te wznowienie - w końcu nie każdy myszkuje po internecie tyle samo czasu przez cały rok. A i tę biografię, którą ostatnio czytałeś, też sprawdzę, bo nie chciałem się za to zabierać, żeby fragmentów książek nie było, ale pisałem w recce, że tak nie jest.
UsuńTo faktycznie dobry pomysł. A i w kieszeni tak się nie odczuwa :) Biografię przeczytaj, ale dopiero jak sobie przypomnisz trylogię.
UsuńA jednak? To lepiej się czyta po tej trylogii. A myślałem, że nie, sądząc po tym, co pisałeś w recenzji.
UsuńBiografia jest takim rozszerzeniem trylogii. Nie wiem jak to teraz będzie, bo domyślam się, że te dwie które mają wyjść, też będą bez cenzury. Biografia ogólnie podsumowuje wszystko. Ty już czytałeś Grzesiuka, więc ja bym na Twoim miejscu najpierw sobie przypomniał trylogię.
UsuńSpoko. To zostawię to sobie na jesień.
UsuńStanisław Grzesiuk to faktycznie postać, której nie sposób nie podziwiać. "Pięć lat kacetu" w nowym, nieocenzurowanym wydaniu to pozycja absolutnie obowiązkowa, która ukazuje tragizm wojny i obozowej rzeczywistości. Z całą pewnością warto po nią sięgnąć i cieszymy się, że książka pojawiła się na nowo skoro to właśnie ona rozpoczęła Twoją czytelniczą pasję. Jak zwykle u Ciebie - świetny tekst!
OdpowiedzUsuńDla mnie takie książki to powinny być lektury, bo to naprawdę wartościowe, uczące i budujące charakter książki. Dziękuję bardzo. Staram się jak mogę, chociaż zawsze o tych ulubionych się najciężej pisze. Jakoś mi to tym razem wyszło. :)
UsuńKsiążka - legenda. Tak mógłbym o niej napisać w skrócie. Opowiadała mi o niej babcia, tylko, że ona miała tą okrojoną wersję, o której wspominałeś (dostała ją chyba nawet w prezencie na urodziny w latach 60-tych :P). Zawsze chciałem przeczytać jednak nawet ta stara wersja gdzieś zginęła u dziadków. Widzę, że naprawdę duże wrażenie zrobiła na Tobie. Mam wrażenie, że mógłbyś o niej opowiadać i opowiadać. To bardzo dobrze! Bo skoro na Tobie wywarła takie wrażenie to z pewnością i mnie przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńNo dokładnie, ja tam w recenzji nie siliłem się na przedstawianie przykładowych scen, bo tam tak wiele się dzieje, że nie wiedziałbym nawet którą wybrać. Książką bezwzględnie świetna i głęboko zapadająca w pamięci. I na pewno jeszcze nie raz po nią sięnę.
UsuńRewelacyjna książka, którą mało kto niestety zna. Dobrze, że ją wznowili, bo Grzesiuk napisał całą prawdę, jaka była. Szczerą, brutalną, bolesną.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. I ja dlatego byłem maksymalnie uradowany jak zobaczyłem te wznowienie w zapowiedziach Prósa. Nie dość, że w końcu porządnie wydane to jeszcze w pierwotnej wersji. Czekam na dwie kolejne. :)
UsuńTy to potrafisz zachęcić do książki. :) Uznałam, że przeczytać trzeba jeszcze w zapowiedziach, teraz tym bardziej mam ochotę. Fajne są takie teksty, z których przebijają emocje, a tutaj widać, że ta książka jest dla Ciebie ważna... tym bardziej, że to od niej zaczęło się czytanie. :) Ja nie mam pojęcia, co mnie wciągnęło w czytelniczy światek. :)
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki, ale w tym przypadku nawet się nie starałem, samo z siebie wypłynęło przez to, jaki mam stosunek do tej książki. :) Ja dobrze pamiętam, potem było jeszcze kilka ciekawych tytułów. Ogólnie to miałem zajawkę na tematykę obozową i II WŚ, a potem już było tego za dużo, kumpel namówił mnie na Kinga...no i wiadomo jak to się potem skończyło. :P
UsuńMuszę zapamiętać ten tytuł, może mi kiedyś przyjdzie ochota na taką literaturę. Nadaje się również na prezent dla mojego ojca.
OdpowiedzUsuńJak lubi wojenne i obozowe to zdecydowanie prezent idealny.
UsuńLubi dokumenty ogólnie rzecz ujmując. Zawsze jak zejdziemy na temat książek to puka się w czoło słysząc, że czytam głównie fantastykę ;)
UsuńTylko to nie jest dokument, to jest autobiografia. Nie taka jednak jakbyś czytał normalnie od jakichś sportowców. Bardziej zbeletryzowana.
UsuńDlatego napisałem "ogólnie rzecz ujmując". Edukację z języka polskiego skończyłem ponad 20 lat temu i nie jestem dobry z definicji i pojęć ale po mojemu autobiografia to rodzaj literatury dokumentalnej :P
UsuńNo tak, masz rację, ale dokument to takie zbyt duże uogólnienie. :) Nie mniej jednak nie ma co się rozwodzić nad kwestią gatunkową, bo ta myślę nie ma znaczenia, jeśli sama książka jest mega. ;)
UsuńPowieść legenda, bardzo się cieszę się, że już czeka grzecznie na półce na lekturę. Świetnie, że Prószyński wznawia jego autobiograficzne powieści do tego fantastycznie wydane.
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, tym bardziej w przypadku takich autorów. Prós bardzo dobrze wydaje i to im trzeba przyznać.
UsuńŚwietnie, że są wznowy, to zawsze cieszy. Bardzo dobra, wyczerpująca recenzja, taka pozycja na nią wymaga. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. I zgadzam się, że ta książka wymaga omawiania, rozmawiania lub co najmniej raz przeczytania. :)
UsuńGrudzińskiego dalej mam gdzieś z tyłu głowy, w mniej pilnych planach, zobaczymy, kiedy uda mi się sięgnąć. Grzesiuka też bym przeczytała, bo widzę, że to porządny kawał literatury. Na chwilę obecną jeszcze nie planuję, ale pewnie po prostu wystarczy poczekać na odpowiedni moment :)
OdpowiedzUsuńGrudziński świetny, ale to już druga strona barykady, bo nie niemiecka, a rosyjska, i momentami chyba nawet gorsza jeszcze.
UsuńZgadzam się z twoją opinią. Książka jest niezwykle ciekawa. Iważam, że Grzesiuk dobrze zrobił, dzieląc się swoimi wspomnieniami. Czytałam ją i na pewno jeszcze do niej wrócę.
OdpowiedzUsuńGrzesiuk świetnie opisał i dużo tu robi jego przebojowość i humor, bo dzięki temu czyta się naprawdę świetnie.
UsuńA wiesz, że nie czytałam? Ale wciągam na moją listę! Z tematów obozowych to wielkie wrażenie zrobił na mnie "Inny świat". Do dziś pamiętam, że bardzo mi się podobała, choć dotykała tak strasznego tematu. A czytałam ją ponad 10 lat temu...
OdpowiedzUsuńNo Grudziński też mi się bardzo podobał. I też jakoś 10-12 lat temu czytałem.
Usuń