"Rumunia pełna strachu"
Dan Simmons to jeden z najciekawszych współczesnych pisarzy fantastyki, który z równą swobodą pisze krwawe i mroczne horrory i thrillery, jak i bardziej zaawansowane technologicznie i naukowo science fiction. Każda jego książka zaczyna się od ciekawego pomysłu, a jej czytanie sprawia nie tylko frajdę, ale też zwyczajnie daje satysfakcję i zapada na dłużej w głowie. Za każdym razem jak sięgam po jakąś jego książkę to mogę być pewny, że znowu spotkam się z czymś ciekawym i będę się bawił przynajmniej dobrze.
Kolejna książka, po która postanowiłem sięgnąć, nie należy do nowych, bo powstała w 1992, ale po równo 30stu latach wydawnictwo Vesper postanowiło ją wydać właśnie teraz w naszym kraju. Z całą pewnością powinna zainteresować tych czytelników, którzy lubią książki o wampirach opierające się na nowych pomysłach, a nie tradycji i schematach.
Warto jednak nadmienić, że Simmons nigdy nie planował spędzić czasu na tropieniu śladów Vlada Tepesa - historycznego Włada III Palownika - ani pisać książki wampirycznej z jego udziałem. Zwłaszcza że miał już za sobą napisanie całkiem niezłej "Trupiej otuchy" w podobnym temacie. Jednak tragedia rumuńskich dzieci w sierocińcach w Rumunii sprawiła, że autor zdecydował się zbadać te straszne wydarzenia i tak przy okazji natknął się na historycznego wampirzego księcia, o którym postanowił napisać.
Wszystko się zaczęło w 1966 roku, kiedy zostały wprowadzone drakońskie przepisy kontrolowania urodzin przez Nicolae Ceausescu, co spowodowało że tysiące rumuńskich dzieci trafiło do ogromnych magazynów złudnie określonych sierocińcami. A tam przebywały w niewielkich klatach, z których prawie nigdy ich nie wyciągano i nie okazywano miłości, a pielęgniarki podawały im zastrzyki z krwi rzekomo dla wzmacniania ich sił. Krwi, która była pobierana od dawców zarażonych wirusem HIV....
Właściwa akcja książki zaczyna się krótko po obaleniu dyktatury Ceausescu, kiedy poznajemy amerykańską hematolog, Kate Neuman, która przyjechała do Bukaresztu w ramach wolontariatu ratowania rumuńskich sierot. Jedno z dzieci, które dostaję pod opiekę, wykazuje dziwne cechy fizyczne. Dziecko cierpi na chorobę autoimmunologiczną, które powinna go zabić, ale po transfuzji krwi błyskawicznie wraca do zdrowia. Kate uważa, że jego przypadek może być kluczem do wynalezienia leków na AIDS i raka. Postanawia adoptować chłopca i wrócić do domu w USA. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że potomkowie pradawnego Vlada 'Draculi' Tepesa, także mają co do niego plany i zamierzają go odzyskać za wszelką cenę.
Jeśli ktoś z was dotrwał z czytaniem do tego momentu i stwierdził 'jakie to okropne' i 'o kurde, ależ to ciekawe, trzeba przeczytać' to wcale mnie to nie zdziwi. Już w samej przedmowie autora zaczyna się robić ciekawie i zastanawiamy się w jaki to sposób powiąże tragiczną historie rumuńskich dzieci z legendą o Vladzie Palowniku. Warto przy tym dodać, że nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach, bo opisywanie tutaj przypadki tragedii dzieci mogą przywołać zgrozę i zawroty głowy, zwłaszcza kiedy czytelnik uświadomi sobie, że to autentyczne wydarzenia...
Simmons to nigdy nie był i nigdy nie będzie pisarz jednowymiarowy, który zamyka się w jednym temacie, pomyśle i trzyma sztywno tradycyjnych ram gatunku. Jak już wspomniałem, co wiedzą zresztą dobrze fani, to autor nietuzinkowy. I tym samym jego wampiry to nie są tradycyjne krwiopijce. Potraktował temat bardziej naukowo niż fantastycznie. Jeśli komuś to przeszkadza, bo woli tradycje to nie będzie to książka, które sprawi mu satysfakcję.
Cała reszta zainteresowanych powinna być zadowolona, bo czego tu nie ma? Legendarny Vlad Tepes, wampiry, rumuńskie dzieci zarażone HIV, badania pomagające w zwalczaniu AIDS, nielegalne adopcje rumuńskich dzieci przez amerykańskie rodziny, liczne nawiązania do Stokera (które raz podkreślają świetność tego dzieła, raz negują na potrzeby fabuły i postaci), mamy też zdrowo rozsądkowe podejście do kapłaństwa i chrześcijaństwa. Sporo, sporo rzeczy, które powodują, że ta książka jest naprawdę ciekawa i dobra. A przynajmniej do pewnego momentu albo, hmm, jeśli się troszkę przymknie oko na nieco zbyt nieprawdopodobne i/lub łaskawe podejście autora do postaci, które chciał za wszelka cenę ochronić przed śmiercią. Dla jednego to będzie minus, dla innego nic takiego. Kwestia gustu.
Ogólnie rzecz biorąc Dzieci nocy to kolejna ciekawa i dobra lektura, która zapewni czytelnikowi kilka godzin rozrywki. Moim zdaniem lepsza od "Trupiej Otuchy", a jeśli komuś się tamta podobała, to ta tym bardziej. Dla fanów horroru, wampirów i Simmonsa lektura raczej obowiązkowa. ;)
Książka musowo jak najbardziej do przeczytania. Martwi mnie tylko troszkę Twoja ocena. 4,5 na 6 daje do zrozumienia, że coś tam nie pykło do końca, a wiem, że jesteś fanem Simmonsa. Dodam tylko, że Trupia Otucha była dla mnie świetną historią, wg mnie chyba najbardziej niedocenioną powieścią pisarza, a to chyba jego początki - zaraz po debiucie Pieśni Bogni Kali.
OdpowiedzUsuńNiech Cię nie martwi wcale. Moja skala ocen nieco odbiega od normalności. Ja 4,5 nie oceniam samej książki jako takiej, tylko na tle pozostałych książek Simmonsa, które są po prostu lepsze. Jak ocenię więcej książek danego autora to właśnie tak oceniam. Normalnie to dałbym spokojnie 5/6 i możesz brać w ciemno, bo to jest lepsze od "Trupiej otuchy". Przynajmniej moim zdaniem. Ja byłem zawiedziony tamtym i momentami mocno znudzony.
Usuń