Wydawnictwo: Literackie
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki
Liczba stron: 405
Gatunek: Powieść historyczna, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 3+/6
Richard Flanagan to australijski pisarz, którego twórczość polubiłem od razu po przeczytaniu pierwszej książki, zarówno za styl, jak i świetne fabuły, które są zawsze niezwykłe, oryginalne i nietuzinkowe. Na ogół to powieści historyczne, ale napisane w taki magiczny sposób (nasuwając mi na myśl gatunek zwany realizmem magicznym, ale nie wiem czy można je tak zaklasyfikować), że czytelnik czuje się oczarowany niemalże z od samego początku.
Mając za sobą "Pragnienie", "Nieznaną terrorystkę" i "Śmierć przewodnika" postanowiłem teraz sięgnąć po Księgę ryb Williama Goulda, która mi jeszcze zalegała na półce i czekała na swoją kolej. I po przeczytaniu dalej podtrzymuję, że to kolejna niezwykła książka, ale tym razem już nie przypadła mi do gustu tak, jak pozostałe.
Akcja powieści rozgrywa się w latach dwudziestych XIX wieku, gdzie żyje mężczyzna znany jako William Buelow Gould. To skazany na życie w najbardziej brutalnej kolonii karnej zarządzanej przez obłąkanego Komendanta na jednej z wysepek Tasmanii fałszerz, morderca, kłamca i artysta, który rysuje na polecenie miejscowego lekarza złowione ryby i spisuje historię pełną okrucieństwa, brzydoty i brutalności - zarówno o kolonii, jak i o swoim pobyciu w niej. Wiele lat później pewien handlarz antyków znajduje zapiski Goulda oprawione i zatytułowane jako "Księga ryb". Przypadkowy znalazca nie zdaje sobie sprawy jak bardzo te zapiski Goulda wpłyną na jego życie.
Flanagan po raz kolejny umiejscawia swoją książkę na Ziemi Van Diemiena (dawna nazwa Tasmanii), co utwierdza mnie tylko w przekonaniu jak bardzo przywiązany jest do Australii, jej dziedzictwa i historii, którą poznajemy coraz lepiej w kolejnych jego książkach. Tytułowy bohater Gould to postać, która istniała naprawdę, a jego rzeczywiste obrazy (wygrzebane z tasmańskich archiwów i bibliotek przez autora) zostały wykorzystane do napisania tej powieści. Niezwykły jest sposób napisania tej książki, bowiem składa się z dwunastu rozdziałów, których nagłówki zatytułowane są różnymi nazwami ryb rysowanych przez Goulda (konik morski, wargacz, jeżówka, skaber, skórzasta płastuga, żmijak piaskowy, piłonos, rozdyma, klinek australijski, rak australijski, piotrosz i smok morski) i każdy z tych rozdziałów stanowi jakby osobną inspirację dla postaci - to znaczy po prostu, że każdy rozdział to inna ryba ze swoją charakterystyką przełożoną na wydarzenia i postaci, które się w tym danym rozdziale znajdują/ dzieją.
Uśmiechałem się pod nosem, że to książka dla mnie, bo mój znak zodiaku to ryby, ale niestety nie zachwyciła mnie tak jak inne. Jest melancholijna, filozoficzna, początkowo bardzo smętna i mało zajmująca (w trakcie lektury też bywają momenty, które mnie nie zaciekawiły). Potem okazało się, że się rozkręciło i zaczęło się dziać coś ciekawego, pojawiło się sporo zabawnych scen, tekstów, anegdotek (np. scena, gdzie lekarz, który po tym jak utracił swój organ płciowy, popadł w samotność, a jego jedynym kompanem rozmów była pokaźnych rozmiarów świnia, która zdawało się, że nie może go słuchać). Sporo jest w tym okrucieństwa, kiedy Gould opisuje, co Komendant wyprawiał z nim i z innymi skazańcami, jak byli traktowani (poniewierani, torturowani itp), i ogólnie jak wiele złych rzeczy się działo na tej wysepce i wśród społeczeństwa kolonii. Jest w tym też pewna doza piękna i wzruszeń, kiedy Gould - pomimo swojego ciężkiego położenia - opisuje niektóre sceny z kobietami czy chociażby przedstawia swoje obrazy ryb i zachwyca się nimi. Ryby przewijają się przez całą książkę i własnie ten zabieg z rozdziałami i wpleceniem ich w powieść jest bardzo nietuzinkowy.
Ogólnie Księga ryb Williama Goulda jest książką bardzo specyficzną i niezwykłą. Styl i forma ponadprzeciętne na pewno. Mimo że mnie nie zachwyciła nie żałuję czasu na jej przeczytanie, bo nie każda fabuła musi mi pasować, ale sposób jej wykonania jest na tyle dobry, że tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że to autor dla mnie i na pewno dla wielu innych wybrednych czytelników. Ale nie polecam tej książki czytelnikom, którzy autora jeszcze nie znają. Polecam sięgnąć wcześniej po inne, chociażby te, które wspomniałem wcześniej.
A ja lubię melancholijne i filozoficzne lektury... Takie niespieszne... Może zaryzykuję? Nie słyszałam i niej wcześniej.
OdpowiedzUsuńMoże to będzie To. Kto wie. :)
UsuńBardzo lubię Klaśnięcie Jednej Dłoni, ciut mniej Ścieżki Północy - chyba najbardziej znana jego powieść. Niestety czytana już dosyć dawno i pamięć o niej jakby się zatarła. Księga Ryb...w ogóle mi nie podeszła. Reszty nie znam, ale nie wykluczam przeczytania, szczególnie tej Terrorystki.
OdpowiedzUsuńJA tych dwóch z kolei nie czytałem, ale Ścieżki to w tym roku na pewno jeszcze sprawdzę, bo ze 2 lata już się czaję na tę książkę. Specyficzna i dziwna ta "Księga", nie? Ciężko ją tak naprawdę ocenić jednoznacznie.
UsuńCzytałam. Mnie książka, jak każda tego autora, zachwyciła.
OdpowiedzUsuńWszystkie czytałaś? :)
Usuń