sobota, 3 listopada 2018

EPOKA DIAMENTU - Neal Stephenson [recenzja]

Tytuł oryginału: Diamond Age
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Liczba stron: 474
Gatunek: Science fiction, postcyberpunk, nanopunk, steampunk, fantasy
Moja ocena: 4/6

"Nanoświat"

Neal Stephenson jest jednym z najbardziej znanych i utalentowanych współczesnych pisarzy fantastyki naukowej. W każdej swojej książce kładzie silny nacisk na naukę, technologie i rozwój, dlatego dziedziny takie jak fizyka, matematyka, kryptografia, geografia, informatyka czy inżyniera są podstawą jego powieści. Ma na swoim koncie już kilkanaście książek. Najbardziej znany jest "Cryptonomiconu""Peanatemy" i wydanego niedawno "7ew", chociaż zdarzyło mu się też napisać thriller (Zodiac) czy bardzo pokaźną trylogię powieści historycznej (Żywe srebro, Zamęt, Ustrój świata). Kilka dni temu wydawnictwo Mag postanowiło wznowić już ciężej dostępną na naszym rynku Epokę diamentu, która została uhonorowana prestiżowymi nagrodami Hugo i Locusa. Sam chciałem ją przeczytać od dłuższego czasu i w końcu się udało. 

John Percival Hackworth to wysoko postawiony inżynier Neowiktorian, jednej z trzech najpotężniejszych grup społecznych na Ziemi, który otrzymał zlecenie stworzenia „Ilustrowanego elementarza Młodej Damy” - książki o niesamowitych możliwościach związanych z nanotechnologią. Po jego ukończeniu z myślą o swojej córce tworzy nielegalną kopię swojego dzieła, która w wyjątkowych okolicznościach trafia do kogoś innego. Otrzymuje ją dziewczynka o imieniu Nell, która żyje w patologicznej rodzinie w slumsach na Terytoriach Dzierżawionych. John dopuszczając się przestępstwa nie zdawał sobie sprawy jak wiele problemów sobie narobi, bo potężna księga, która może zmienić losy świata, teraz należy do małej dziewczynki, którą za wszelką cenę trzeba teraz odszukać.

Autor postawił w tej powieści na nieco większe rozwinięcie science fiction nie sprowadzając się tylko do - jak to wygląda na ogół w jego przypadku - twardej fantastyki, ale na połączeniu jej z postcyberpunkiem i nanotechnologią (co jest od jakiegoś czasu osobną gałęzią sf nazywaną nanopunkiem), a nawet i trochę ze steampunkiem i fantasy. Ogólnie rzecz biorąc utwór przedstawia rozwój technologiczny w społeczeństwie niedalekiej przyszłości analizując wpływ i efekty nanotechnologii. Dotyczy też sztucznej inteligencji, tematyki edukacji i pochodzenia etnicznego. 

Społeczeństwo świata podzielone jest na kilka grup. Najważniejsze z nich to Neowiktorianie, Nippończycy oraz Chiny, które są przy okazji jeszcze podzielone na pomniejsze zróżnicowane zgrupowania. Jest też klasa biedaków z Nowego Zhoushanu, do której należy Nell. Wielkie znaczenie w tym świecie ma nanotechnologia, która bardzo ułatwia życie. Czaszkolety, mediatrony, fenomenoskopy, procesory prętowe, inteligentne roztocza i papier. Najwięcej pożytku dają domowe kompilatory materii, które potrafią stworzyć niemal każdy pożądany przedmiot. Rozwój nanotechnologii i wykorzystanie kompilatorów materii doprowadziły w zasadzie do upadku ekonomii i jako takiej formy państwa, bo niemal każdy może podejść do KMu i wytworzyć sobie produkty podstawowej potrzeby, dzięki czemu każdy ma co jeść, ma co pić i w coś się ubrać. Ale to oczywiście rodzi inne problemy, o których dowiadujemy się z książki. 

Powieść Stephensona to ciężka i wymagająca skupienia książka, która nie nada się do czytania dla relaksu. Gęsto zapisane strony, specyficzne słownictwo, teologia, filozofia, zasady konfucjanizmu, na których opiera się powieść, kultura, sztuka, sporo nauki. To wszystko przedstawione przez autora bardzo dobrze, ale jednocześnie wymagające sporego skupienia, bo nie jest to literatura łatwa. Faktem jest, że pojawiają się tutaj baśniowe obrazy w całkiem pokaźnej ilości oraz odpowiednia dawka specyficznego humoru, ale mimo wszystko to nie jest literatura stricte rozrywkowa, tylko mocno wytężająca mózg. Osobiście bardzo lubię twarde science fiction, oszałamiające wizje oraz nietuzinkowe pomysły, których Stephenson ma pełno, ale tutaj niestety coś mi nie zagrało i czytanie książki mi ciążyło. 

Przede wszystkim nie przekonywał mnie wątek małej dziewczynki w roli księżniczki, która wykorzystuje super technologię. Był dla mnie zbyt dziecinny, nieciekawy i nużący na tle bardzo ciekawej wizji daleko posuniętego technologicznie świata. Ta baśniowość jakoś tak mi się gryzła z tą wizją przyszłości i poważnymi problemami społecznymi, o których autor napisał ciekawie. Druga kwestia dotyczy dziwnych i dezorientujących przeskoków czasowych oraz osobnych wątków, które pojawiały się ni stąd, ni zowąd, nie wiadomo do końca w jakim celu (zapewne wyjaśniającym, ale nie wiedziałem za bardzo co, bo szybko się rozmywały i z czasem okazywało się, że niektóre były zupełnie niepotrzebne), co było dość męczące. Ostatecznie obie te kwestie spowodowały najgorszy stan u czytającego, że od pewnego momentu zacząłem po prostu czytać tę książkę zupełnie obojętny na to, co dalej się stanie i zostanie wyjaśnione. Wielka szkoda, bo książka w istocie jest dobra i zapowiadała się naprawdę wyśmienicie, a autor zachwycał mnie już wcześniej, więc miałem nadzieję, że ten gorszy moment ustanie i dalej będzie tylko lepiej. Ale tak się niestety nie stało i w moim przekonaniu tym razem trochę przekombinował i nie wykorzystał w pełni potencjału tej powieści. Tak bywa.

Podsumowując, Epoka diamentu to ciężka i wymagająca skupienia książka fantastycznonaukowa, która nie nada się do czytania dla relaksu i samej tylko przyjemności. Powieść, którą polecam konkretnej grupie, bo powinna spodobać się z dużym prawdopodobieństwem - i też dla nich jest przede wszystkim skierowana - fanom Neala Stephensona, twardszej science fiction, steampunku, nanotechnologii i oszałamiających wizji przyszłego świata. Pozostałym osobom, ani nie polecam, ani nie odradzam. Kwestia własnego wyboru. Ja czekam na kolejną książkę autora z nadzieją na powrót do najwyższej formy. 

Serdeczne podziękowania Wydawnictwu Mag za podesłanie mi tej książki. ;)



16 komentarzy:

  1. Brzmi nawet interesująco. Najpierw wolę jednak dokończyć sobie cykl barokowy. Mam za sobą pierwszy tom. Bardzo przyjemnie się go czytało. Było i poważnie i dowcipnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest mój mega wyrzut. Tak czekałem na te wydanie Maga, tak czekałem, a wkońcu jak się pojawiło to tylko kupiłem i na chęci przeczytania się skończyło, bo do dzisiaj leży. I patrzę, i szkoda mi, bo wiem, że to będzie zarąbiste, ale też wiem, że mi to w cholerę czasu zajmie, a nie ma opcji czytać inaczej jak wszystkie trzy w równych i niewielkich odstępach czasu od siebie. I to jest zasadniczy problem: kiedy? No ale to jst oczywiste, że to przeczytam.

      Usuń
  2. Bardzo mnie zainteresowała wcześniej ta książka, ale po twojej recenzji chyba najpierw przeczytam inne książki Stephensona (może właśnie "Peanatemę") i jeśli stwierdzę, że to jest to, dopiero wtedy sięgnę też po "Epokę diamentu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest kwestia gustu, naprawdę. Tak jak pisałem, to nie jest zła książka, bo Stephenson takich nie ma. Zawsze jest co najmniej dobrze. No ale w moim mniemaniu "Epoka" jest co najmniej poziom niżej do "7ew", a ze dwa od "Peanatemy". ;)

      Usuń
  3. Z jednej strony brzmi ciekawie, z drugiej wydaje się niestety nieco chaotyczna i niedopracowana. Ale nagroda Hogo i Locusa zachęca do lektury... Wpiszę chyba na listę ewentualnie do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, takie mieszane uczucia. Jak nie znasz Stephensona to proponuję zacząć od "7ew" lub "Peanatemy". ;)

      Usuń
  4. Nie ciągnie mnie, zwłaszcza że jak piszesz stoi niżej niż "7ew". I na pierwszy ogień chyba jednak pójdzie cykl barokowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wcale mnie to nie dziwi. W końcu mega fanka powieści historycznych. A ta będzie na mega wypasie, bo to pokaźny cykl.

      Usuń
    2. I to mnie póki co lekko przeraża, bo jak się wciągnę to z miesiąc nie będzie mnie dla innych książek :D

      Usuń
    3. No dokładnie, tak z miesiac na to trzeba.

      Usuń
  5. No i dlatego pisałam w zapowiedziach, że się zastanawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie nad Epoką, a nad Stephensonem. A nad samym nie ma co się zastanawiać, tylko zabierać za "Peanatemę" i będzie elegancko. :)

      Usuń
  6. Choć okładka piękna, to tematyka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak czytam ten Twój wpis i myślę, że to jednak nie dla mnie. Do sf wciąż podchodzę bardzo ostrożnie, a od takiego hard sf wolę jednak trzymać się z daleka. Tak więc Epoka Diamentu u mnie odpada, ale wciąż mam na oku Dodo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hard na początek przygody z sf to nie jest najlepsze rozwiązanie, bo to mocno techniczno-naukowe książki. WIele osób woli klasyczne sf, znacznie mniej hard. Hard to np. Lem i Dukaj, Watts i właśnie Stephenson.

      Usuń