Tytuł oryginału: The Shape of Water
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Liczba stron: 433
Gatunek: Fantasy, science fiction
Moja ocena: 3+/6
"Miłość międzygatunkowa w kolejnej odsłonie"
Ile już było takich historii, gdzie łączyły się ze sobą dwa różne gatunki odmiennej płci? Ile było książek czy filmów? Kobieta ludzka z wielką małpą, mężczyzna inwalida z niebieską wojowniczką, elfia księżniczka i potomek ludzkiej dynastii królów itp. Nie ma sensu wyliczać. Nie mniej jednak ciągle powstają nowe takie historie i cieszą się popularnością. Dlaczego? Bo chyba jest w ludziach coś, jakaś ciekawość czy potrzeba, która odnosi się do istnień innych gatunków i łączenia się z nimi czy to emocjonalnie, duchowo czy fizycznie. A jeśli chcieć to przenieść na papier czy ekran, dodać do tego trochę nowszej technologii oraz dramatu w postaci kilku barier (jakaś jednostka rządowa ze ściśle strzeżonym projektem, wielkie korporacje nastawione na zysk czy negatywnie nastawiona rodzina lub plemię), które stoją pomiędzy piękną i urzekającą płcią damską a tym brzydkim/odmiennym/nieludzkim rodzajem męskim to już niemal murowany sukces wzbudzenia zainteresowania u wielu odbiorców. Byleby nie było za bardzo mdło, prosto i schematycznie. Ostatnio sporą popularnością cieszy się Kształt wody. Historia w podobnym stylu, która może zainteresować i ucieszyć zarówno czytelników, jak i widzów, bo pojawiła się w podobnym czasie dostępna dla obu tych grup odbiorców. Ale dzisiaj kilka słów o książce.
Richard Strickland to wojskowy, który spędził siedemnaście miesięcy w południowoamerykańskiej dżungli, żeby znaleźć i sprowadzić z niej ziemnowodną humanoidalną istotę przeniesioną później do tajnego rządowego Ośrodka Badań Kosmicznych Occam w Baltimore, gdzie też później Strickland zostaje szefem ochrony. W laboratorium Occam pracownicy są podzieleni przez ten projekt. Jedni naukowcy nie chcą, aby te stworzenie żyło, więc dążą do tego, żeby je uśmiercić. Drudzy chcą zbadać od podstaw jego wyjątkowy organizm, bo wierzą, że skrywa tajemnicę odległych podróży kosmicznych. Inni zaś po prostu chcą zachować istotę przy życiu dla samego dobra i postępu technologicznego. Ale pracuje tam również Elisa Esposito, niema woźna, która niespodziewanie odkrywa pilnie strzeżony sekret rządowy i porozumiewa się z tą istotą językiem migowym. To powoduje, że między nią a tajemniczym organizmem zaczyna tworzyć się silna więź i życie woźnej od tej pory ulega nagłej zmianie.
Najsilniejsza stroną tej książki to ciekawe i dobrze nakreślone główne postaci. Richard, który jest wojskowym o bardzo twardym charakterze, radykalnych działaniach i poczuciu wyższości. Nie raz brał udział w ciężkiej misji, zabijał wroga bez mrugnięcia okiem, jadał surowe mięso zwierząt (np. zabitego przez siebie geparda), nie przebierał w środkach nawet z tubylczymi plemionami o pokojowym nastawieniu. Traktuje ludzi z góry rozkazując na lewo i prawo, ale jak mu się powierzy jakieś zadanie to można na niego liczyć, bo ze stuprocentową pewnością je wykona. Niby przywiązany do swojej rodziny, za którą tęsknił przebywając w Amazonii, ale po powrocie czuje, że się od siebie oddalili i ich relacje nie są już tak dobre, jak kiedyś, co niekoniecznie przekłada się na chęć z jego strony, żeby te stosunki polepszyć. Bardzo specyficzna, momentami psychopatyczna i kontrowersyjna postać, stanowcza i mocna w osądach. Ale podobało mi się, że nie rasista i nie tępy żołdak tylko myślący logicznie facet.
Elisa z kolei jest bardzo ciepłą i skrytą osobą. Życie nie jest dla niej łatwe, ponieważ jest niemową, a zważywszy na fakt, że akcja dzieje się jakoś w latach 60. XX wieku ta egzystencja przez to jest tym bardziej trudna. Samotniczka bez rodziny, która wychowała się w sierocińcu i z bliskich osób ma chyba tylko drugą koleżankę sprzątaczkę. Niemniej jednak jest to silna i wytrwała kobieta, która walczy o swoje przekonania i sprawiedliwość. Jest postacią, którą większość czytelników z pewnością polubi.
Cała historia nie jest jednak dokładnie dopracowana, momentami bywa chaotyczna, czasami niektóre kwestie są niedopowiedziane, a przez to i nie całkiem zrozumiałe. Czasami książka jest też zbyt przydługawa, bo wzbogacona o dodatkowe wątki postaci mniej znaczących, które tak naprawdę nic wielkiego do tej historii nie wnoszą. Niektóre opisy za to mogły być bardziej rozwinięte, a wyszłoby to lepiej. Niezła historia, chociaż z aspiracjami do bycia bardzo dobrą, bo tak się zapowiadało, ale ze strony na stronę poziom się obniżał. Nie mniej jednak nieźle się czyta i myślę, że jeśli zadowoli ona 5-6 osób spośród 10 sięgających po nią czytelników to będzie to spory sukces, a póki co wygląda na to, że tak własnie to wygląda.
Książka posiada dwóch autorów. Jednym jest Guillermo del Toro, czyli wielokrotnie nagradzany i znajdujący uznanie wśród widzów i krytyków reżyser filmów fantastyki, znany głównie z Hellboya, Pacific Rim i Labyryntu Fauna, który jest też w mniejszym wymiarze współautorem książek (i kilka nawet pojawiło się na polskim rynku). Drugi autor to Daniel Kraus, który jest bardziej rozwiniętym rzemieślniczo pisarzem niż jego kolega, ale mi osobiście kompletnie nieznanym, dlatego też nie był wabikiem do zainteresowania tą książką. Sięgnąłem po nią tylko dlatego, że spodobał i zaciekawił mnie trailer filmu, który na podstawie tej powieści nakręcił Guillermo del Toro i został za to uhonorowany Złotym Lwem na festiwalu w Wenecji, dwoma Złotymi Globami (za reżyserię i muzykę) oraz aż czterema Oskarami (za najlepszy film roku, reżyserię, scenografię i muzykę). Del Toro to jeden z ciekawszych reżyserów fantastyki, o bardzo oryginalnych i świetnych filmach (jego "Labirynt Fauna", który mnie urzekł, uważam nie tylko za jedną z najlepszych produkcji fantasy, jakie widziałem, ale filmów widzianych ogólnie), więc chciałem sobie wcześniej przybliżyć jeszcze książkę. Jednak po jej zakończeniu uważam, że popularność podbija jej znacznie właśnie film i prawdę mówiąc mam dziwne przekonanie, że tym razem to właśnie ekranizacja będzie lepsza od literackiego pierwowzoru. Czy słusznie, okaże się niedługo. Jestem bardzo ciekaw tej produkcji.
Podsumowując. Kształt wody to oryginalna opowieść o niemej i samotnej kobiecie, mężczyźnie i jego traumie oraz tajemniczej i niezwykłe istocie, która ma wpływ na tych dwoje. Ciekawy obraz fantasy, który udowadnia, że można jeszcze wymyślić coś nowego w relacjach międzygatunkowych, pobudzić przy tym emocje i uczynić wątek romantycznym, ale nie nazbyt mdłym. I poza tym, że chwilowo się dłuży i momentami historia jest niedopowiedziana oraz chaotyczna czyta się całkiem nieźle. Dla fanów sf i fantasy à la Del Toro myślę, że ta pozycja będzie odpowiednia. ;)
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Więcej bestsellerów znajdziecie na ich stronie.
Podobnie jak Ty uważam "Labirynt" za jeden z najlepszych filmów fantasy. Natomiast "Kształt Wody" trochę mi trąca sztampą i naiwnością. Oprócz wspomnianego już przez Ciebie "mezaliansu międzygatunkowego", który rzeczywiście już wiele razy przewijał się i w literaturze i w filmie, okropnie wyeksploatowany (moim skromnym zdaniem) motyw kiedy odrzucona, nieakceptowana przez otoczenie, niepełnosprawna lub z jakimś defektem kobieta poznaje nagle istotę, która całkowicie odmienia jej życie. Oczywiście nie obywa się bez wielu przeciwności stwarzanych przez otoczenie. Powiem tak: film pewnie obejrzę ale po książkę raczej nie sięgnę :). Jeśli już to kupię żonie :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czy film mi się rzeczywiście lepiej przyjmie, czy nie. Ale myślę, że raczej gorszy nie będzie i jak ktoś ma zamiar poznać po prostu tę historię to lepiej sięgnąć po niego, bo szybciej. ;)
UsuńZupełnie mnie do tej historii nie ciągnie. Chyba nie ma we mnie pociągu do innych gatunków ☺
OdpowiedzUsuńLepiej, żeby ciągnęło do tego, co się rzeczywiście spodoba. ;)
UsuńBardzo byłam ciekawa co napiszesz. I po tym co przeczytałam jestem na nie.
OdpowiedzUsuńZobaczymy jeszcze co z filmem, ale ogólnie myślę, że jednak wyjdzie, że czytanie było niepotrzebne.
UsuńRichard w filmie też robi robotę, aż dziw bierze, że to nie Michael Shannon otrzymał nominację, ale cóż... W końcu był głównym antagonistą. A naprawdę szkoda, bo w całym filmie jego postać się zdecydowanie wyróżnia i to na plus. Można go znienawidzić do cna - a to wbrew pozorom dobrze świadczy o czarnych charakterach. :D
OdpowiedzUsuńDokładnie. A ludzie często raz, że oceniają aktorów gorzej przez taki czarny charakter 'bo go nie lubi', ale nie ma lubić tylko ma wyzwalać emocje nie? Lepsze lub gorsze, ale jak wyzwoli to znaczy, że dobrze zagrał. Druga sprawa, że przez pryzmat tych ról myślą, że człowiek taki to faktycznie np. flejtuch i nierób (Grabowski przez Kiepskiego) i potem na ulicy go tak odbierają. :P
UsuńDosłownie zanim wzrokiem ogarnąłem zawartość nawiasu o Grabowskim pomyślałem dokładnie o nim i Ferdku Kiepskim! :D Ale podobnie teraz się "czuje" Jack Gleeson, który odgrywał rolę znienawidzonego przez wszystkich fanów Gry o Tron Joffreya. Kiedyś gdzieś czytałem, że nawet zdarza mu się być na ulicy rozpoznanym i zwyzywanym. To tylko świadczy o tym, że doskonale odegrał swoją rolę. ;)
UsuńHehehe, no, póki nie dostanie wciry myślę, że przeżyje jakoś bez większego bólu. :P Chociaż i tak trochę zabawnie jak Cię ktoś wyzywa za rolę, którą świetnie zagrałeś. ;)
UsuńMnie się film nie podobał, po książkę nie zamierzałam więc sięgać. Po tym co napisałeś tylko się utwierdzam w słuszności tej decyzji. :) Labirynt Fauna za to bardzo lubię, oglądałam jak byłam młodsza i miałam po nim koszmary. :D
OdpowiedzUsuńJa za chwilę, w ten albo przyszły weekend sobie zobaczę to dam znaka czy warto książkę, jak się wie, że na 100% film obejrzy albo już obejrzało. ;)
UsuńCiastek, ostatnio same 3 i 3+ :) Albo samo gówno czytasz albo jednak dotarło do ciebie, że skala ocen musi być w jakiś sposób bardziej rozpięta ;)
OdpowiedzUsuńHehehe, no przy tej pozycji się zorientowałem, że marzec wypada mi na 3. I raczej to pierwsze. ;) Skala ocen jest przewidywana jako bardziej rozpięta od zawsze, ale jak się czyta same dobre lub bardzo dobre to przy statystykach potem się zawęża. ;)
UsuńJak zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach na stronie wydawnictwa, to bardzo chciałam ja przeczytać. Niestety widziałam film, który wymęczył mnie okrutnie ( i nie wiem za co tego Oscara dostał), to skutecznie ostudziło moje czytelnicze zapały. Czytając Twoją recenzję utwierdzam się w przekonaniu, że to była dobra decyzja.
OdpowiedzUsuńty mnie nie strasz filmem, bo ja serio liczę, że lepszy będzie. :P
UsuńJeśli chodzi o del Toro, to czytałam "Wirusa" i było całkiem, całkiem jak na książkę o wampirach ;)
OdpowiedzUsuńCo do "Kształtu...", to oglądałam film, który był dobry, ale bez szału. Na pewno nadrabia fenomenalną muzyką i świetną scenografią. Natomiast fabularnie... nie wiem, nie jestem przekonana, dlatego jakoś specjalnie nie ciągnie mnie do książki.
Ja jestem bardzo ciekaw jak rozwiązali pokazanie niektórych scen z książki w filmie. Nie robię sobię nadziei na wielkie wow, ale liczę, że mimo wszystko wyjdzie to lepiej niż w ksiażce.
OdpowiedzUsuń