niedziela, 5 grudnia 2021

DZIECKO ROSEMARY - Ira Levin [opinia]

Tytuł oryginału: Rosemary's Baby
Wydawnictwo: Vesper
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Liczba stron: 307
Gatunek: Horror
Moja ocena: 4+/6





Uwierzycie, że jako zdeklarowany od kilku dobrych lat (a oglądając od dziecka, sic!) fan horroru (tak filmowego, jak i literackiego) dopiero teraz mam pierwszy raz styczność z jednym z największych klasyków grozy ever? Nawet nasz polski pierwiastek nie przekonał mnie dostatecznie, ażeby wcześniej Dziecko Rosemary chociażby obejrzeć. Jak to się stało? Nie wiem. Ale gdy chęci w końcu się pojawiły i nadszedł ten moment to wstyd odłożyłem na bok, i zacząłem czytać.

Rosemary i Guy Woodhouse to młode małżeństwo, które chce wynająć apartament do zamieszkania i założenia własnego ogniska rodzinnego. Decydują się na nowe i eleganckie mieszkanie w Nowym Jorku, gdzie na miejscu poznają sympatycznych sąsiadów - Minnie i Romana Castevetów. Szybko zaprzyjaźniają się ze znacznie starszym od siebie małżeństwem, które od początku wykazuje się sporą pomocą we wszystkim, czego Ro i Guy potrzebują. Jednak wkrótce Rosemary odkrywa, że w ich życiu zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a Castavetovie przynależą do zakazanej sekty...

Powiem szczerze, że spodziewałem się czegoś nieco innego. Bardziej mrocznego i krwawego. Czegoś w stylu "Egzorcysty" i "Omena", które nota bene powstały właśnie dzięki dziełu Levina. Powieść bardzo powoli się rozwija i więcej towarzyszy nam w jej trakcie takiego poczucia zagrożenia i nadchodzącego zła, aniżeli samego zła, które się uzewnętrznia i przyjmuje daną postać. Pojawia się co prawda po drodze jakaś śmierć czy okaleczenie, ale nie jest to coś, co przerazić by mogło współczesnego czytelnika. No chyba, że bardzo młodego. No i w czasach, kiedy powstała (lata 60. XX wieku) oczywiście też robiła furorę, bo to satanistyczna książka, a więc bluźniercza, obrazoburcza, podważająca religię itp. itd. Zło tutaj jest raczej w umysłach dwójki sąsiadów i w łonie Rosemary, które dopiero się narodzi. 

Jakkolwiek jednak muszę przyznać, że atmosfera grozy jest wyczuwalna. Czuć ten dreszczyk emocji, że faktycznie się coś ma złego wydarzyć i jest to pewne. Sam Levin tłumaczył, że właśnie tym charakteryzują się dla niego horrory - nie złem jako formą cielesną czy widoczną, ale taką właśnie nerwową atmosferą zapowiadającą nadejście wielkiego, przerażającego czegoś. No i nadchodzi finał, który jest moim zdaniem bardzo dobry. Jak już wspomniałem, nie oglądałem wcześniej filmu, ani nie miałem pojęcia co się dokładnie dzieje w tej fabule, więc podczas czytania miałem pewne wyobrażenie jak się to może zakończyć. I myślałem, że zakończy się to dobrze. A jednak nie do końca. I tutaj muszę przyklasnąć autorowi, bo lubię pisarzy, którzy mają jaja, żeby skończyć z mocnym przytupem, a nie chcą się przypodobać jakimiś cukierkowatymi ułagodzeniami. Ja to lubię, szanuję i bardzo akceptuję. I przy okazji dzięki temu pewnie w przyszłości jeszcze zdecyduję się sięgną po inne książki Levina - tak z ciekawości czy to pojedynczy przypadek bardzo dobrej książki, czy jednak cała twórczość, która mimo wszystko nie jest już tak popularna.

Ogólnie zatem polecam Dziecko Rosemary, bo to kawał porządnego klasycznego horroru, na podstawie którego powstało wiele innych porządnych i jeszcze lepszych książek (i filmów oczywiście też). Wierny czytelnik grozy, który nie potrzebuje mega wstrząsu, będzie zadowolony. Początkujący czytelnik grozy też będzie zadowolony. I potencjalny czytelnik horroru również powinien. Nawet jeśli nie jest się fanem grozy to od czasu do czasu można sięgnąć po takie tytuły jak "Omen", "Egzorcysta" czy Dziecko Rosemary, bo w końcu każdy z nas lubi czas się wystraszyć i poczuć ten dziwny, ale przyjemny dreszczyk emocji. 

PS: No to teraz w końcu trzeba sięgnąć po dzieło Polańskiego. :D

2 komentarze:

  1. Sięgaj jak najszybciej po film, bo kultowy!!

    Ogólnie i jedno i drugie zrobiło na mnie mocne wrażenie, ale dzieło Polańskiego obejrzałem pierwszy raz chyba 20 lat temu, więc oczywistym jest iż wtedy jako dzieciak zrobiło mega wrażenie. Teraz pewnie by już mniej siadło, ale oczywiście pozycja obowiązkowa. Może nawet bardziej mnie przeraził niż Omen i Egzorcysta.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się nadarzy okazja to zaraz sprawdzę. Ja sobie nie przypominam, abym to widział. A Egzorcystę i Omena, a i owszem. Ale też za dzieciaka bardziej. Musiałbym siąść kiedyś i zrobić sobie taki seans horrorowy, żeby to od początku do końca w pełni obaczyć.

      Usuń