wtorek, 1 września 2020

GREEN TOWN - Ray Bradbury [opinia]

Tytuł oryginału: Dandellion Wine. Farewell Summer. Summer Morning, Summer Night. Something Wicked This Way Comes
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła, Paulina Braiter
Liczba stron: 787
Gatunek: Science fiction, fantasy, horror, thriller
Moja ocena: 4+/6







Ray Bradbury to jeden z moich ulubionych trzech muszkieterów klasyki science fiction,obok Philipa K. Dicka i Johna Brunnera, po których książki zawsze bardzo chętnie sięgam i ciągle wyczekuję czegoś nowego. Jak zwykle wydawnictwo Mag stanęło na wysokości zadania i zaserwowało nam tak jak ostatnio książkę nie z jedną, a z kilkoma książkami Bradbury'ego, czyli na zasadzie omnibusa. Mówiąc dokładniej to trzy powieści i jeden zbiór opowiadań, które zostały wciśnięte razem nie przypadkiem. Akcja wszystkich książek rozgrywa się w miasteczku Green Town i dotyczy dzieciństwa, a także w większości bohaterami są Tom i Doug, więc mamy pięknie zebrane wszystko do kupy w jednej książce i do ogarnięcia za jednym zamachem.

"Słoneczne wino" to pierwsza otwierająca ten omnibus powieść. W zasadzie to opowieść złożona z wielu pomniejszych opowieści o krainie dzieciństwa widzianej oczami dzieci (Toma i Douga) z ich codziennymi wydarzeniami i rytuałami. Wszystkie opowieści napisane z miłością i nostalgią, i rozgrywają się przez całe lato 1928 roku w małym miasteczku Green Town, a pamięć wszystkich dni zapisywana jest w szalenie oryginalny sposób, bo poprzez produkcję kolejnych butelek słonecznego wina odpowiadających każdemu dniu lata. 

"Pożegnanie lata" to bezpośrednia kontynuacja „Słonecznego wina”, która powstała po prawie 50 latach i zdecydowanie czuć różnicę między obydwoma tekstami. I to już nie tylko w przypadku formy, bo tutaj nie ma zlepku opowieści, ale ogólnie czuć upływ lat i doświadczenia autora. Sama powieść to po prostu powrót Raya do ulubionego miejsca i dwójki postaci. Przestawia losy wojny pokoleniowej między pokoleniem młodych (na czele z Douglasem) a starych (starosta i przedstawiciel rady szkolnej Quartermain) o kontrolę na zegarem czasu. Młodzi nie chcą pogodzić się z jego upływem, bo chcą na zawsze przeżywać dzieciństwo. Ale ostatecznie czas i tak zwycięża, z czym trzeba się pogodzić. 

"Letni ranek, letnia noc" to zbiór 27 opowiadań i to niestety bardzo przeciętnych opowiadań, co mnie nieco zasmuciło, bo spodziewałem się więcej po krótkiej formie Bradbury’ego, która mnie przecież już nie raz zachwyciła chociażby w „Kronikach marsjańskich”. Sporo jest tutaj tekstów, które kompletnie do mnie nie docierały. Nie rozumiałem ich sensu i głębi, nie odbiły się na mnie w jakikolwiek sposób. Jasne, kilka fajnych opowiadań się trafiło. I były też niektóre niezłe z Dougiem i Tomem Spauldingami. Ale to niestety za mało. Zbiór bardzo przeciętny. 

I na koniec ostatnia powieść omnibusa, czyli "Jakiś potwór tu nadchodzi". Jim i Will to dwójka trzynastoletnich, najlepszych przyjaciół, którzy są spragnieni ciągłych przygód i odkrywania czegoś nowego. Do czasu, gdy napotykają pewnego dziwnego domokrążce, który potrafi przewidzieć, w który dom uderzy piorun. Jak się okazuje jest on jednym z przedstawicieli tajemniczego lunaparku, który niedługo po pojawieniu się domokrążcy zjawia się w okolicy. Od tej chwili wszystko się zmienia, bowiem właścicielami lunaparku są dwaj demoniczni panowie Dark i Cooger, a wesołe miasteczko to tylko fałszywa przykrywka do zła, które się tam znajduje, i próbuje przyciągnąć do siebie dwóch chłopców...

Proza Bradbury’ego – wiecznego dzieciaka, marzyciela i poety - jest na ogół bardzo prosta, ale zawsze trafiająca najbardziej w punkt. Świetnie obrazuje to, co ma na myśli. A w tym zbiorze zdaje się mówić, żebyśmy byli jak dzieci, które doceniają życie, każdą jego chwilę i wszystko to, co je otacza, oraz cieszą się wszystkim. Bradbury przedstawił to wszystko nie dość, że ciekawie, to jeszcze ładnym i poetyckim językiem, jak mało kto potrafi. Typowe dla autora jest to, że lubi on posługiwać się sporą liczbą kwiecistych metafor oraz troszkę pofilozofować, i momentami w tej książce tego nadużywa, co nie każdemu będzie odpowiadało, ale idzie przez to przebrnąć. Warto sięgać po jego prozę bo jest wartościowa, a Green Town to ogólnie bardzo dobra pozycja, która udowadnia, że fantastyka może być piękna, mądra i wartościowa.;)

10 komentarzy:

  1. Podoba mi się przesłanie tej książki. I akurat to upodobania autora do filozofowania dla mnie jest dużym plusem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bradbury jest świetny, piękny i rozczulający. Polecam. ;)

      Usuń
  2. O tak! Uwielbiam fantastykę w takim wydaniu - wartościowym, skłaniającym do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mało kto ma taką wyobraźnię i potrafi poruszyć tyle ważnych tematów, co Bradbury.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, chyba będę się musiał konkretniej przekonać do Bradburyego. Pozycja i Wasze zachęty muszą przecież mieć rzetelne pokrycie, ale przykładowo mnie "Kroniki Marsjańskie" wynudziły w tym wydaniu Maga w serii Artefakty, z innymi dwoma opowiadaniami. Już nawet nie pamiętam, co mnie w nim lekko uraziło, ale chyba ten archaiczny język i połowiczne, powierzchowne rozwinięcie akcji.
    Natomiast nie wiedzieć czemu styl Michela Fabera bardzo mi przypomina Bradburyego, ale jego powieści zdecydowanie mnie urzekły. Zarówno "Pod Skórą", jak i "Księga Dziwnych Nowych Rzeczy". Nieśpieszne, wyważone s-f, bez przesadnego epatowania brutalnością, ale skupiający się na klimacie wokół pewnej przemocy. Faber wypisz-wymaluj dla mnie taki Bradbury z Kronik Marsjańskich, ale zdecydowanie pełniejszy i dojrzalszy.
    Może pójdę na kompromis i wezmę się za cieńszego Fahrenheita? )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ci "Kroniki" nie podeszły to ten zbiór Cię nie weźmie na bank. Prędzej "Październikowa kraina". Ale lepsze rozwiązanie sam sobie zamyśliłeś. Po tej powieści będziesz wiedział czy pchać sie w Raya dalej, czy nie. ;)

      Usuń
  5. Bardzo dobra książka! Chociaż jak wiesz, ja należę do grona tych marudzących na nadmierną poetyckość języka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobra, to fakt. Ale ja miałem się coś ciężko wgryźć tym razem w Raya jak to zwykle bywa. Coś za bardzo rozkojarzony byłem. "Słoneczne" bardzo dobre, ale zachwycę się chyba przy następnym razem. "Pożegnanie lata" tylko dobre. Opowiadania do mnie niemal w ogóle nie trafiły. "Jakiś potwór..." też bardzo dobry, ale lepiej czytało mi się za pierwszym razem. Kiedyś muszę wrócić do tego omnibusa. A ogólnie to chciałbym Bradbury'ego jeszcze. Może jakiś kolejny omnibus z powieścią i opowiadaniami "K jak Kosmos"? Zdublowały mi się troszkę książki przez te omnibusy Maga, ale szkoda mi się w przypadku tego autora pozbywać. :P

      Usuń