niedziela, 25 marca 2018

KSZTAŁT WODY - ekranizacja [recenzja]

Źródło: Filmweb
Tytuł oryginalny: The Shape of Water
Reżyseria: Guillermo del Toro
Scenariusz: Guillermo del ToroVanessa Taylor
Gatunek: Fantasy, science fiction
Rok i miejsce produkcji: 2017, USA
Czas: 1 godz. 59 min.
Obsada (w skrócie):
Sally Hawkins - Eliza Esposito,
Michael Shannon - Richard Strickland, 
Richard Jenkins - Giles, 
Octavia Spencer - Zelda Fuller, 
Michael Stuhlbarg - Dr Robert Hoffstetler,
Doug Jones - Człowiek amfibia, 
David Hewlett Fleming







Ekranizacja na podstawie książki "Kształt wody" Guillermo del Toro i Daniel Kraus

Fabuła.
Eliza Esposito to niema woźna w centrum naukowym Occam, do którego trafia tajny obiekt badawczy w postaci tajemniczej istoty. Życie Elizy zmienia się, kiedy odkrywa ten sekret i nawiązuje kontakt z tą dziwną istotą.


Wrażenia.
Tak jak przypuszczałem i przewidywałem w recenzji książki (i komentarzach do niej) film podobał mi się bardziej niż literatura. Jeden tylko moment mi się nie podobał.  Akt seksualny. I mimo że wiedziałem po książce do czego dojdzie to jednak nie jest to dla mnie. Nie jestem pruderyjny w żadnym wypadku, ale niektórych rzeczy nie jestem po prostu w stanie zaakceptować i nie ma to nic wspólnego z ograniczonym stopniej tolerancji, tylko kwestią dobrego smaku. To nie dla mnie. Poza tym film dobry, nie wybitny, nie oszałamiający i nie na najwyższym poziomie, ale może się podobać bez książki, bo to niezła historia o samotności i potrzebie miłości (nawet jeśli absurdalnie osiągniętej).

Aktorstwo.
Michael Shannon zagrał dobrze Richarda, mimo że ten w książce był ostrzejszy. Podejrzewam jednak, że twórcy filmu specjalnie to ułagodzili, żeby mogło to oglądać jak najmłodsze pokolenie. Shannon to ogólnie dobry aktor, więc nie obawiałem się w ogóle o jego grę. Zagadką była nieznana mi całkowicie Sally Hawkins (widziałem wcześniej filmy z jej udziałem, ale nie pamiętam jej w ogóle) wcielająca się w Elizę. Osoba mówiąca grając niemowę ma z założenia ciężko z góry, ale wyszło jej to nieźle. Jest przekonująca i jako niemowa, i aktorka. Miło też zobaczyć na ekranie czarnoskórą Octavię Spencer grającą Zeldę, czyli przyjaciółkę Elizy, bo to bardzo sympatyczna i wzbudzająca pozytywne uczucia aktorka o nieprzeciętnych umiejętnościach aktorskich.
Źródło: kino.trojmiasto.pl
Efekty i muzyka.
Efekty to najsilniejsza strona filmu, czego w sumie można się było spodziewać i od początku to widać. Zaawansowana technologia, podwodne życie, potwór (chociaż tutaj del Toro poszedł trochę na łatwiznę, bo do złudzenia przypomina on Abe'a Sapiena, czyli człowieka rybę z Hellboya), naprawdę bardzo okazale się to prezentuje i spodoba osobom, które lubią cieszyć oko takimi rzeczami. Muzyka też jest super. Oczywiście retro, dobrze wpasowująca się w charakterystykę i okres kiedy dzieje się film (lata 60 ubiegłego wieku). 

Film a książka.
Film generalnie wyprzedza wydarzenia, bo już wstęp jest inny, bo nie ma momentu wyprawy Richarda do amazońskiej dżungli i schwytania istoty. Samo zetknięcie się Elizy po raz pierwszy z potworem też nieco inne (ale kolejno już takie jak pierwsze w książce). Relacja z Gilesem jest od samego początku w filmie, podczas gdy w książce rodzi się ona potem. Poza tym w większości oba utwory się pokrywają. Te niewielkie zmiany w filmie nie mają za bardzo znaczenia.

Podsumowanie.  
Ogólnie z mojej strony większe było zadowolenie z filmu niż z książki, bo: 1. Szybciej przez to przebrnąłem. 2. Miałem żywo przed oczyma jej pokaz z wykorzystaniem technologii, efektów, charakterystyki postaci i miejsc akcji w klimacie z ubiegłego wieku. 3. Muzyka. Dlatego też film nieco lepiej oceniam. I w zasadzie moje zdanie i zalecenie jest takie, że jeśli ktoś się waha, czy film, czy książka - to polecam film. 
Źródło: kino.trojmiasto.pl
Moja ocena filmu. 7/10
Moja ocena ekranizacji. 7/10

14 komentarzy:

  1. Dość szybko zabrałeś się za film :). Natomiast argument na korzyść filmu czyli jak napisałeś "szybciej przez to przebrnąłem" już sam w sobie świadczy o książce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No akurat nie miałem żadnych planów filmowych na weekend, więc się zabrałem. A po tym jeszcze WP sobie odświeżyłem n-ty raz. :)

      Usuń
  2. No co Ty, nie podobał Ci się seks z rybą? :P A tak na poważnie - dla mnie ta scena była bardzo wysmakowana i jestem zadowolona, że del Toro tak to przedstawił. Poza tym cały czas mówimy o metaforze miłości do "innego", więc dobrze, że z tego zbliżenia nie zrezygnował.
    Co do samego filmu: nie byłam zachwycona po seansie, nie jestem zachwycona faktem, że film dostał Oscara, ale uważam, że jest dobry. Ma wiele mocnych stron (aktorstwo, muzyka, baśniowość), jednak historia jest ułagodzona i nie pokazuje tej dziwności, która zachwyciła mnie w "Labiryncie fauna". Tamten film był mniej wygodny, mniej gładki. Ale widocznie Hollywood oczekuje właśnie takich uproszczonych historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miłość można przedstawiać bez seksu i jego pokazu, albo po prostu napisać/powiedzieć o nim. :P
      No trochę tych Oskarów dostał, a moim zdaniem też "Labirynt" lepszy, bardziej baśniowy, poruszający, ciekawszy.

      Usuń
  3. Książki w planach nie mam, ale nad filmem grubo się zastanawiałam. MOże i sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ani się nie wynudzisz, ani nie zachwycisz. ;)

      Usuń
    2. Hehe, nie zachęcasz :P Dlatego napisałam MOŻE :D

      Usuń
    3. Nie no, oryginalny film i czasu raczej nie stracisz. Tylko po prostu jak tak sobie myślę, że dostał więcej oskarów niż rewelacyjny "Labirynt fauna" to tak mi trochę poziomem za nisko. ;)

      Usuń
    4. To prawda. Ale powiem Ci, że doceniłem go bardziej za drugim razem. Przy pierwszym oglądaniu pomyślałem, że to po prostu ładna bajka dla dorosłych.

      Usuń
    5. Tak prawdę mówiąc to... ja też :)

      Usuń
    6. Hehe. Del Toro ma specyficzne te filmy, ale ogólnie je lubię. Hellboy mi się bardzo podobał. I tam ten koleś ryba właśnie jest bardzo podobny do tego dziwoląga z "KSztałtu". :)

      Usuń
  4. Czyli tak, jak spodziewałam się od początku. Scena seksu to jeszcze, u mnie niesmak budziła masturbacja w wannie. A argument "szybciej przez to przebrnąłem" jest taki fajny. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehe, no masturbacja niemowy i to takiej niby skrytej ciekawa, mnie lekko rozbawiła. :D

      Usuń