Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 269
Gatunek: Felieton, autobiografia
Moja ocena: 5/6
"Klawo z Grzesiukiem"
Stanisław Grzesiuk, jeniec obozów w Mauthausen, Dachau i Gusen, syn szemranych ulic Warszawy, bard z Czerniakowa, pieśniarz i pisarz. A do tego dowcipniś, wesołek, cwaniak, charakterniak i jeden z najbardziej zasłużonych twórców kultury warszawskiej. Wielu czytelnikom dobrze znany jest z kultowej autobiograficznej serii książek "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu" i "Na marginesie życia", o których pisałem kilka miesięcy temu. Człowiek, którego wspomnienia i historię czytałem z absolutnym podziwem i uwielbieniem dwukrotnie, dlatego szalenie ucieszyłem się, kiedy w zapowiedziach wydawnictwa Prószyński i S-ka maksymalnie zaskoczony ujrzałem książkę, która po raz pierwszy ukazać miała niepublikowane dotąd materiały.
Książka o świetnym brzmiącym tytule idealnie oddającym styl wypowiedzi autora "Klawo, jadziem!" to zbiór, który można właściwie podzielić na cztery części. W pierwszej z nich znajdują się opowiadania. O trzech pogrzebach, wymiarze sprawiedliwości na Niemcach tuż po wyzwoleniu z obozów, o mężczyźnie, który szukał pracy na Śląsku i o żebrakach. Najlepsze z nich moim zdaniem to te trzecie. Bohater opowiadania próbuje znaleźć pracę, ale ma ciężko zaakceptować ludzi dookoła, którzy mówią po niemiecku, ponieważ uważa ten język za paskudny, szkodliwy dla ucha i kojarzy mu się tylko ze zbrodniarzami. Nie raz zwraca uwagę ludziom - i mężczyznom, i kobietom - i przestrzega, żeby łaskawie przestali posługiwać się niemieckim, jeśli potrafią mówić po polsku, bo inaczej ich pobije I dochodzi do takich rękoczynów. Myślę, że Grzesiuk świetnie oddał uczucia i postawę wielu tysięcy ludzi, którzy podobnie reagowali po zakończeniu wojny. Do opowiadań dołączone został skany rękopisów autora, które pojawiają się równolegle z tekstem drukowanym.
„Tadzio nie żyje, więc trzeba go pochować. A że to już nie obóz, w którym pogrzeb odbywał się w krematorium, więc trzeba urządzić pogrzeb wolnościowy, z trumną, księdzem i innymi czarami w tym rodzaju”* - przykład humoru Grzesiuka. Mistrz! :D
Druga część to pięć felietonów. Autor po wydaniu „Boso, ale w ostrogach” zyskał wielką popularność i otrzymywał wiele propozycji współpracy. Jedną z nich była propozycja od tygodnika „Stolica” o pisaniu dla nich felietonów, z czego skorzystał, aczkolwiek bardzo krótko. Wspomina w nich o stolicy i ukochanej czerniakowskiej dzielnicy, gdzie się wychował. Pisze jak wyglądała Warszawa przed, co się zmieniło po wojnie, przytacza różne anegdoty z życia wzięte, często w swoim stylu dość zabawne, co mu się podoba, a co nie. Czuć w tym nutę goryczy i nostalgii za lepszą Warszawą i ludźmi przed wojną.
Trzecia to krótkie przemówienie napisane na temat walki z alkoholizmem zaraz po tym, jak po namowie kolegów został kandydatem Frontu Jedności Narodowej i wstąpił do Rady Narodowej. Na końcu zaś zamieszczone zostały piosenki, które były przez niego często grane i śpiewane solo lub razem z kolegami. Nie jest to jednak wszystko. Wydawnictwo dodatkowo zamieściło inne materiały jak umowy wydawnicze, niektóre listy czytelników i przyjaciół, plakaty, rękopisy, cytaty z książek i jego wypowiedzi, afisze i wiele zdjęć z prywatnej rodzinnej kolekcji. Większość z tego, jak już wspominałem, zostało po raz pierwszy opublikowane.
„(…)Człowiek żyje raz, więc wesoło trzeba żyć(…)”**
Grzesiuk jaki był, już pisałem. Niesamowicie wesoły, dowcipny, ale i uparty, cwany i charakterny. Ta książka jest napisana w nieco innym stylu. Mniej zabawnym, bardziej poważnym, a momentami i smutnym, nostalgicznym, analitycznym. Ale wesoło też momentami jest - jakżeby inaczej. Tylko, że mniej. Osobiście uważam, że nie sposób tego człowieka nie polubić, jeśli czytało się jego 'przeboje' w kultowej trylogii. Zwłaszcza jeśli ma się charakter równie wyraźny i silny jak jego.
Klawo, jadziem! to niewątpliwie bardzo dobre uzupełnienie autobiograficznej trylogii autora, które szczególne uznanie znajdzie wśród jego fanów. Jest to naprawdę kawał przydatnych i ciekawych materiałów, które jeszcze bardziej przybliżają życie i osobę Stanisława Grzesiuka - Charakternego chłopaka z Czerniakowa. Polecam.
*Stanisław Grzesiuk, Klawo, jadziem!, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019, s. 31.
**tamże, s. 115
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości i bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Więcej nowości i bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Cóż mogę dodać. Kinga i Grzesiuka będę chwalił zawsze i wszędzie :) Kto nie czytał, ten trąba :)
OdpowiedzUsuńNo dokładnie. Tylko, że od Grzesiuka to już raczej na nic więcej liczy nie można, a od Kinga, a i owszem. I tak w ogóle to znowu sięgam po Kinga ze swojej kolekcji, który już leży i czeka. :D
OdpowiedzUsuńJa czekam już na Kinga nowości, bo wszystko przeczytane, a wracać mi się jeszcze nie chce:) A co do Grzesiuka, to może i mało napisał, ale za to jak cudownie :)
OdpowiedzUsuńNo ja też tak kiedyś myślałem przeczytać wszystko i tylko nowości. Ale zbyt szybko mi to szło i odsunąłem to w czasie. Jednak w tym roku najpewniej to wszystko już przeczytam i wezmę się za antologie i komiksy.
UsuńNie miałam okazji jeszcze czytać książek autora, ale jestem ich bardzo ciekawa....
OdpowiedzUsuńŻadnego Kinga?
UsuńPrzekartkowałam na razie i podoba mi się forma.
OdpowiedzUsuńZabiorę się za "Klawo..." jak dobiorę się ponownie do trylogii, która grzecznie czeka na swoją kolej.
Odpowiednia kolejność czytania i reakcja. :)
UsuńKsiążka z niepublikowanymi wcześniej tekstami Grzesiuka? Ma się rozumieć, że biorę w ciemno! Ale zaraz, ja to prawie wszystko już gdzieś czytałem...
OdpowiedzUsuńTa pozycja to ordynarne naciąganie czytelników, a już szczytem jest zamieszczenie garści piosenek - ewidentnie chciano w ten sposób sztucznie powiększyć książkę, do której po prostu brakowało treści.
Wielki zawód. Żeby go uniknąć, polecam przekartkować w księgarni przed zakupem. Może ktoś uzna że przynajmniej zdjęcia są warte tego wydatku. Dla mnie nie były - chciałem przeczytać Grzesiuka, a nie go oglądać, czy wpatrywać się w jego rękopisy.