Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 206
Gatunek: Literatura faktu, reportaż
Moja ocena: 6/6
"Piekło w Rwandzie"
Dzisiaj wychodzę do was ze szczególnie okrutną , bolesną i straszną książką. Najstraszniejszą, jaką w życiu przeczytałem, a książek grozy mam za sobą całkiem sporo. Horrory Kinga, Mastertona czy innych powieściopisarzy tego gatunku są jednak przy niej niczym bajka na dobranoc. Wiele przygnębiających i bolesnych książek o wojnach też się naczytałem, ale także i one nie odbiły się na mnie aż tak bardzo. A o tej historii w zasadzie niewiele osób wie coś więcej ponad to, że po prostu była, chociaż wydarzyła się kilkanaście ponurych lat temu, tuż pod koniec ubiegłego wieku, czyli wcale niedawno.
Rwanda, górzysty kraj w Afryce Centralnej, wielkości polskiego województwa, a liczący aż 10 milionów mieszkańców. To tutaj miała miejsce ogromna tragedia. W 1994 przez sto dni zabijano w tym kraju dziesiątki tysięcy ludzi pod pretekstem udanego zamachu na prezydenta Rwandy. Plemię Hutu oskarżyło o to Tutsi i mordercza machina poszła ruch. Ludobójstwo na masową skalę. Straszne. Niewyobrażalne. Przytłaczające.
"Szóstego kwietnia wieczorem nad Kigali zestrzelono samolot z prezydentem Habyarimaną na pokładzie. Do dziś nie wiadomo, kto stał za zamachem, ale wiadomo, jak go odczytano: Tutsi zabili naszego prezydenta! Radio ogłosiło początek nieodwracalnego: ściąć wysokie drzewa!"*
Nieczęsto czytam reportaże, a Dzisiaj narysujemy śmierć ponownie trafiło do mojej ręki. Po raz pierwszy sięgnąłem dlatego, że kiedyś oglądałem świetny film "Hotel Ruanda", którego akcja rozgrywa się na tle krwawych wydarzeń między grupami Tutsi i Hutu. Film zrobił na mnie duże wrażenie, ale nie miałem większego pojęcia jak do tego doszło i co jeszcze wydarzyło się w Rwandzie. Ta książka dobitnie pokazała mi od czego się zaczęło i jak to wyglądało. Zmasakrowała mózg. Wbiła w fotel. Wprawiła w osłupienie. Drugi raz sięgnąłem korzystając z okazji wznowienia, bo po prostu chciałem koniecznie mieć tę książkę na swojej półce, oraz sprawdzić jak po kilku latach ponownie odbiorę tę książkę i tragiczną historię, którą autor opisuje. Było dokładnie tak samo. Zmasakrowała mózg. Wbiła w fotel. Wprawiła w osłupienie.
Autor świetnie przedstawił masakrę, jaka wydarzyła się w tym niewielkim afrykańskim kraju. Ilość makabrycznych (bo tak to tylko można nazwać) opisów egzekucji i szczerych wypowiedzi ofiar jest przerażająca, przygnębiająca i wyciskająca łzy. Nieraz się zdarza, że ich ilość okropieństw na jednej stronie (nie kartce!) jest tak duża, że trudno w to uwierzyć i przez to przebrnąć. Od pierwszych stron strzał w mordę czytelnika i niedowierzanie. Bo jak człowiek czyta o zabijaniu całkiem bezbronnych, w dużej mierze kobiet i dzieci, to nie wierzy i nie chce wierzyć. Nie dociera. Myśli, że to fikcja. A to nie była fikcja. To wydarzyło się naprawdę.
„(…)trzask rozłupywanej maczetą głowy brzmi jak trzask rozłupywanej kapusty”**
Wyobrażacie sobie, że sąsiad z dnia na dzień zaczął zabijać rodzinę drugiego, bo po prostu był z innego plemienia, a potem, kilka lat po tej scenie, ten sam człowiek (morderca), który uciął głowę matce sąsiadce bez niczego wita się z jej ocalałym wtedy synem, mówi mu jak dobrze wydoroślał i głaszcze z uczuciem jego dziecko? Wczoraj zabijał jego bliskich, dzisiaj bez wyrzutów i z czułością się wita i rozmawia. Albo jak człowieka ścinali maczetą od palców do reszty ciała, plasterek po plasterku, jak mięso u rzeźnika, na oczach reszty rodziny A takich historii opowiadanych przez ofiary jest tutaj pełno i bez żadnej cenzury.
Wojciech Tochman nie bał się śmiało i dużo pytać, komentować i wyciągać odważnych wniosków. Nie bał się zamieszczać szczerych i przerażających opisów ofiar, naocznych świadków, a także samych katów. Nie bał się przedstawić postaw i zachowań niezagrożonych obcokrajowców, przebywających w tym momencie w Rwandzie, którzy nie zrobili wtedy nic albo zrobili niewiele, aby temu zapobiec i kogoś uratować, a dzisiaj nawet nie chcą powiedzieć o tym, co tam się stało i co widzieli. Wszystko to mieści się na zaledwie dwustu stronach książki, ale to wystarczy, by odpowiednio przedstawić nam obraz wydarzeń tamtego okresu i wbić się mocno do głowy.
„(…)nie ma w Rwandzie szkoły, przychodni, urzędu, nie ma drogi, zaułka ani rogu, gdzie z czyjejś szyi nie strzeliłaby krew”***
Dzisiaj narysujemy śmierć to książka horror. Piekło, które wydarzyło się naprawdę. O ludziach, którzy ludziom zgotowali okropny, przerażający i niewyobrażalny los. Jedno plemię drugiemu. Sąsiad sąsiadowi. Brat bratu. Cholernie ciężka książką, którą polecam, bo to niesamowita lekcja pokory dla polskiego czytelnika, który bez obaw może żyć w naszym kraju wiedząc, że nie przytrafiło i nie przytrafi mu się coś podobnego. Nie da się przygotować psychicznie na to, co tutaj zostało napisane przez autora. Będzie ciężko, ale warto. Trzeba wiedzieć o tym, co tam się wydarzyło. Polecam, a sam z pokorą odkładam książkę na półkę.
*Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć, Wyd. Literackie, Kraków 2018, s.48.
**tamże, str. 10.
***tamże, str. 34.
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Świetny reportaż, o którym pisałem niedawno na blogu. Warto i trzeba ją przeczytać. Ku przestrodze, ale także żeby mieć pojęcie o czymś, co się działo niedawno, a mało się o tym wie, bo jednak działo się zbyt daleko od Polski. A niedługo mam w planach Jakbyś kamień jadła tego autora.
OdpowiedzUsuńJa "Wściekłego psa". Myślę, że jeszcze w tym roku, ale zobaczymy.
UsuńO wydarzeniach w Rwandzie czytałam, ale akurat inny reportaż, plus jeszcze powieść opartą na wspomnieniach autorki. DLa mnie to niewyobrażalne...
OdpowiedzUsuńKopie po dupie i głowie. Niesamowicie ciężka książka. :(
UsuńMam ją w planach :)
OdpowiedzUsuńI dobrze. :) Tylko szykuj się na najgorsze, co mozna przeczytać.
UsuńJa w ogóle nie mogę zrozumieć jak jeden człowiek drugiemu może robić taką krzywdę. I to wcale nie jakieś psychopatyczne wyjątki, tylko - tak jak pisałeś - sąsiad sąsiadowi. Na tak ogromną skalę.
OdpowiedzUsuńJa też nie. A tam nie ma do dzisiaj rodziny, w której nie byłoby mordercy albo poszkodowanych.
UsuńCzytałem tę książkę kilka lat temu i do dziś ją pamiętam. W szczególności zapadł mi w pamięci fragment, w którym jeden z bohaterów mówi jak spędził tydzień pod ciałami zabitej rodziny. Gorsze było to, że przez ów tydzień pił to co z nich wyciekało, dlatego przeżył. Koszmar, który bije po głowie do dziś. Bardzo mocna książka.
OdpowiedzUsuńSzymon
A te dzieci, które w krzakach czekały kilka dni w ukryciu robiąc pod siebie i jedząc padlinę? Sporo tam takich przygnębiających i szokujących kwestii.
Usuń