poniedziałek, 1 lipca 2019

PARAGRAF 22 - Joseph Heller [recenzja]

Tytuł oryginału: Catch-22
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk
Liczba stron: 477
Gatunek: Czarna komedia, satyra
Moja ocena: 4/6

"Totalne wariactwo"

Pilot Yossarian, obawiając się o swoje życie, które może utracić przez wrogie Niemcy lub własnych dowódców, nie zamierza brać dalszego udziału w walce. Symuluje chorobę psychiczną, żeby trafić do szpitala, zamiast wrócić na front. Szybko jednak spostrzega, że udając wariata otoczony jest też samymi wariatami, zarówno wśród równym jemu stopniem kolegów, jak i wyższych oficerów i jego przełożonych. Choroba psychiczna stanowi wystarczający powód, aby zostać odesłanym do domu, bo w armii amerykańskiej nie ma miejsca dla wariatów. Ale istnieje pewien przepis, żeby to obejść - nazywa się paragraf 22.

Paragraf 22 to jedna z najważniejszych książek literatury amerykańskiej XX wieku. Satyra powstała, żeby ukazać bezsens wojny i armii jako instytucji, oraz drwić z biurokracji i różnych absurdów, które nękają amerykańskie społeczeństwo. To bardzo popularna książka, która została uznana za literackie arcydzieło, ale dzieli krytyków na zagorzałych zwolenników i przeciwników. Doczekała się adaptacji filmowej w 1970, a aktualnie realizowany jest serial na podstawie tej książki w reżyserii George'a Clooneya, który zachęcił mnie do szybszego sięgnięcia po nią, bo zamierzałem ją przeczytać dużo wcześniej. Okazja nadarzyła się znakomita, bo wydawnictwo Albatros postanowiło wznowić powieść na krótko po ukazaniu się serialu. Byłem przekonany, że książka określana mianem arcydzieła, która bardzo ciekawie się zapowiada, sądząc po fabule, oczaruje mnie w pełni, ale niestety się pomyliłem...

Powieść Hellera jest książką absurdalną i zwariowaną. Napisana w narracji trzecioosobowej, opisuje wydarzenia z punktu widzenia różnych postaci, ale nie są one utrzymane w porządku, mimo że fabuła ogólnie posuwa się do przodu. Akcja dzieje się podczas II wojny światowej, a amerykańska jednostka wojskowa, która ukazuje jej kulisy, stacjonuje we Włoszech. Niewątpliwie najlepsze w tej książce są postaci i wszelkie działania, których się dopuszczają. Bohaterowie wyróżniają się wyraźnie i są nietuzinkowi. Nie tylko główna postać inteligentnego Yossariana, który udając wariata stara się podporządkować wszystko wokół siebie i sprawić cokolwiek, żeby doprowadzić do odesłania go do domu. Występuje tu na przykład taki Milo Minderbinder, który celowo atakuje własne pozycje dla osobistych zysków; porucznik Scheisskopf zabójczo zakochany w defiladach, po wykonaniu których może wybaczyć wiele przewinień, czy major Major Major, który przyjmuje swoich podwładnych tylko wtedy, gdy go nie ma.  

Bohaterowie oprócz brania udziału w typowych działaniach wojennych, zajmują też innymi rzeczami na boku. Jeden wykorzystuje fakt, że jest zaopatrzeniowcem żywnościowym, żeby się wzbogacić, wobec czego handluje na dużą skalę z wieloma państwami znajdującymi się w okolicy Włoch. Inni interesują się kobietami czy sprawami religijnymi. Na ogół jednak wszyscy starają się odrzucić od siebie strach śmierci i kombinują na wszelkie sposoby, żeby tylko wrócić do domu. Jedni udając wariatów, drudzy chcąc wyrobić określoną liczbę lotów, które muszą wykonać dla armii. Wszyscy oni są jednak skazani na porażkę, bo wariatów jest pełno i nie odsyła się ich do domu w oparciu o przepis paradoks, czyli nieistniejący tak naprawdę paragraf 22, a liczba lotów ciągle jest zwiększana, żeby nie można było jej wykonać. Pełno więc tutaj szaleństw, konfliktów, symulantów, frustratów, skłóconych ze sobą zwykłych żołnierzy i wyższych oficerów, a potem także i śmierci.

Książka napisana w specyficzny, wyjątkowy i inteligentny sposób, ale byłem przekonany, że będę czytał ją szybko i przyjemnie. Nie jest to lektura tak lekka, jak mogłoby się wydawać, bo czasami od dialogów, myśli i działań bohaterów może się zakręcić w głowie. Czytając tę książkę czułem się momentami podobnie jak osoby cierpiące na klaustrofobię w momencie kiedy się je wprowadzi do ciasnego pomieszczenia. Osobiście lubię czarną komedię i satyrę, ale w innym wykonaniu, np. Johna Irvinga lub Philipa Rotha. Ich książki nie tylko są zwariowane i wyjątkowe, mają głębię i niosą jakieś przesłanie, ale też są świetnie napisane, bo czyta się je lekko i przyjemnie. A „Paragraf 22” nie. Ma głębie i przesłanie, ale jest dla mnie napisana zbyt komicznie i przekracza pewną granicę, która powoduje że momentami jest już przekomicznie i irytująco. Absurd wypiera kolejny absurd, wariactwo kolejne wariactwo. I chociaż jest w tym jakaś spójność i mądrość to dla mnie to tylko taki zlepek wszystkiego i niczego, ironizujący i kpiący ze wszystkiego, ale tak szalenie mnie to czytanie wnerwiało, że już dawno czegoś takiego nie doświadczyłem. Czytało się okropnie, męczyło strasznie. Może i literatura z najwyższej półki, ale nie dla mnie. Moja najwyższa półka to Irving, Roth, Palahniuk, McCarthy, Steinbeck i jeszcze kilku innych, których literatura mnie porusza dogłębnie, emocjonalnie i duchowo, rozwija pod wieloma względami i czerpię z niej największą satysfakcję. Heller nie pasuje mi tam zupełnie. Dla mnie to książka co najwyżej dobra, za tę wyjątkowość, postaci i ich działania, bo to bardzo się wyróżnia, ale to niestety wszystko. 

Ogólnie rzecz biorąc nie żałuję sięgnięcia po Paradoks 22, mimo że oczekiwania miałem inne i trochę mnie te czytanie wymęczyło. To w istocie wyjątkowa i specyficzna książka. Warto było poznać Yossariana i przekonać się do czego zdolny jest posunąć się człowiek, żeby tylko osiągnąć upragniony cel, czyli w tym przypadku powrócić do domu. Książka Hellera z pewnością przypadnie do gustu wielu czytelnikom lubującym się w czarnej komedii i satyrze, zwłaszcza jeśli dotyczą one ukazania bezsensu wojny i szyderstw z biurokracji. 

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Albatros

15 komentarzy:

  1. Też się kiedyś przymierzałem do tej książki, ale poczytałem oceny, które w większości były takie jak Twoje. I póki co, odpuściłem ją sobie. Czytając Twoją reckę, myślę, że słusznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię groteskę i satyrę, ale jak dla mnie tutaj to przesada. Często czytałem z myślą, że pajacują i nic z tego nie wynika, a ja się tylko wnerwiam, bo już chciałbym to skończyć i sięgnąć po coś lepszego. Cóż, tak bywa.

      Usuń
  2. Odpuszczam sobie. Niestety, taki głupkowaty humor, rzadko mi podchodzi. Stąd też słabo trawię Pratchetta. Próbuję się do niego przekonać, po tym, jak niegdyś odbiłem się zirytowany od "Świata Dysku", ale nie wiem, czy coś z tego będzie :P.
    W moim przypadku dodatkowo dochodzi fakt, że najpewniej wcale bym się nie zgodził z przesłaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię, ale bez przesady + styl Hellera mi nie odpowiada. Pratchetta czytałem pierwszy tom "ŚD" i mi się podobało.
      Czemu byś się nie zgodził? To jest powieść antywojenna ogólnie.

      Usuń
    2. Ja zacząłem chyba od "Straż, straż", bo miałem dostęp i ojciec mi powiedział, że to można czytać jako samostojkę. Mam zamiar zrobić jeszcze jedno podejście do ŚD, tym razem do pierwszego tomu.
      No tutaj nie jestem pewien. Jednak, osobiście uważam, że jest coś takiego jak wojna sprawiedliwa i czasem złu po prostu przeciwstawić się należy. Jak było w przypadku nazizmu, na przykład. Dlatego, nie mam nic przeciwko, jak ktoś piętnuje same okropności wojny, ale uderzanie w ogóle w wojnę, tak z pozycji typowo pacyfistycznych, nie przemawia do mnie.

      Usuń
    3. No ja nie wiem, co tma dalej jest, ale podobno najlepszy Pratchett to właśnie bardziej tam, bo pierwsze tomy to w jego mniemaniu był po to, żeby wyśmiewać - nielubiany przez niego gatunek fantasy, a potem się tak wkręcił w pisanie, że stałsię jego jednym z największych przedstawicieli, tyle że z czarnym humorem. :) Ja mam dostać pocztą jego powieść w duecie z Gaimanem - Dobry omen, teraz serial leci - i jestem mega ciekawy tej książki, bo obaj autorzy specyficzni bardzo. :)

      Spoko. To już temat na głębszą dyskusję, bardziej przy piwie. ;)

      Usuń
    4. Ja chcę to przeczytać. Nie jestem pewien tylko, czy ryzykować kupno, czy poszukać w bibliotece. Gaiman jest specyficzny, ale to, co dotąd czytałem, podobało mi się. Także ciekaw jestem bardzo, co mu wyszło w duecie z sir Terry'm.
      Tak samo, dobra ma być ta seria Stephena Baxtera, którego bardzo cenię, również z Pratchettem - "Długa Ziemia".

      Jasne ;) Przy piwie najlepiej, zwłaszcza jakimś dobrym stoucie ;)

      Usuń
    5. Ja Pratchetta nie mam zamiaru kolekcjonować, bo zbyt dużo tego. Co prawda pierwszy tom kupiłem, ale kupię jeszcze raz w e-booku wraz z innymi. Chyba że Prószyński wpadnie na cudowny pomysł - co im się zdarza - wydać to w jakimś omnibusie i zminimaliuzują znacznie liczbę tomów do postawienia na półce.

      Gaimana się lubi lub nie, jest specyficzny, dla mnie to magik, który posługuje się piórem jak różdżką. Ale nie wszystkie jego książki są dobre, opowiadania mi średnio pasują, a i te najlepsze powieści ma już chyba za sobą.

      Może i tak jest, a ta seria z Baxterem jest ukończona? Bo nawet nie wiem.

      Albo soczystym pszenicznym,. ;)

      Usuń
    6. Jak Wam wskoczę w dyskusję z Reddsem, to mam nadzieję, mnie nie wyśmiejecie :D

      Co do samej książki, to chyba też sobie odpuszczę. Często oDbieramy z Ciachem książki tak samo i czuję, że też by mi nie podeszła tak, jak bym chciała.

      Usuń
    7. Redds na takie upały nie jest zły :P. Powiedziałbym nawet, że wolę to, niż Tyskie :D.

      Ciacho kiedyś o tym pisał, z tego, co pamiętam :P

      Usuń
    8. Kasia - smakowe też dobre, ale nie wszystkie. Na Węgrzech jak byłem 5 lat temu to tam było tego mnóstwo smaków (brzoskwinia, morela świetne) i dziewczyny głównie to piły, a my, faceci, przy okazji próbowaliśmy. Całkiem spoko. Ale to tak na jedno do wypicia, bo więcej to się zaczyna robić zamułka. :)

      A 'Paragraf 22' myślę, że wielce by Ci ciążył. Ale może kiedyś sama się przekonasz.


      Istimor - o czym? O podobnym guście z Kasią? :)

      Usuń
    9. Ze smakowych, to jedyne, co lubię, a nie "ujdzie" to Litovel Dark Citron. Subtelny dodatek tej cytryny, to i przejdzie. Polecam ;).

      A i owszem. Jakiś Share week, czy coś. Nie pamiętam, ale coś było o waszym podobnym guście.

      Usuń
    10. Nie piłem nigdy takiego. Ja różne smakowe lubię, ale chyba najbardziej cytrynowe, zwłaszcza warkę. Somersby też są spoko w formie cydrów, tylko drogie to.

      To zaglądasz tu znacznie dłużej niż przypuszczałem. :)

      Usuń
    11. Ha, Bracie :D jak piję smakowe, to właśnie głównie cytrynowe (Redds o smaku jabłko + trawa cytrynowa, pychota :D)

      Istimor, my tak naprawdę piszemy o tym w co trzecim komentarzu ;) ostatnio chyba rzadziej, no bo ile można :P

      Usuń
    12. Nie próbowałem tego Redsa, muszę to nadrobić, chociaż ogólnie jabłkowych rzeczy nie lubię, poza samymi jabłkami, które uwielbiam. :) Ale w sumie Tymbark jabłko-mięta był spoko. A trawę cytrynową ot ja uwielbiam w Yerba Mate.

      Usuń