Tytuł oryginału: The Water-Method Man
Wydawnictwo: Prószyńsk i S-ka
Tłumaczenie: Wacław Niepokólczycki
Liczba stron: 413
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna, dramat obyczajowy, czarna komedia
Moja ocena: 4/6
"Zmierzając ku nieszczęściu"
John Irving, autor słynnego "Świata według Garpa", zachwycił i kupił mnie ponad dwa lata temu, kiedy sięgałem po ową książkę po raz pierwszy doświadczając jego prozy. Od tamtego momentu bez najmniejszych zawahań i dość często otwieram swój umysł na kolejne jego powieści, dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka, które systematycznie wznawia i wydaje je w ręce swoich czytelników. Metoda wodna to druga powieść w dorobku tego świetnego amerykańskiego pisarza, a dziesiąta z kolei, po którą zdecydowałem się sięgnąć i ponownie przeznaczyć swój czas jej autorowi.
Książka opowiada historię Freda Trumpera, którego poznajemy w momencie, gdy udaje się do urologa, Jeana-Claude'a Vignerona, ze swoim problemem dotyczącym układu moczowego, który ma już od czasów bycia nastolatkiem. Doktor proponuje mu trzy opcje do wyboru, ale dwie z nich - abstynencję alkoholową i zabieg chirurgiczny - odrzuca od razu, więc pozostaje mu nowatorska tytułowa "metoda wodna", na którą się decyduje, mając na dzieję, że wreszcie rozwiąże się jego powikłanie. Ale problemy układu moczowego nie są jedynymi, które doskwierają Trumperowi. Trudności z pracą nad tłumaczeniem poematu ze staro-dolno-nordyckiego, afera narkotykowa, rozpad małżeństwa czy nieumiejętność szczerego wyrażania swoich uczuć powodują, że bohater ciągle nie potrafi odnaleźć się na tym świecie i zmierza w nieodpowiednim kierunku.
Druga powieść Irvinga pokazuje już wyraźniej elementy charakterystyczne dla jego bardzo osobliwego pióra, które w pełni ukształtowało się w kolejnych książkach. Zaskakująca fabuła, specyficzny czarny humor, sarkastyczny ton, świetnie wykreowani bohaterowie, wnikliwe studium ich większych i mniejszych problemów. Widać, że to wszystko zaczyna się już tutaj pojawiać i powoli kształtować. Ale sporym problem jest bardzo zagmatwana i chaotyczna fabuła. Autor często i bezładnie skacze z jednego miejsca do innego, przeplatając teraźniejszość z przeszłością, czego nie idzie zbyt łatwo i szybko odróżnić. Zmienia się też przy tym narracja, gdzie raz narratorem jest główny bohater, innym razem dowiadujemy się o nim w trzeciej osobie, a czasem pojawia się również jego korespondencja z rodziną i przedsiębiorstwami usługowymi. Takie przeskoki także są charakterystyczne dla autora i wypadają mu zazwyczaj na plus, ale w przypadku tej powieści po raz pierwszy wywołują aż tak irytujące zamieszanie i dezorientację.
Niemniej jednak stale i niezmiennie u Johna Irvinga najważniejsze i najlepsze jest studium jednostki ukazanej w najprostszych i najbardziej zagmatwanych sytuacjach życiowych, co od początku kariery wychodzi mu bardzo dobrze. Fred 'Blagier' Trumper to pokaz osoby wyniosłej, małomównej i niewiedzącej czego tak naprawdę chce w tym życiu. Obraz wykolejeńca, który ma za sobą nieudane małżeństwo, a obecnie pozostaje w niepewnym związku z inną partnerką, gdzie po raz kolejny widać podobne pojawiające się problemy. Nie potrafi znaleźć porozumienia z kobietami i okazywać im prostych i uczciwych uczuć. Znajduje jasne zadowolenie ze współżycia z nimi. Ale na co dzień jego egzystencja jest smutna, obojętna i egoistyczna, bo mimo że paranoicznie analizuje swoje życie, to nie potrafi wyciągać odpowiednich wniosków i żyć w zgodzie z otoczeniem i z samym sobą.
Oprócz Trumpera poznajemy także kilka innych ciekawych postaci. Jego poprzednią partnerkę Sue 'Dużą' Kunft, niegdyś byłą mistrzynią narciarstwa, którą poznał i ożenił się z nią w czasach studenckich w Wiedniu. Tulpen, kochankę i byłą dziewczynę zapalonego amatorskiego scenarzysty filmów awangardowych, Ralfa Packera, z którym sam zresztą pracował i się przyjaźnił. Couthberta 'Coutha' Bennetta, fotografa i najlepszego przyjaciela, który związał się potem z jego byłą żoną, czy wreszcie osobliwego Merrilla Overturfa, który zmaga się z cukrzycą i ciągle przedawkowuje insulinę często podejrzewany przez to o skłonności alkoholowe.
Książka jak zwykle zabarwiona sarkastycznym i ciętym językiem, wyrazistymi postaciami i pełna różnych dziwactw, skrajności, niezwiązanych ze sobą sytuacji, banalnych, śmiesznych i poważnych problemów, które na przemian bawią, drażnią, komplikują, zdumiewają, intrygują lub wprawiają w refleksję. O niczym i o wszystkim. A najtrafniej, po prostu o prozie życia.
Metoda wodna na pewno nie jest jedną z najlepszych powieści Johna Irvinga i najodpowiedniejszą na pierwszy kontakt z jego literaturą. Książkę najbardziej docenią przede wszystkim czytelnicy, którzy już wcześniej zasmakowali pióra tego amerykańskiego autora i doskonale wiedzą o co chodzi w twórczości tego świetnego pisarza. Pozycja także odpowiednia dla czytelników, którzy szukają po prostu literatury z najwyższej półki.
Ja się chyba nie skuszę :-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego ode mnie czytać nie trzeba. :P Polecać mogę lepsze. ;)
UsuńCo poleciłbyś z Irvinga? Dotychczas czytałem tylko "Garpa" i właściwie fajnie byłoby kontynuować przygodę z tym autorem ;) Zacząłem "Kolekcjonera kości"- i właściwie po dosłownie kilkunastu stronach wiem, że to będzie świetna książka, dzięki za polecenie :)
OdpowiedzUsuńTo teraz spróbuj sobie "Hotel New Hempshire" lub "Regulamin tłoczni win". ;)
UsuńCieszy mnie to. "Tańczący" też jest świetny.
Mogę spokojnie podpisać się pod Twoimi słowami :)
OdpowiedzUsuńNo to dobrze. To jest nas Troje, bo jeszcze Olga 'Wielka Siostra' też ma podobnie. :)
Usuń