Cykl: Wiedźmin, tom: 6
Liczba stron: 488
Gatunek: Fantasy, high fantasy
Moja ocena: 5+/6
Kolejny, czwarty już (a ogólnie szósty), tom przygód wiedźmina Geralta za mną. Po rewelacyjnym cyklu Roberta M. Wegnera nie przypuszczałem, że będę jeszcze w stanie aż tak wsiąknąć i zachwycić się rodzimym fantasy, a jednak stało się, i jestem z tego cholernie rad, bo cykl Sapkowskiego to zdecydowanie jedna z najwspanialszych literackich przygód, jakie było mi w życiu przeżyć. Każdy tom, łącznie od pierwszego opowiadań, podoba mi się bardzo i nie inaczej było tym razem w przypadku Wieży Jaskółki, gdzie już czuć znacznie wyraźniej, że ta historia zbliża się ku końcowi, którego nie jestem nawet w żaden sposób przewidzieć. Ale zanim to nastąpi jeszcze kilka słów o tym tomie.
Historia tego tomu zaczyna się w momencie, kiedy ranna i ledwo żywa Ciri zostaje odnaleziona na bagnach przez pustelnika Vysogotę z Corvo, który to postanowił ją zabrać do swojej chaty gdzieś na pustkowiu, i się nią zaopiekować. Jak tylko Ciri odzyskuje przytomność i nabiera nieco sił, zaczyna rozmawiać z Vysogotą i zwierzać mu się z tego, co przeżyła. Z dnia na dzień między młodą księżniczką i tym starym (jak się okazuje) wykładowcą oxenfurckiej uczelni nawiązuje się przyjaźń. W tym samym czasie wiedźmin Geralt wraz ze swoją kompanią ucieka z armii królowej Meve, która chciała go u siebie zatrzymać. Razem ze swoimi czterema kompanami przekraczają Jarugę i udają się w stronę Gór Amell, aby odnaleźć druidów, którzy mają im pomóc w pewnej sprawie.
Od samego początku bardzo podoba mi się w cyklu Sapkowskiego, że każdy tom mnie czymś pozytywnie zaskakuje i przybiera nieco inną formę opowieści niż poprzednio. Nie ma, że ciągle jest podróż w podobnej kompanii i w czasie teraźniejszym poznajemy ich przygody w drodze do celu. W tym tomie od początku właściwie rzecz się dzieje na zasadzie opowieści postaci na temat tego, co się wydarzyło w niedalekiej przeszłości. Przede wszystkim to opowieści Ciri, która przy dochodzeniu do zdrowia opowiada Vysogocie, co ją spotkałem, a więc wędrujemy w jej przeszłość i poznajemy, co też przykrego i bolesnego spotkało ją i bandę Szczurów, do której przystała po rozłące z przyjaciółmi, o czym czytaliśmy w poprzednich tomach. Poznajemy jak młoda księżniczka radzi sobie w zdegenerowanej bandyckiej grupie i sama zaczyna nabierać podobnych, momentami nieokrzesanych manier. A potem pojawia się on, zabójca Bonhart, który od początku mocno podkreśla swój udział w tej historii i jest chyba najbardziej szkodliwą ze wszystkich negatywnych dotąd postaci.
Losy Ciri, Szczurów i Bonharta poznajemy jednak nie tylko z samej opowieści Ciri przebywającej w chacie na pustkowiu, ale też akcji, która dzieje się na sali rozpraw, gdzie pewni świadkowie tych wydarzeń związanych z Ciri zeznają przed sędzia i uzupełniają tę historię. W tym samym czasie oczywiście pojawia się wiedźmin z grupą, której przygody toczą się normalnym biegiem wydarzeń (chociaż i tutaj też momentami za sprawą Jaskra skaczemy w przeszłość, żeby dowiedzieć się, co ich spotkało jakiś czas temu, czego nie mogliśmy poznać w poprzednim tomie. Ale tutaj tych retrospekcji jest już jednak mniej). Jak widać bardziej to zagmatwane i złożone niż dotychczas, i żeby dociec, co się wydarzyło, trzeba na poznać opowieści kilku stron. Ale to sprawia, że ten tom jest tym bardziej ciekawy i oryginalny.
Sporo osób wytyka, że w tym tomie jest dużo polityki, a w związku z tym strategii, taktyk, knowań i ogólnie więcej gadania niżby się chciało. Ale moim zdaniem nie jest to specjalnie wielki problem, a tym bardziej minus, bo przecież w każdej historii, gdzie zachodzą wielkie zmiany na skalę światową lub mają takie się pojawić, zawsze dochodzi do momentu, kiedy fabuła musi nieco spowolnić, żeby coś zaplanować, omówić, przemyśleć. A i nawet, jeśli komuś się to nie za bardzo spodoba, to na pewno z nawiązką odpłacą mu wydarzenia związane z Ciri, które z pewnością poruszą niejednego i wywołają mnóstwo emocji, bo dzieje się tutaj momentami dość wiele ostrych i krwawych scen, które nie mogą pozostawić obojętnym.
Ogólnie rzecz biorąc, Wieża Jaskółki to kolejny powód do radości podczas zaznajamiania się z tym rewelacyjnym cyklem, i po raz kolejny dowodzi kunsztu Sapkowskiego, który starał się jak mógł, żeby zaskakiwać i zachwycać oryginalnością swojego fantasy, i cholernie dobrze mu to od początku wychodzi. Chwytam od razu po "Panią Jeziora", bo nie mogę się doczekać, co dalej!
Wiedźmin:
1. Ostatnie życzenie
2. Miecz przeznaczenia
3. Krew elfów
4. Czas pogardy
5. Chrzest ognia
6. Wieża Jaskółki
Musze w końcu sie zabrać za wiedźmina. Nie wiem na co ja jeszcze czekam :)
OdpowiedzUsuńJa się zabierałem 8 lat i mógłbym żałować, że tak długo, ale nie żałuję, bo przynajmniej na świeżo przed ekranizacją jestem i będę. Ale jak jesteś fanką fantasy to gorąco polecam, bo warto. :)
UsuńSapkowski to mistrz. Bardzo miło wspominam, choć dotrwałam tylko do 2 tomu, a później miłość do fantastyki mi przeszła. ;) W czasach młodocianych to był jedyny gatunek, jaki czytywałam, obecnie jedyny jakiego nie czytuję. Taki mi się odwróciło coś. Hihi. ;) Niemniej jako eks-fankę cieszy mnie świadomość, że w kolejnych tomach cyklu autor nadal trzyma poziom. :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś jeszcze do fantasy wrócisz. ;)
UsuńTeż ze wstydem musze przyznać, że żadnego Wiedźmina jeszcze nie przeczytałem, ale wiem też, że kiedyś na bank po niego sięgnę.
OdpowiedzUsuńAle wcześniej pewnie po trylogię husycką.
Ja się po trylogię husycką zabieram po Wiedźminie, więc będzie okazja porównać oba cykle na świeżo. :)
UsuńJak myślisz, kiedy Wegner zakończy swój meekhański cykl będziemy mogli powiedzieć, że jest lepszy od Sapkowskiego? Jak na razie dla mnie obaj są geniuszami, każdy na swój sposób.
OdpowiedzUsuńDLa mnie te są. I nie mam pojęcia, który całościowo wypadnie lepiej - zwłaszcza, że Wiedźmina jeszcze nie skończyłem w całości, a cykl Roberta wiadomo. Myślę jednak, że nie ma to znaczenia, który lepszy. Znacznie istotniejsze dla mnie jest to, że są to świetne cykle fantasy, które mogą bez problemu konkurować z zagranicznymi, bo nie mają czego się wstydzić. Niestety nie można tego powiedzieć o reszcie naszych pisarzy, bo po Asie i Robercie długo, długo nic. Jedynie z fantastyki to jeszcze Jacek Dukaj, ale to sf.
UsuńA Anna Kańtoch? Ona też wspaniale pisze, chociażby jej "Przedksiężycowi" są znakomici.
UsuńNie czytałem, ale mam do niej odrzut. Widziałem się z nią kilka razy na targach i jakoś jej osobowość mnie odpycha, nie pozwala mnie zachęcić nijak do swoich książek. Wiem, że się chwali ją, ale jeśli sprawdzę jakąś jej książkę to raczej nie prędko.
UsuńAnna Kańtoch jest mistrzynią słowa, jej prozę pięknie się czyta.
UsuńW pełni się z Tobą zgadzam, że ten cykl jest warty przeczytania i obok Wegnera to druga najlepsza seria w polskim fantasy. Ale ja osobiście nie mogę darować Sapkowi, jaki finał zgotował mojemu ukochanemu Regisowi i że w piątym tomie sagi na siłę wkłada mity arturiańskie (bo miał wtedy fazę, że cała fantasy pochodzi z tychże opowieści - no aż mi się noż w kieszeni polonistycznej otwiera).
OdpowiedzUsuńNoooo, mi też się zrobiło mega szkoda Regisa. Ale ogólnie to lubię jak autor nie trzyma przy życiu na siłę wszystkich fajnych bohaterów do końca. A z tą trylogią arturiańską to ja zauważyłem dopiero teraz, w ostatnim tomie. Jesteś pewna, że Ci się nie pomyliło?
Usuń