środa, 1 lipca 2020

LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM - Ken Kesey [opinia]

Wydawnictwo: Albatros
Tytuł oryginału: One flew over the cuckoo's nest
Tłumaczenie: Tomasz Mirkowicz
Liczba stron: 352
Gatunek: Literatura zagraniczna, powieść psychologiczna
Moja ocena: 5+/6








Lot nad kukułczym gniazdem to klasyka i chyba nikt temu nie zaprzeczy. Oglądałem świetny film dość dawno temu i miałem przeczytać zaraz książkę, ale jak zwykle nie wyszło i to musiało poczekać. Natchnęło mnie jednak w ostatni weekend, żeby przeczytać coś krótkiego i zalegającego, więc padło na Kesey'a i jego najgłośniejszą i najbardziej wychwalaną książkę.

Fabuła tej powieści jest chyba powszechnie znana. Do szpitala psychiatrycznego trafia Randel Patrick McMurphy, który tylko udaje wariata, żeby wymigać się od odbycia wyroku w więzieniu. Tak naprawdę to szuler, buntownik, dziwkarz i zabijaka, który pobyt w szpitalu uznaje za żart i wygodny sposób na odbębnienie wyroku, żeby potem wyjść na wolność. Ale wkrótce dowiaduje się, że żeby wyjść musi być uznany za wyleczonego, a to już zależy od personelu, na czele którego stoi Wielka Oddziałowa - sadystka znęcająca się nad pacjentami, których nie chce za nic wypuścić. McMurphy musi złagodnieć i ukorzyć się przed nią, żeby mógł wyjść. Ale czy ten bezkompromisowy buntownik jest w stanie to zrobić?

Lot nad kukułczym gniazdem to świetna książka i nie ma ani cienia zakłamania w tym, co dobrego się o niej mówi (choć jak dobrze wiemy często dana książka bywa uznana za klasyk i znajduje wielkie poparcie wśród krytyków, ale niekoniecznie przypada do gustu normalnemu czytelnikowi). To powieść psychologiczna, która świetnie oddaje klimat szpitala psychiatrycznego. Rozmowy w grupach o swoich problemach życiowych (np o biuście żony), sala wyciszenia, sala rozrywki, różne podziały grupowe (Okresowi Chronicy, Chodzący, Rośliny, Wózkarze), różne metody leczenia, w tym problem zbyt ostrego leczenia elektrowstrząsami - głównego sposobu personelu i Wielkiej Oddziałowej na pohamowanie niechcianego czy też niestosownego zachowania pacjentów. Jednakże to co najlepsze to zdecydowanie rys psychologiczny i kreacje postaci.

I to właśnie postaci są tutaj najważniejsze, bo jest ich całkiem sporo całkiem różnych, których nie sposób potraktować obojętnie. Pułkownik Matterson- stary kawalerzysta z pierwszej wojny światowej, który z upodobaniem zadziera laską fartuchy pielęgniarek i opowiada historie o wojnie; Harding - król Wariatkowa, piękny i delikatny, z dyplomem. Ma żonę z pokaźnym biustem  i bardzo się tego wstydzi; George - maniak czystości, który nie podaje ręki; Ruckly - najmłodszy pacjent, mocno zbzikowany, bo jedyne co mówi to "ppppierdolę żonę..."; główny bohater Szczota Bromden/Wielki Wódz - narrator, półkrwi Indianin, który udaje głuchego, chociaż słyszy bardzo dobrze, jest najdłużej na oddziale i najwięcej niedobrego przeszedł na oddziele; i wreszcie sam Randel Patrick McMurphy - drugi główny bohater, rudzielec, karciarz, błazen, żartowniś, wieczny kawaler i hulaka, niegdyś odznaczony za zorganizowanie ucieczki z komunistycznego obozu jenieckiego, ale usunięty z wojska za niesubordynację. Głośny awanturnik i szuler, który potrafi się odnaleźć w każdym miejscu i sytuacji. Wiele śmieszny scen jest z tymi postaciami i ich humor potrafi się mocno udzielić czytającemu. Ale nie tylko śmieszne sceny się tutaj znajduję. Właściwie to przysłaniają one tylko najważniejszy problem ciężkich warunków i nieodpowiedniego traktowania przez personel.

Książka Kesey'a to naprawdę świetna rzecz i warto po nią sięgnąć, bo właściwie nie ma raczej z góry narzuconego odbiorcy. Jest warciacka i poważna, przygnębiająca i pobudzająca, smutna i wesoła. O placówce psychiatrycznej i o ludziach z pewnością psychicznie chorych, ale i nie do końca. Można przy niej podumać albo po prostu dobrze się bawić. Polecam. 

9 komentarzy:

  1. Ja czytałam ją dawno temu, ale wtedy kompletnie nie przypadła mi do gustu, bo nie zrozumiałam jej przesłania i symboliki. Zbyt wcześnie się za nią zabrałam. To był koniec gimnazjum, początek szkoły średniej. Już wówczas sięgałam po wiele ambitnych powieści i po klasykę, ale "Lot..." jakoś mnie przerósł. Muszę kiedyś spróbować jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niektórymi książkami tak jest, że za wcześnie czytane nie docierają. Ale całe życie przed Tobą. ;)

      Usuń
  2. Mam jeszcze przed sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam ją dawno temu, ale nadal pamiętam, jakie na mnie zrobiła wrażenie - znakomitej opowieści o ludzkiej naturze. I myślę, że ani trochę się nie zestarzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie, bo to taka książka jest, że można kilka razy czytać w ciągu całego życia. :)

      Usuń
    2. Czytałem kilka razy, uwielbiam powracać - świetna, wzruszająca powieść psychologiczna o przyjaźni w grupie pacjentów szpitala psychiatryczna i ich walce z terroryzującą zakładem wielką oddziałową. Końcówka wymiata.

      Grot

      Usuń
    3. I ja pewnie też jeszcze kiedyś sięgnę. A tymczasem chętnie obejrzałbym znowu film, tym razem po lekturze. Może poleci niedługo w tv.

      Usuń
  4. Nie ma innej opcji - musisz sięgnąć, to jedna z tych książek do których się powraca, bo ma coś w sobie wyjątkowego, dostarcza pewnych wrażeń psychologicznych, których próżno gdzie indziej szukać...

    A film o dziwo też świetny (z reguły ekranizacje książek takie nie są). Godny tego dzieła literackiego z brawurową rolę NIcholsona.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już film widziałem raz. Ale wiadomo, że po książce najlepiej i teraz bym jeszcze raz chciał. A cieszy mnie, że bardzo dobra ekranizacja (film jako taki mi się też podobał), bo to rzeczywiście rzadko sie zdarza. Na szczęście są wyjątki, np. Zielona Mila - Kinga. Rewelacja w obu pstaciach.

      Usuń