czwartek, 21 września 2017

SYN CYRKU - John Irving [recenzja]

Tytuł oryginału: A Son of the Circus
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 884
Gatunek: Dramat obyczajowy, kryminał, literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 4+/6

"Dwie twarze i kraj kontrastów"

Indie to zakątek świata orientalnego, który z twórczości literackiej czy filmowej jest mi zdecydowanie mniej znany niż Japonia czy Chiny. Kraj kontrastów wzbudzający szereg skrajnych emocji. Z jednej strony wielkie bogactwo i przepych, nasycone barwy, złote świątynie, luksusowe hotele. Z drugiej przygnębiająca bieda i nędza, brud, smród, schorowane rodziny i żebrzące dzieci. Indie to też duże zróżnicowanie religijne i kulturowe, które zapewnia turystom nieskończone możliwości poznania i odkrywania niesamowitości tego kraju. W ten rejon świata postanowił tym razem wysłać swojego czytelnika John Irving, pisarz, który jak mało kto uwielbia i potrafi przedstawiać w swoich książkach takie zróżnicowanie i złożoność współczesnego świata oraz żyjących na nim ludzi wyciągając na wierzch ich wszelkie pobudki, wyobrażenia, wynaturzenia, różne wcielenia i inność ukryte gdzieś głęboko.

Syn cyrku to książka, gdzie głównym bohaterem jest Farokh Daruvalla, człowiek sprzecznych uczuć i rozdarty między dwoma krajami i kulturami. Występuje w dwóch różnych wcieleniach - szanowanego lekarza ortopedy i pisarza scenariuszy do filmów kryminalnych - i wciąż krąży między Toronto a Bombajem, bo nie potrafi znaleźć swojego miejsca. Do Kanady wyemigrował we wczesnym dzieciństwie i tam najlepiej pasuje, ale czuje się obco, dlatego ciągle wraca do Indii, gdzie się urodził i czuje się jak w domu, chociaż zawsze obiecuje sobie, że nigdy tu nie wróci, bo każdy widzi w nim obcego udającego indyjski akcent i życie jest cięższe w Indiach. Ale uważa, że jego przeznaczeniem jest wracać do Bombaju tak długo, jak w cyrkach występuje karły, które uwielbia oglądać w cyrkach, a prywatnie bada je, żeby odkryć przyczynę ich karłowatości i znaleźć sposób na wyeliminowanie dalszego powstawania tej przypadłości. Nic w jego życiu nie jest łatwe i jednoznaczne, a sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy dochodzi do zbrodni i w otoczeniu Farokha, oprócz znanej mu ofiary, pojawia się seryjny morderca w pewien sposób związany z nim w przeszłości.

Czytelnicy, którzy znają Irvinga z innych jego książek od razu zauważą, że książka różni się od poprzednich klimatem nie tylko dlatego, że rzecz dzieje się w Indiach, ale że dochodzi przy tym do zderzenia się dwóch różnych krajów i kultur, Wschodu i Zachodu, oraz że wplątana została w to zagadka kryminalna. Nie jest to zatem w pełni ten sam Irving, ale też niezupełnie nowy, bo wciąż pisze tak samo i jego książka jest różnorodna i wielowątkowa. Bo czegóż tu nie ma? Jest poszukiwanie siebie pod względem płciowości, religijności i patriotyzmu - i związane z tym rozdarcie i podwójna tożsamość, są bracia bliźniacy (jeden to znienawidzony i jednocześnie kochany bohater filmów kryminalnych, drugi to misjonarz ciągle z nim mylony, przez co często mu się za to obrywa), są osierocone, żebrzące i okaleczone dzieci, bohater pisarz, karły, cyrk, prostytucja, homoseksualizm, transwestytyzm, hipogonadyzm, kastracje i kilka innych wątków, a z tym wszystkich związane są świetne kreacje psychologiczne postaci, ich wynaturzenia i szereg niebywałych i absurdalnych wydarzeń, które tu zachodzą i ich dotyczą. 

Muszę przyznać, że tym razem nie przypadł mi aż tak do gustu ten orientalny klimat, niektórzy bohaterowie i ta wpleciona kryminalna intryga, która nie jest prowadzona tak, jak to normalnie wygląda w książkach kryminalnych, bo autor nie ma zamiaru bawić się w detektywa i zmuszać do tego czytelnika (tym bardziej że sprawca jest znany niemalże od początku), ale bardziej przedstawić psychologiczne podłoże tego człowieka, jego wynaturzenie, otoczenie, historię. A to tylko jeden wątek, który co prawda jest głównym motywem tej książki, ale nie jedynym, bo przeplata się z innymi. Uważam, że nie jest to jedna z najlepszych książek autora, bo czytałem lepsze, ale na szczęście nie miało to aż tak dużego przełożenia na przyjemność płynącą z lektury, bo pod przykrywką tego powiewu świeżości i nowości, które niekoniecznie przypadły mi do gustu, jest to dalej Irving w typowym dla siebie mistrzowskim stylu.

To moja 8 książka  przeczytana odkąd półtora roku temu sięgnąłem po raz pierwszy po prozę Amerykanina. A zaznaczyć trzeba, że nie są to cienkie książki, ale słusznej grubości cegiełki. Jeśli wziąć to pod uwagę to narzuca się prosty wniosek: ja tego Irvinga po prostu szalenie cenię i uwielbiam czytać jego książki. Za co? Ano za to, co u niego znamienite i powtarzalne niemal w każdym tomie, a jednak ciągle urzekające, czyli przede wszystkim za te balansowanie na cienkiej bardzo granicy między przesadną powagą a sytuacjami wręcz komicznie absurdalnymi, za humor i dialogi, za odważne i bezkompromisowe poruszanie tematów bardziej delikatnych (seksualnych, religijnych) przedstawiając je tak, że nie rażą czytelnika mniej tolerancyjnego czy też wrażliwego na tym punkcie (np. w przypadku homoseksualizmu czy aborcji), za świetne i realistyczne kreacje postaci, które nie boją się żyć według własnych widzimisię i podejmować odpowiednie decyzje, mimo że niejednokrotnie są komiczne, nielogiczne czy absurdalne, i za styl oraz język, jakim autor operuje, bo to nie jest proza lekka w odbiorze, ale soczyście piękna i urzekająca. To niebywałe jak autor swoją książką potrafi coś zmienić w czytającym ją człowieku; jego postrzeganie świata, ludzi, stopień wrażliwości i tolerancji, w pewien sposób też postępowanie w niektórych sytuacjach.

Wielkie w prozie tego amerykańskiego pisarza jest też to, że pisze on szalenie prawdziwie na każdy temat i niczego nie wyśmiewa, nie wytyka palcem, nie pokazuje wszystkich tych dziwactw czy absurdalnych sytuacji, przekonań, postępowań, żeby tylko wywołać uśmiech u czytelnika (a to też potrafi robić kapitalnie, bo nie raz można parsknąć śmiechem), ale też żeby pokazać, że wszystko to "jest normalne" u nas, ludzi. Każdy ma prawo do własnego skrawka ziemi na tym świecie i życia według własnego widzimisię ze swoim zdaniem, tolerancją, religijnością, seksualizmem, postępowaniem i z tymi wszystkimi dziwactwami, które dla niektórych mogą być i będą śmieszne i nie z tej ziemi, ale co z tego? Każdy ma prawo żyć jak chce. Nie spotkałem się jeszcze w żadnej książce u innych autorów, gdzie transwestytyzm, homoseksualizm czy prostytucja byłyby przedstawione tak swobodnie i tak normalne jak wszystko inne. Te tematy - często w połączeniu z absurdalnymi i komicznymi scenami - są tak zwyczajne i normalne jak to, że trawa jest zielona, a niebo niebieskie. I to mi się bardzo podoba.

Syn cyrku to kolejny pokaz najwyższego rzemiosła pióra rewelacyjnego Johna Irvinga. Proza pełnokrwista, intensywna i wielowątkowa. Powieść, która bawi i daję rozrywkę, ale jednocześnie uczy, uwrażliwia, emocjonuje i pomaga otworzyć oczy na szereg ważnych spraw i tematów tabu. Książka może nie najlepsza w twórczości autora, ale ciągle na wysokim poziomie literackim i dająca satysfakcję po przeczytaniu. Polecam, ale może nie na początek przygody z tym autorem, bo jest zbyt opasła i nieco inna od pozostałych pozycji Amerykanina, co może przytłoczyć i zniechęcić. Zdecydowanie bardziej nada się dla fanów twórczości autora, miłośników Indii i czytelników bardziej zaprawionych w tego typu literaturze.

Za książkę serdecznie dziękuję  wydawnictwu Prószyński i S-ka. :)

6 komentarzy:

  1. Mąż zaczyna lekturę Syna...zobaczymy, jak oceni książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Część akcji rozgrywa się w Indiach? Intrygujące :) Zdziwiłabym się bardzo, gdyby Irving poprowadził w klasyczny sposób wątek kryminalny. On w końcu bardziej skupia się na psychologii, emocjach, co wychodzi mu naprawdę rewelacyjnie. I dobrze, niech robi swoje. Od kryminałów są inni :)
    Ehh... mam trochę zaległości w powieściach Irvinga, ale kiedyś na pewno je nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie część, a jakieś 95%. :) To, że jest rozbity między dwa kraje to tylko stan emocjonalno-duchowy, bo fizycznie w książce występuje niemal tylko w Indiach. W Kanadzie bardzo mało. No właśnie, ale jednak ten element grozy jest i dochodzą do odszukania sprawcy. Ma się to słabo do pełnokrwistego kryminału, ale Irving to Irving. :)
      Na spokojnie, nie ma tych książek aż tyle, żebyś musiała nie wiadomo ile czasu poświęcać, chociaż no każda książka to cegiełka - ale jak wsiąkniesz to szybko mija. :)

      Usuń
  3. No proszę, czyli pomimo początkowych zgrzytów jednak nie wyszło aż tak źle ;). To mnie cieszy, bo prędzej czy później zabiorę się za tę powieść. A co do tej kryminalnej zagadki.. Irving wprowadził ten motyw także w "Jednorocznej wdowie", chociaż tam był to dość mocno okrojony temat. Jestem ciekawa jak to wypadnie w tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tutaj to trochę inaczej niż w "Jednorocznej". :)

      Usuń