środa, 27 lipca 2016

HISTORIA PSZCZÓŁ - Maja Lunde [recenzja]

Tytuł oryginału: Bienes historie: Roman
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 517
Gatunek: Powieść społeczno-obyczajowa, literatura współczesna zagraniczna, postapokalipsa
Moja ocena: 4+/6








Historia pszczół to książka, która od momentu pojawienia się informacji, że będzie u nas wydana, była dla mnie pozycją niezwykle enigmatyczną i ciekawie się zapowiadającą. To zainteresowanie to głównie przez epickość i temat opierający się na życiu pszczół, które jak wiadomo są stworzeniami niezwykle pożytecznymi i ważnymi dla całego środowiska naturalnego i człowieka. Maja Lunde to norweska pisarka znana głównie z powieści skierowanych do dzieci, a historia o tych latających stworzeniach jest jej debiutem skierowanym już do dorosłego czytelnika. Książka, która długo utrzymywała się na liście bestsellerów i autorka otrzymała za nią Nagrodę Księgarzy Norweskich. Nie jest to historia samych tylko pszczół, ale także ludzi, a dokładnie trzech rodzin, których losy poznajemy.

Pierwsza z nich rozgrywa się w Anglii w 1852 roku i jej głównym bohaterem jest niespełniony naukowiec William, który popadł w depresję i nie chce wychodzić z łóżka, mimo iż ciążą na nim rodzinne obowiązki (ma do wykarmienia 7 córek, syna i żonę). W pewnym momencie jego życia pojawia się pewien impuls, pewne olśnienie rodzące pomysł i William nabiera chęci zbudowania nowego rodzaju Ula, który ma mu przynieść sławę, zaszczyt i zapewnić dobrobyt wszystkim członkom rodziny. Problem w tym, że znalazł się już ktoś inny, kto wpadł na podobny pomysł, i jest jest ktoś znanym i cenionym naukowcem.

Druga historia toczy się w Stanach Zjednoczonych w 2007 roku i opowiada o losach George'a, hodowcy pszczół i właściciela kilkuset uli, rozmieszczonych w kilku różnych miejscach. George hoduje pszczoły zgodnie z wieloletnią tradycją, stara się rozwijać swoją farmę, a wszystko to z myślą o przekazaniu dziedzictwa jedynemu synowi. Ale Tom mieszka z dala od rodzinnego domu i ma inne pragnienie, chciałby zostać pisarzem i ani myśli być hodowcą. Na domiar złego zaczynają pojawiać się niepokojące wieści o tajemniczym wymieraniu setek tysięcy pszczół.

Trzecia i ostatnia dzieje się w Chinach w 2098 roku i jej protagonistką jest młoda kobieta o imieniu Tao, która żyje na świecie, gdzie nie ma pszczół i ludzkość cierpi przez to na poważne ograniczenia żywnościowe. Tao jest robotnicą, której praca polega na ręcznym zapylaniu drzew owocowych. Chce za wszelką cenę dać lepszą przyszłość swojemu synowi, ale będzie to niezwykle ciężkie w świecie, które pozbawione jest pszczół i dobrobytu.

Trzy różne rodziny. Trzy różne epoki. A wspólny mianownik to pszczoły i problemy. Życiowe, codzienne, ludzkie i cywilizacyjne. W każdej z historii poznajemy poważne trudności, z którymi borykają się nasi bohaterowie. Głównie dotyczą relacji między rodzinnych: ojciec usilnie wymaga od syna coś, czego ten nie chce, matka chce przebywać więcej czasu ze swoim dzieckiem, a nie może, część rodzeństwa znajduje uznanie u rodzica, a część jest jakby zepchnięta na pobocze. Problemy te przenikają się ze środowiskiem pszczół, które w większym lub mniejszym stopniu mają wpływ na tych ludzi. Środowisko, które staje się z dnia na dzień coraz bardziej destrukcyjne i nie odpowiadają za to pszczoły, a człowiek, który jest tutaj największym zagrożeniem i problemem - i dla nich, i dla siebie, i dla całego świata. 

Nie od dziś wiadomo, że pszczoły to owady niezwykle pożyteczne, bo dzięki ich zapylaniu możemy otrzymać wiele gatunków warzyw, owoców, ziół, przypraw, zbóż oraz produktów, które pochodzą bezpośrednio od nich, czyli między innymi miód i wosk. Człowiek głównie poprzez nieumiejętne stosowanie różnych środków chemicznych przyczynia się do skażenia środowiska, które powodują wymieranie pszczół. Trzy przedstawione historie nie pokazują przyczyn takiego postępowania a jego efekty, czyli najgorsze, co może nas spotkać, gdy pszczoły zaczynają ginąć. Autorka mocno zaangażowała się w przedstawienie dowodów błędnego postępowania człowieka i apokalipsy, która nabiera realnych kształtów, jeśli czytamy na temat życia pszczół i ich przydatności, która udziela nam się na co dzień niemal na każdym kroku. Dowiemy się też kilka ciekawostek na ich temat, więc widać, że autorka dobrze przyłożyła się do zgłębiania tematu pszczół. Czytanie o pożyteczności tych niewielkich istot i ich ważnym wpływie na człowieka i otoczenie sprawia, że zaczyna się coraz poważniej traktować V przykazanie: Nie zabijaj.

Historia pszczół to zestawienie ze sobą dwóch światów, ludzi i pszczół, i bardzo dobry pomysł autorki na pokazanie ludzkiej psychiki i postępowania, pasji, problemów, środowiska naturalnego i ogólnie szarej rzeczywistości, która nas otacza. Przy czytaniu tej lektury i historii obu gatunków niemal od początku towarzyszyło mi wrażenie obcowania z delikatnym kwiatem, który lada moment może się rozpaść. Rozpaść jak świat przedstawiony w książce. Oby tylko nigdy do tego nie doszło...

PS: Czy tylko ja zauważyłem tą drobnostkę, że autorka, która ma na imię Maja napisała powieść o pszczołach? ;)



"(...)aby żyć w naturze, z naturą, musimy okiełznać naturę w nas samych."*


*Maja Lunde, Historia pszczół, Wyd. Literackie, Kraków 2016, s. 46

34 komentarze:

  1. Oj tak, "Historia pszczół" mocno porusza czytelnika i mam nadzieję, że nie pokazuje świata, w którym będą żyły przyszłe pokolenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję. Aż człowiek zaczyna wyostrzać zmysły, czy aby jakaś pszczoła nie lata i żeby jej przypadkiem nie trzepnąć. :P

      Usuń
  2. Czaję się na tę książkę już od pewnego czasu :)
    PS. Jesteś chyba jedynym, który spostrzegł zależność imienia autorki i tematu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra książka. Myślę, że Ci się spodoba. :)
      PS: No właśnie nie wiem, czy ja jakiś dziwny, czy jak. :P

      Usuń
    2. Spójrz na to tak - myślisz poza schematem :D

      Usuń
    3. Lubię myśleć poza schematem. :D

      Usuń
    4. Dzięki, dzięki. :)

      Usuń
  3. Nie jestem pewna czy pani Maja zna tę drugą Maję (od Gucia). Ale zawsze możesz napisać do niej i spytać, czy przypadkiem nie inspirowała się własnym imieniem ;)
    Co do książki - moje zdanie na jej temat znasz. Ale im więcej czasu mija od jej przeczytania, tym bardziej zauważam, że nie zrobiła ona na mnie zbyt dużego wrażenia. Dobrze się ją czytało, poruszała istotne tematy, ale w ogólnym rozrachunku przypiszę ją bliżej przeciętnej, niż wybitnej. Zresztą, Ty chyba też spodziewałeś się czegoś genialnego, bo liczyłeś na jedną z najlepszych powieści tego roku, a ocena dobry z plusem raczej tego nie zwiastuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie, ale po przeczytaniu imienia zaraz mi się skojarzyło i stwierdziłem, że taki śmieszny przypadek. :)
      Tak, znam. I nawet czytałem drugi raz Twoją recenzję w trakcie czytania, bo pamiętałem, że coś CI tam zgrzytało. Masz rację. Spodziewałem się czegoś WIELKIEGO. Ostatecznie dostałem coś całkiem dobrego, ale bez szału. Książka wartościowa, ale nie wybitna. Brakuje jej blasku. Może autorka wraz z kolejnymi książkami dla dorosłych będzie w stanie ten brakujący element wprowadzić.

      Usuń
    2. Właśnie coś w tym jest, że autorka pisze przede wszystkim dla dzieci. Bo "Historii pszczół" zabrakło głębi (psychologia postaci nie stała na najwyższym poziomie, znamy lepszych pisarzy, którzy radzą sobie z tym doskonale ;)), a język był bardzo prosty. Może kolejne jej powieści będą bardziej dorosłe nie tylko w tematyce, ale także w wykonaniu. Nie rozumiem zachwytów wielu blogerów na temat tej książki, ale czekam na następne teksty Lunde - z całą pewnością ma coś w sobie:)

      Usuń
    3. Oczywiście, że znamy i właśnie głównie ta psychologia wadzi. Bez głębi postaci. No i marudzą, że im źle, jest depresja i melancholia, ale jakoś tego tak nie czuć.

      PS: A propos lepszych autorów - zgarnąłem ostatnio "Modlitwę za Owena". Jak tylko skończę Wegnera to się zabieram za tą cegłę. :)

      Usuń
  4. Mam tę książkę w planach. Intrygujące jest przedstawienie w jednej powieści trzech płaszczyzn czasowych. Same pszczoły jako motyw przewodni też zachęcają mnie do lektury - dawno temu moja rodzina hodowała pszczoły, niestety ja tego nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak? No to lektura byłaby idealnym prezentem dla kogoś z rodziny. Szkoda, że tradycja na Ciebie nie przeszła. Ja sam czytając pomyślałem sobie, że jakbym miał domek na wsi to na pewno bym zaraz kupował ul, żeby spróbować samemu sił w tej hodowli i wpłynął jakoś na ochronę pszczół. :) Działkę na wsi mam, ale domku jeszcze nie, może w przyszłości. :)

      Usuń
    2. Mnie się też marzy domek pod lasem najlepiej :) Pochodzę z takiego miejsca i chyba dlatego mam sentyment :) A co do pszczół to trzeba tam dużo pasji. Mam sąsiada (tzn. na wsi, nie tu gdzie teraz mieszkam), który też hoduje pszczoły, ale znać, że lubi to robić i jego miody są naprawdę rewelacyjne. Nawiasem mówiąc jeśli interesuje Cię taka tematyka, to w Małopolsce, a konkretnie w Stróżach odbywa się impreza pszczelarska. W tym roku już była, bo to gdzieś na początku lipca, o ile dobrze pamiętam :) Od Ciebie to chyba trochę daleko...

      Usuń
    3. No ja właśnie teren mam taki, że część działki mam przy drodze (mało uczęszczającej przez auta), potem rzeka, która mi płynie przez ten teren i potem też las. Tak że już nie raz sobie myślałem, że fajnie byłoby mieć taki domek z tarasem w stronę tej rzeki i lasu. No miód. Może kiedyś. :)
      Wiesz co, aż tak to może nie, żeby specjalnie jechać, bo faktycznie trochę daleko. Może u nas gdzieś bliżej coś podobnego jest.

      Usuń
    4. Jeszcze rzekę masz w pakiecie - super :D
      No to życzę spełnienia marzenia o domku :)

      Usuń
  5. Znałem (obecnie nie utrzymujemy kontaktu) pszczelarza, takiego zapalonego, z krwi i kości. Ile się ciekawych rzeczy o pszczołach dowiedziałem... Nawet miałem okazję zrobić parę ramek na te konstrukcje do plastrów. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co na przykład? Dajesz. :)

      Usuń
    2. Na przykład, że pszczoły w zimę się ogrzewają cały czas bzycząc, że królowe są normalnie hodowane i sprzedawane, oznaczane jako konkretne gatunki, krzyżówki gatunków, poszczególne pokolenia etc. :D Do tego, że nawet jak się cukru doda do miodu to swoich właściwości nie zmieni, ale się to nie opłaca, bo lepiej dać więcej pszczołom na zimę w zamian za miód. :D Miód się najpierw zeskrobuje z ramek a potem wrzuca do takiej wirówki, która go wyrzuca siłą odśrodkową z plastra.

      Usuń
    3. Fajne. Chciałbym kiedyś raz uczestniczyć w takim zbieraniu miodu bezpośrednio z ula. :)

      Usuń
    4. W tym niestety nie uczestniczyłem, miałem jedynie okazję oglądać wirówki (czyli te ciaciarajstwa do ściągania miodu), same ule ale bez ich otwierania i ramki z pozostałościami po miodzie - normalnie aż się chce wylizać. :D

      Usuń
    5. Hehehe, na pewno. Widziałem na youtube jak to robią. Przy takiej pracy tzw. talia osy chyba jest niemożliwa do zachowania. :D

      Usuń
  6. Z jednej strony powieść mnie niesamowicie ciekawi, ale z drugiej strony kilka rzeczy w samym przynajmniej wydaniu mi się już nie podoba. Piękną okładkę szpeci czerwony kleks a angielska wersja jest cudownie minimalistyczna. Słyszałem także opinie, że czcionka jest bardzo duża, podobnie jak marginesy - co za tym idzie mało treści. Na pewno nie jest to mój priorytet, ale kiedyś czemu nie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, przed sięgnięciem po książkę powstrzymuje Cię wielkość czcionki i marginesy? Treści byłoby tyle samo, gdyby zrobić korektę wydania. Książka byłaby po prostu cieńsza, nie bardziej lub mniej wartościowa merytorycznie. ;)

      Usuń
    2. Aż tak to nie patrzę :) Niemniej jednak nie lubię takiego czegoś w książkach :)

      Usuń
    3. To byś się załamał jakbyś zobaczył starsze wydania Kinga z Albatrosa. :D

      Usuń
  7. Patrząc na całą powieść od początku do końca - jestem na TAK ;-)
    Jak ze wszystkim w życiu - sami musimy wyrobić sobie zdanie na dany temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Ogólnie jest to dobra książka i warto ją polecić. Tyle że nie ma WOW i nie jest tak wybitna, jak myślałem.

      Usuń
  8. Do tej pory ta książka mnie omijała. Słyszałem o niej, ale nie dowiadywałem się szczegółów. Dziś zerknąłem na Twoją recenzję, potem tekst koleżanki blogerki, i sam nie wiem – choć dopuszczam możliwość, że mogłyby mnie te historie zachwycić, to zupełnie nie czuję tego przyciągania, jakie mam przy innych powieściach ;) Powiedz mi, tak z ciekawości, co Ciebie ostatecznie skłoniło, żeby sięgnąć po "Historię pszczół"? Z czymś byś tę książkę porównał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skłoniła mnie treść fabuły przedstawiona na okładce w połączeniu z pszczołami i informacje w recenzjach różnych blogerów, że dowiemy się wiele na ich temat. Wiele się nie dowiemy, ot kilka drobnych ciekawostek i wizję świata bez tych owadów. A historie bohaterów chociaż poruszają, to jednak sami bohaterowie nie mają tej głębi i rysu psychologicznego, którego doświadczysz u Steinbecka czy Irvinga, do których tej książce chyba najbliżej, ale nie potrafię znaleźć w głowie nic konkretnego i bardzo podobnego.

      Na temat całości powiem tak: książka dobra, wartościowa, dla każdego, ale nie wybitna - przekonująca wizja, życie pszczół i poruszające historie to za mało, żeby powiedzieć WOW, bo brakuje pewnego blasku i tej psychologii postaci. Myślę, że byłbyś zadowolony, ale nie zachwycony. :)

      Usuń
    2. A więc przerzucę na ewentualne dalsze plany, bo na horyzoncie migocą tytuły, które jednak mogą zachwycić ;)

      Usuń
    3. Znając Twój gust i mniej więcej jak oceniasz, wiem po prostu, że więcej byś mógł minusów wyciągnąć niż ja.
      A we wrześniu ma się pojawić książka o drzewach. :P

      Usuń