Tytuł oryginału: Malice
Cykl: Wierni i upadli (tom: 1)
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Liczba stron: 774
Gatunek: Fantasy, high fantasy
Moja ocena: 4+/6
"Olbrzymi znów się budzą i atakują"
Mam już za sobą wiele powieści fantasy różnego rodzaju i od sporej grupy różnorodnych autorów i nie da się ukryć, że jest to uwielbiany przeze mnie gatunek. Ciężko jest mnie już tutaj czymś zaskoczyć, a mimo to nie obawiam się znużenia sięgając po kolejne takie książki napisane w podobnym do siebie stylu. Niejednokrotnie świadomie sięgam po fantasy, które przez wielu opisywane jest jako standardowe, sztampowe czy nic nie wnoszące, bo nie zawsze musi się dla mnie pojawiać coś nowego, żeby czytało mi się naprawdę dobrze i przyjemnie. A o to mi zawsze najbardziej chodzi. Dokładnie z takim przypadkiem miałem do czynienia właśnie teraz, kiedy wziąłem do ręki debiutancką powieść nieznanego mi zupełnie Johna Gwynne'a i bawiłem się bardzo dobrze.
Ziemie Wygnanych mają za sobą krwawą i nieciekawą historię. Setki lat temu toczyły się tutaj straszne wojny z olbrzymami i rozlano wiele krwi. Ostatecznie udało się wyeliminować klany olbrzymów i nastał pokój. Jednak po dwóch tysiącach lat olbrzymi znowu się przebudzili, kamienie przysiąg zaczęły płakać krwawymi łzami, a ogromne i przerażające białożmije wyruszyły w świat. Nadciąga kolejna wojna, w której według starej przepowiedni mają się się przebudzić Czarne Słońce i Jasna Gwiazda. To, które z tych bóstw przebudzi się szybciej i okaże się silniejsze, pozwoli przeważyć szale na korzyść dobra lub zła. Jednak najwyższy król Aquilus nie zamierza biernie czekać na ten moment i zwołuje władców wszystkich królestw na naradę chcąc utworzyć silni sojusz, żeby przeciwstawić się ciemności i siłom zła. Ludzkości pomóc może także kilka tajemniczych postaci o ukrytych talentach, które potrafią wyeliminować wielu potężnych przeciwników. Czy uda się zebrać ich razem? Czy powstanie silny sojusz jasności? I czy wszystkim dobrym uda się zwalczyć tych złych?
Zawiść to jednocześnie powieść debiut i pierwszy tom rozpoczynający nowy, czterotomowy cykl "Wiernych i upadłych". Do lepszej orientacji w treści fabuły została dołączona mapka Ziem Wygnańców, gdzie zostało wyrysowane kilkanaście królestw, a co za tym idzie, kilkanaście władców i innych postaci, z którymi w większości zostajemy zapoznani. Od początku autor zdaje się sprawdzać pamięć czytelnika przedstawiając już w pierwszych rozdziałach wiele z nich i można poczuć się lekko skołowanym, bo postaci jest naprawdę sporo i wyraźnie brakuje jakiegoś ich ogólnego spisu zamieszczonego na końcu lub początku książki. Bez zapisywania ciężko wszystkie spamiętać, więc sam od początku notowałem sobie gdzieś na boku, żeby nie czuć się przytłoczonym i zdezorientowanym, co zdecydowanie pomogło.
Jak już wspomniałem na początku, nie jest to fantasy, w którym obeznany czytelnik znajdzie dla siebie coś nowego. Fabuła w wielu momentach przypomina schematy znane z powieści Tolkiena, Williamsa czy Eddingsa, czyli jest drużyna, walka dobra ze złem, inicjacja głównego bohatera i tak dalej, i tak dalej. Podobnie też jak powieści tych autorów jest to bardziej ugrzecznione fantasy, w którym daremno szukać przekleństw, rubasznych żartów, szokujących scen czy jakichś wulgarnych i kontrowersyjnych zachowań. Faktem jest, że świat jest całkiem nowy i kilka innych ras, ale nie jest to nic zaskakującego i wybijającego się na tle innych typowych powieści z tego gatunku.
Kolejnym mankamentem dla niektórych czytelników może być brak jakiejś większej złożoności postaci. Nie są to świetnie zarysowani psychologicznie i plastycznie bohaterowie, chociaż poznajemy ich z punktu widzenia różnych narracji. Ale nawet biorąc wszystko powyższe pod uwagę i będąc tego świadom książka ma niewątpliwie swój urok i jest bardzo przyzwoicie i dobrze napisana. Wiele narracji i bohaterów jest jednoznaczne z wieloma wątkami, ciekawymi historiami i przygodami. I to się naprawdę bardzo dobrze broni. Może do pewnego momentu tempo jest nieśpieszne, ale jak się już rozkręci to naprawdę łatwo się wciągnąć i ciężko o nudę. Pojawia się lekkie napięcie, które długo utrzymuje się na tym samym poziomie, żeby w samej końcówce zrobić większe uderzenie. Gwynne nie był aż tak bardzo grzeczny, bo po drodze wiele złego się dzieje i ginie sporo postaci (od razu widać z kogo autor czerpał wzór autor i po co tyle ich stworzył :D), więc główni bohaterowie nie mają łatwego życia. Fajnie, że nie do końca wiadomo też wszystkiego o ukrytych talentach, które skrywają niektórzy z nich. Coś można się domyślać, ale nie zostało dosłownie ujawnione skąd się to wzięło, jakie ma pełne możliwości i kto to może mieć. Zobaczymy, co dalej w kolejnym tomie, po który bardzo chętnie sięgnę.
Zawiść to zdecydowanie zdecydowanie udany debiut i bardzo dobre klasyczne fantasy, które świetnie się czyta, mimo że nie wnosi praktycznie żadnego powiewu świeżości do tego gatunku. Jeśli ktoś lubi i chętnie sięga po takie bardziej schematyczne i typowe, ale dobrze napisane fantasy to powieść jest odpowiednia dla takiego czytelnika. Ciekawy świat, tajemnicze postaci, nowe rasy, magiczne umiejętności i wciągająca fabuła pozwalają naprawdę dobrze się bawić i uprzyjemnić czas czytając tę książkę.
Serdeczne podziękowania Wydawnictwu Mag za podesłanie mi tej książki. ;)
A to jednak sięgnę. Mam ochotę na takie klasyczne fantasy. Bardzo je lubię, ale za rzadko czytam. Jak wygląda dopracowanie szczegółów świata przedstawionego? ;)
OdpowiedzUsuńAutor bardziej skupia się na postaciach (ludzkich i rasowych). Być może więcej świata opisze potem. Ale ja jestem pewien, że będzie zadowolona. Nie zachwycona, nie wow, ale jak lubisz takie schematy to Ci się spodoba. ;)
UsuńA jest trochę epicko? :) Bo oczywiście fantasy lubię i wiedząc o schematach nie będę się wściekać, że jest mało oryginalny, ale może znajdę coś dla siebie takiego... wow :D
UsuńJest epicko, jak najbardziej.Słuchaj, w końcu to cztery tomy po 700-800 stron.
UsuńOkej, to mi wystarczy :D
UsuńJuż Ci to gdzieś pisałem ale się powtórzę :P "Zawiść" to właściwie nie jest powieść tylko wyrób "powieściopodobny". Wygląda jakby zespół marketingowców usiadł, spisał co powinno znaleźć się w "epickim fantasy" aspirującym do bestsellera i zlecił komuś takie zadanie. I wszystko od linijki, elegancko przycięte, wyglancowane i wypucowane. Zupełnie jak z generatora, w przyszłości takie książki będzie tworzył program komputerowy. Wyszedł z tego twór bez tożsamości, kompletnie nijaki.
OdpowiedzUsuńTo pierwszy tom, więc osąd nijakości moim zdaniem zbyt prędki, zwłaszcza że to debiut i jak na ten naprawdę bardzo udany. Ilu debiutantów napisało gorsze? Mi się czytało bardzo dobrze, bo lubię takie fantasy. Kolejny tom łykam bez zachęty. Na starość robisz się wybredny. ;)
UsuńKrzysiek
UsuńJa się z Tobą w stu procentach zgadzam, Tylko, qrde, to się naprawdę fajnie czyta :D
Dokładnie jak mówi Paweł - czyta się świetnie i czekam z niecierpliwością aż zacznę czytać kolejny tom :)
UsuńMoże to kwestia tego, co napisałeś, że wszystko jest tak, żeby był bestseller, ale może dlatego, że autor nie udziwnia, nie stwarza nie wiadomo jakiej skomplikowanej historii, ale stosunkowo prostą, ale wciągającą. Mnie osobiście ostatnio brakowało takiego prostego i klasycznego fantasy, więc czytało mi się Zawiść bardzo dobrze :)
No to się zgadzamy. :D Szybko się uporałeś z tą cegłą. :)
OdpowiedzUsuńAno całkiem. Ale to dlatego, że po prostu mi się to bardzo dobrze czytało. Ja uwielbiam takie fantasy, Sullivan jest okej, ale jak nie ma czegoś innego. Wolę epickość, bo dłużej czytam, bo bardziej się wkręcam, bo jestem tam (tzw eskapizm). Mam głęboką nadzieję, że debiut Arnolda (Legendy Archeonu) podziałają na mnie podobnie. :)
UsuńWszyscy dookoła chyba już czytali Zawiść, a ja się o niej dowiaduję teraz, lol :D Ale mimo że niby się dobrze czyta, to jednak to powielanie schematów i wzorów jakoś mnie odstrasza, więc chyba będę raczej wyczytywać swoje zbiory niż po nią sięgać...
OdpowiedzUsuńMoże kolejnymi tomami zostaniesz zachęcona, kto wie. ;)
UsuńCzytam drugi tom i dawno mnie tak książka nie wkurzała, nie żeby jakoś źle się czytało czy fabuła była jakaś tragiczna, ale czy za każdym razem jak coś się ma udać to zawsze w ostatniej chwili musi coś wyskoczyć i się spartolić jak nie jakieś posiłki wrogów z znienacka to coś w tym stylu strasznie mnie to denerwuje i wydaje mi się, że tego typu zwroty akcji za bardzo wydłużają całą serię
OdpowiedzUsuń