poniedziałek, 30 maja 2022

URZĄDZENIE CENTAURYJSKIE - Michael John Harrison [opinia]

Tytuł oryginału: The Centauri Device 
Seria: Artefakty
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Liczba stron: 207
Gatunek: Science Fiction, space opera
Moja ocena: 4/6






Urządzenie Centauryjskie to kolejna książka z uwielbianej przeze mnie serii "Artefakty", po którą zawsze chętnie sięgam i kupuję niemal wszystko. Autor, który tym razem pojawił się w moim czytelniczym repertuarze, był mi znany już od dość dawna, ale nigdy do tej pory po niego nie sięgnąłem, mimo że znany jest już na naszym rynku dość dobrze i mam od kilku lat (sic!) parę jego książek z innej serii maga "Uczty Wyobraźni". Harrison to już taki w sumie klasyk, więc w końcu trzeba było go sprawdzić, więc sprawdziłem.

John Truck to jeden z tych kapitanów statku kosmicznego, o którym nie można powiedzieć za wiele dobrego. Szemrany typ, handlarz narkotyków, przewoźnik niebezpiecznych i nielegalnych towarów, płytkie, chuligan nietrzymający się bliżej zasad moralnych. Jest jednak ostatnim z rodu Centauryjczyków, którzy mogą przesądzić o rozstrzygnięciu okrutnej kosmicznej wojny. Wystarczy. że  uruchomi rozumną bombę nazywaną Urządzenie Centauryjskie. A tylko on to potrafi. Tylko trzeba najpierw ją znaleźć i przeżyć do tego momentu.

Bardzo nie lubię takich momentów, kiedy czytam książkę, która jest całkiem nieźle i ciekawie napisana, i nie mam z nią żadnych bardzo zgrzytów, a mimo wszystko te czytanie pozbawione jest jakichś głębszych emocji. O ile w ogóle jakieś emocje były. A tak właśnie miałem z książką Harrisona, którą niby czytało mi się dobrze, ale momentami tak odpływałem myślami w innym kierunku, że traciłem kilka razy wątek i w sumie niewiele mam do powiedzenia na jej temat ponad to, że pamiętam dobrze jej dobry początek i koniec plus kilka niezłych momentów w międzyczasie. Jednak z całą pewnością za jakiś miesiąc będę niewiele o tym wszystkim pamiętał. Tak bywa. Niemniej poznałem się ze stylem autora na tyle, że mogę sięgać po jego książki z "Uczty Wyobraźni", po które nie sięgałem z pewnej obawy, że styl będzie dla mnie niestrawny. Może następnym razem pojawi się większa chemia. ;)

6 komentarzy:

  1. "Urządzenie Centauryjskie" i te jego książki, które szły w Uczcie Wyobraźni, to zupełnie różne bajki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz? No tak jak czytałem opis "UW" to mi bardziej fizyką zalatują. Tutaj tego nie było. Ale liczyłem, że jednak podobnie 'w miarę strawne i lekkie' w czytaniu będzie.

      Usuń
    2. Potwierdzam słowa Pawła. "Urządzenie..." to najbardziej przystępna z książek Harrisona (tych wydanych u nas, pozostałych nie znam). Inne pozycje na pewno nie są lekkie ;) a czy strawne to zależy również od Ciebie bo to autor, który bardzo mocno polaryzuje czytelników. Osobiście Trakt Kefahuchiego pochłonąłem na raz. Drogę serca lekko męczyłem a Viriconium to już jest test siły woli ;)). Zwłaszcza "Skrzydlaty sztorm". Ktoś mi gdzieś kiedyś napisał, że ta nowela to cios młotem w sam środek czoła i, mniej więcej, tak to wygląda. Choć podobno dużo dokłada kiepskie tłumaczenie.

      Usuń
    3. Czyli dobrze może, że właśnie to na początek wziąłem, bo będę bardziej przygotowany. Te UW to takie hard sf można powiedzieć, bardziej w stylu Dukaja, Wattsa, Stephensona, Lema?

      Usuń
    4. Trylogia Światło-Nova Swing-Pusta przestrzeń to hard sf. Ale nie Lem i, zdecydowanie, nie Stephenson. Harrison jest oszczędny w słowa i generalnie ma w DUżym Poważaniu czytelnika ;) wątki zaczynają się znikąd albo zostają nagle urwane. Stephenson, o czym dobrze wiesz, potrafi się rozpisać jak mało kto i np. ubarwić opis dość oczywistego wynalazku gigantyczną dygresją na temat pończoch ;)). To samo z warstwą naukową, u Harrisona siedzi sobie gdzieś w tle i możesz z tych skrawków próbować poskładać coś do kupy. Stephenson będzie z detalami opisywał swoje geekowskie wynalazki. Mimo to (a może dlatego) te powieści cechuje jakiś rodzaj magnetyzmu, który spowodował, że wsiąknąłem na dobre dopóki nie skończyłem całej trylogii. Jeszcze warto nadmienić, że to nie jest jedna historia opowiedziana ciurkiem przez 3 tomy, bohaterowie się zmieniają, zmienia się miejsce akcji, niektóre postaci z pierwszego tomu wracają w trzecim inne przechodzą z drugiego do trzeciego. "Nova swing" to bardzo smaczny miks gatunkowy bo formalnie to jest powieść, która czerpie mocno z kryminałów w klimacie noir a osadzona jest w świecie ze "strefą zdarzenia".
      "Viriconium" najbliżej, chyba, do new weird. To zbiór opowiadań i nowel związanych z tytułowym miastem. Jak wspomniałem część z nich to sadyzm w czystej postaci ;) ale też, podobno, mocno zepsute tłumaczenie. Przebrnąłem bo UW, mam co wspominać ale nie polecam ;) Na pewno nie zaraz po Urządzeniu...
      "Droga serca" to z kolei książka, która by chyba bardziej do tej nowej serii grozy pasowała. Bardziej zlepek motywów, wydarzeń i majaków. Trochę taki "Pokój" Wolfe tylko bardziej :) Może, po prostu, powinienem wrócić do tej książki i przeczytać jeszcze raz bo naprawdę niewiele pamiętam.
      Moja rada: weź Światło do ręki a, jeśli nie zaskoczy, to olej Harrisona ;)

      Usuń
  2. Hehehe. Krzysiek, wyczerpałeś temat. Nie mam pojęcia za co sie zabiorę, ale chyba najbliżej mi do tej trylogii, bo to o niej myślałem jako pierwszym podejściu do Harrisona.

    OdpowiedzUsuń