środa, 4 marca 2020

PIECHOTĄ DO ŹRÓDEŁ ORINOKO - Wojciech Cejrowski [recenzja]

Wydawnictwo: Wyd. Bernardinum
Liczba stron: 403
Gatunek: Podróżnicza, przyrodnicza, reportaż
Moja ocena: 5+/6










Uwielbiam ludzi, którzy mają lekką wymowę, wypowiadają się mądrze (ale bez wywyższania) na tematy ważne i błahe ze specyficznym, często sarkastycznym, ironicznym i czarnym lub zwariowanym humorem. Słucham w tv i czytam książki takich osób z przyjemnością. Zwłaszcza, gdy tyczy się to jakichś przygód i historii, o których opowiadają. 

Wojciecha Cejrowskiego polubiłem już po obejrzeniu po raz pierwszy - czyli bardzo dawno temu - jego programu "Boso przez świat". A wraz z kolejnymi odcinkami i książkami polubiłem jeszcze bardziej, bo jest naprawdę ciekawą, barwną i przyciągającą osobą. Bardzo inteligentny, niesamowicie zręcznie władający słowem, że świetnym humorem, ekscentryczny, szczery i niekryjący się z własnym zdaniem (dla niektórych aż za bardzo), pogodny i wesoły, a ogólnie bardzo specyficzny. 

Znają go chyba wszyscy Polacy, bo ciężko go nie kojarzyć. Ale nie tylko oni, bo ogólnie kojarzony jest na całym świecie, który zwiedza od wielu lat, a zwłaszcza znany jest w krajach obu Ameryk, w których bywa najczęściej. Nie tylko zwiedza i podróżuje, ale przede wszystkim poznaje chętnie ludzi, ich kulturę, historie, nawyki żywieniowe, religie, zwyczaje itp. I to przede wszystkim tych nieucywilizowanych, czyli dzikich, o których zresztą mogliśmy już przeczytać w poprzednich książkach. 

Piechotą do źródeł Orinoko to kolejna książka Cejrowskiego, która co prawda najnowsza nie jest, ale wydana ponownie zawiera kilka naniesionych zmian i korekt. Jest to podróż sprzed wielu lat, która czasowo odbyła się zaraz po "Podróżniku WC" i chwilę przed "Rio Anakonda". W tej książce autor opisuje swój pobyt w Wenezueli i relacjonuje wszystko od początku zgodnie z wytyczonym szlakiem, który wyrysowany jest na na mapie na wyklejce zaraz na początku - czyli od Caracas aż do samego celu, do źródeł Orinoko

Wenezuela to kraj trzy razy większy od Polski, ale mający dwa razy mniej mieszkańców, czyli ideał dla podróżnika, bo więcej natury niż człowieka. Ideał dla Cejrowskiego, który musiał tam być. I był. I wiele się działo u Pana Wojtka, jak zawsze zresztą. Wiele miejsc, wielu ludzi, wiele zabawnych (czasem też groźnych i niebezpiecznych) sytuacji. Poznamy Los Lamos, rozległe pustkowia Ameryki Południowej, czyli sawannę nazywaną przez autora Wielką Łąką, wraz z jej specyficznymi mieszkańcami. Spotkanie i interesy z tamtejszym mafioso, którego grupa cechuje się noszeniem specyficznego złotego haczyka na łańcuszku szyi, spotkanie z polskim księdzem, uczestnictwo w kastracji byków, przygody ze zwierzętami i ogólnie całą podróż krok po kroku. Wenezuela to kraj, który oferuje tanie diamenty, szmaragdy i złoto pozyskiwane nielegalnie w indiańskich rezerwatach, więc i o tym jest tutaj też sporo. O przemycie, przemytnikach i o udziale samego Cejrowskiego w tym...

Najwięcej jednak jest o Yanomami, czyli najdzikszym plemieniu żyjącym do dziś, które nie chce się ucywilizować. Najdziksze i jedno z najniebezpieczniejszych, którego naprawdę nie chce się denerwować, bo jego przedstawiciele systematycznie zażywają tabakę/narkotyk yopo wywołującą stany wysokiej agresji. Biorąc pod uwagę, że ich sportem i tradycją jest uderzanie na przemian po głowie aż do momentu, gdy ten drugi padnie (zemdlony albo zabity, bez znaczenia), a ich szaman jest nieprzewidywalnym i wpadającym w wielki szał wariatem, który potrafi wyrządzić krzywdę każdemu bez wyjątku w najmniej spodziewanej chwili, Wojciech Cejrowski opisuje ich z wielką trwogą i ostrożnością, zaznaczając, że NIKT Z NAS NAPRAWDĘ NIGDY NIE CHCE POZNAĆ YANOMAMI!

Piechotą do źródeł Orinoko to kolejna fantastyczna przygoda w nieznane dzikie tereny, zrelacjonowana przez najpopularniejszego współczesnego podróżnika, Wojciecha Cejrowskiego. Kto zna go ten wie, czego można się spodziewać po jego książce. Humoru, brawury, niesamowitych sytuacji balansujących na krawędzi ubawu po pachy i bliskiej śmierci, świetnych dialogów, powiedzonek i zwrotów, a także kilkunastu ciekawych autorskich fotografii. Autora nie trzeba przedstawiać, ani do niego zachęcać. Kto go lubi, ten po tą książkę sięgnie bez zachęty. Kto nie lubi, ten pominie. Tyle.

8 komentarzy:

  1. Tego nie czytałem, ale dobrze, żeś przypomniał zamówię sobie :D. Przeczytałem "Gringo" i "Rio Anaconda" - jedne z lepszych książek podróżniczych, jakie miałem okazję przeczytać. Ciekawi mnie też ta "Wyspa na prerii"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie najlepsze są "Gringo" i "Wyspa", a "Rio" i "Orinoko" w drugiej kolejności, niewiele gorsze, naprawdę niewiele. "Grino" i "Wyspą" byłem zachwycony, w tej drugiej to Cejrowski opowiada o swojej posiadłości w Meksyku i ogólnie o tym kraju i jego mieszkańcach, zarąbiście są, uwielbiam Meksykanów. Kup sobie obie, których nie masz/nie czytałeś. Raczej się nie zawiedziesz. ;)

      Usuń
    2. Dla mnie nr jeden to "Wyspa..." :)

      Usuń
    3. Dla mnie chyba też. Ja ogólnie bardzo lubię społeczność meksykańską - oglądać, czytać o nich i ich słuchać. Chciałbym odwiedzić kiedyś Meksyk (chyba najbardziej ze wszystkich krajów obu Ameryk) i nauczyć się hiszpańskiego. Jak oglądam filmy to podłapuję niektóre słówka, dlatego uwielbiam m. in. Narcosów czy Uwięzione. Zwłaszcza te przeklinanie. :D Drugi dla mnie jest Gringo, a trzecie te Orinoko. Potem Rio i Podróżnik. ALe ogólnie to wszystkie książki Cejrowskiego mi się podobały i cieszy mnie fakt, że będą kolejne - przynajmniej jeszcze dwie. :)

      Usuń
    4. Uczyłam się hiszpańskiego 2 lata w ramach lektoratu :) Bardzo przyjemny, szybko wpada w ucho. Aż mi szkoda, że potem odpuściłam :(

      Usuń
    5. No właśnie, bardzo przyjemny dla ucha i taki lekki w wymowie. A czemu odpuściłaś, brak czasu czy motywacji?

      Usuń
    6. Nie dziwię się, co innego uczyć się jak jest w szkole, co innego jak już prywatnie. Ja chodząc jeszcze na studia potrafiłem angol uczyć się z własnej inicjatywy na co dzień. Jak już jest po nauczaniu to kiepsko z tym. Musiałbym mieć jakiś mocny motywator, na przykład wyjazd dłuższy w rejony, gdzie językiem urzędowym jest hiszpański. A ogólnie bardzo bym chciał do Meksyku, może kiedyś. :)

      Usuń