środa, 13 lutego 2019

KLAWO, JADZIEM! - Stanisław Grzesiuk [recenzja]

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 269
Gatunek: Felieton, autobiografia
Moja ocena: 5/6

"Klawo z Grzesiukiem"

Stanisław Grzesiuk, jeniec obozów w Mauthausen, Dachau i Gusen, syn szemranych ulic Warszawy, bard z Czerniakowa, pieśniarz i pisarz.  A do tego dowcipniś, wesołek, cwaniak, charakterniak i jeden z najbardziej zasłużonych twórców kultury warszawskiej. Wielu czytelnikom dobrze znany jest z kultowej autobiograficznej serii książek "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu" i "Na marginesie życia", o których pisałem kilka miesięcy temu. Człowiek, którego wspomnienia i historię czytałem z absolutnym podziwem i uwielbieniem dwukrotnie, dlatego szalenie ucieszyłem się, kiedy w zapowiedziach wydawnictwa Prószyński i S-ka maksymalnie zaskoczony ujrzałem książkę, która po raz pierwszy ukazać miała niepublikowane dotąd materiały.

Książka o świetnym brzmiącym tytule idealnie oddającym styl wypowiedzi autora "Klawo, jadziem!" to zbiór, który można właściwie podzielić na cztery części. W pierwszej z nich znajdują się opowiadania. O trzech pogrzebach, wymiarze sprawiedliwości na Niemcach tuż po wyzwoleniu z obozów, o mężczyźnie, który szukał pracy na Śląsku i o żebrakach. Najlepsze z nich moim zdaniem to te trzecie.  Bohater opowiadania próbuje znaleźć pracę, ale ma ciężko zaakceptować ludzi dookoła, którzy mówią po niemiecku, ponieważ uważa ten język za paskudny, szkodliwy dla ucha i kojarzy mu się tylko ze zbrodniarzami. Nie raz zwraca uwagę ludziom - i mężczyznom, i kobietom -  i przestrzega, żeby łaskawie przestali posługiwać się niemieckim, jeśli potrafią mówić po polsku, bo inaczej ich pobije I dochodzi do takich rękoczynów. Myślę, że Grzesiuk świetnie oddał uczucia i postawę wielu tysięcy ludzi, którzy podobnie reagowali po zakończeniu wojny. Do opowiadań dołączone został skany rękopisów autora, które pojawiają się równolegle z tekstem drukowanym.

„Tadzio nie żyje, więc trzeba go pochować. A że to już nie obóz, w którym pogrzeb odbywał się w krematorium, więc trzeba urządzić pogrzeb wolnościowy, z trumną, księdzem i innymi czarami w tym rodzaju”*  - przykład humoru Grzesiuka. Mistrz! :D

Druga część to pięć felietonów.  Autor po wydaniu „Boso, ale w ostrogach” zyskał wielką popularność i otrzymywał wiele propozycji współpracy. Jedną z nich była propozycja od tygodnika „Stolica” o pisaniu dla nich felietonów, z czego skorzystał, aczkolwiek bardzo krótko. Wspomina w nich o stolicy i ukochanej czerniakowskiej dzielnicy, gdzie się wychował. Pisze jak wyglądała Warszawa przed, co się zmieniło po wojnie, przytacza różne anegdoty z życia wzięte, często w swoim stylu dość zabawne, co mu się podoba, a co nie. Czuć w tym nutę goryczy i nostalgii za lepszą Warszawą i ludźmi przed wojną.

Trzecia to krótkie przemówienie napisane na temat walki z alkoholizmem zaraz po tym, jak po namowie kolegów został kandydatem Frontu Jedności Narodowej i wstąpił do Rady Narodowej. Na końcu zaś zamieszczone zostały piosenki, które były przez niego często grane i śpiewane solo lub razem z kolegami. Nie jest to jednak wszystko. Wydawnictwo dodatkowo zamieściło inne materiały jak umowy wydawnicze, niektóre listy czytelników i przyjaciół, plakaty, rękopisy, cytaty z książek i jego wypowiedzi, afisze i wiele zdjęć z prywatnej rodzinnej kolekcji. Większość z tego, jak już wspominałem, zostało po raz pierwszy opublikowane. 

„(…)Człowiek żyje raz, więc wesoło trzeba żyć(…)”**

Grzesiuk jaki był, już pisałem. Niesamowicie wesoły, dowcipny, ale i uparty, cwany i charakterny. Ta książka jest napisana w nieco innym stylu. Mniej zabawnym, bardziej poważnym, a momentami i smutnym, nostalgicznym, analitycznym. Ale wesoło też momentami jest - jakżeby inaczej. Tylko, że mniej. Osobiście uważam, że nie sposób tego człowieka nie polubić, jeśli czytało się jego 'przeboje' w kultowej trylogii. Zwłaszcza jeśli ma się charakter równie wyraźny i silny jak jego. 

Klawo, jadziem! to niewątpliwie bardzo dobre uzupełnienie autobiograficznej trylogii autora, które szczególne uznanie znajdzie wśród jego fanów. Jest to naprawdę kawał przydatnych i ciekawych materiałów, które jeszcze bardziej przybliżają życie i osobę Stanisława Grzesiuka - Charakternego chłopaka z Czerniakowa. Polecam. 


*Stanisław Grzesiuk, Klawo, jadziem!, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019, s. 31.
**tamże, s. 115


Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości  i bestsellerów znajdziecie na ich stronie.

9 komentarzy:

  1. Cóż mogę dodać. Kinga i Grzesiuka będę chwalił zawsze i wszędzie :) Kto nie czytał, ten trąba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No dokładnie. Tylko, że od Grzesiuka to już raczej na nic więcej liczy nie można, a od Kinga, a i owszem. I tak w ogóle to znowu sięgam po Kinga ze swojej kolekcji, który już leży i czeka. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czekam już na Kinga nowości, bo wszystko przeczytane, a wracać mi się jeszcze nie chce:) A co do Grzesiuka, to może i mało napisał, ale za to jak cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja też tak kiedyś myślałem przeczytać wszystko i tylko nowości. Ale zbyt szybko mi to szło i odsunąłem to w czasie. Jednak w tym roku najpewniej to wszystko już przeczytam i wezmę się za antologie i komiksy.

      Usuń
  4. Nie miałam okazji jeszcze czytać książek autora, ale jestem ich bardzo ciekawa....

    OdpowiedzUsuń
  5. Przekartkowałam na razie i podoba mi się forma.
    Zabiorę się za "Klawo..." jak dobiorę się ponownie do trylogii, która grzecznie czeka na swoją kolej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiednia kolejność czytania i reakcja. :)

      Usuń
  6. Książka z niepublikowanymi wcześniej tekstami Grzesiuka? Ma się rozumieć, że biorę w ciemno! Ale zaraz, ja to prawie wszystko już gdzieś czytałem...

    Ta pozycja to ordynarne naciąganie czytelników, a już szczytem jest zamieszczenie garści piosenek - ewidentnie chciano w ten sposób sztucznie powiększyć książkę, do której po prostu brakowało treści.

    Wielki zawód. Żeby go uniknąć, polecam przekartkować w księgarni przed zakupem. Może ktoś uzna że przynajmniej zdjęcia są warte tego wydatku. Dla mnie nie były - chciałem przeczytać Grzesiuka, a nie go oglądać, czy wpatrywać się w jego rękopisy.

    OdpowiedzUsuń