sobota, 7 lipca 2018

CZARNOSKRZYDŁY - Ed McDonald [recenzja]

Tytuł oryginału: Blackwing
Cykl: Znak kruka, tom: 1
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Robert Waliś
Liczba stron: 360
Gatunek: Fantasy, high fantasy
Moja ocena: 5/6

"Nieszczęście dopadnie każdego"

Czarnoskrzydły to bardzo dobry debiut angielskiego autora, o którym do tej pory nic nie słyszałem i nie wiedziałem. I w sumie po przeczytaniu dalej wiem niewiele ponad to, że fascynuje go szermierka i jest wykładowcą uniwersyteckim, który mieszka w Londynie, a w wolnej chwili, kiedy nie ocenia esejów i nie prowadzi rozmów na forach dyskusyjnych, zasiada do biurka i pisze. Od dziecka lubił gobliny i smoki, więc można się domyślić, jakie książki czytał i czemu właśnie taki gatunek obrał również dla swojej literatury. Na chwilę obecną ma na swoim koncie dwie książki z trylogii Znak kruka, tak więc można się spodziewać, że w ciągu najbliższych tygodni także u nas pojawi się druga część. Ale dzisiaj zacznijmy od tej pierwszej.

Ryhalt Galharrow wolałby spędzić czas na topieniu swoich smutków w butelce brandy lub piwa, ale jest kapitanem grupy Czarnoskrzydłych w słudze Wroniej Stopy, który daje mu rozkaz odszukania pewnej zamaskowanej arystokratki władającej potężną mocą. Po znalezieniu Ezabeth, wspólnie odkrywają, że Maszyneria Nalla, jedyna broń, która strzeże granic Nieszczęścia przed potężnymi istotami znanymi jako Królowe Głębi, może przestać działać. Świat stoi w obliczu zagłady ze strony jej wrogów, którzy przestali się lękać straszliwej broni i szykują się do ataku. Ryhalt i Ezabeth muszą szybko odkryć, co spowoduje, że Maszyneria na nowo zacznie skutecznie działać, lub znaleźć inny sposób, żeby odeprzeć straszliwych napastników. Tylko czy starczy im czasu nim wróg się pojawi i wszystko zniszczy?

Główny bohater to człowiek, który niegdyś miał bardzo dobrą pozycję w armii, ale przez pewne wydarzenie stracił nazwisko i stopień, a chwilę potem, w tragicznych okolicznościach, także żonę z dziećmi. Popadł w pijaństwo i niemal stoczył się na dno, ale został Czarnoskrzydłym przez tak zwaną Wronią Stopą. To potężna istota i jeden z kilku Bezimiennych o niemal boskich mocach, który pojawia się za każdym razem, kiedy zleca jakieś zadanie Ryhaltowi. Pojawia się w bardzo ciekawy sposób poprzez tatuaż, który główny bohater nosi na prawej ręce. Nie działa on sam. Jest kapitanem kilku osób wcielonych do grupy Czarnoskrzydłych, którzy na co dzień mają chronić świat - tropić szare owce, spekulantów i przekupnych oficerów, odszukiwać złotoustych, pozbywać się Panien Młodych, uciszać czarnowidzów. Ogólnie to tacy łowcy potworów i słudzy prawa, ale jak pojawia się Wronia Stopa to skupiają się na konkretnym zleconym przez niego zadaniu.

Akcja dzieje się głównie w nieskażonym Łańcuchu i niebezpiecznym Nieszczęściu. W głąb Nieszczęścia zmierzają tylko desperaci, głupcy i chciwcy. Jest to tajemnicze miejsce pełne dziwnych istot i skażone przez wyniszczającą wojnę pomiędzy Bezimiennymi a Królami Głębi. Nie znamy powodu tego konfliktu, więc najpewniej autor zdradzi więcej w kolejnej części. Nie wiemy też wszystkiego o Bezimiennych i Królach Głębi, bo wydają się być bardziej rozbudowani. Ale istoty te zostały przybliżone na tyle, żeby zainteresować i przekonać czytelnika o ich oryginalności. Podobnie ma się rzecz ze światem przedstawionym, w którym pojawiają się jakieś inne istoty, przedmioty i miejsca, ale póki co nie wiadomo zbyt wiele i czy będą miały większe, czy mniejsze znaczenie dla późniejszej fabuły.

Powieść Eda McDonalda to nie jest fantasy w stylu Brandona Sandersona, w którym jej autor odkrywa przed czytelnikiem całe bogactwo wykreowanego przez siebie świata. Nie ma tutaj zbyt częstych opisów fauny, flory, nacji, nowych fantastycznych istot, kultur, miejsc czy magii. Oczywiście nie oznacza to, że nie pojawiają się w ogóle i że niewiele jest czegoś nowego. Autor po prostu kosztem bardziej szczegółowych opisów wolał przedstawić książkę, gdzie jest krwawo, dynamicznie, pełno  akcji, kilka barwnych i oryginalnych postaci oraz świetne dialogi, które mi osobiście bardzo przypadły do gustu. Sporo przeklinania, cięte riposty, trafne porównania, ciekawe i zabawne sentencje sprawiały, że z uśmiechem i zainteresowaniem czytałem dalej. Historia o walce bogów na pozostałościach dawnej cywilizacji sama w sobie może nie jest jakoś specjalnie odkrywcza, jeśli czytelnik ma już za sobą kilkanaście innych książek fantasy, ale jest przedstawiona na tyle dobrze, że ani trochę nie nudzi, ma kilka zaskakujących momentów i naprawdę z ciekawością się ją czyta. Dobre jest też zakończenie, które nie kończy się cliffhangerem, ale jasno wskazuje, że jeszcze trochę się tutaj rzeczy wydarzy. 

Czarnoskrzydły ma w sobie elementy charakterystyczne dla dwóch innych znanych pisarzy fantasy. Pełnokrwiste i żywiołowe postaci, spektakularne akcje i wulgarno-ironiczne i wesołe dialogi odznaczające się u Joego Abercrombiego, oraz groteskowe obrazy i szaleństwo znane z książek Chiny Miéville'a. Dlatego myślę, że te fantasy z dużym prawdopodobieństwem może przypaść do gustu fanom własnie tych dwóch autorów. Podobnie powinno się spodobać tym czytelnikom, którzy stawiają dynamizm  ponad szczegółowe opisy świata przedstawionego. Sam na ogół preferuję bardziej opasłe książki fantasy, żeby poprzebywać w świeci przedstawionym trochę dłużej i więcej się o nim dowiedzieć, ale w powieści McDonalda dzieje się tak dużo i ciekawie, że czytało mi się bardzo dobrze i przyjemnie i bez namawiania przez kogokolwiek z chęcią sięgnę po kolejne dwa tomy. 

Za udostępnienie mi tej książki serdecznie dziękuję po raz kolejny Wydawnictwu Mag.

12 komentarzy:

  1. To mówisz, że to jest bardziej konkretne niż ciepłe kluchy Sandersona ;) ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Krwawo i dynamicznie czyli jak najbardziej dla mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozbywanie się Panien Młodych brzmi intrygująco. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no czekałem czy ktoś się do tego odniesie. :P A to ciekawy wątek jest, nie związany ze ślubem, odbijaniem partnerek Panom młodym itp. Ale nie zdradzę, bo bym zaspojlerował. :P

      Usuń
    2. Osz Ty ;)
      Będziesz mnie tak w niepewności trzymał?

      Usuń
  4. Utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę przeczytać. :D A podczas czytania Twojej recenzji jakoś mi Wegner przyszedł do głowy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że jak, że 'Czarnoskrzydły' w podobnym klimacie, co u Wegnera? Niee. ;)y'

      Usuń