środa, 7 marca 2018

DYM I LUSTRA: OPOWIADANIA I ZŁUDZENIA - Neil Gaiman [recenzja]

Tytuł oryginału: Smoke and Mirrors: Short Fictions and Illusions
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 478
Gatunek: Science fiction, fantasy, horror, bajka, baśń, poezja, kryminał
Moja ocena: 3+/6

''Po drugiej stronie lustra"

Gdybyście mnie zapytali, którą formę literackiej prozy lubię najbardziej i czytam najczęściej to bez najmniejszego wahania odpowiedziałbym, że zdecydowanie jest to powieść. I do tego najlepiej licząca sobie przynajmniej te 400-500 stron, bo jestem tego rodzaju czytelnikiem, który lubi dłużej zagościć w danym świecie czy w historii wykreowanej przez autora. Zdecydowanie rzadziej czytam zbiory opowiadań (chociaż ostatnimi czasy wyraźnie się ta statystyka u mnie poprawiła), a już zupełnie nie trawię wszelkiego rodzaju antologii, bo kompletnie ich nie czuję i szkoda mi na nie czasu. Bardzo trudno jest znaleźć dla mnie nowego autora, który potrafi do mnie dotrzeć krótką formą, a jeszcze gorzej jest znaleźć takiego, który rusza mnie zarówno powieścią, jak i opowiadaniem. Takich mógłbym wymienić na palcach jednej ręki, a i tak zostałby mi jeszcze wolny palec. Czy należy do nich mój ulubiony pisarz, Neil Gaiman? Próbowałem się tego dowiedzieć sięgając po zbiór jego krótkich form, niedawno wznowiony przez wydawnictwo Mag.

Dym i lustra: Opowiadania i złudzenia to książka składająca się z 36 opowiadań napisanych w różnym czasie, w różnych miejscach, sytuacjach i z przeróżnych pobudek. Większość opowiadań jednak powstała na zamówienia różnych redaktorów proszących o teksty do najrozmaitszych antologii. Ale są też i takie napisane z kaprysu, ciekawostki czy dla uwolnienia pewnych skrywanych demonów, jak wspomina sam autor we wstępie liczącym sobie aż 40 stron. Śpieszę od razu uprzedzić, że to nie tak obszerne wprowadzenie do tej książki (bo te liczy sobie dwie strony), a po prostu informacje autora na temat przyczyn i okoliczności powstania danych utworów, które będą za chwilkę. Warto więc sobie przygotować osobną zakładkę, że zaznaczyć te miejsce we wstępie, aby potem szybko móc po przeczytaniu danego opowiadania wrócić do początku i przeczytać omówienie jego powstania. Chyba że jakiś czytelnik uzna, że lepiej to zostawić całkowicie na koniec, jak kto woli. W każdym razie śpieszę jeszcze poinformować o jednej kwestii odnośnie wstępu, bowiem znajduje się w nim też osobne opowiadanie pod tytułem "Prezent ślubny", które poprzedza wszystkie inne.

Sięgając już bezpośrednio po meritum zbioru natkniemy się na opowiadania całkowicie różne pod względem formy i gatunku. Baśnie, bajki dla dorosłych, drabble, wiersze, sceny z filmu, poematy, kryminalne, fantasy, science fiction, o wilkołakach, o diabłach, aniołach, zabójcach, przedziwnych istotach, niebezpiecznych zabawkach czy miejscach, nowinkach naukowych, w hołdzie dla Lovecrafta czy Moorcocka, pikantniejsze na zamówienie  Penthouse'a, straszniejsze dla antologii grozy. Można wymieniać i wymieniać, i jest co czytać, bo zbiór liczy sobie prawie pięćset stron. Wiele w tym jednak opowiadań, które pomimo ciekawych pomysłów nie przemówiły do mnie i uważam jest po prostu za słabe albo przeciętne, z kilkoma tylko większymi poruszeniami. Wiele też krótkich form w tym zbiorze to wiersze, których ja nigdy specjalnie oceniać nie potrafiłem i niespecjalnie też wiele do mnie z nich trafia. Niewielu jest takich autorów, którzy potrafią mnie w ogóle liryką poruszyć, a jak już to nie są to autorzy na co dzień piszący fantastykę, do których Gaiman się zalicza. Po prostu sobie tutaj były i przemknąłem przez nie z prędkością torpedy. Tyle.

Neil to jeden z takich pisarzy, których cenię bardzo mocno. Jest to bezwzględnie jeden z najlepszych współczesnych pisarzy fantastyki, którego uważam za magika wyrazu, bo jak różdżką potrafi nimi czarować czytelnika. I jest do tego kopalnią pomysłów albo studnią bez dna, jakkolwiek to nazwać. Niemniej jednak po raz drugi przekonałem się, że opowiadania spod jego pióra już mnie tak nie czarują jak jego powieści. Fajne, ciekawe pomysły, ale częstokroć tylko dobrze się zapowiadające, bo potem już jest średnie albo słabe rozwinięcie i/lub zakończenie. Coś na zasadzie iskierki, która ma zwiastować ogień, ale ostatecznie niczego nie rozpala albo skrzy się tylko na chwilę, żeby zaraz szybko zgasnąć. Nie mówię, że jakoś źle się to czyta czy jest uciążliwe, jak w ostatnio omawianym przeze mnie zbiorze Gibsona (jeśli obaj Ci panowie pisaliby w duecie wykorzystując swoje mocne strony to wyszedłby zbiór cudny, niemalże ideał chyba), ale jednak poziom mojego zadowolenia, emocjonalnego rozpalenia, podjarania czy też ogólnie wyniesionych korzyści  z tych opowiadań jest nieporównywalny z tymi wynikającymi podczas czytania powieści tego autora, którymi mnie kupił i zacząłem uwielbiać jego historie. Nie będę rezygnował z sięgania po zbiory Gaimana, które się jeszcze pojawią, ale chwycę się za nie powodowany bardziej ciekawością i nadzieją na wyłapanie pojedynczych pereł, aniżeli ogólnymi oczekiwaniami, że klęknę z wrażenia i satysfakcji. 

Dym i lustra: Opowiadania i złudzenia to zatem dobry zbiór dla osób, które szukają oryginalności (bo taka tutaj zdecydowania się przejawia i w budowie, i w pomysłach), chcą otrzymać krótką formę napisaną porządnie i w dobrym stylu (a Gaiman to zdecydowanie mistrz pióra i świetny rzemieślnik), i które mają większe pokłady wrażliwości czy też po prostu wolą bardziej opowiadania od powieści. Tym razem nie będę zachęcać, ale też i nie zniechęcać. Zdecydujcie sami, czy sięgniecie, czy nie. 

Za książkę dziękuję  Wydawnictwu Mag.
 

34 komentarze:

  1. Ciężko chyba znaleźć opowiadanie pisane na zamowienie, które by nioslo ze soba pewien "bagaz". Jestem zdania, ze najbardziej wartosciowe to te pisane pod wpływem przezyc, chwili a nawet kaprysu. Powiem Ci szczerze, ze aktualnie jestem w trakcie lektury Gibsona i mam wrazenia bardzo zblizone do Twoich.

    Po "Dym i lustra" z pewnością sięgnę. Bardzo mi sie spodobalo Twoje okreslenie Gaimana jako magika wyrazu :). Tlumacza też Mag "dał" mu swietnego.

    Ps.
    Pamietam chyba jak recenzowales te pierwsze zbiory opowiadań Gaimana. To było ładnych pare lat temu. W sumie to wtedy po raz pierwszy o nim usłyszałem ;). Jeśli sie myle to mnie popraw :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Tam są pojedyncze teksty niezłe i dobre, ale jest ich nisza. A to widzisz, to jednak nie tylko mój problem, a coś z tym Gibsonem jest. Ja myślę przeczytać jeszcze "Trylogię mostu". Jak nie zatrybi i tym razem to pewnie sobie całkowicie autora odpuszczę, poza duetem w UW, bo mam jeszcze taką książkę o maszynie różnicowej czy coś w stym stylu.

      Bo taki jest Gaiman. Ja jak czytam jego książki to autentycznie czuję, jakbym oglądał pokaz iluzjonisty, ja na krześle, on na scenie. Mówi, pokazuje i mnie czaruje. To jedyny autor, z którym mam tak osobliwe skojarzenie. :)

      PS: Tak, czytałem. Ale tamten jednak był nieco lepszy. Może dlatego, że mniej właśnie do antologii było.

      Usuń
    2. Pierwszą książką Gaimana jaką przeczytałem był "Gwiezdny pył" i bardzo ale to bardzo mnie wciągnął. Do tego stopnia, że skończyłem go w jeden dzień. Niby książka z mala iloscia stron ale i tak u mnie sie to często nie wydarza taki wyczyn z braku czasu :P. Bardzo mi sie spodobał sposób narracji. Natomiast w "Nigdziebadz" cos mi jednak nie leżało. Chociaz musze przyznac, ze Gaiman ma taki dar plastycznego opisywania postaci. Czytasz i od razu widzisz goscia ze wszystkimi szczegółami:)

      Usuń
    3. No dokładnie. To ja Ci proponuję "Ocean na końcu drogi", a potem "Amerykańskich". :)

      Usuń
  2. Bardzo nierówny jest ten zbiór. Niektóre opowiadania są świetne, inne to takie dosłownie nie wiadomo co... ALe ogólne wrażenie i tak na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No powiem Ci, że może z 2-3 razy mi się zdarzyło w życiu, żeby zbiór był w miarę równy. Ale ogólnie Gaiman mi z opowiadaniami średnio leży, jak widać.

      Usuń
    2. To też prawda... Z tego zbioru ja wyciągnęłam jeden główny wniosek - Gaiman nie powinien brać się za wiersze ;)

      Usuń
  3. Mnie ogólnie Gaiman nie uwiódł, jak Ci wiadomo, ale chciałam swego czasu sięgnąć po te tomy z opowiadaniami. Ogółem lubię krótką formę (co też pewnie wiesz) i trochę mnie kusi, żeby sprawdzić te opowiadania, ale z drugiej strony wiem, że autor niczym mnie nie zachwycił i znam zbiór M jak magia, więc w sumie trochę bez sensu sięgać po Dym i lustra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to może z Tobą w drugą stronę, przeciwnie do mnie, i to właśnie opowiadania zatrybią. Ja to ogólnie nie jestem fanem takiej formy, ale czytam, żeby polepszać wrażliwość na takie krótkie teksty, sprawdzić jak wychodzę one innym autorom, jak względem powieści wypadają krótkimi moi ulubieni itp. itd.

      Usuń
    2. No i spoko, może kiedyś polubisz :)

      Usuń
    3. Są pojedyncze, które lubię i mi się podobają. Ale w tym tomie jest ich najmniej.

      Usuń
  4. O to to! 400-500 stron to doskonały przedział. Trzysetki się trochę za szybko kończą niestety i pozostaje pewien niedosyt - nawet jeśli jest kilka części. Ale teraz wydawnictwa mają zakusy na pójście w tym kierunku, bo niby jednostkowy koszt wydania maleje wraz ze wzrostem kartek, ale z drugiej nie podbiją też ceny zbyt wysoko (powyżej 50 zł to już absolutna granica dla wielu). A takie 300 stron? Łatwe do wydania, a jak będą części to ludzie kupią i na marketing kolejnych powieści się wyda mniej. Profity dla wszystkich. :D

    36 sztuk opowiadań robi wrażenie, jeśli są zamknięte w jednej książce. Takie można powiedzieć wow, bo i wyprodukować tyle z głowy i w ogóle zmieścić je do jednego zbioru to szacun. A te wydania MAGa Gaimana to jest po prostu majstersztyk, aż się chce mieć dla samego posiadania. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja zdecydowanie mało czytam takich poniżej 200 stron, bo za szybko mi z tym zleci i jak przeczytałem w 2017 ponad 70, to pewnie gdyby to rozbić po 200 stron wyszłoby 2-3 razy tyle. Nie dla mnie.

      Tak jak pisałem nie do końca te 36 to opowiadania, tylko liczba po prostu krótkich form. Jest z 7-8 wierszy, jakiś poemat, i też jakieś inne formy. Ale większość opowiadań.

      Usuń
    2. No to fakt, ostatnio "Koniec drogi" przeczytałem, które jest opowiadaniem na 64 bodaj strony i łyknąłem dosłownie w moment i... Klops. Zwłaszcza, że było dobre, to aż chce się więcej. :D A tu trzeba się już przestawiać psychicznie na coś innego.

      Mam małą awersję do poezji, więc mój mózg wycina wycina ją ze świadomości. :P Jakbym przeczytał "Dym i lustra" to idę o zakład, że nie potrafiłbym nic na temat wierszy powiedzieć, bo bym nawet nie pamiętał, że one tam są. :D

      Usuń
    3. Panowie z tymi stronami serio tak sztywno podchodzicie, że poniżej 300 to be ;)?? U mnie nie ma reguły, np. po dość obszernej kompilacji "Dom Derwiszy/Dni Cyberabadu" z otwartymi ramionami przyjąłem "Czerwony śnieg" (jakoś 260 stron). Poza tym 208 stron takiej "Drogi serca" to nie to samo co 208 stron Gaimana ;)

      Usuń
    4. Amp - ja lubię poezję, ale tylko nielicznych i wybranych. Uwielbiam Baudelaire'a i Baczyńskiego. Twardowski i Szymborska w następnej kolejności. I to chyba tyle.

      Krzysiek - nie, jasne, że nie. Są książki, które mnie pozamiatały w przedziale 150-300, ale po prostu z natury wolę dużo (oczywiście, jeśli książka dobra, bo jak chłam to wolę te 150:D). ;)

      Usuń
    5. Można powiedzieć, że to przedział wyciągnięty ze zbioru przeczytanych już książek, który najczęściej okazuje się być przedziałem zaspokajającym nasze wymagania. :P Uśredniliśmy to, bo jakbyśmy mieli wchodzić w szczegóły typu wielkość fontu, wielkość marginesu, dany autor, zajętość arkuszy wydawniczych i liczenie znaków w książce i tak dalej to rzeczywiście można by się wymieniać argumentami czy ta książka była dobra i dlaczego objętościowo tak naprawdę te 250 stron jest większe niż tutaj te 400. :P

      To jest jak z budyniem. Ja lubię śmietankowy. Ale nie znaczy to, że sztywno podchodzę do tego i mówię, że czekoladowy jest be. :P Po prostu najczęściej wolę śmietankowy, zjadając również inne i się z nich ciesząc.

      Usuń
    6. Ale u mnie to wynika też może z przyzwyczajenia przez Kinga. Bo ja od niego zacząłem z takimi cegłami, bo u niego średnio to właśnie 450-500, chociaż najlepsze jego książki wg mnie to powyżej 500 stron większość. :)

      Nie no, nie ma reguły jako takiej. To zależy od autora. Jeden potrafi pisać konkretnie przez 500 stron, drugi leje wodę i nudzi. Ale też można lać wodę i nie nudzić jak King, chociaż wiadomo, że nie zawsze. Nie da się tego tak uśrednić. Na przykład książki Dicka to 200, maks 350 stron, a ja nie uważam, żeby był za krótkie. Są idealnie skrojone i mnie ruszają.

      Usuń
    7. Nie da się uśrednić, racja! Lem podobnie ma wiele książek 200-350 i to są absolutne petardy. Wolę 3 treściwe i konkretne książki Lema niż rozwleczone i niestrawne nudziarstwo typu Rozjemca Sandersona :P

      Usuń
    8. Hehehe. Ten "Rozjemca" był dobry, gorsze nudziarstwo czytałem, i Ty pewnie też. ;)

      Usuń
    9. Petardą jest też w sumie "Zakon Achawy" - niszczy człowieka już po 34 stronach! Ale petardą w negatywnym tego słowa znaczeniu i niszczy w sensie dosłownym... ;P

      Usuń
    10. @Ciacho
      Prawie zawsze można wymienić coś gorszego ;))) nie, sorry, dla mnie to książka, którą wspominam tylko źle. Bez rozpisywania się o całości, jedna rzecz: Sanderson miewa fatalną manierę obdarzania swoich bohaterów „przemyśleniami”. Mielą ciągle i na nowo to samo mimo, że nie pojawiają się nowe fakty czy okoliczności. Już w Mistbornach Vin dawała nieźle do pieca ale w Rozjemcy ten Powracający, Dar Pieśni, osiągnął w tym absolutne mistrzostwo.

      @AMP
      Możliwe, nie znam, pewno masz rację. Ale co to udowadnia? Przecież nie twierdzę, że książki do 300 stron > cegły. Nie zgadzam się tylko z Twoją opinią, że z jakiegoś uśredniania wynika, że grube książki są lepsze.

      Usuń
    11. Amp - Nie znam. Ale sam mogę polecic opowiadania, które rozpieprzaja 1-2 stronami, bo tyle też całkowicie mają pojedyncze. "Kroniki marsjańskie" Bradbury'ego. Jak mi pokażesz drugi taki zbiór tak naładowany emocjonalnie i poruszający to stawiam piwo. Do tej pory żaden z pisarzy mnie tak krótką formą nie ujął.

      Krzysiek - co kto lubi. ;)

      Usuń
    12. Hej, Krzysiek, mniej spiny, naprawdę - nie bierz wszystkiego do siebie i na sztywno, trochę humoru nigdy nie zaszkodzi. :P A na pewno robi lepsze wrażenie niż Twoje spinanie się. ;) A jeśli już się spinasz to postaraj się, proszę, o dokładne czytanie ze zrozumieniem tego, co planujesz odebrać jako jakiś... atak?

      A co ma udowadniać tak w ogóle? Bo nie rozumiem pytania. Coś miało udowadniać? Dygresje cokolwiek mają kiedykolwiek udowadniać? Wykorzystywanie gry słów do wtrącenia czegoś ma coś udowadniać? Serio, więcej luzu - albo daj znać, że Cię nie obchodzi humor, tylko poważna dyskusja w oparciu o dowody, fakty, statystyki i w ogóle, a żarty to z kolegami na boisku. ;)

      Nigdzie tak nie napisałem, że "z jakiegoś uśredniania wynika, że grube książki są lepsze". ;) Nie mam bladego pojęcia skąd to wziąłeś, bo dyplomatycznie nie będę zakładał, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem. Jednak tym razem nie będę pytał czy chcesz prowadzić tylko poważne rozmowy. Teraz już wiem, że tak - zwłaszcza widać to po przekręcaniu moich słów i stawianiu chochołów retorycznych. Bo takim dokładnie chochołem jest stwierdzenie, że napisałem gdziekolwiek, iż z uśredniania wynika, że grube książki są lepsze. :) Pamiętam co napisałem - ba, możemy wszyscy podjechać trochę do góry i zobaczyć, jak brzmi zdanie. Niniejszym więc wypadam z dyskusji, nie dam się sprowokować i sorry Ciastek za zamieszanie! Wolę się wycofać, zanim mnie wciągnie w bezsensowną wymianę komentarzy. :P

      Usuń
    13. Niepotrzebne to, niepotrzebne. Wszyscy jesteśmy dżentelmenami i nie spinamy się o byle co. Tak samo jak wszyscy trzej wiemy, że książki są dobre niezależnie od liczby stron. Tylko jedyna wstawka z mojej strony była taka, że ja lubię i wolę dobre 'grube' książki, bo mi się je dłużej przyjemnie czyta, a krótką śmignie mi zbyt szybko. Stosunek grubość/ilość do jakości nie jest miarodajny ogólnikowo, może być w obrębie jednego autora, ale nie autorÓW. ;)

      Usuń
    14. @Amp
      Wywaliłeś cały elaborat w miejsce czegoś co mógłbyś opisać jednym zdaniem i twierdzisz, że to ja się spinam?? Aha,ok.

      @Ciacho
      Spoko, a ja może nadużyłem skrótu myślowego, że książki preferowane=lepsze (subiektywnie) ale całe to pisanie o spinaniu, ataku itd. to zwykła błazenada.

      Usuń
  5. Nie przepadam za opowiadaniami, ale i tak przeczytam, bo to Gaiman. Ale raczej zostawię sobie ten zbiór na koniec. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałaś już jakikolwiek? Chyba nie, o ie dobrze kojarzę.

      Usuń
    2. Nie, nie czytałam jeszcze żadnych opowiadań od Gaimana. :)

      Usuń
    3. To z tych, co ja czytałem, to prędzej CI polecę "Drażliwe tematy". A niedługo w sumie je sobie odświeżę, bo będzie wznowienie w serii od Crayona, a ja mam te poprzednie wydanie, które chcę zamienić na nie. :)

      Usuń
  6. Lubię Gaimana, ale dotychczas nie miałam przyjemności (?) czytać jego opowiadań. Coś czuję, że mogę mieć podobne odczucia, ale jeśli trafią w moje ręce to pewnie przeczytam. Się zobaczy :)

    OdpowiedzUsuń