środa, 28 grudnia 2016

7EW - Neal Stephenson [recenzja]



Tytuł oryginału: Seveneves
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 805
Gatunek: Science fiction, hard science fiction, postapokalipsa
Moja ocena: 5/6

"Siedem Sióstr, które spowodowały kataklizm"

Księżyc został zniszczony. Rozpadł się na 7 kawałków. Siedem Sióstr, czyli dużych odłamków skalnych, i niezliczone ilości mniejszych, które tylko z pozoru wydają się niegroźne, ale doprowadzą do dwóch sytuacji. Po pierwsze do pojawienia się pierścienia wokół Ziemi, przypominającego ten od Saturna. Po drugie, za dwa lata od tego momentu przyczynią się do pojawienia Białego Nieba (roju niewielkich odłamków, które przykryją niebo niczym biała chmura) i Kamiennego Deszczu, który będzie katastrofalny w skutkach, bo te odłamki będą spadały na Ziemię, co doprowadzi do jej zagłady. Ludzkość skazana jest na wymarcie, ale pojawia się ambitny plan uratowania chociaż niewielkiego jej odsetka, który ma być wysłany w przestrzeń kosmiczną, gdzie ma przetrwać, mimo że tam również czyhają kolejne niebezpieczeństwa. Rozpoczyna się odliczania do dnia, kiedy zacznie się kataklizm i będzie można wysłać ostatnie statki z ludźmi, którzy mają przetrwać i uchronić ludzkość przed totalnym wymarciem. Czy uda się wysłać odpowiednią liczbę wykwalifikowanych, inteligentnych i zaradnych ludzi, żeby zacząć nowe życie poza Ziemią? Czy ludzkości uda się w ogóle przetrwać w kosmosie? Czy Ziemia jeszcze kiedykolwiek będzie zdatna do zamieszkania i będzie można na nią wrócić?

Całkiem niedawno Danielewski powyginał mi mózg strukturą, formą i wywołującym grozę Domem, żeby zaraz po tym Stephenson sprawdził możliwości mojego narządu ośrodka układu nerwowego poprzez atakowanie go techniczno-naukowym żargonem i wiedzą na temat robotyki, astronomii, mechaniki orbitalnej, inżynierii planetarnej, fizyki, chemii, geologii, biologii czy epigenetyki (badanie dziedziczności pozagenowej). Oprócz techniczno-naukowego i kosmicznego żargonu autor oczywiście nie poskąpił też kilku kosmicznych neologizmów (np. spacebook, kopiwo czy kryż). Jak wspomina w podziękowaniach na końcu książki, materiały i wiedzę zdobył podczas pobytu w Blue Origin (prywatne przedsiębiorstwo przemysłu kosmicznego), więc bazę do napisania książki miał bardzo dobrą i podczas czytania czuć to wyraźnie, bo książka jest bardzo zręcznie i przekonywająco napisana. Umiejętności logicznego myślenia, bardzo dobrego skupienia i wyobrażania sobie przedstawianych tutaj obrazów zostają zatem włączone na level hard. I w zasadzie z takim typem literatury hard science fiction mamy tutaj do czynienia, więc jeśli ktoś miał do czynienia np. z książkami Clarke'a, Asimova, Lema czy Dukaja to doskonale wie, czego może się mniej więcej spodziewać. 

Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza opowiada o dwóch latach poprzedzających kataklizm. Ludzkość całego świata przygotowuje się do przetrwania, wspólnymi siłami budowana jest tzw. Arka w Chmurze - która ma współdziałać z istniejącą już w kosmosie międzynarodową stacją kosmiczną ISS - gdzie wysłani mają być przedstawiciele każdego narodu, najbardziej potrzebni i wykwalifikowani, żeby ludzkość mogła przetrwać. W drugiej śledzimy wydarzenia na Ziemi, która niszczeje z dnia na dzień coraz bardziej, oraz z Arki, gdzie społeczeństwo tworzy się od nowa, cała struktura, podział na jednostki, zadania, cele do realizacji, metody produkowania żywności itp. itd. Jednym słowem postęp, żmudny, powolny, gdzie nie zawsze był dostęp do odpowiednich materiałów, sprzętu i surowców, więc trzeba było często improwizować, pracować ciężej i momentami nawet się poświęcać. Natomiast trzecia część to wydarzenia rozgrywające się 5000 lat później. Nowa Ziemia zaczyna coraz bardziej przypominać swoimi warunkami Starą, przyjazną człowiekowi, którą można z powrotem zamieszkać i taki plan rodzi się w głowie tych, którzy przetrwali, więc zamierzają się tam udać i na nowo zaludnić tą planetę. 

W tych ciężkich sytuacjach ludność poddawana jest próbie i niestety nie wypada najlepiej, bo więcej jest upadków, niż wzlotów. Nic to, że 7 miliardów ludzkości w krótkim czasie została unicestwiona, w kosmosie też są niebezpieczeństwa, te z zewnątrz i te wewnątrz, i niestety tych drugich, czyli pojawiających się wśród społeczeństwa jest więcej, co doprowadza do wielu niepotrzebnych i głupich śmierci. W ogóle to autor nie stara się specjalnie uratować przed zagładą samego człowieka w jak największej ilości. Zdecydowanie na pierwszym planie jest nauka i technika, to one się liczą najbardziej i muszą przetrwać i czynić ciągłe postępy. Etyka czy religia mają niewielką moc i znaczenie. A jeśli człowiek ma przetrwać to właśnie taki, który jest inteligentny, zaradny i pomysłowy, czyli krótko mówiąc przydatny i będzie niósł same korzyści. Stephenson nieraz daje temu dowód pokazując, że nie trzeba wielu ludzi do przetrwania, rozwoju czy rozwiązania jakiegoś problemu, np. przy naprawie jakiejś części statku. Po co 10 ludzi, których trzeba żywić, poić i ciągle utrzymywać przy życiu, jeśli wystarczy jeden, który potrafi skonstruować 10 zaawansowanych robotów, które nie mają takich potrzeb i odpowiednio kierowane potrafią naprawić wszystko? Oczywiście nie popada przy tym w skrajny antyhumanizm. Nie, nie, po prostu wyraźnie widać, że tutaj oddaje się hołd nauce, a nie człowiekowi.

7ew to w ogóle bardzo dobry materiał na film. W zeszłym roku czytałem rewelacyjnego "Marsjanina" Andy'ego Weira, który również był skonstruowany na hard sf i poprzez te naukowo-techniczne elementy nadawał się idealnie na ekranizację, która zresztą powstała i to na poziomie bardzo zbliżonym, a może nawet i tym samym, co jej pierwowzór, czyli bardzo dobry. Była to jednak zdecydowanie mniej obszerna książka od Seveneves i bardziej bogata o elementy dreszczowca, dlatego jestem niemalże przekonany, że wypuszczenie na ekrany kin książki Stephensona, która momentami lepiej ukazuje naukę i technologię (co z pewnością przeniosłoby się na ciekawe efekty specjalne) oraz warstwę psychologiczną, gwarantowałoby bardzo przybliżoną liczbę widzów, co "Marsjanina". I byłoby to cholernie ambitne dzieło, na które chętnie bym się wybrał do kina.

Podsumowując: autor w 7ew przedstawia człowieka w arcytrudnym warunkach, które tak naprawdę mogą się wydarzyć kiedyś w naszej rzeczywistości, dlatego mamy tutaj bardzo realną wizję kataklizmu i zagłady Ziemi i człowieka, które mogą zostać wywołane przez zagrożenia z kosmosu. Każdy miłośnik science fiction, który lubi takie wizjonerstwo, a przy tym zajmujące, sprawne, bogate w naukę i rozwiązania techniczne, świetnie napisane i ambitne książki, będzie na pewno zadowolony.

Za tą książkę serdecznie dziękuję  Wydawnictwu Mag.

22 komentarze:

  1. Na początku nie byłam przekonana, ale chodzi za mną ten "7ew" strasznie i widzę, że w pełni słusznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałaś już hard sf? :)

      Usuń
    2. Moją najbardziej hard-przygodą było jak dotąd "Ślepowidzenie", ale trzeba w końcu podbijać nowe rejony, prawda? :)

      Usuń
    3. No to w takim stylu książka właśnie. Watts pisze hard sf, więc bardzo podobnie. :)

      Usuń
  2. Ja czułem, że będzie to dobra lektura i po 100 stronach stwierdzam, że miałem dobrego nosa. Nie wiem jak dalej, ale początek jest świetny - wymyślanie jak uratować ludzkość, jak wybudować statki w 2 lata itp. Powiem Ci, że ten początek całkiem mocno przypomina mi pierwszą połowę filmu 2012 i myślę, że 7EW jako film mógłby odnieść duży sukces :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może i podobny, nie przypominam sobie, żebym oglądał. W każdym razie "7ew" bardzo dobry, ale do poziomu rewelacyjnej "Peanatemy" to mu trochę zabrakło. Jak Ci się całość ostatecznie spodoba to postaw sobie za priorytet właśnie tę ksiażkę, dobrze radzę. :)

      Usuń
    2. Podobny schemat mają - mamy globalne zagrożenie (rozpad księżyca lub przesunięcie się płyt tektonicznych), które unicestwi całą ludzkość, trzeba wymyślić jak przetrwać. Ogłoszona zostaje masowa mobilizacja, żeby zbudować arki, w 7EW ludzkość wie o tym zagrożeniu, w 2012 nie.
      Sięgnę z pewnością, obawiam się tylko że pewnie mnie skusi żeby ją kupić a to cholerstwo jest drogie. Ciekawi mnie jak wypada również cykl barokowy, bo on jest jeszcze dostępny na rynku :)

      Usuń
    3. Peanatema ogólnie dobrze się sprzedawała i szybko był dodruk. Albo czaj jakąś okazję. Ale ogólnie rewelacja.

      Usuń
    4. Jesteś pewien tej sprzedaży? Bo ja pamiętam, że byłem zszokowany rozpaczliwie niską sprzedażą tej książki kiedy AM rzucał liczbami na forum. Oidp było to jakieś 7 tyś egzemplarzy łącznie (2 wydania). Drugie wydanie (to w brązowej okładce) pojawiło się tylko dlatego, że Empik je zamówił i w całości sfinansował. Dlatego przez długi czas nie można było tej książki poza sklepami monopolisty. Dopiero znacznie później pojawiły się jakieś resztki w tanich księgarniach ale były to pojedyncze sztuki.

      Usuń
    5. Nie jestem i zapomniałem dodać "chyba" w tym poprzednim poście. Nie wiedziałem, że tak to wyglądało ze strony Empika. Pamiętam, że Readme bardzo słabo się sprzedawało i można je było kupić nawet za 10 zł na Świecie Książki, co też sam zrobiłem.

      Usuń
  3. "Marsjanin" ci się podobał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo. Czytałem maksymalnie wkręcony. Film już mniej, wiadomo, jak się wcześniej czytało, ale mimo wszystko bardzo zbliżony do książki - wiadomym było, że Amerykanie muszą trochę bardziej pokazać swój kraj, demokratyczność, waleczność etc., czego w książce nie było. No ale. ;) Chciałbym te "7ew" zobaczyć na ekranie - byłoby to świetne. Dobrze pamiętam, że czytałeś to w oryginale?

      Usuń
  4. Uwielbiam takie powieści i jakieś przewidzenia kataklizmu. ♥
    Śliczną okładkę ma książka. :3
    Lost in books

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciastek to od czego lepiej zacząć przygodę ze Stephensonem? "Peanatemy" czy "7ew"? Co prawda myślałem bardziej nad spróbowaniem "Cryptonomiconu" ale generalnie ostatnio idę ścieżkami przetartymi przez Ciebie i raczej się nie zawodzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem jeszcze niestety Cryptonomiconu, ale generalnie każdy, kogo znam, a kto czytał, był bardzo zadowolony. Natomiast jeśli chodzi o te, które przeczytałem ja, to bardziej kompletną (w sensie, że podobało mi się więcej) jest dla mnie Peanatema, w której nie widziałem żadnego minusa. Natomiast "7ew" jest bardzo dobrą książką, ale ze słabszą, moim zdaniem, końcówką. Pierwsze dwa rozdziały to rewelacyjne hard sf, które uwielbiam. Ostatnia część to bardziej science z ponownym odwiedzeniem Ziemi, a właściwie Nowej Ziemi, które jednak inaczej sobie wyobrażałem i średnio mnie przekonało. W każdym razie, po którą byś nie sięgnął jestem pewien, że Ci się spodoba. :) Jeśli wolisz książki katastroficzne i kosmiczne to bierz się za "7ew". Jeśli zaś bardziej w stylu antyutopie ze specjalnymi społeczeństwami, o szczególnych zasadach bytności i postępowania to zdecydowanie "Penatema". ;)

      Usuń
  6. Stephenson to taki gość, który jak rusza w tany z tematem, to orkiestra nie nadąża, w remizie belki z sufitu spadają, wszyscy stoją w kółeczku i klaszczą coraz bardziej pijani (choć o alkoholu rozstawionym na stołach już wszyscy zapomnieli). A rano Stephenson, rześki i zdrowy jak młody bóg pędzi na kolejną imprezę - tymczasem my leżymy nieprzytomni na klepisku a obtańcowana dziewucha na OIOMie.

    A poważnie - facet ma teraz taki komfort, że może spełniać swoje marzenia i pisać bez żadnych niepokojów o tym co go kręci i sprawia mu radochę. Chociaż w sumie jak pomyślę to pisał zawsze w ten sposób i zawsze to był poziom najwyższy. Za jakieś może dwa, trzy lata zacznę kolejne przejście przez jego twórczość - Zamieć, Diamentowy Wiek i Peanatemę czytałem już po dwa razy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehehe, no perfekcyjnie przedstawiłeś prozę autora w pierwszym akapicie. Zgadzam się w pełni. :P

      Ja właśnie nie chciałem Diamentowego i Zamieci, bo czekałem aż to MAG wyda w obwolucie w formacie jak dotychczas. Niestety chyba nie dojdzie do wydania przez nich w ogóle tych pozycji, a jeśli nawet to pewnie nie prędko. Martinus już mi kilka razy zarzucał linkami do poprzednich, twardo okładkowych wydań i chyba po nowym roku będę się musiał już nad tym poważnie zainteresować. A Cryptonomicon to będzie mój następny przystanek.

      Usuń
  7. A co do kolejności czytania Stephensona to wrzucę swoje trzy grosze.
    W sumie nie ma wymogu czytania Stephensona po kolei, czyli tak jak książki pisał. Ba, ja bym nawet tak nie sugerował, bo jego druga książka (pierwsza "The Big U" nie została wydana w Polsce) p.t. "Zodiac" jest jednak jedną ze słabszych jego powieści (choć ogólnie bardzo dobrą). Ja bym proponował "Zamieć" dla osób, które Stephensona nie znają, a potem "Diamentowy Wiek". Ale i nieco głębsza woda jaką jest "Cryptonomicon" (razem z "Peanatemą" jak dla mnie stanowią absolutnie genialne powieści i zajmują dwa pierwsze miejsca na Stephensonowym podium) nie powinna być straszna, może wymagać będzie więcej czasu, ciszy i skupienia. Aha, i lepiej nie czytać Cyklu Barokowego PRZED "Cryptonomiconem".
    A poza tym to jak kto woli, zawodu nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czytałem o tym, że Cryptonomicon przed cyklem barokowym, więc ja się zabieram właśnie za to. Poza tym no mega wiele dobrego się naczytałem na temat tej książki, mimo że sięgnąłem po Peanatemę szybciej, dlatego że akurat w tym czasie miała u nas premierę. Ale ja od Stephensona mam prawie wszystko na półce, więc przeczytam też niemal wszystko. :)

      Usuń