Minęło kilka tygodni odkąd zakupiłem w grudniu nowy czytelniczy nabytek. Pokazywałem wam wtedy jak wygląda wizualnie mój czytnik Kindle 7 (inaczej nazywany Amazon Touch 2014). Dzisiaj napiszę kilka zdań na temat tej najważniejszej części, czyli samego czytania. Jednakże mówię otwarcie, że nie mam zamiaru was tutaj przekonywać do e-booków i czytnika. Nie mam zamiaru
na siłę zachęcać do ich kupna. A już na pewno nie mam zamiaru i nie chcę wchodzić w polemikę na temat tego, czy lepsza jest książka papierowa, czy elektroniczna. Piszę tego posta, bo chcę wam przedstawić swoje wrażenia z pierwszych tygodni
używania e-booków i czytnika i moje podejście do samego e-czytania. Napiszę też najważniejsze
zalety i wady takiego czytania i jego komponentów, które ja sam zauważyłem.
Powiem wam, że długo we mnie siedziała decyzja samego zakupu tego urządzenia. Pojawienie się na rynku nowej formy czytania poza tradycyjnym papierem i wersją audio przyjąłem pozytywnie, ale nie entuzjastycznie. Nie przepadałem i nie przepadam za czytaniem audiobooków, więc pomysł wydał mi się całkiem fajny. Ale nie na tyle, żeby rzucać się na to jak pies na kość i już już kupować e-booki i czytnik. Po prostu uznałem, że jako alternatywne źródło na kiedyś może się nadać, a na teraz to opcja bardzo dobra przede wszystkim dla osób, które lubią czytać a niekoniecznie lubią dźwigać papier lub nie mają miejsca na półkach, i które też są często mobilne i preferują używać do czytania różnych gadżetów (np. smartphone, tablet). Dla mnie niekoniecznie, bo cena książek i urządzeń wtedy jeszcze odstraszała. Ale wiadomym było, że dobre przyjęcie takiego czytelniczego rozwiązania i wiążący się z tym rozwój, prędzej czy później doprowadzą do sytuacji, kiedy: 1) pojawiać się będą tylko e-booki danej książki, 2) e-booki i czytniki będą znacznie tańsze niż na początku i będzie większy ich wybór, 3) coraz więcej osób będzie w ten sposób czytać i świadomie (lub nie) kusić. ;)
Trwało to trochę, ten proces od dostrzeżenia przeze mnie nowego produktu, przez dostrzeżenie pozytywnych aspektów i spełnienie się powyższych trzech punktów, dyskutowanie z osobami,które już korzystają, aż do samego zakupu. Jakieś 3 lata, tak myślę, spoglądałem na to e-czytanie z dystansem i obserwowałem. Następny rok zastanawiałem się już kiedy kupię czytnik i jakiej firmy on będzie. W grudniu już do mnie przyszedł i zacząłem pierwsze czytanie.
Początkowo utrzymywało się u mnie dziwne wrażenie trzymania w jednej ręce urządzenia (e-książki), podczas gdy czytając papier na ogół zawsze trzymałem ją w obu. Do czytnika potrzebuję jedną rękę, którą trzymam czytnik i bez problemu mogę też przerzucać strony bez używania drugiej, toteż czytając za pomocą Kindle 7 drugą rękę mam swobodną, więc mogę nią kręcić młynki długopisem, drapać się po głowie, palić fajkę albo...nie wiem, grzebać w pępku. Śmieszne? Śmieszne, ale uwierzcie mi, że zwraca się na to uwagę, bo to najbardziej podstawowa z wygód czytania w ten sposób, którą się dostrzega najprawdopodobniej już w pierwszej kolejności (no ja przynajmniej to na starcie dostrzegłem).
Drugie dziwne wrażenie to ten brak ruchu, zapachu i szelestu przy przerzucaniu strony (do czego zdążyłem się przez lata przyzwyczaić), mimo że przecież ja właśnie w tym momencie czytam książkę, i sam e-papier widziany na wyświetlaczu, którego nawet nie ma sensu porównywać z tymi e-bookami wyświetlanymi na tablecie, telefonie czy laptopie, bo to dwie różne rzeczy. E-papier to nie podświetlony ekran z tekstem (chyba, że użyjemy specjalnej latarki). E-papier to papier zamontowany w urządzeniu. Nie świeci się tak samo, jak nie świeci się papier w tradycyjnej książce. I nie męczy oczu, jak robią to tablety czy telefony. I biorąc pod uwagę te dwie rzeczy powyższe nawet teraz, po kilku już tygodniach używania, jak tak przeskakuję od razu z papierowej książki na e-booka, przez maks 2-3 minuty towarzyszy mi lekka dezorientacja i muszę się "przestawić" na czytanie bez szelestu i e-papier, żeby się wkręcić w czytanie i tego nie dostrzegać. Ale uwierzcie mi, że jak już człowiek się przyzwyczai do tego, że nic fizycznie nie przerzuca, a mimo to czyta, to już potem tego braku tak nie dostrzega, tylko po prostu czyta i delektuje się samą lekturą. A widzielibyście jakie czytelnicze pozy mogę teraz przybierać, jak nie muszę się obawiać, że książka nagle mi się zamknie, kiedy tego nie pilnuję, i nie muszę używać obu rąk. Robicie mi i czytnikowi sesję fotograficzną i możecie sobie stworzyć album, ku pozazdroszczeniu Kamasutry, bo z tymi pozami mogłaby to być i Kamasutra w wersji bibliofilskiej. :D
Faktem jest, że przyjemniej się czyta papierową książkę, kiedy się obcuje z nią bezpośrednio, dotyka, wącha, miętosi czy co tam kto jeszcze z nią robi (o szczegóły nie pytam). Proces twórczy autora i proces produkcji książki - który jest świetnym zjawiskiem do obserwowania dla osób czytających, które mogą to bezpośrednio zobaczyć w drukarni (ja niedawno oglądałem kapitalny klimatyczny filmik, który pokazywał drukowanie, szycie, pojedynczych kartek, przyklejanie obwoluty itp. w starym stylu - coś pięknego!) - bez wątpienia nadają tej książce jakiejś magii i charakteru, a nawet też czegoś podobnego do duszy. I to jest bez wątpienia świetne i nie do zastąpienia.
Jednakże przyjemne czytanie papieru nie zawsze wiąże się z wygodą, którą e-czytanie zapewnia za każdym razem, bo my nie mamy tutaj różnych rozmiarów książki jak przy formie tradycyjnej. Urządzenie jest zawsze to samo, takiej samej wagi i rozmiarów. A książki papierowe raz są małe, raz są duże, raz czcionka makiem, raz dużymi, raz marginesy rozciągnięte na maksa, a raz wąskie, co w efekcie daje nam np. pozycję ponad 200 stron, kiedy w oryginale ma ich 80. E-booki mają większą lub mniejszą liczbę stron, fakt, ale to nie ma wpływu na czytnik, który nie zmienia przecież rozmiarów, a my sami możemy sobie wybrać jaka ma być interlinia, czy marginesy mają być szerokie, czy wąskie, czy czcionka ma być malutka, czy ogromna, i jaki rodzaj czcionki chcemy, w zależności od upodobań.
Bardzo fajną opcją, która też ma wpływ na wygodę, jest opcja dostępu do słowników i internetu (wi-fi). Teraz niektórzy pewnie powiedzą: Internet? Po co mi internet? Przecież my chcemy czytać, a nie siedzieć na internecie. I tu macie rację. Ale nie o to mi chodzi. Internet jest dostępny w czytniku, ale nie osiąga takich prędkości i ogólnie parametrów jak komputer, telefon czy tablet, żeby równie płynnie się nim posługiwać, ściągać duże pliki itp. To nie jest gadżet do surfowania po necie, tylko urządzenie do czytania. I ten internet też służy tutaj do czytania. Dwa najważniejsze momenty korzystania z niego:
1) Przesłanie e-booka na czytnik, jeśli nie mamy kabla lub dostępu do komputera lub nie mamy obu:
- Chcesz coś nowego, zgubiłeś kabel, ale masz komputer i internet? Wchodzisz na swoją skrzynkę pocztową i wysyłasz sam do siebie wiadomość z załącznikiem na maila dedykowanego z czytnika, który w przypadku Kindle zakłada się automatycznie zaraz po rejestracji przy pierwszym uruchomieniu. Wchodzicie na czytnik na opcję "w chmurze", ściągacie książkę i czytacie.
- Chcesz coś nowego, ale nie z tego co masz, tylko ze sklepu i trzeba to kupić? Nie ma problemu. Wchodzisz na stronę przez internet w czytniku, kupujesz, płacisz, ściągasz e-booka na czytnik i czytasz od razu. Nie czekasz kilku dni aż Ci przyjdzie. Kupujesz, ściągasz i czytasz w kilka minut.
2) Korzystanie z różnych źródeł informacji, w tym przypadku Wikipedii - na pewno nieraz zdarzyła wam się sytuacja, kiedy czytaliście jakąś ciekawą książkę, która zawierała wyrażenia, zwroty, jakieś naukowe czy technologiczne hasła, których znaczenia nie znacie, bo autor nie wyjaśnia albo po prostu wasz zasób słownictwa i wiedzy tego nie obejmuje. W tym przypadku klikasz na dane słowo, które się podświetla i wyskakuje okienko, które pozwoli Ci zapoznać się z krótkim wyjaśnieniem albo odesłać szybko do internetu do Wikipedii, żeby dowiedzieć się co dane hasło oznacza w rozwinięciu. Szybko sprawdzamy, o co chodzi i równie szybko wracamy do tekstu, żeby kontynuować czytanie. Jednym kliknięciem. Jest też opcja dodatkowa, niezwiązana z internetem, która dotyczy wgranych słowników. Wgrany jest słownik angielsko-angielski, który pozwala podczas czytania książki w tym języku dowiedzieć się znaczenia danego słowa i odbywa się to na tej samej zasadzie. Klikasz w słówko, które się podkreśla i wyskakuje zapytanie: co zrobić dalej? Czy idziemy do Wikipedii (co w tym przypadku się nie sprawdzi), czy do słownika. Klikamy i tutaj już nas nic nie odsyła, tylko pojawia się ramka z tłumaczeniem. Jest też opcja wgrania słownika polsko-angielskiego, ale jeszcze się tym nie bawiłem, bo nie miałem czasu i potrzeby. Myślę też, że lada moment pojawi się nasz polski słownik,a może nawet i już jest, tylko jeszcze tego nie wyśledziłem.
I jeszcze jedna chyba najistotniejsza opcja związana z wygodą, czyli pojemność naszej domowej biblioteki. Pojemność, która jest ograniczona. Jasne, jeśli ktoś może sobie pozwolić na wydzielenie osobnego DUŻEGO pomieszczenia na składowanie książek, a potem wydzielenie jeszcze kolejnych, to spoko. Jeśli ktoś nie potrzebuje mebli w domu i kładzie kwiatki na kilku książkach na kupce, a stolik ma na za sadzie deski położonej na czterech nogach z takich kupek, to też spoko. Ale jeśli ktoś nie widzi takich opcji w swoim wykonaniu, a chce tak jak ja mieć wszystko to, co czyta, to nie jest spoko. To się nazywa wtedy problem logistyczny. Bo tak. Chcę mieć wszystko, co przeczytam, ale nie mam na to miejsca. Jeśli nie mogę mieć wszystkiego fizycznie, to chociaż te najważniejsze książki i autorów. Ale, kurde, szkoda mi tamtych książek, których nie muszę mieć fizycznie, a chciałbym mieć jednak do nich dostęp w każdej chwili. Więc co z tymi pozostałymi? Ano niewielkiej wielkości e-booka wrzucam na dysk, który ma taką pojemność, że latami się nie muszę przejmować, że się zapełni. A nawet jeśli moje 500 GB kiedyś się zapełni, to do tego czasu dysk 500 TB będzie za takie małe pieniądze, że spokojnie kupię i już na pewno za życia go e-bookami nie zapełnię. ;)
Ogólnie rzecz biorąc obie te formy - czytanie tradycyjne i e-czytanie - mają ten sam cel do zrealizowania. Mają umożliwiać zapoznanie się z książką i czerpać z tego maksymalną przyjemność. Ja bym porównał to z fotografią. Robimy sobie zdjęcie, które zachowuje jakąś ważną dla nas chwilę, jakieś podniosłe bardziej lub mniej wydarzenie. Wiadomo, że przeżywamy to najlepiej w tej właśnie chwili, która jest dla nas namacalna (jak książka tradycyjna). Ale jeśli weźmiemy do ręki fotografię (jak e-booka) z tego momentu i na nią patrzymy, to czyż wspomnienia, które się nasuwają, nie sprawiają nam podobnej przyjemności i pozytywnych emocji, co wtedy, kiedy to właśnie przeżywaliśmy? Chyba przyznacie, że wrażenia i emocje są takie same albo bardzo podobne, chociaż widziane z dwóch różnych perspektyw? Takie właśnie jest moim zdaniem e-czytanie, mimo iż nie posiada tej wizualnej i fizycznej otoczki, posiada niemal całą resztę, a także i coś, czego nie posiada tradycyjna książka.
Dla osób, które lubią mieć najważniejsze kwestie wypunktowane przedstawiam wg własnej opinii w taki właśnie sposób wady i zalety e-czytania.
Zaczynając od wad:
- Brak fizyczności (zapachu, szelestu, samego dotyku),
- Brak magii (wiecie o czym mówię) ,
- Ceny (już nie takie wysokie jak kiedyś, ale dalej e-booki są jeszcze moim zdaniem zbyt drogie w porównaniu do tradycyjnej formy. Ja wiem, że są przeróżne promocje, BookRage itp., ale jeśli chcemy konkretną książkę kupić i zacząć czytać już teraz to kto będzie czekał tydzień, miesiąc, dwa aż spadnie cena?),
- Brak dostępności wielu książek (po prostu tego jeszcze jako e-book nie ma),
- Zabezpieczenia, które uniemożliwiają czytanie niektórych plików na innych urządzeniach lub po prostu pożyczyć książkę drugiej osobie.
A teraz zalety:
- Wygoda (tysiące książek na jednym niewielkim urządzeniu, które zmieści się w każdym plecaku i niemal każdej torebce),
- Możliwość dostosowania tekstu według uznania (marginesy, interlinia, rozmiar i rodzaj czcionki),
- Szybki zakup i natychmiastowa możliwość czytania nowo nabytej książki (internet, kabel),
- Nieskończone możliwości pojemnościowe e-biblioteki (ile tylko dusza zapragnie),
- Coraz więcej miejsc, gdzie można nabywać za darmo albo w bardzo korzystnej cenie,
- Wbudowane słowniki (ang-ang i wiele innych anielsko-obcojęzycznych, z możliwością wgrania ang-pol).
I w zasadzie to tyle, jeśli chodzi o wrażenia i moje podejście związane z e-czytaniem. Uwielbiam czytać i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Jakbyście mnie zapytali, czy wolę randkę z dziewczyną z papierową
książką na parkowej ławce, czy popcorn, kino i dobry film, czy może
kolację w wykwintnej restauracji, to macie jasność, co bym wybrał. Nie wyobrażam sobie też domu bez książek stojących na półce, najlepiej jak najszerszej, najwyższej i na dodatek uginającej się od nich. I nigdy przenigdy nie zrezygnuję z kupowania kolejnych, czytania ich i odkładania w dalszym ciągu na półkę, dalej kombinując, by znaleźć na nie miejsce. Ale czytnik też mi się przyda, bo przez te raptem kilka tygodni zdążyłem się już z nim bardzo polubić i za nic go nikomu nie oddam, bo nie odmówię sobie wygody związanej z jego korzystaniem i wiem, że będzie mi nieraz służył i ratował, kiedy papierowej wersji nie będzie dostępnej, nie będzie można wziąć ze sobą itp. To tyle. ;)
PS: Ja teraz dzięki czytnikowi jestem w stanie nawet mega niewygodną w czytaniu Biblię przyswajać w e-booku (Biblię! Czaicie to? :D)
Serio, czytasz Biblię na kindlaku? :D Ja też mam, tylko mam wersję chyba 5 (nie wiem dokładnie, bo dostałam w prezencie), ale... Jeśli nie mam pod ręką książki, lub zwyczajnie nie mogę jej mieć (bo jakiejś cegły, bądź co bądź nie będę dźwigać na uczelnię czy coś ;D) to Kindlak jest the best! :) Tyyyle książek w jednym miejscu <3 Gratuluję zakupu i zobaczysz, że z czasem przyzwyczajanie się będzie lepiej szło :). Choć wiadomo, z tradycyjną książką NIC nie może się równać :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No trochę zacząłem na kindlu. W sumie to też jeden z celów tegorocznych, o który zapomniałem wspomnieć, że chce skończyć Biblię, której mi zostało jakieś 100 stron. Racja, to się przydaje właśnie w takich chwilach bardzo.
UsuńDziękuję, na pewno będzie, jak piszesz. :)
A czemu by nie. Ja czytam czasami Biblię na smartfonie. Kindlak byłby na pewno lepszy do tego.
UsuńZawsze mnie interesowało, jak wiele zmienia ten papier w czytniku. Zdarza mi się z braku innego dostępu czytać książki na telefonie, ale oczy wysiadają bardzo szybko.
OdpowiedzUsuńNie ma porównania. Serio. Ja to w ogóle jak wyciągnąłem z pudełka ten czytnik to on miał taki jakby wyświetlacz i reklamę na nim (bo ja kupiłem wersję z reklamami, ale to kompletnie nie przeszkadza i idzie wyłączyć), i to tak wyglądało jak kartka, że ja automatycznie chwyciłem za ekran i chciałem to zedrzeć, a to ten e-papier. :P
UsuńCzyli Kundel zakupem ostatecznie udanym był.:)
OdpowiedzUsuń"Do czytnika potrzebuję jedną rękę, którą trzymam czytnik i bez problemu mogę też przerzucać strony bez używania drugiej, toteż czytając za pomocą Kindle 7 drugą rękę mam swobodną, więc mogę nią kręcić młynki długopisem, drapać się po głowie, palić fajkę albo...nie wiem, grzebać w pępku. "
Ja to zauważyłam dopiero po pół roku, jak sprawiłam sobie świnki i okazało się nagle, że mam wolną ręke do głaskania.;) Ale po prawdzie, akurat większośc książek czytam, trzymając je w jednej ręce.
Właśnie symultanicznie czytam tę samą książkę w papierze i w ebooku (pierwszy raz mi się coś takiego zdarza). Wrażenie jest cokolwiek dziwne, ale przyjemne.:)
Jak najbardziej i pewnie też zauważyłaś, że już futerał kupiony, więc teraz możne wsadzić do plecaka bez obaw, że się porysuje. :)
UsuńAle czemu tak? Bo książka zbyt gruba, żeby ją ze sobą tachać, a poza domem chcesz czytać, więc kontynuujesz na czytniku? :)
Tak, właśnie dlatego ^^ Najbardziej mnie bawi porównywanie po powrocie do domu, ile przeczytałam "w realu".;)
UsuńHehehe. Ja to się za każdym razem główkuję ile dokładnie ma stron e-book, bo ja nie wiem jak to liczyć. Niby Kindle pokazywał mi 290 tego Steinbecka, jak czytałem to w trakcie widziałem stronę 180, a zaraz 182 (strony nie urwało, tylko tak się podpisało). Na koniec jak jadę to maksymalnie do strony 287. Jak dzielę liczbę znaków, wg Calibre, na pół to wychodzi z 265. A na necie jest np. 280. I o co tu chodzi? :P Masz jakiś patent na to? (Chociaż nie jestem pewien, czy Ty przypadkiem nie masz w procentach).
UsuńMam w procentach i zazwyczaj odnoszę to do tego wydania papierowego, które mam pod ręką. Np. książka w papierze ma 800 stron, przeczytałam 10%, więc jestem na 80. ;)
UsuńCiekawe czemu tak te procenty lubisz? :P
UsuńNie wiem, zawsze lubiłam. Wszystko przeliczam na procenty.;D
UsuńHehehe, a barek pełny? :P ;)
UsuńKawał świetnego tekstu napisałeś :). Masz racje, że oprawa, szycie itp. nadaje książce "magii i charakteru". Uważam, że brak tego w czytniku ma też swoje plusy. Można się wtedy całkowicie skupić na lekturze i ocenie treści. Często na ocenę książki wpływ ma również oprawa i to ona zaburza niekiedy pole widzenia :D.
OdpowiedzUsuńDzięki Michał. To w zasadzie za Twoją sprawą pomyślałem o napisaniu tego tekstu, bo sam mi to podpowiedziałeś w grudniu, jeśli pamiętasz. :) Tak, w sumie racja, bo widzisz tylko samą grafikę okładki, a nie wykonanie książki, co mnie osobiście nie raz irytuje, bo nie lubię jak mi się książka rozlatuje podczas czytania czy łamie grzbiet.
UsuńJa zawsze muszę się "wczuć", gdy czytam na czytniku - zazwyczaj po jednej, dwóch książkach nie widzę różnicy i czyta mi się równie dobrze co papier :)
OdpowiedzUsuńCeny ebooków, gdyby były np. 50% tańsze niż cena okładkowa papieru to myślę, że moglibyśmy rozmawiać o rewolucji. Tak to na pewno dodatek do sprzedaży.
Ja ogólnie dość mało ich kupuję z tego względu, że większość pozycji jakie ostatnio czytam to zapasy domowe lub nowości, których nie wyobrażam sobie w formie ebooka ;)
Czyli nie tylko ja tak mam. :)
UsuńDokładnie tak samo uważam. Papier 40 zł to e-book 20 zł. Przecież oni nie płacą za druk, klejenie, szycie itp. Tylko ten VAT. Ale może to się kiedyś zmieni.
Jasne, ja też tak mam. I ja nie kupiłem czytnika, bo wiem, że teraz będę czytał same e-booka. Ale wiedziałem przed zakupem, że trochę tego już mam na dysku przez różne promocje i rabaty, a poza tym zauważałem coraz częściej książki, które albo wziąłem w papierze, a mógłbym mieć w e-booku, albo wziąłbym (np. od wydawnictwa) od razu tylko w e-booku. :)
Ja tu tylko tak rzucę, że z cenami e-booków to nie tak łatwo, bo poza tłumaczeniem, drukiem i redakcją wszystkie koszty trzeba ponieść jeszcze raz. E-book wymaga własnego składu i korekty, a w przypadku zagranicznych autorów też wykupienia osobnej licencji, wcale nie tańszej niż ta na papierowe wydanie.
UsuńMoneri ja wiem, ebook wcale nie jest tak dużo tańszy w kosztach a druk nie kosztuje połowę wartości książki :) Chciałbym, aby było inaczej :)
UsuńA to nie wiedziałem. W takim razie ten VAT nas głównie niszczy, tak?
Usuń23% ceny jest stracone dla wydawnictwa, czy dystrybutora, więc jakby nie patrzeć 1/4 ceny idzie sobie. Kilka złoty do kilkunastu zazwyczaj kosztuje standardowy druk jednej książki, więc obniżka ceny jest niewielka z tego tytułu. Poza tym jak wspomniała Moreni dodatkowy ISBN, redakcja, zabezpieczenie, dodatkowe prawa autorskie itp. Można jedynie wypatrywać promocji na różnych stronach, wówczas faktycznie da się odczuć różnicę :)
UsuńCzyli jednym słowem - POLSKA (nie elegancja Francja :P)
UsuńChyba to nie tylko problem Polski. Myślę, że to też taka mentalność - kupisz ebooka, ale odsprzedać go już nie możesz jak Ci się nie spodoba. Książkę owszem, nawet za marne np. 10zł, ale jesteś chociaż coś na plusie :)
UsuńPewnie widziałeś na forum Maga jak AM podawał wyniki sprzedaży - ebooków wcale tak dużo tam nie było a i książek papierowych także. Spodziewałem się nieco wyższych sprzedaży np. Sandersona :)
Tylko w innych krajach przy wyższych zarobkach to oni mogą sobie te e-booki luźno kupować. ;)
UsuńMnie sprzedażą e-booków nie zaskoczył za bardzo. Ale ucieszył fakt, że ten Sanderson się tak dobrze sprzedaje,
Mnie specjalnie nie, bo to jakieś 10% sprzedanych wersji papierowych w większości przypadków co jest wynikiem całkiem dobrym :) Powiem Ci, że spodziewałem się sprzedaży 2-3 razy wyższej jeśli chodzi o ilość, czy to Drogi Królów, czy Ostatniego Imperium. Być może to wciąż nie jest tak popularny autor, jak książki z UM 2033, gdzie nakład standardowy to 20 tysięcy i dość szybko są robione dodruki :)
UsuńA ja muszę poskładać drobne i w końcu się wyposażyć, bo nie raz się czyta, ale rzadko, a na komputerze czy telefonie nie wygodnie. ;/
OdpowiedzUsuńTo składaj, składaj. Dźgaj tam rodziców, chłopaka, dziadków, żeby od czasu do czasu wrzucili coś do skarbonki, aby szybciej się udało kupić. :) A jak już kupisz to chwal się. ;)
UsuńOd roku mam Kindle i jestem w nim zakochana na maksa :) Cudowny gadżet dla książkocholika.
OdpowiedzUsuńKolejna kundloposiadaczka. :)
UsuńFajny tekst i zgadzam się z prawie wszystkim.
OdpowiedzUsuńMi nie przeszkadza brak szelestu kartek i zapachu książki, ku mojemu zdziwieniu ;) Może dlatego, że zmienia mi się podjeście do literatury. Na zasadzie, że tekst jest ważniejszy, a nie jego forma. Oczywiście, książki dalej będę kupować i zdobywać. Ale już bez pewnego ciśnienia, że muszę mieć (czyli tylko to, na czym na prawdę mi zależy) :) Cenię za to wygodę czytania. Tak jak napisałeś, przy dużych książkach jest to wspaniałe ułatwienie. I faktycznie, z czytnikiem można ćwiczyć różne pozycje ;)
Pozdrawiam!
Cześć Weronika. :) Dzięki wielkie. ;)
UsuńTo znaczy wiesz, mi też nie brakuje jakoś tak, żebym miał tęsknić czy coś. To jest kwestia przyzwyczajenia. A brakować szelestu czy zapachu to mi się może zacząć, jak będę czytał stale e-booki poza domem. Póki mam czas w tym domu spokojnie posiedzieć, to ja mam wybór równie dobrze mogę czytać tradycyjnie i z czytnikiem po tyle samo książek. :)
No właśnie, masz sprzęcik to nie ma takiego ciśnienia na kupowanie i stawianie wszystkiego na półce. :)
Wpadnij jeszcze, bo chyba Cię tu pierwszy raz widziałem. :) pozdrówy