niedziela, 3 czerwca 2018

CZŁOWIEK, KTÓRY WSPINA SIĘ NA DRZEWA - James Aldred [recenzja]

Tytuł oryginału: The Man Who Climbs Trees
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Norbert Radomski
Liczba stron: 279
Gatunek: Autobiografia, dziennik, biologia, botanika, przyrodnicza
Moja ocena: 6/6

"Raj w koronach drzew"

Jak zobaczyłem okładkę i doczytałem o czym jest ta książka to od razu wiedziałem, że muszę ją koniecznie przeczytać. Literatura o ludziach pełnych pasji, miłości, emocji i doświadczeń związanych z przyrodą niemal w każdym przypadku w moim czytelniczym życiu podobała mi się cholernie. Czy to był Wojciech Cejrowski, czy Peter Wohlleben, czy inny szczery i prawdziwy miłośnik przyrody. U każdego z nich podczas czytania widać wielkie zamiłowanie do świata i natury oraz niesłabnąca miłość i szacunek, które zawsze podziwiam. A jeśli jeszcze łączy się to z darem opowiadania i arcyciekawymi informacjami i opowieściami to na pochłonięcie takich lektur potrzeba mi naprawdę niewiele czasu. Podobnie było i tym razem z Brytyjczykiem i jego książką Człowiek, który wspina się na drzewa, którą pochłonąłbym najlepiej w jeden dzień, gdybym nie zdecydował się rozłożyć przyjemności jej czytania na cztery, żeby nie skończyć zbyt szybko.

James Aldred to wieloletni reportażysta i dokumentalista BBC, o którym w sumie do momentu doszukania się zapowiedzi na stronie wydawnictwa Rebis nie za bardzo słyszałem. Może dlatego, że to jego pierwsza książka, a programy przyrodnicze w tv oglądam sporadycznie, kiedy jestem w gościach u znajomych lub rodziców, bo sam nie mam (i nie potrzebuję) wykupionej usługi telewizji u żadnego dostawy. Jedynie popatrzyłem na kilka filmików na youtubie, widząc jak autor się wspina, i nabrałem jeszcze większej ochoty na poznanie tego człowieka i jego przeżyć. James specjalizuje się w kręceniu filmów o przyrodzie, które powstają na bardzo dużych wysokościach. Jeśli kojarzycie słynnego podróżnika Davida Attenborough i takie realizacje jak "Życie ssaków" czy "Planeta Ziemia" to wiedzcie, że właśnie Aldred brał często udział przy ich kręceniu.

Pasja autora narodziła się w roku mojego urodzenia, czyli licząc od dziś 30 lat temu (ekhm, ekhm, ekhm...), kiedy to on, jako 13-latek przechadzający się po lesie Stinking Edge Wood w New Forest, natknął się na stado rozszalałych kucy pędzących w jego stronę. Niechybnie zostałby stratowany, gdyby nie stary dąb w pobliżu, w który wbite były kołki ułatwiające wspinaczkę, dzięki czemu udało mu się uciec przed tymi zwierzętami. Jak się okazało to był punkt obserwacyjny jakiegoś człowieka sprzed kilku, kilkunastu lat, co wtedy niejako zawęziło czas i uświadomiło młodemu autorowi, że „(...) drzewa są schronieniami oraz punktami obserwacyjnymi pozwalającymi spojrzeć na nasz świat z nowej perspektywy.”*, a "(...)życie jednego z nich to często kilkadziesiąt ludzkich pokoleń"*, co dobitnie pokazuje jakim niewielkim odłamkiem w historii tego świata jest istnienie jednego życia człowieka.

W wieku szesnastu lat razem z bardzo doświadczonymi kolegami wspinał się już po raz pierwszy z wykorzystaniem liny na ponad czterdziestometrowego mamutowca olbrzymiego! Nie dotarł co prawda jeszcze wtedy na sam szczyt Goliata, a jedynie do połowy tego ogromnego drzewa, bo nie był pewny swoich umiejętności i przystopował, ale po 3 latach wrócił i dokończył sam to, czego nie zrobił wcześniej z kolegami. Jednakże te czterdzieści metrów, które dla nas wydają się wręcz niewyobrażalne do przebycia, dla Aldreda szybko stało się 'małym piwkiem' i zaczął z roku na rok wspinać się coraz wyżej i na coraz trudniejsze drzewa. Niejednokrotnie najstarsi mieszkańcy lasu, na których się wspina, przekraczają 80 i 90 metrów, a pierwsza gałąź, do której może się przyczepić, zaczyna się dopiero na metrze czterdziestym! 

Jak on się tam dostał? Wystrzelił z wyrzutni? Zmajstrował ogromną drabinę? Wykorzystał czekany i raki? Nie, nie i nie (chociaż z tego ostatniego kiedyś też mu się zdarzyło skorzystać). Korzystał z czegoś bardziej subtelnego, żeby nie niszczyć drzew. Czegoś do strzelania, co najlepiej będą znać panowie z lat dzieciństwa. Tylko trzeba było mieć odpowiedni patent, żeby wystrzelić tak wysoko. A potem już przerzucenie liny i wspinaczka - długa, ciężka, mozolna, a przy tym parno, duszno, brudno i tak wilgotno, że ubranie nie chce schnąć, aż potem cuchnie i klei się do ciała wywołując niemiłe uczucie. A żeby tylko to, czasem się tam nawet coś zalęgnie... Jednak jemu to nie przeszkadza, bo to mu daje poczucie akceptacji i przynależności do lasu. Ten trud, który przechodzi podczas całej wspinaczki, sprawia niejako, że nie jest on niepożądanym szkodnikiem, tylko częścią tego kompleksu leśnego, a na koniec otrzymuje w zamian najpiękniejszy dar za ten trud, czyli możliwość podziwiania fauny i flory, które często nigdy nie pojawiają się na dole, bo żyją tylko na wysokości, wobec czego większość ludzi na ziemi nigdy na żywo ich nie zobaczy. A James Aldred tak. I ja jestem jednym z tych, którzy mu zazdroszczą.

Czytając wspomnienia autora widać – co sam zresztą podkreśla – dwa różne światy w jego życiu. Ten na dole i ten wysoko w górze, czyli świat kłębiących się mgieł i baśniowych stworzeń wśród konarów. Dotyk kory, zapach drewna, kształt liści i gałęzi. Ponad sześćdziesiąt metrów nad ziemią w Borneo i spotkanie dzioborożca żałobnego, nasłuchiwanie wysoko w górze gdzieś w Kongo odległych krzyków gibonów czy ogłuszających wrzasków wyjców, obserwowanie długich skoków i akrobatycznych wspinaczek orangutanów, podglądanie ciekawskich szympansów czy wywołujących ogromny szacunek ponad stukilogramowych goryli, podziwianie przepięknej flory. On to kocha i tym żyje - i w sensie materialnym, i w sensie stricte hobbystycznym. 

Bogactwo opisów, oprócz szczerej i nietoksycznej zazdrości czy pobudzania mojej wyobraźni, także wywierało na mnie ciekawość sięgnięcia do internetu i wstukania odpowiedniego hasła, żeby zobaczyć chociaż na zdjęciu dane drzewo, kwiat czy zwierzę, które autor widział na własne oczy. Szkoda przy tym, że książka pozbawiona jest jego prywatnych zdjęć, których robi całkiem sporo. Ale to w zasadzie jedyny minus tej pozycji. Zawsze przecież można sięgnąć do internetu i zobaczyć tam albo odpalić filmiki na youtubie. A być może w przyszłości pojawi się wydanie specjalne wzbogacone o takie fotografie, podobnie jak to było na przykład z książkami Wohllebena, więc wtedy chętnie takowe nabędę. 

Serdecznie polecam i zachęcam do sięgnięcia po Człowieka, który się wspina Jamesa Aldreda wszystkich tych, którzy kochają przyrodę i cenią sobie piękne pasje i ciekawych ludzi, bo to świetna książka właśnie o jednej z takich pasji, wielkiej odwadze, spełnianiu marzeń i samorealizacji przedstawiona przez szczerego, sympatycznego, wesołego, romantycznego i ciągle rozwijającego się człowieka, który zaraża swoim podejściem do życia i okazywaniem szacunku do lasów i całej przyrody. 


*James Aldred, Człowiek, który wspina się na drzewa, wyd. Rebis, Poznań 2018,  s. 10


Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.

10 komentarzy:

  1. Mimo tego, że tak świetnie napisałaś o tej książce to raczej nie sięgnę, bo to nie do końca moje klimaty, ale może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie Twoje klimaty to nie ma sensu. Może kiedyś można napisać do każdej książki. Po co sobie głowę zawracać czymś na chama? DLa mnie to świetne, dla Ciebie nie, bo wolisz thriller czy powieść historyczną, to brnij w te, a nie o drzewach. ;)

      Usuń
  2. Tym fragmentem, w którym mówisz o dwóch światach pobudziłeś moją wyobraźnię. Aż chciałoby się samemu tego doświadczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, sam bym tam wysoko wskoczył, chociaż lęk wysokości mam. :P

      Usuń
    2. U mnie lekki lęk wysokości zrobił się z wiekiem. Mycie okien nagle stało się czynnością nieźle podnoszącą poziom adrenaliny ;)

      Usuń
    3. Ja powiem Ci, że nie mam aż tak ostro. Na drabinę czy dach mogę wchodzić. Ale jak już widzę windę z przezroczystym podłożem jak u nas w centrum handlowym, to jednak wolę ruchome schody. :P Ale jak mi się nie chce iść dalej to też wchodzę. I żyję....tylko się na dół nie patrzę. :D

      Usuń
    4. U mnie też nie jest tak ostro. W końcu okna jednak myję :) Tylko jak patrzę w dół z szóstego piętra, stojąc na parapecie, to jednak nie jest komfortowo, ciśnienie skacze ;)

      Usuń
    5. No na pewno. A jakbyś mieszkała na 12? Ogień. :D

      Usuń