piątek, 13 lipca 2018

KOBIETA NA KRAŃCU ŚWIATA - Martyna Wojciechowska [recenzja]

Cykl: Kobieta na krańcu świata, tom: 1
Wydawnictwo: G+J
Liczba stron: 349
Gatunek: Podróżnicza, przyrodnicza, reportaż
Moja ocena: 5/6









Podróże, niebezpieczne przygody, wspinaczki czy kontakty z dziką przyrodą i plemionami zwykle kojarzą się z mężczyznami, którzy w tej kwestii dominują i dumnie prezentują swoje osiągnięcia i przeżycia podróżnicze. Najbardziej znani polscy podróżnicy, Tony Halik czy Wojciech Cejrowski, bez problemu są rozpoznawani i kojarzeni dzięki swoim niesamowitym przygodom i podróżom, które przedstawione zostały w programach telewizyjnych i w bestsellerowej literaturze. O kobietach podróżnikach słyszy się mniej, do pewnego czasu nie brało się ich w ogóle pod uwagę. Ale z czasem się to zaczęło zmieniać i dziś z całą pewnością wielu polaków kojarzy chociażby urodziwą i sympatyczną prezenterkę telewizyjną, Martynę Wojciechowską, która także może poszczycić się nie lada przeżyciami podczas zwiedzania całego świata.

Pani Martyna to nie tylko prezenterka i podróżniczka, ale także dziennikarka i pisarka mocno współpracująca z National Geographic Polska i National Geographic Traveler. Od zeszłego wieku związana z telewizją TVN, dla której, jak Cejrowski dla TVP, zrealizowała cykl reportaży "Kobieta na krańcu świata". Pod tą samą nazwą zdecydowała się też wydać książki, po które mogą sięgnąć zainteresowani jej przeżyciami czytelnicy. Książkę autorki dorwałem tym razem nie z księgarni czy od wydawcy, a z półki mojej mamy, która uwielbia oba programy i autorów, oraz obowiązkowo zaopatrzyła się w kilka ich książek. Sam zresztą też darzę wielką sympatią oboje tych ludzi.

„Edith miała szansę nie tylko schwytać na lasso byczka, ale też go wykastrować, co okazało się być trudniejsze, niż przypuszczała. Mnie przypadło w udziale trzymanie odciętych byczych jąder, które zjedliśmy podczas wieczornego ogniska”*

Zabrałem się zatem z wielką chęcią za pierwszą część "Kobiety na krańcu świata", w której Martyna Wojciechowska, wraz z czteroosobową ekipą, przedstawia, jak przemierzyła prawie cały świat, przeprowadziła dziesiątki rozmów, przeżyła mnóstwo przygód i poznała wiele fascynujących osób (głównie kobiet). W rozpoczynającej cykl książce odwiedzimy takie miejsca, jak Argentyna, Boliwia, Wenezuela, Wietnam, Kenia, Tanzania, Kambodża i Namibia. I w każdym z tych miejsc główną rolę pełnią poznane przez autorkę kobiety, które przedstawiają swoje życie, często poniżej progu ubóstwa bez dostępu do czystej wody, elektryczności, kanalizacji czy podstawowej opieki medycznej i edukacji. Ukazane zostały też przez nie konflikty społeczne: seksizm, przemoc, bieda, znęcanie się nad zwierzętami, polowania, etyka pracy czy prawa ludzkie.

W książce tej poczytamy o kobiecie uprawiającej zapasy z mężczyznami (wyreżyserowane jak amerykański wrestling, ale często krwawe); o gaucho (oswajaczach dzikich goni i bydła); o byłej miss, Jacquline Aguilerze, i innych wenezuelskich dziewczynach, które już o dziecka poddawane są operacjom plastycznym (sic!), żeby być doskonalsze i ładniejsze; o wyruszających na pole minowe kobietach saperach, które dziennie zmagają się ze świadomością, że mogą umrzeć, o pływającym 40-metrowym gospodarstwie domowym i biznesowym; o posiadaniu posiadaniu kobiet na Zanzibarze i Namibii, gdzie można mieć kilka żon, za które płaci się rodzicom od 200 do 1000 dolarów (Zanzibar) lub trzema krowami i innymi zwierzętami (Namibia); o pannie młodej, której wybija się 4 przednie zęby, żeby była atrakcyjniejsza (!). Mnie osobiście najbardziej oczarowała 'słoniowa mama' i prowadzona przez nią w Kenii fundacja po zmarłym mężu, Davidzie Sheldricku. Czytanie o tym rezerwacie, codziennych obowiązkach i bohaterskim ratowaniu słoni, ujęło mnie niesamowicie. Aż musiałem specjalnie sięgnąć do internetu, żeby poczytać i pooglądać nieco więcej na ten temat. 

„(…)Himba do pierwszego roku życia nie traktują dziecka jak pełnoprawnego członka plemienia, nie wyprawiają mu nawet pogrzebu; wyrzucają je po prostu do buszu na żer dzikim zwierzętom i starają się o kolejne dziecko”**

"Kobieta na krańcu świata" to pierwszy taka pozycja, z którą się zetknąłem, gdzie fotografie zajmują niemal tyle samo stron co treści. To sprawia, że liczącą sobie trzysta pięćdziesiąt stron książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Faktem jest, że można było dodać więcej ciekawych informacji, ale przepiękne kolorowe zdjęcia ukazujące kobiety, przyrodę i Martynę Wojciechowską w różnych miejscach i sytuacjach, nieco nadrabiają, bo bardzo cieszą oko i z chęcią się na nie patrzy. To książka, która porusza, uczy pokory, urzeka i rozjaśnia umysł. Dla kobiet i mężczyzn. Dla fanów ciekawych przygód i podróży. Dla szukających wartościowej literatury. Polecam.

PS: Zerknijcie sobie tylko na te dwa przykładowe filmiki o przesłodkich słoniątkach, bohaterskich pracownikach i całym tym fascynującym rezerwacie. Jakże oni mnie urzekli!



Więcej możecie sobie znaleźć tutaj: www.sheldrickwildlifetrust.org

*Martyna Wojciechowska, Kobieta na krańcu świata, wyd. G+J, Warszawa 2009, s. 82
**tamże, s. 306

20 komentarzy:

  1. Uwielbiam i książki, i programy z tej serii. Martyna Wojciechowska jest niesamowita i muszę przyznać, że podziwiam ją za to co robi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Taka bardzo ludzka jest jak na celebrytkę. Sympatyczna, otwarta, szczera, empatyczna. Ja uwielbiam ich oboje z Cejrowskim. I książki, i tv. Zawsze z chęcią w wolnej chwili. :)

      Usuń
  2. Czytałam jej książkę "Przesunąć horyzont". Książka mi się bardzo podobała, ogólnie lubię takie podróżnicze, i za zdjęcia i za intrygującą treść. Natomiast samo spotkanie z Martyną na krakowskich targach książki wspominam kiepsko, totalny brak zorganizowania, przepychanki, poprawianie włosów i przeglądanie się w lusterku co 5 minut przez autorkę było bardzo irytujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wpis dostałaś i kilka słów zamieniłaś? :)

      Usuń
  3. W dodatku wtedy nie dostałam, czekałam dobre trzy godziny na darmo :/. Nie moglam wtedy zostać dłużej i odpuściłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiepskawo. :( Ale może kiedyś się do niej zbliżysz to jej wypomnisz. :P

      Usuń
  4. To prawda, filmiki są super. Poruszające :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam tylko jedną jej książkę i to skierowaną do dzieci (Zwierzaki świata), ale za to kiedyś często oglądałam jej programy właśnie z tego cyklu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I podobały się? :) Dla mnie Cejrowski lepszy. Ale ogólnie z podróżników polskich to ta dwójka + Makłowicz rządzą. :)

      Usuń
    2. Cejrowskiego nikt nie przebije :) A wiesz, że Makłowicza chyba nie oglądałam? Tzn. kojarzę oczywiście, ale pełnego programu chyba nie zdarzyło mi się jeszcze zobaczyć.

      Usuń
    3. Ja oglądałęm często mieszkając u rodziców. Mama akurat obiad przygotowywała na ten czas, więc oglądaliśmy i jedliśmy, żeby za bardzo ślinka nie ciekła na to, co on tam robił. :) A opowiada też kapitalnie, więc 3 w jednym w sumie było - dobre historie, potrawy i widoki za plecami. :)

      Usuń
  6. Wojciechowska wydaje się być bardzo interesującą i intrygującą kobietą. Podoba mi się jej odwaga. A książkę z przyjemnością przeczytam - moja Przyjaciółka też lubi te serie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i Bernardinum to sporo dobrych i ciekawych książek. Ale zdecydowanie Cejrowski i Wojciechowska najlepsze z tego, co czytałem.

      Usuń
    2. Cejrowskiego też bardzo lubię. On ma taki fajny, gawedziarski styl. Możesz go czytać i czytać i nawet nie zauwazasz upływu czasu;-)

      Usuń
    3. To prawda. Czytać i słuchać, ja program wcześniej przyswoiłem przed książkami, widziałem większość "Boso...". WIesz kogo jeszcze bardzo lubię z takich podróżników, ale może nie takiego formatu? Makłowicza. :)

      Usuń
  7. O tak, Makłowicz jest fantastyczny :-D Sama formuła jego programów bardzo mi sie podobała, bo nie dość, ze pokazywał ciekawe i apetyczne przepisy to jeszcze dodawał do tego kontekst kulturowy i wplatał podróże;-) A poza tym wydaje sie bardzo sympatyczną osobą. Teraz nie mam telewizora i nawet nie wiem czy te programy jeszcze istnieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkając z rodzicami zawsze prosiłem mamę, żeby przyszykowała obiad akurat na ten moment, co leciał jego odcinek, żeby mi za bardzo smaka nie robił. :P Ale oglądało się fantastycznie, bo w jednym odcinku 3 świetne elementy : kulinarnia, podróże i opowieści. :) Ja tv też nie mam i tylko przez neta oglądam jak coś przez łącze hdmi.

      Usuń
    2. Aż nabrałam ochoty, żeby sobie odświeżyć te programy Makłowicza ;-)

      Usuń