Tytuł oryginału: A Prayer for Owen Meany
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 772
Gatunek: Powieść inicjacyjna, czarna komedia, dramat obyczajowy, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 4+/6
"Ręce Boga"
John Irving to będzie prawdopodobnie moje największe autorskie odkrycie tego roku. Jest to jeden z najwybitniejszych i najbardziej utalentowanych współczesnych pisarzy amerykańskich, który zyskał sławę dzięki książkom takim, jak Świat według Garpa, Hotel New Hempshire czy Regulamin tłoczni win. Znany i ceniony na całym świecie nie boi się podejmować ciężkich i kontrowersyjnych tematów, a jego niesamowity styl, bezbłędny zmysł obserwacji i specyficzny humor przysporzyły mu wielu fanów. Kilka miesięcy temu wydawnictwo Prószyński i S-ka zaczęło wznawiać książki autora w ładnej jednolitej serii z miłą dla oka symboliką okładkową. Ostatnią taką pozycją była zekranizowana kiedyś Modlitwa za Owena, za którą postanowiłem też się zabrać i ponownie sprawdzić warsztat autora.
Akcja dzieje się w Gravesend, w małym miasteczku Nowej Anglii na przełomie lat 50. i 60., gdzie dorastają John Wheelwright i Owen Meany. Książka opowiada historię ich obu do pewnego momentu, kiedy widać, że właściwie John jest narratorem a Owen postacią pierwszoplanową, która w jego życiu odegrała poważną rolę. John opowiada nam historię i losy Owena, swojego najlepszego przyjaciela, cudownego chłopaka, którego wszyscy lubią dotykać ze względu na niewielkie rozmiary (nie jest karłem) i dziwny głos, jakby ciągle przechodził mutację. Jest głosem społeczeństwa młodzieżowego, do którego mądrze i kontrowersyjnie przemawia i ma wielkie poparcie, jest bardzo uparty, pracowity, nade wszystko jest jednak człowiekiem bardzo wierzącym i uwielbiającym bejsbol, chociaż sam mało grywa. Pewnego razu jednak dochodzi do sytuacji, kiedy obaj z Johnem grają w tym samym meczu i dochodzi do przykrego wypadku z udziałem ich obu, co nie odbije się na ich przyjaźni, ale znacząco wpłynie na dalsze losach tych postaci.
Już pierwsze przeczytane zdania świadczą o tym, jaki będzie główny temat tej książki. Religia i wiara. Ale wiara nie tylko w samego Boga, także ta w siebie i we własne możliwości. Główny bohater niejednokrotnie stara się dowieść otoczeniu i swojemu najlepszemu przyjacielowi, Johnowi, że wiara czyni cuda i można dzięki niej wznosić się na wyżyny swoich możliwości, i że warto wszystkiego spróbować, na co tylko ma się ochotę. Jednakże Owen to jednocześnie też i męczennik, który żyje głęboko przekonany w predestynacji. Jego wiara jest niezachwiana i zaraża nią innych. Nawet Johna uczynił człowiekiem wierzącym, mimo iż jego dobre życie legło w pewnym momencie w gruzach. Dlatego niejednokrotnie pojawiają się tutaj cytowania z Biblii, kazania, fanatyzm religijny i symbolizm.
Autor oprócz religii wyraźnie też przedstawia tematy polityczne ówczesnych lat. Poruszona zostaje kwestia wojny w Wietnamie, czyli długoletniego konfliktu tak bardzo niechcianego przez amerykanów, że społeczeństwo zaczęło wychodzić na ulice, tworzyć wszelkiego typu demonstracje, organizacje pokojowe, zaczęli pojawiać się hipisi , protest-songi, wolna miłość, pacyfki czy po prostu masowe dezercje i ucieczki do Kanady i innych krajów. Autor stara się pokazać, że społeczeństwo amerykańskie nie tylko nie chciało tej wojny, ale że zostało bardzo zranione i do dzisiaj nie potrafi wybaczyć władzy i politykom ich wojny w Wietnamie, polityki w Nikaragui czy rozszerzania i rozprzestrzeniania broni nuklearnej.
Oba tematy, religia i polityka, nasilają się najbardziej w rozwinięciu książki, co czasem może powodować przesilenie i lekkie znużenie u czytającego, zwłaszcza gdy te kwestie nie są specjalnie przezeń lubiane i interesujące. Osobiście też miałem chwilowe trudności i myślałem o szybszym odłożeniu książki, ale na szczęście nie trwało to długo, bo z pomocą przychodził Owen, który nierzadko i zaskakująco przyprawiał mnie swoimi perypetiami o uśmiech.
Autor jest świetnym obserwatorem i bardzo obrazowo potrafi przedstawić problemy społeczne, które dostrzega lub dostrzegał kiedyś. Bardzo dobrze również potrafi wykreować realne i przekonywające postaci, poruszać ciężkie tematy, nasączać je bogatą, nierzadko przykrą i ponurą symboliką, i potrafi włączyć u czytelnika myślenie, żeby ten zastanowił się nad tym, co on chce takiego przekazać. Fabuła jego książek jest prosta, akcja nieśpieszna, ale trafia do człowieka i porusza w nim niektóre struny. To literatura takiego rodzaju, która jest pożywką dla strony emocjonalno-intelektualno-duchowej czytelnika. Nie jest to forma rozrywki jakiej szukamy, gdy chcemy poczytać coś dla odmóżdżenia czy samego tylko relaksu. Modlitwą za Owena jest co prawda słabszą książką od dwóch poprzednich Irvinga, które czytałem, ale w żadnym wypadku nie żałuję czasu poświęconego na je przeczytanie, bo dalej jest to powieść, która rozwija wrażliwość na piękno słowa pisanego na najwyższym poziomie.
Proza Johna Irvinga to ciężko działo, wysokiego kalibru, która wymaga od czytelnika by ten stanął jej na przeciwko i jej podołał. Nie poczuwam się stwierdzić, że rozumiem dokładnie wszystko, co autor chce przekazać jawnie i za sprawą bogatej, często ukrytej symboliki, i że dostrzegam najmniejszy detal, który podnosi rangę tej książce. Ale niewątpliwie jestem pewien tego, że po każdej powieści tego człowieka czuję się literacko i emocjonalnie mądrzejszym i bardziej doświadczonym. Być może dla wielu z czytelników będzie podobnie i literatura okaże się dla was idealna. Serdecznie polecam, żebyście sami sięgnęli po książki tego autora i się tym przekonali. ;)
"Wiara i modlitwa mogą zdziałać cuda. Naprawdę!"*
*John Irving, Modlitwa za Owen, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016, s. 509.
Po lekturze tej książki również miałam takie poczucie czytelniczego spełnienia, chociaż wiedziałam, że nie ogarnelam całego przesłania :) wymagająca lektura,ale warto się z nią zmierzyć :)
OdpowiedzUsuńIrving to bardzo wysoka półka. Jeśli podobają Ci się jego książki to odsyłam jeszcze do takich autorów jak: John Steinbeck, Cormac McCarthy czy Chuck Palahniuk. ;)
UsuńMnie do książki przekonałeś a to już kolejna powieść Irvinga na blogu. Podobnie jak Steinbeck czeka na lepsze czasy, by pójść do biblioteki i wypożyczyć ich książki :)
OdpowiedzUsuńLepiej sięgnij na początek po coś innego od Irvinga, ta książka jest dobra, ale nie najlepsza. Pozostałe, o których wspomniałem, są najlepsze na początek. ;)
UsuńKurcze dawno u Ciebie nie byłem! Recenzja jak zwykle świetna :). Nie pozostaje nic innego jak kiedyś sięgnąć po Irvinga, zwłaszcza że ufam Twojej opinii :).
OdpowiedzUsuńAno nie było Cię trochę. Ale pamiętam jak wspominałeś, że paradoksalnie okres wakacyjny to dla Ciebie okres mniejszej ilości czasu i wypoczynku, więc nie dziwiło mnie, że Cię nie ma. :)
UsuńA lubisz książki opierające się na religii i polityce?
Jak pokazuje historia ciężko oddzielić politykę od religii i na odwrót. Pewnie, że lubię :)
UsuńDokładnie tak. A tutaj historii też trochę jest. Ale generalnie wojna wietnamska to nie zajmuje mnie tak bardzo jak I czy II WŚ.
UsuńWiesz, troszkę mnie Twoja recenzja pocieszyła - wychodzi na to, że nie tylko ja widzę, że "Modlitwa za Owena" jest słabsza niż znane nam chociażby "Świat według Garpa" i "Hotel...". Nie mogę jednak odmówić Irvingowi uroku, umiejętności opowiadania historii i oczywiście ciekawych postaci. Owen stanowczo wysuwa się na pierwszy plan, ale babcia też była niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńOna jest słabsza, ale i tak poziom nieosiągalny dla wielu. Zresztą ocena dobra to przecież dobra książka, a nie słaba. Troszkę mniej tam tej czarnej komedii było i ogólnie inny trochę ten Irving. Ale postaci tak jak piszesz, rewelacja. Owen mnie rozwalił całym sobą, a już najbardziej tą akcją z rękami pancernika, z piłeczką, z ostatnią akcją. :)
UsuńA na czytniku już czeka "Regulamin". :) Powiem Ci, że czytam teraz dwie książki, w tym opowiadania Lovecrafta, które dziwnie męczę i tak sobie już o tym Regulaminie myślę, że tam jest. :)