Liczba stron: 405
Gatunek: Science fiction, space opera, powieść sensacyjna, horror
Moja ocena: 4/6
Remigiusz Mróz jest w ostatnich latach szalenie popularnym autorem w naszym kraju, na co niewątpliwie wpływ ma to, że jest pisarzem dość szybko i dużo piszącym, otwartym na kontakt ze swoimi czytelnikami (wystarczy tylko odwiedzić jego profil na facebooku, żeby się przekonać, ilu osobom dziennie udziela wszelakich odpowiedzi) oraz wszechstronnym. Młody, bo dopiero 30-letni autor ma już na swoim koncie 16 książek i są to kryminały, thrillery prawnicze, powieści historyczne i sensacyjne, a nawet science fiction. Właśnie ten ostatni gatunek w jego wykonaniu przyszło mi teraz sprawdzić.
Akcja dzieje się w kosmosie. Ruszyła długofalowa misja Ara Maxima, w ramach której wysłano kilka statków kosmicznych z najlepszymi specjalistami z różnych dziedzin, żeby wykonać projekt badawczo-kolonizacyjny. Zespół statku ISS Accipiter miał być w kriostazie przez ponad 100 lat, nim dotrze do planety, która została obrana za cel misji. Jednak po upływie 50 lat z kriostazy budzi się jeden z członków załogi, astrochemik Håkon Lindberg, który pierwsze co widzi, to zakrwawione ciało, które osuwa się po szklanej osłonie jego komory. Zaraz po tym pojawia się nawigator Dija Udin Alhassan. Szybko spostrzegają, że są jedynymi żyjącymi pasażerami statku, ponieważ dokonano krwawej rzezi na pozostałych członkach załogi i wszędzie widać krew, fragmenty porozrywanych ciał i wnętrzności. Kto stoi za tą masakrą? Czy ma z tym coś wspólnego nawigator Alhassan, czy może ktoś inny? Czy dalej im coś zagraża? Co się teraz stanie z realizacją misji i kto im pomoże?
Sporo pytań, a i tak będzie ich więcej podczas zaznajamiania się z tą historią, która jest całkiem niezła. Największym plusem książki są klimat, dialogi i akcja. Klimat jest przez 1/3 książki jak z horroru filmu "Obcy", który wprost uwielbiam. Do pewnego momentu podobna adrenalina, podobne tempo akcji i poziom zaciekawienia i emocji. Potem jest tej grozy nieco mniej i w nieco innej formie, co nie wywołuje aż takiej adrenalinki, ale też jest okej. Druga sprawa to postaci i wiążące się z tym dialogi. Czytając już wcześniej recenzje innych czytelników doszukałem się, że główny prym wiodą tutaj astrofizyk Håkon Lindberg i nawigator Dija Udin Alhassan, którzy wyróżniają się stylem bycia i dialogami. I nie sposób tego nie zauważyć, bo faktycznie duet ten jest wyjątkowy i stosuje między sobą zabawne utarczki słowne, nierzadko wulgarne, które mnie rozśmieszały. Niekiedy jednak wydaje się, że było ich trochę za dużo i w nieodpowiednich momentach, co mi osobiście specjalnie nie przeszkadzało, bo lubię tego typu humor, ale nie spodoba się zapewne niektórym czytelnikom, bo uznają, że co za dużo to nie zdrowo. Reszta postaci może niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale zostały dobrze nakreślone. Trzeci z plusów to niemal nieustanna akcja, dzięki której książkę czyta się szybko i sprawnie.
Minusem może być dla niektórych, jak i dla mnie, liczba pomysłów, które przypadły na tę książkę. Pomysłów, które wprowadzają pewien chaos i nie w każdym przypadku zostaje im poświęcona odpowiednia ilość czasu - podróże w czasie, podboje kosmiczne, kontakt z obcą cywilizacją, wirusy komputerowe, artefakty, sztuczna inteligencja, klony. Niektóre z tych pomysłów zostają tylko nadszarpnięte, wspomniane i niewiele w zasadzie z tego wynika. Druga sprawa to, że przez to fabuła jest nierówna i ma swoje lepsze i gorsze momenty. Nie chcę wnikać w szczegóły, bo przybliżyłbym może zbyt dużo składowych tej historii, więc pozostaje wam samym sprawdzić i osądzić.
Chór zapomnianych głosów to science fiction, ale nie jest to jedyny gatunek, w ramach którego można książkę zaszeregować. Mamy tu w zasadzie mix gatunkowy wynikający z połączenia space opery z powieścią sensacyjną i horrorem oraz elementem kryminalnym. Najwięcej jednak tej space opery, bo akcja rozgrywa się na pokładach statków kosmicznych, które przemierzają kosmos celem nowych odkryć, poszukiwania innych form życia i kolonizacji. Nie ma skomplikowanych treści naukowo-technicznych, więc osoby wyczulone na to mogą czuć się spokojne. Jeżeli szukacie takiej mieszanki gatunkowej z przewagą science fiction z kosmicznymi podróżami, dobrymi dialogami, suspensem, wartką akcją i odpowiednim klimatem, a poza tym takiego, które czyta się szybko, lekko i przyjemnie to może to być pozycja dla was.
Jak do tej pory przeczytałam 3 książki Mroza i jeśli pamiętam moje wrażenia, to były to książki dobre, ale bez szału. Za to sam autor wydaje się naprawdę fajną osobą. Wnioskuję to z tego, że na spotkania z czytelnikami przychodzi w garniturach (traktuję to jako przejaw szacunku dla czytelnika), a poza tym dobrze przyjmuje konstruktywną krytykę (w komentarzach pod postami już nie pamiętam u jakich blogerów to czytałam) a nie wszyscy autorzy to potrafią. Już za to należy mu się szacunek :)
OdpowiedzUsuńA co do książki to przyznaję, że trochę mnie ciekawi :)
No i tak mi się wydaje, że to będzie wyglądało. Dobre książki, dobra rozrywka, ale sama rozrywka jako taka bez szału. Ja mam 2 pozycje za sobą i myślę na razie to samo. Zobaczymy, co dalej.
UsuńWłaściwie to mogę się podpisać pod Twoim tekstem, bo podobały mi się te same elementy, a jednocześnie dostrzegłam te same minusy. Myślisz zbyt podobnie do mnie :P
OdpowiedzUsuńTo jest podejrzane coś. To jest jakaś sekta, która nas kiedyś dopadła, zrobiła prane mózgów i teraz myślimy podobnie. :D Może jest nas więcej. :D
UsuńIstnieje taka szansa, typowałabym Łukasza jako kolejną ofiarę ;)
UsuńJa też. :P
UsuńZ każdą kolejną książką Mroza, o której czytam i która wychodzi mam coraz mniejszą ochotę na zabieranie się za twórczość tego autora. Niektóre elementy Chóru mogłyby mi przypaść do gustu, ale na razie zupełnie nie planuję czytać Mroza.
OdpowiedzUsuńNie, Jag, Chór nie dla Ciebie. Prędzej coś z kryminałów. Ale ja takowych jeszcze nie czytałem, tylko same pochlebne opinie, więc jak sam sprawdzę to się dowiesz, czy warto, czy nie. :)
UsuńCiastku! Podeślij mi swój adres na mejla, bo Był sobie pies na Ciebie czeka ;)
OdpowiedzUsuńNo co Ty. Ta piesełowata książka na mnie czeka. Już piszem. :)
UsuńMam bardzo podobnie zdanie do Carmen - za dużo tego Mroza, za dużo wychodzi jego książek i zastanawiam się, czy wciąż one trzymają poziom i są merytorycznie ok. Jak pokazuje ostatnia "mega wiadomość" jednak nie...
OdpowiedzUsuńKiedyś myślałem, żeby zabrać się za Chór zapomnianych głosów, ale nic szczególnie mnie w nim nie urzekło i odpuściłem sobie :)
Bardzo dużo. A teraz jeszcze wyszło, że pisał pod pseudonimem 3 książki. Ja czytałem dwie i powiem tak: pisze nieźle, ale bez szału. Tylko że to jest kwestia stricte fabuły, czyli gustu. Nie czytałem więcej, więc się nie znam. Warsztat dobry.
UsuńCałkiem przyjemnie wspominam tę powieść Mroza i pod Twoja recenzja śmiało mogłabym się podpisać. Przeczytałam kilka książek autora, ale moje zainteresowanie jego twórczością zmniejszyło się do zera. Najbardziej podobał mi się cykl o Chyłce, ale przeczytawszy "Immunitet" doszłam do wniosku, że dość. Co z tego że nieźle napisane, szybko się czyta, ale schematycznie i bardzo przeciętnie. Uważam że autor poszedł w ilość,a nie w jakość. Sześć książek rocznie to wręcz niezdrowe.
OdpowiedzUsuńJa mam jeszcze za mało książek za sobą, żeby móc ocenić bardziej twórczość Mroza, ale domyślam się jak to wygląda. Następną chyba przeczytam "Kasację" albo "Turkusowe szale".
Usuń