wtorek, 20 sierpnia 2019

POGAŃSKI PAN - Bernard Cornwell [recenzja]

Tytuł oryginału: The Pagan Lord
Cykl: Wojny Wikingów, tom: 7
Wydawnictwo: Otwarte
Tłumaczenie: Jakub Jedliński
Liczba stron: 412
Gatunek: Powieść historyczna, powieść przygodowa
Moja ocena: 5+/6

"Oddech Węża i Lodowa Furia"

Król Alfred Wielki nie żyje, a jego syn Edward zaczął rządzić królestwem Sasów. W Wessexie przez dziesięć lat zachował się pokój, ale nie może się utrzymać wiecznie. Duńczycy przebywający na północy królestwa saksońskiego, dowodzeni przez Kanuta i Sigurda, nigdy nie spoczną, dopóki nie zajmą najważniejszego terytorium Sasów i ponownie szykują się do natarcia. 

Tymczasem Uhtred jedzie, aby obalić swojego starszego syna Uhtreda, który złożył śluby i został chrześcijańskim kapłanem. Wyrzeka się go odbierając mu najważniejsze rodowe imię Uhtreda Uhtredsona i zmienia na Judasza, którego nie chce znać. Będący świadkiem tej sytuacji opat Withred postanawia bronić młodego kapłana i naskakuje z laską na Uhtreda, który nieumyślne doprowadza do jego śmierci, za co zostaje przeklęty przez Kościół i wygnany. Wiele osób się od niego odsuwa, ale dumny wojownik ani myśli się tym przejmować i z garstką wiernych ludzi zamierza wyruszyć do Northumbrii, aby zdobyć upragniony od zawsze Bebbanburg. Czy uda mu się to w końcu osiągnąć? Czy w sytuacji, kiedy królestwo saksońskie ponownie jest zagrożone najazdem Duńczyków, jego plany zostaną znowu pokrzyżowane?

Pogański pan to już siódmy tom fenomenalnej serii "Wojny Wikingów". Uhtred liczy sobie już pięćdziesiąt lat (co w tamtych czasach udawało się nielicznym) i ma wiele doświadczenia za sobą, ale mimo nabrania pokory w niektórych sytuacjach ciągle jest tym samym dumnym, odważnym i świetnym wojownikiem. Czytając serię od początku można zauważyć, że powiela się pewien schemat walk z Duńczykami, którzy ciągle atakują i czasem wygrywają, ale ogólnie nieudolnie pragną zdobyć całe królestwo saksońskie, bo ostatecznie ulegają, zaskoczeni sprytnymi fortelami i obawą utraty całej armii (wikingowie przeważnie atakowali, kiedy byli bardzo pewni zwycięstwa mając znaczniejszą armię od wrogów, ale kiedy przeciwników było zbyt licznie często się wycofywali w obawie przez utratą ciężko zebranej armii). A ich szyki krzyżuje oczywiście w większości nasz bohater Uhtred, który wiecznie zaskakuje sprytem i trzeźwością umysłu. 

Jednak ten schemat nie umniejsza przyjemności z lektury, bo dalej świetnie się to czyta, a sam autor stara się wprowadzać nowe kwestie do fabuły, żeby nie popadać w stagnację. W tym tomie jest znacznie bardziej refleksyjnie i nostalgicznie. Uhtred coraz bliższy jest zdobycia upragnionego Bebbanburga, o którym często wspomina. Widać, że jest już starszy, czas przemija i jest tego świadomy, toteż czym prędzej będzie musiał się za to zabrać i coraz częściej będzie musiał też decydować się na mniej odważne działania, więcej myśleć i dawać wykazać się innym. Tutaj zwłaszcza wykaże się jego drugi syn, niegdyś Osberth, którego po wydziedziczeniu pierworodnego nazwał Uhtredem. Będzie on coraz częściej walczył z licznymi wojownikami, stawał w szranki z najsilniejszymi i miał okazję walczyć w okrutnym murze tarcz, gdzie każdy dumny wojownik musi znajdować się w pierwszym szeregu. Widać, że losy dumnego wojownika, którego znamy z poprzednich części, powoli dobiegają końca i nastąpi w końcu ten moment, kiedy będzie musiał odsunąć się na bok dając miejsca innym, młodszym i sprawniejszym. Ale to jeszcze nie w tym tomie, bo dalej przyjdzie się mu zmierzyć z wieloma wrogami, w tym z okrutnym duńskim wojownikiem, który dzierży sławny krwawy oręż - Lodową Furię. 

Nie podobał mi się jednak tutaj sposób na uśmiercenie przez autora dwóch postaci, ponieważ były to jednostki dość znaczące i zapewne lubiane przez wielu czytelników (na pewno przeze mnie), a ich odejście sprowadzone zostało do zwykłego poinformowania czytelnika o ich śmierci. Po prostu byli sobie kiedyś, ale już ich nie ma, a czytelnik nie był tego świadkiem tylko dowiedział się w dwóch zdaniach jak odeszli i tyle. To zbyt wielkie uproszczenie według mnie i szczerze byłem zaskoczony, ponieważ nie jestem w stanie sobie wytłumaczyć dlaczego Cornwell tak bezuczuciowo i nagle uciął ich historie nie angażując w to w ogóle Uhtreda, któremu byli bliscy. Na szczęście bardzo ciekawa jest końcówka, bo dość nieprzewidywalna i nasuwa na myśl, co teraz będzie dalej. 

Zwieńczeniu każdego tomu towarzyszy nieodłącznie nota historyczna, w której autor konfrontuje fikcję literacką z faktami, które mieszają się w fabule. Decydująca jest tutaj bitwa pod Tettenhall, w której brał udział fikcyjny Uhtred ze swoimi kompanami, Duńczycy i postaci historyczne. Bitwa ta jest bardzo ważna, bo to od niej w rzeczywistości zaczął się powolny proces tworzenia współczesnej Anglii i zapewne w następnych tomach coraz bardziej i wyraźniej kształtować się będzie królestwo angielskie, czego świadkiem będzie czytelnik decydujący się na dalszą lekturę serii. 

Pogański pan to kolejny świetny tom „Wojen Wikingów”. Bardziej nostalgiczny i refleksyjny od pozostałych, ale ciągle bogaty w szereg plastycznych i spektakularnych pojedynków i bitew, zaskakujących momentów, barwnych postaci, ciekawą intrygę i emocjonującą końcówkę, która zapiera dech i z upragnieniem chce się sięgnąć po kolejny tom. Polecam bardzo.

Wojny Wikingów:
1. Ostatnie królestwo
2. Zwiastun burz
3. Panowie Północy
4. Pieśń miecza
5. Płonące ziemie
6. Śmierć królów
7. Pogański pan

Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości i bestsellerów znajdziecie na stronie księgarni.

6 komentarzy:

  1. Miło widzieć, że seria nie traci na poziomie z upływem czasu ;). W tym miesiącu zamawiam całość, także ten, do końca roku pewnie nadgonię :P.
    Sorry za offtop, ale pytanie do starszego kolegi po blogu. Opłaca mi się robić sobie Facebooka na tę chwilę, czy nie za bardzo? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No do tej pory to tylko ten jeden minus, o którym napisałem w tym tomie. Poza tym kapitalna. Jestem pewien, że Ci się spodoba. :)
      Zależy, co masz na uwadze zastanawiając się nad założeniem. Na pewno łatwiej jest o komunikację z ludźmi i potencjalne kontakty ws współprac recenzenckich. Żeby mieć dużą liczbę wyświetleń to już trzeba się więcej postarać i być bardziej kreatywnym. U mnie to głównie sprowadza się do kontaktów z ludźmi, informowania o nowych wpisach na blogu i nowinkach około książkowych. Nie wymyślam żadnych zabaw, specjalnych postów, konkursów itp., więc liczba obserwujących nie jest na wysokim poziomie.

      Usuń
    2. Ufam Twemu zdaniu, także na pewno zainwestuje w całość ;).
      Ja mam na myśli raczej jakąś komunikację z czytelnikami właśnie. Czasem jest coś, co bym wrzucił, ale za małe, by robić o tym notkę, a na stronę na Facebooku w sam raz. Co do współprac recenzenckich to raczej odpada. Blog chyba za niszowy, a i jakoś nieco sit boję presji, jaką miałbym, by coś przeczytać

      Usuń
    3. Dzięki. Masz zbliżony gust do mojego, więc czekam na Twoje zdanie zaraz po "Ostatnim królestwie". :)
      No ja właśnie dlatego założyłem fejsa, by wrzucać takie drobne notki, które mi tu śmieciły bloga i niewiele wnosiły do jakiejś dyskusji, z którą na ogół się kojarzy blogi. Fejs to lajki i krótkie dopiski w komentach, co idealnie się właśnie do takich notek nadaje i jednocześnie pozwala nawiązać nowe kontakt lub umocnić te zaistniałe. :) Poza tym wiesz, funkcjonalność i wygodna, zdecydowanie łatwiej i wygodniej jest szybko przez smartfona 'wskoczyć' na fejsa niż bloga i skomentować czy szybko umieścić jakieś info. ;)

      Usuń
  2. Przeczytałam i jak dla mnie jest ekstra. Czekam na kolejną recenzję :)

    OdpowiedzUsuń