środa, 9 marca 2016

Aktualne plany Maga na maj i czerwiec + wieści o UW i Artefaktach

Andrzej Miszkurka po kilkunastu dniach posuchy na forum podał aktualne plany wydawnicze na maj-czerwiec:

Paweł Matuszek -  Onikromos
Mark Z. Danielewski - Dom z liści
Robin Hobb - Przeznaczenie błazna
Leigh Bardugo - Szóstka wron
Lauren Kate - Przebaczenie
Miles Cameron - Okrutny miecz
Jim Butcher - Wiatrogon Aeronauty
Brandon Sanderson - Dusza cesarza
Joe Abercrombie - Ostre cięcia
Neil Gaiman - Nigdziebadź  (wersja autorska)
Tui T. Sutcherland - Ukryte królestwo


Dodatkowo wiadomo, że w kolejce do UW czekają:

"Air" Rymana" i " "The Adjacent" Priesta,
"Slade House" Mitchella,
kolejne "Luny" McDonalda,
"Matka Edenu" Becketta,
"The Winged Histories" Samatar
"Beautiful blood" Sheparda.


Jeśli chodzi o Artefakty to w kolejce czekają:

Endymiony, Matheson, Gibson, Roberts i Wolfe.


Z myślą o serii przewiduje się też wydanie: 

Heinleina,
Kantyczkę dla Leibowitza i Dark Benediction Millera (omnibus),
"Past master" i "Nine Hundred Grandmothers" (omnibus) Laferty'ego.
Ellison (więcej niż jedna książka),
Bradbury (2 omnibusy) 
Skrzydła nocy - Silverberg
Kontynuacja "Trawy"  Tepper,
"The Man Who Fell to Earth" Tevisa.
"Małe, Duże" Crowley'a

73 komentarze:

  1. Sanderson, Abercrombie i pełnia szczęścia. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze paru innych. Jak pojawi się ten Bradbury w Artefaktach, a będą to "Kroniki marsjańskie" w wersji pełnej to musisz to przeczytać. ;)
      Poza tym, zainteresuj się Gaimanem. Jestem pewien, że "Nigdziebądź" by Cię urzekło. :)

      Usuń
    2. Kroniki marsjańskie mam w planach, więc jak będą to przeczytam :D
      Gaimana lubię, ale podchodzę ostrożnie :D Jak mówisz, że by mi się spodobało to wrzucę na listę :3 Ufam Ci :D

      Usuń
    3. To co wyda Mag to będzie omnibus, Kroniki marsjańskie i 2 inne rzeczy jeszcze, dwie powieści, ale nie pamiętam jakie. Ja w każdym razie czytałem już kilka książek Ray'a - i powieści, i opowiadań - i jego znać trzeba, bo pisze FANTASTYCZNIE. Taki poeta fantastyczno-naukowy. :)
      Będzie w Magu, możesz brać do recki i się delektować. Tam są postaci kapitalne. Bohaterka o imieniu Drzwi... Ciekawe to było od początku. :) I dwa ciemne charaktery, które myślę, że są najlepszym czarnym duetem, jaki miałem okazję poznać kiedykolwiek, gdziekolwiek. :)

      Usuń
  2. AM przerwał milczenie :D Widziałem, że na forum już nic się nie działo prawie :)
    Mnie cieszy, że będzie Kantyczka - podobno klasyka postapo i bardzo fajna książka :)
    No i czekam na Mathesona - ciekawią mnie pozostałe dwa utwory oprócz Jestem legendą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, w końcu. Oby tylko nie było jak pisał, bo mi ten kontakt odpowiada.
      Nie znam. Zainteresuję się bliżej premiery. :)
      Matheson, Bradbury to dwa najważniejsze momenty, na jakie czekam w Artefaktach. :)

      Usuń
    2. A faktycznie! Kojarzę kilka tytułów Brandbury'ego i chce je przeczytać :D
      W takim razie czekam na te 3 Artefakty z niecierpliwością a może niedługo rozważę zakup 3 Brunnerów.
      Chociaż aktualnie marzy mi się Zgroza w Dunwich oraz Kroniki Amberu oba tomy a każda po 50zł lub więcej na okładce ma :P Chyba 115 wyszło na nieprzeczytane.pl za te 3 :)

      Usuń
    3. Trzech Brunnerów na raz? :) To pewnie jakiś pakiet?
      Ta, ja też bym to chciał, oba ładne wydania w twardym. Na Amber nabrałem ochoty jak to wydali zbiorczo w 2 częściach. Ale w tym roku to ja raczej na pewno tego nie przeczytam, bo jak mi podpasuje HP i Wiedźmin to ja będę to chciał przeczytać wszystko i za nic czasu na inne nie znajdę. :)

      Usuń
    4. No z tego co czytam to te 3 Brunnery najbardziej mi pasują z całych Artefaktów. Ale to żaden pakiet, po prostu pewnie 3 od razu.
      Najpierw jednak Zgroza i Kroniki :)

      Usuń
    5. To dopiero wiadomości :D
      http://drogakrolow.pl/trzy-nowe-tytuly-i-inne-newsy-wydawnicze/

      Usuń
    6. Ty jeszcze chyba nie czytałeś Hyperionów Simmonsa, prawda? Brunner jest świetny, ale ja w ogóle nie traktuj Simmonsa jako element Artefaktów, a przecież on tam jest. A to zajebiście dobry pisarz, którego zawsze chętnie czytam, bo Hyperiony to sf najwyższego szczebla. Jak nie czytałeś to ja nie wiem, co ważniejsze, czy Brunner, czy Simmons, ale obu musisz poznać. :)

      Co do wiadomości: dzięki za linka. Trochę dziwne ze strony AM, że nic nie pisze na temat Sandersona. Pytałem go nie raz, a nie odpowiadało, co mu się nie zdarzało za często do tej pory. Fajnie, że znam już mniej więcej termin, ale to dzięki Tobie, bo ja tej strony nie śledzę i nawet nie przyszło mi na myśl, żeby tam tej informacji poszukać.
      Wielka szkoda z przełożeniem terminu Elantris, chociaż o tym AM pisał i wiedziałem. Trochę dziwnę, że najpierw nowela, a potem powieść, ale ok. Nie muszę się za to zabierać od razu, zresztą nawet nie wiem, czy najpierw chronologicznie jest opowiadanie, czy Elantris (pod względem wydarzeń w książce, a nie wydania).
      Co do newsów całkiem nowych rzeczy, to zajebiście! Ten Legion się zapowiada bardzo ciekawie. A reszta ze świata Z mgły zrodzonych to dla mnie oczywista oczywistość do łyknięcia, więc tylko lepiej. Ma ten koleś mózg pojemny jak wszechświat, że tyle tego wymyśla i pisze. Ale to tylko dobrze dla nas. :)

      Usuń
    7. Nie czytałem :) Wiem wiem, chcę poznać obu autorów, ale wiesz jak to jest - z milion książek do przeczytania a czasu na kilkaset :P
      Z tego co wiem, dziewczyna która prowadzi tę stronę, kontaktuje się z wydawnictwem bezpośrednio i dopiero po jakimś czasie zamieściła tego newsa, ponieważ nie wiedziała czy może :)
      Mi tam nigdy mało Sandersona - może być dużo jego książek :D

      Usuń
  3. I dalej nic nie wiadomo o Słowach Światłości...? Ja się tak nie bawię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic. Ale pytałem. Może odpowie.

      Usuń
    2. Już do mnie info dotarły na temat SŚ. Tak tylko mówię. I tuptam dziś z życzeniami na Dzień mężczyzn ;) Najlepszego! Książków, ciastków i innych fajnych rzeczy, dowolnie zdefiniowanych :)

      Usuń
    3. No na forum pisali tylko o dodruku DK i SŚ, ale nie pisali nic o tym wydaniu poprawionym.

      Usuń
  4. Zdecydowanie czekam na Artefakty i "Matkę Edenu" Becketta, ale to nie będzie dla CIebie żadna niespodzianka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jest. Ale nie wspomniałaś nic o kontynuacji "Trawy", a to też chciałaś przeczytać. :)

      Usuń
    2. Bo jestem ślepa i jej nie zauważyłam, czekam również :D

      Usuń
    3. No to teraz mamy jasność. :) Mi tych książek trochę więcej się chce. A pewnie jeszcze nie wiem, że jakieś inne będą mi się chciały, bo póki co nie wiem o czym będą. :)

      Usuń
  5. Czekam szczególnie na Simmonsa, Heinleina i Bradbury'ego - czyli jak dla mnie "Artefakty" górą, co mnie nie zaskakuje, bo od kiedy tylko się pojawiła wiem, że to bardzo wartościowa seria. Nie do przecenienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam Heinleina. Zainteresuję się bliżej premiery. Ja jeszcze czekam na "Dom z liści", bo to jedna z najbardziej intrygujących mnie książek w ostatnich miesiącach.

      Usuń
    2. Heinlein napisał sporo książek, które się brzydko zestarzały. Sporo jest jednak tych powieści, które i dzisiaj stoją naprawdę na wysokim poziomie, np. "Obcy w obcym kraju" czy "Luna to surowa pani" (mój faworyt). Heinleina mam w starych wydaniach i kupię jeśli się ukaże w twardej oprawie. To wartościowy stary mistrz SF.

      Usuń
    3. Aaa, dobra. To ten człowiek od "Obcego". Spoko. To na pewno chociaż tą książkę sprawdzę, bo kiedyś jej szukałem, ale ciężko było dostać i zrezygnowałem.

      Usuń
    4. Polecam "Luna to surowa pani". Świetna rzecz, czytałem w ubiegłym roku i na końcówce aż łzy uroniłem :)

      Usuń
    5. Poczekam na wznowienia Maga, co tam wydają. jak będzie "Luna" to chętnie. :)

      Usuń
  6. Ciastek... to co napisałeś powyżej to nic warte informacje...
    Newsem dnia jest to, że nakładem wydawnictwa Sine Qua Non w kwietniu ukaże się powieść KENA LIU!! To jest news dnia :D
    I chyba jednak zakup "Ślepego stada" jednak przesunie się w czasie... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nic? Jak nic? Abercrombie, Sanderson, Danielewski, Gaiman, Priest, Mitchell, McDonald. :) No ale dobra, powiedz mi co to za azjatyckie dzieło, bo widziałem dzisiaj zapowiedź i okładkę na Katedrze, ale mi ani autor, ani książka nic kompletnie nie mówią.

      Usuń
    2. @Martinus
      ale to fantasy będzie a Ty, zdaje się, gardzisz tym gatunkiem :P

      Usuń
    3. Gardzić nie gardzi, bo chętnie czyta Tada Williamsa i China Mieville'a, ale wybrzydza na pewno, a spodobały by mu się pewnie jakieś, które z góry skazuje na porażkę. :)

      Usuń
    4. Marna prowokacja, kolego Krzysiu ;) Ale odpowiem, aby nie pozostawić jakichkolwiek wątpliwości i aby złe fluidy nie szły dalej w świat. Gardzę, to zdecydowanie zbyt mocne słowo... bardziej adekwatne byłoby "nie lubię", "nie toleruję", "obśmiewam". I nie całym gatunkiem fantasy, a ogólnie kiepskimi książkami które w całej fantastyce się pojawiają na skalę masową. To subtelna różnica, którą, jak mniemam, jesteś w stanie wychwycić.

      Ciastek, to nie tak. Tłumaczyłem ci to już kilka razy - nie jestem w stanie kupić wszystkiego. Ba, nie jestem w stanie przeczytać wszystkiego, co kupuję. W związku z tym, należy przeprowadzić selekcję, która bywa brutalna. Dlaczego? Ano dlatego, że większość książek z fantastyki to typowe przeciętniaki. Niektóre nie są złe, ale i tak odstają od średniej, a jak sam wiesz - jak się przeczytało dziesiątki czy setki tytułów, to oczekiwania rosną. A tymczasem nie ma w czym wybierać.
      Ktoś ostatnio pisał, że około 80% nowości fantastycznych to książki dla młodzieży. Na Zachodzie uznano, że czytają głównie młodzież nastoletnia, a ta (jak to w zachodnich społeczeństwach) jest na coraz niższym poziomie intelektualnym, więc i literatura dla nich pisana jest w taki sposób, aby ją przyswoili. Stąd literatura wtórna do bólu z płaskimi bohaterami. Nawet uznani autorzy, piszący ciekawą literaturę, chcąc dalej żyć z pisania, przerzucają się na przygodówki dla młodych: Bacigalupi, Valente, Eschbach. Czytałem "Zatopione miasta" Bacigalupiego (którego bardzo lubię) i byłem zniesmaczony. Co więcej! Nawet mój wewnętrzny nastolatek był zniesmaczony. Tragedia.

      Dlatego też o dobrą książkę jest dziś bardzo trudno. Dobrą książkę - z pomysłem, nieszablonową, w której poza akcją kryje się zaduma nad światem, ludzkim losem, przyszłością Ziemi, itp. Pisze o tym w swoich felietonach Peter Watts, nie ukrywając rozżalenia...

      Pewną nadzieją jest Ken Liu. Czytałem kilka jego opowiadań i powiem szczerze - obok Teda Kosmatki i Grega Egana - to najlepszy pisarz opowiadań SF. Nie wiem jak sobie radzi w powieściach, bo awizowana książka jest jego debiutem powieściowym i jednocześnie pierwszym tomem cyklu. Szkoda, że wydawnictwo SQN najpierw nie wyda jego zbioru opowiadań. Ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :) Książkę kupię na pewno i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Według internetów, powieści ma 641 stron w oryginale, więc będzie "grubasek" :) Pewnie przeczytam go za 100 lat ;)

      Usuń
    5. No ja wiem, ja wiem. Nie rozwijałem tego bardziej, bo to już było tu maglowane, dlaczego tyle czytasz.

      Ale o tym Liu mi ciągle niewiele powiedziałeś. Wydaje mi się, że to będzie książka podobna koncepcją do Ilion. Dobrze myślę? Poza tym, ile to ma tomów? Skończony cykl? I ten zbiór, o którym piszesz, to jak z Wiedźminem taki wstępniak do tego cyklu, czy osobna sprawa, o której po prostu w wspomniałeś?
      Poza tym piszesz o sf, a jak tak czytałem opis po angielsku tej książki SQN to raczej mi na fantasy pasuje.

      Usuń
    6. Tak naprawdę niewiele jest do powiedzenia. Gość pisze świetne opowiadania SF (m.in. "Kassandra" jest w "Nowej Fantastyce 1/2016" razem z Dukajem, Eganem i Kosmatką - więc masz szansę się zapoznać). Książka, którą ma wydać SQN faktycznie ma być fantasy, ale jak to dokładnie wyjdzie, to nie wiem. To jego debiut powieściowy, dotychczas pisał same opowiadania. Zbiór opowiadań wychodzi jakoś na dniach w USA (i ponoć ma się pojawić w Polsce, jeśli "Królowie Dary" przyjmie się), a drugi tom cyklu ma wyjść w USA w październiku. Ile tomów ma mieć ostatecznie? Nie mam pojęcia, za słabo znam angielski, aby takową informację znaleźć. Do tej pory Ken Liu pisał raczej oszczędnie, więc mam nadzieję, że drugi tom będzie tym ostatnim ;)
      O tematyce opowiadań niewiele ci powiem, bo zawsze czytałem je w sporych odstępach czasu i nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć czy były one w jakikolwiek sposób powiązane - bohaterami albo chociaż uniwersum. Nie zwróciłem na to uwagi i wydaje mi się, że nie były związane, ale pewności nie mam.

      Usuń
    7. Jeśli czytałeś same opowiadania to skąd te przekonanie, że powieść będzie rewelacyjna i w ogóle wgniatająca pozostałych pisarzy fantastyki w ziemię? Nie spotkałeś się nigdy ze zjawiskiem, kiedy autor pisał rewelacyjnie krótkie formy, a powieści miał co najwyżej przeciętne, albo na odwrót? Ja się spotkałem, i to nie raz. ;)
      Ja Ci powiem, że się zainteresowałem tym autorem, bo widzę poruszenie na portalach po tym, jak pojawiła się zapowiedź na Katedrze. A że mam współpracę z SQN to chętnie to sprawdzę. Mam nadzieję tylko, że cykl jest skończony, bo bez tego nawet nie sięgam.

      Usuń
    8. Martinus, to nie żadna prowokacja tylko prosty wniosek jaki mi się nasunął po Twoich wypowiedziach choćby na temat Sandersona czy Gaimana oraz na temat czytelników ich książek :P W tym kontekście dziwię się zupełnie, że czekasz na jakieś fantasy.

      Co do literatury YA to masz rację, że wychodzi jej dużo ale wydaje mi się, że to, niestety, głębsze zjawisko niż masowo czytające nastolatki. To my, pokolenie nieco starsze, nie chcemy się "starzeć" :P Weź np. fenomen filmów Marvela w ostatnich latach. Do autorów, których wymieniłeś może dodać Sandersona (Reckoners), Abercrombiego (Morze Drzazg) czy nawet Mievillea (Toromorze). Z drugiej strony czy można mieć pretensje do autorów, że celują w jak najszerszy target ? Podobnie może być z Kenem Liu. O ile dobrze zrozumiałem informacje z Goodreads to ma to być epickie fantasy, które powinno zadowolić fanów w każdym wieku. Książka pozbawiona jest przekleństw a wszelki seks "dzieje się poza kadrem". Nie żeby to coś oznaczało, Stephenson udowodnił, że bez seksu i przekleństw można napisać powieść wybitną ale mi to jednak mocno śmierdzi czymś na modłę filmowego PG13. Mają być 3 tomy. Oczywiście cieszę się, że kolejne wydawnictwo chce wydać u nas coś potencjalnie dobrego ale z majowo-czerwcowych premier najbardziej jara mnie jednak Danielewski. Obojętnie jak bardzo (nie)udany okaże się ten eksperyment ;)

      Usuń
    9. Krzysiek - to wszystko jasne. Możemy iść na piwo :-)

      Ciastek - ostatnio mam nieodparte wrażenie, że nie czytasz tego, co piszę. Poniżej przedstawię pokrótce o co mi chodzi.

      Napisałeś tak: "Jeśli czytałeś same opowiadania to skąd te przekonanie, że powieść będzie rewelacyjna i w ogóle wgniatająca pozostałych pisarzy fantastyki w ziemię?"
      Gdzie tak napisałem? Prześledź moją wypowiedź. Albo ja ci pomogę fragmentem: "Pewną nadzieją jest Ken Liu. Czytałem kilka jego opowiadań i powiem szczerze - obok Teda Kosmatki i Grega Egana - to najlepszy pisarz opowiadań SF. Nie wiem jak sobie radzi w powieściach, bo awizowana książka jest jego debiutem powieściowym i jednocześnie pierwszym tomem cyklu. (...) Książkę kupię na pewno i mam nadzieję, że się nie zawiodę (...)". Jak z takich słów wyciągnąłeś wniosek o moim rzekomym przekonaniu o wgniataniu w fotel, nie mam pojęcia.

      Napisałeś: "Mam nadzieję tylko, że cykl jest skończony, bo bez tego nawet nie sięgam."
      Po raz kolejny pytam: czytasz, co piszę? Napisałem ci tak: "(...) drugi tom cyklu ma wyjść w USA w październiku. (...)". Jakbyś to przeczytał, to byś wiedział, że cykl nie jest skończony.
      Swoją drogą, ciekawe masz podejście, że jednych autorów niedokończonych cykli łykasz jak młody pelikan, a innych skreślasz od razu ;)

      Usuń
    10. Moja reakcja była nieco przesadna, fakt, bo dopowiedziałem sobie coś, czego nie ująłeś w pełnym znaczeniu. Ale jak na newsa o zapowiedziach Maga, które są dla mnie ważne, piszesz mi, że to "nic warte informacje" i zaraz potem piszesz, że mają wydać Liu, to z góry pomyślałeś, że Ty uważasz to za takie zajebiste, wgniatające w fotel itp. Nie zrozumieliśmy się widocznie. ;)

      Niby jakie niedokończone cykle łykam jak młody pelikan? Ja nigdy nie powiedziałem, że nie czytam nic, co nie byłoby jeszcze nie ukończone. Ale w większości przypadków unikam jak ognia sięgania po takie cykle, które są rozpoczęte i nie wiadomo, kiedy się zakończą. Co innego, jak wydano wszystko za granicą, a u nas dopiero część. Z takich cykli, które są nieukończone a czytam to:
      Wojny Wikingów - Cornwella (jak zaczynałem czytać to było pewne, że będzie 8 tomów za granicą, z czego wydanych było już 7, a u nas zaczęło się go wydawać. Dopiero potem wyszło, że będzie jednak więcej, a wydawnictwo Erica nie spieszy się z wydawaniem mniej więcej od 3 tomu).
      Samotny krzyżowiec - Orłowskiego (to było moje rozpoczęcie recenzenckie, więc nie brałem pod uwagę nie spróbowania).
      I zdaje się, że nic więcej, więc nie rozumiem Twojego zarzutu. :)

      Usuń
    11. Nie rozumiesz. To, że rajcuje cię wznowienie opowiadania Sandersona czy "Onikromos" Matuszka, to jedna kwestia. Poza ewentualnym wydaniem Danielewskiego, żadna (ŻADNA) książka z twojego newsa nie będzie wydarzeniem na polskim rynku. Wydarzeniem będzie nowa książka Dukaja czy właśnie debiut Liu. Dla porównania - wydarzeniem nie będzie nowa książka Tada Williamsa.

      Usuń
    12. Nareszcie ktoś, kto zauważa miernotę obecnego rynku fantastyki w Polsce (ok, na blogu Wojciecha Sedeńki też trafiło się ostatnio trafne podsumowanie). Jak dla mnie oferta MAG-a składa się obecnie w znacznej mierze z klepanych na jedno kopyto producyjniaków albo jeszcze słabszych młodzieżówek. Tytuły ambitniejsze stanowią zdecydowaną mniejszość, ale to dotyczy chyba wszystkich wydawnictw, które mają w swojej ofercie fantastykę. Inna sprawa, że kalendarz wydawniczy MAG-a zmienia się praktycznie co tydzień więc powyższe zapowiedzi można odłożyć na półkę, bo za kilka dni lub tygodni może nastąpić kolejny wysyp planów. Inna sprawa, że z marketingowego punktu widzenia takie wodzenie za nos jest dobry rozwiązaniem. Szczurołap gra na flecie, a zwierzaczki podążają dalej...

      Ale, żeby nie było tak smutno, to czekam na przyszłotygodniową premierę uzupełnionego wydania "Zaczarowanej gry" prof. Smuszkiewicza (wydawnictwo Solaris).

      Usuń
    13. Martinus - No dobrze, ale Ty musisz pisać jaśniej. Ty nie napisałeś, że te książki nie będą wydarzeniem. Napisałeś, że to nic nie wart dla Ciebie informacje. I ja mam z tego wywnioskować, że Tobie chodzi o to, że żadna książka nie będzie na naszym rynku wydarzeniem? Bez przesady. ;) Co do samego stwierdzenia, Danielewski na pewno będzie. Być może i ten Sanderson, bo ostatnio jest bardzo na topie. Może Mitchell. Co z resztą, nie wiem, bo nie znam tych książek i nie jestem nawet pewien, które to będą faktycznie nowości, a któe wydane po latach, jak artefakty.

      Grzegorz - ale w Magu masz aż taką miernotę? Uczta, Artefakty, Gaiman, Mitchell, Simmons, Stephenson, Sanderson. To jest dla Ciebie miernota? To są młodzieżówki? Chyba coś nie bardzo. Mag nie wydaje YA. Przykład Abercrombiego najnowszego, i Sandersona.

      Usuń
    14. Gaiman i Mitchell to produkcyjniaki skierowane do niezbyt wyrobionych czytelników. UW zrobiła się strasznie nierówna i moim zdaniem jest już ciągnięta na siłę. W Artefaktach jest jakaś nadzieja, ale z drugiej strony trafiła tam typowo pulpowa "Trylogia Ciągu". Cykle Sandersona kojarzą mi się raczej z niezbyt wyszukanymi historical fiction. A i z YA by się taka Robin Hobb znalazła.

      Ale to nie jest wina wyłącznie wydawnictwa, ale też rynku, na którym najlepiej sprzedają się książki niezobowiązujące i koniecznie wchodzące w skład cykli powieściowych.

      Aby zakończyć w miarę pozytywnie: przydałoby się wznowienie książek Bradbury'ego. Bo już "Dom z liści" może się okazać przekombinowanym postmodernistycznym koszmarkiem.

      Usuń
    15. Każdy ma swoje zdanie. Ja się z Twoim nie zgadzam, bo wg mnie Gaiman i Mitchell to bardzo dobrzy pisarze, którzy przekazują swoimi książkami jakieś wartości i ciekawie piszą. Moim zdaniem typowy produkcyjniak to Weeks.

      Coraz więcej YA się pojawia. Rynek Zachodzi jest tym oblegany, więc i u nas będzie tego coraz więcej.

      Bradbury'ego i Mathesona też bardzo chcę. Zwłaszcza Ray'a, bo czytałem kilka jego książek, w tym zachwycałem się nad Kronikami, które u nas są mocno okrojone, a AM na forum pisał, że w Artefaktach chcą omnibusa wydać z pełnymi Kronikami i jakimiś powieściami.

      Usuń
    16. Z czystej ciekawości: jakie wartości przekazują w swoich książkach Gaiman i Mitchell?

      Usuń
    17. Będziesz tak łapał mnie za słówka i ciągną rozmowę na temat wartości książek Maga w nieskończoność? Nie mam ochoty tego kontynuować. Ani przekonywać nikogo, jaka książka jest wybitna, ambitna, oryginalna. Każdy czyta to, na co ma ochotę, i ma swoje zdanie na ten temat. Ja przedstawiam swoje tutaj. Jeśli ktoś uważa Gaimana lub Mitchella za niewartych poznania i niewartościowych to tego nie czyta, nie kupuje, a moich recenzji unika. Tyle ;)

      Usuń
    18. Spytałem się tylko kulturalnie jakie wartości przekazują w swoich książkach Gaiman i Mitchell, bo sam wcześniej o tym napisałeś, ale nie sprecyzowałeś dokładnie o jakie wartości chodzi. A chciałbym się tego dowiedzieć.

      Usuń
    19. Ciastek - pewnie masz rację, bo czasami jak piszę na smartfonie, to nie chce mi się za dużo pisać i używam skrótów myślowych. Rozumiem więc, że możesz czegoś nie załapać. Postaram się w przyszłości nieco jaśniej formułować myśli. Sorki ;)
      Poza tym, nie napisałem, że to nic nie warte dla mnie informacje, tylko ogólnie ;) O Danielewskim pisałem już wcześniej, natomiast nie zgadzam się, że kolejna książka Sandersona będzie wydarzeniem. Jakim wydarzeniem? Przecież książki tego autora są na porządku dziennym, niemal w każdym miesiącu jakaś jego książka trafia na półki księgarń. Owszem, dla fana(tyka) każda książka ulubionego autora będzie świetną wiadomością, ale w kategorii wydarzenie, będzie to tylko osobiste, subiektywne odczucie. Nowa książka Dukaja czy debiut na polskim rynku Kena Liu będzie wydarzeniem ogólnokrajowym właśnie dlatego, że będzie czymś niespotykanym, czymś nowym. Sam pisałeś o poruszeniu jakie wywołała na portalach informacja o powieści Liu. Rozumiesz teraz? Jeszcze większym wydarzeniem byłaby informacja o polskiej edycji książki "The Three-Body Problem" Liu Cixina. Niestety, żaden wydawca na razie się nie kwapi do zakupu.

      Widzę, że nie bardzo rozumiesz o czym mówimy (ja i Grzegorz). Jeżeli młodzieżówką jest dla ciebie tylko Weeks, to nie mam pytań. Zarówno Mitchell (którego generalnie swego czasu nawet lubiłem), Gaiman (o którym po 3 przeczytanych książkach sądzę, że jest cienki jak barszcz) czy Hobb (coś kiedyś czytałem i raczej odrzucało naiwnością) to książki dla niezbyt wyrobionych czytelników. Zrozumiesz to, gdy będziesz miał przeczytane tysiące książek i "dojrzejesz" czytelniczo. Po prostu. Wcześniej będziesz się oburzał, że Mitchell jest jakimś świetnym pisarzem. Nie jest. Jest wyrobnikiem, który pisze zajmująco i nawet dość ciekawie i wciągająco, ale to książki które mogą być potraktowane jedynie jako przerywnik między bardziej ambitnymi lekturami. To samo się tyczy Abercrombiego czy Sandersona. To też "młodzieżówki", tylko może lepiej dopracowane. Nawet do Tolkiena im daleko, który jak wiadomo nie jest jakimś megaambitnym dziełem.
      Owszem, wydawnictwa wydają książki pod konkretnego czytelnika i jest to spowodowane prostą zależnością: większość ludzi lubi czytać ciągle to samo, nie rozwija się intelektualnie, nie chce czegoś lepszego, ambitniejszego, na wyższym poziomie. Mało jest ludzi czytających bardziej ambitne pozycje, widać to jak AM podaje dane sprzedażowe... Coś mi świta informacja o tym, że ostatni omnibus Iana MacLeoda "Obudź się i śnij. Tchorosty i inne wy-tchnienia" sprzedał się tylko w niecałych 500 egzemplarzach, a taki Sanderson leci w tysiącach. Dramat.

      I niepotrzebnie się unosisz. Lubisz czytać i czytasz dużo. Niestety, twoim problemem jest to, że chcąc zrobić wszystkim dobrze kompletnie nie starasz się rozróżniać książek pod kątem ich jakości. Ktoś kto zestawia w jednym szeregu Stephensona z Abercrombiem czy Sandersonem, popełnia faux pas na poziomie nasrania w towarzystwie na fortepian. To, że tobie się te książki podobają, nie oznacza, że ich autorzy piszą na tym samym poziomie. Albo kiedyś to zrozumiesz albo zawsze będziesz się zadowalał fast foodem w stylu Abercrombiego czy Sandersona, tylko czasami jedząc obiad w restauracji (np. Stephenson). Ja wolę zdecydowanie jeść zawsze w restauracji i tylko sporadycznie sięgnąć po fast fooda. Tyle w temacie.

      Usuń
    20. (nie zmieściło mi się wszystko w poprzedniej wiadomości)

      "Każdy czyta to, na co ma ochotę, i ma swoje zdanie na ten temat. "
      Owszem, ale można sobie na ten temat dyskutować. W dyskusji nie ma nic złego. Chyba, że wprowadzasz na blogu cenzurę, to zamilknę na wieki :)

      "Jeśli ktoś uważa Gaimana lub Mitchella za niewartych poznania i niewartościowych"
      A kto tak uważa? Grzegorz napisał, że produkcyjniaki skierowane do niezbyt wyrobionych czytelników. Ja się generalnie z tym zgadzam, bo obu czytałem (Mitchella prawie wszystko - oprócz ostatniej książki) i uważam, że są warci poznania (a może Katowic?), ale nie prezentują poziomu jakiego osobiście oczekuję od literatury... Dlatego też pewnie więcej już po jego książki nie sięgnę, bo będę się czuł jakbym już kiedyś to czytał.

      Usuń
    21. Martinus, Grzegorz, może zamiast tak ciągle narzekać i krytykować zdecydujecie się coś polecić ? Poproszę o jakieś konkretne nazwiska i tytuły najlepiej z pominięciem Dukaja i Stephensona. Chętnie dowiem się np. dlaczego Mitchell to tylko zwykły wyrobnik a MacLeod to już geniusz. Wymieńcie po kilka tytułów i opiszcie co czyni je wyjątkowymi. Bardzo chętnie dowiem się, co czytają koneserzy rozbijający się po restauracjach.

      Usuń
    22. Krzysiek, może inaczej. Musielibyśmy ustalić według jakich kryteriów określać czym jest literatura ambitna. To jest oczywiście czysto subiektywne, gdyż generalnie należy do osobistej interpretacji każdego czytelnika, jego wiedzy, umiejętności wnioskowania, inteligencji, oczytania i innych czynników.
      Dla mnie osobiście literatura ambitna to literatura wymagająca wysiłku umysłowego, taka, która zostawia trwały ślad w głowie, a nie zostaje zapomniana równie szybko jak została pochłonięta. Czyli książki np. poruszające ważną problematykę, ocierające się o zagadnienia naukowe lub kwestie moralne, zmuszające do refleksji czy intelektualnych podróży itp., albo ze złożoną fabułą nad której zawiłościami można rozmyślać i dzięki temu zauważać kolejne dna albo nawiązania.
      Warto również spojrzeć na definicję encyklopedyczną, wedle której słowo ambitny oznacza:
      "wymagający wielkiego wysiłku i dużych zdolności"
      "wartościowy pod względem artystycznym"

      Wybacz, ale ani Mitchell, ani Gaiman, ani tym bardziej Abercrombie czy Sanderson nie pasują do wyżej wymienionej definicji. A przynajmniej moje dotychczasowe doświadczenia z ich osiągnięciami nie nastrajają optymistycznie i pozwalają ulec smutnej konstatacji, że jest to raczej literatura stricte rozrywkowa, na moziomie młodzieżowym ;)

      Usuń
    23. A moim zdaniem to jest bardzo szerokie pojęcie, szczególnie w ujęciu artystycznym i nie ogranicza się jedynie do fabuły. Quentin Tarantino zastosował, na pozór, prosty zabieg z chronologią i został obwołany geniuszem kina. Podobnie masz z "Atlasem chmur", sama konstrukcja powieści jest nietypowa. Dodatkowo każdy (lub niemal każdy) rozdział to inny gatunek literacki. Wybacz, ale sprowadzanie takiej książki do czytadła dla młodzieży to zwykła ignorancja a nie oznaka wyszukanego gustu literackiego. Poza tym, często mądrość ukrywa się między wierszami, w "Widmopisie" miałeś np. obraz zmian politycznych w Chinach pokazany przez pryzmat herbaciarni na górskim szlaku, w "Czasomierzach" (których jeszcze nie skończyłem) jest historia dziennikarza relacjonującego wojnę w Zatoce Perskiej. Jest tu nad czym pomyśleć i nad czym się pochylić jeśli ktoś chce. Ignorant przeskanuje wzrokiem i powie meh... bo przecież wszystko już wie, czytał lub widział w internetach.. No i masz zajebiście wielką wiarę w młodzież bo ja uważam, że o ile "Atlas chmur" ludzie kupowali głównie ze względu na film to od "Czasomierzy" większość przypadkowych czytelników odbije się jak od ściany. Tym bardziej jeśli oczekują sporej dawki fantastyki.
      Na drugim biegunie masz książki udające mądre czego, dla mnie, perfekcyjnym przykładem jest cykl "Southern Reach" VanDermeera. Ta trylogia spełnia, teoretycznie, założenie Twojej definicji "literatury ambitnej" ale po bliższym zastanowieniu jest okropnym, nudnym potworkiem.
      Tak więc definicje mogą być różne, użyj Twojej i wymień coś wartościowego :)

      Usuń
    24. A służę uprzejmie. I tak na marginesie dodam, że akurat konstrukcja "Atlasu chmur" bardzo przypadła mi do gustu, gdyż lubię powieści quasi-szkatułkowe. Inna sprawa, że fabularnie było już znacznie gorzej.

      A co do moich rekomendacji czy też tego co sam uważam za ciekawszą literaturę, to ograniczę się do fantastyki, a konkretnie do SF (fantasy już praktycznie wcale nie czytam). Jak dla mnie niedoścignionymi mistrzami są Janusz Zajdel i Stanisław Lem. Nie zapoznałem się jeszcze z całością ich dokonań literackich, ale mogę spokojnie uznać ich za tytanów SF. Wizje przyszłości, różnorodność form i gatunków, kreacja światów, drugie, a czasem trzecie dno fabularne - to właśnie sprawia, że po ich książki sięgam z zapartym tchem i wiem, że namieszają mi one w głowie. Do tej listy powoli chyba mogę dopisywać duet Boruń i Trepka, chociaż przeczytałem dopiero dwa tomy ich trylogii. "Zagubiona przyszłość" to iście Dickowskie SF, a "Paradyzja" to fantastyka twarda do bólu.

      I na początek tylko tyle. Lub aż tyle biorąc pod uwagę bogatą bibliografię tychże autorów.

      Usuń
    25. Krzysiek - "Widmopisiu" i "Czasomierzy" nie czytałem, więc się nie odniosę. "Atlas chmur" jest za to dobrą książką, naprawdę dobrą (w moim prywatnym rankingu książek Mitchella tylko "Konstelacje" są wyżej na liście), ale ja nie szukam "tylko dobrych" książek, lecz tych, które mnie zachwycą, wgniotą w fotel, złapią za gardło i moją sfatygowaną facjatą wytrą podłogę. Rozumiesz? Dlatego też różnię się od ciebie, Ciacha i innych czytelników, bo wy szukacie lektury dobrej, która da wam przygodę i radość czytania, a ja szukam książek ocierających się o geniusz, które dadzą mi coś więcej: intelektualną rozkosz, emocjonalną ekstazę, filozoficzną zadumę lub tym podobne odczucia. Stąd użyte przeze mnie wcześniej porównanie o fast-foodach i obiadach w restauracji, może nieco brutalne, ale w moim odczuciu celne i pokazujące istotę różnic pomiędzy tym, czego szukamy w literaturze i pewnikiem się w tej kwestii nigdy nie zgodzimy.
      A wracając do samego "Atlasu chmur", to jak wspomniałem wyżej - jest to dobra książka, ale genialna niestety nie, choć początkowo lektura obiecywała więcej niż była w stanie dać bardziej wymagającemu czytelnikowi. Każda z opowieści oceniana z osobna stoi na naprawdę dobrym poziomie, ale podczas spinania całości i szukania wspólnego mianownika, zaczyna się problem. Bo całość się nie spina, a autor mocno na siłę starał się powiązać ze sobą poszczególne opowieści, co sprawiło, że wyszło przekomicznie.
      "Atlas chmur" to typowa książka przygodowa i warto wziąć pod uwagę wszelkie wynikające z tego faktu implikacje: oprócz drobnych wstawek bardziej górnolotnych, nacisk położony jest głównie na szybką, pełną zwrotów akcję. To sprawia, że "Atlas chmur" sprawia wrażenie skierowanej do młodszego czytelnika i nie chodzi jedynie o rozrywkowy charakter: w miarę postępu dość przygodowej fabuły, rysowane przez autora tła: polityczne i społeczne zaczynają wydawać się infantylne i być tylko pretekstem. Niektóre zachowania postaci dziwią, inne można przewidywać bez pudła. Niestety, tak samo jest z niektórymi elementami fabuły - sporo tutaj schematów i klisz. To sprawia, że czytelnik bardziej oczytany i wymagający, niedociągnięciami w fabule i kreacji postaci może być zawiedziony. Ja byłem i to bardzo, co oczywiście nie przeszkadzało w czerpaniu pewnej radości z lektury. Jednak to za mało, aby lektura sprawiła pełną satysfakcję. To zwyczajny kebab, który zjadło się ze apetytem, ale po paru dniach nie pamięta się smaku.

      Usuń
    26. Martinus: po części masz rację z tym Sandersonem, ale myślę sobie, że skoro jest taki popularny ostatnio to po kolejny tytuł i cykl ruszy sporo osób, bo było nie było, Archiwum mocno "rozprowadziło" tego autora na naszym rynku. Pewnie masz rację, że to wydarzeniem raczej nie nazwać, jak już to dla fanów, ale myślę, że i tak spośród tych zapowiedzi będzie książką przodującą w sprzedaży. Ja tylko nie potrafię zrozumieć, poco te wytykanie przez was wartości książki i szufladkowanie na bardziej wartościo i mniej wartościowe? Czemu to ma służyć? Przecież ja Ci pisałem już kiedyś, że ja mam to w tyłku, że książka jest mniej lub bardziej ambitna, bo ja czytam dla przyjemności własnej a nie świecenia przed innymi, jaki to ja oczytany jestem i przez które WIELKIE nazwiska i tytuły przebrnąłem. Po co? Mnie to nie obchodzi, co Ty i inni czytasz w sensie wartościowania. Mnie obchodzi co ty i inni czytasz względem mojego gustu, że można o tym porozmawiać, a nie przekrzykiwać się i wytykać, kto lepszą literaturę czyta.

      Ok, możesz sobie nazwać wydarzeniem pojawienie się Danielewskiego czy Liu na rynku, ale dla kogoś innego jest wydarzeniem pojawienie się nowego Abercrombiego, Sandersona czy nawet Greya. To jest oczywiście subiektywne spojrzenie, jak stwierdziłeś. Ale każdy ma prawo tak uważać. ;)

      Nie chodzi mi, że młodzieżówką jest tylko Weeks, a że jest typowym produkcyjniakiem, którego łyka sporo osób w różnym wieku i świetnie się sprzedaje, w porównaniu do Stephensona, którego łykają koneserzy albo przypadkowe jednostki. O ile Hobb (na pewno) i Gaimana mógłbym jeszcze przyjąć jako młodzieżowe, bo jednak ma taki styl, mimo iż pisze kapitalnie, świetnym, poetycykim językiem, o tyle z Mitchellem się nie potrafię zgodzić. Serio to jest młodzieżówka? A może jednak bardziej Twoje subiektywne spojrzenie z punktu widzenia stażu czytelniczego, bo przeczytałeś już tyle książek, że każda poniże jpoziomu Stephensona jest młodzieżówką, i nie potrafisz na tego Mitchela spojrzeć obiektywnie. ;)

      Ja się nie unoszę, po prostu po raz kolejny Ci powtarzam, że nie lubię jak się pisze w takim stylu, jak wy z Grzegorzem, gdzie wydźwięk waszych opinii wygląda w ten sposób - My czytamy zajebiście wartościowe książki wydawane w niewielkich ilościach, wy czytacie produkcyjniaki i młodzieżówki drukowane na potęgę, i my przez to nie mamy co czytać. Sorry, ale tak to z waszej strony wygląda. Jak widzisz u mnie jest sporo Mitchella, Gaimana, Sandersona, Abercrombiego i innych (waszym zdaniem) produkcyjniaków i młodzieżówek, i to się nie zmieni, póki mi to sprawia przyjemność, więc jak masz mi wytykać głębie tych książek na każdym kroku to się nie dogadamy. ;)

      Usuń
    27. Oj Ciastek, Ciastek :) na początku się ze mną nie zgadzasz i kategorycznie zaprzeczasz, po czym po wielu bojach, w pewnych kwestiach miękniesz i jednak przyznajesz mi rację lub część racji ;) Ale ja nie o tym chciałem. Widzisz kolego, nie chodzi o to, że ja mam rację, że się wywyższam albo że koniecznie musisz mi przyznać rację. Nie. Chodzi o to, aby moje słowa, te wszystkie wypociny jakie u ciebie na blogu zostawiam, przynajmniej w jakimś stopniu zmusiły cię do myślenia czy choćby głębszego namysłu i zweryfikowania własnych tez, czy na pewno są w 100% prawdziwe. To czy ostatecznie przyznasz mi rację czy też nie - nie ma większego znaczenia. Ważne jest, abyś podał czyjeś poglądy swojej głębszej refleksji. I zapewniam cię - to w zupełności wystarczy. Nie musisz się przecież ze wszystkimi zgadzać, w końcu każdy z nas jest inny.
      Widzisz, ja też czytam książki dla własnej przyjemności i wcale nie szpanuję, że czytałem "Ulissesa" Jamesa Joyce'a, że lubię twórczość śp. Umberto Eco, którego "Imię róży" jest jedną z moich ulubionych powieści. Nie chwalę się tym, a książki tych autorów nie leżą na półeczce na buty w przedpokoju, aby listonosz czy kurier wręczający mi przesyłkę widział jaki to ja oczytany jestem ;) Zupełnie niewłaściwie umiejscowiłeś sedno problemu, o którym sobie dyskutujemy. Wspominałem już w poprzedniej wiadomości, że najwidoczniej szukamy innych rzeczy w literaturze. Ja szukam czegoś, co mnie zachwyci, zmiażdży, zgniecie, spowoduje że będę o danej pozycji wypowiadał się z szacunkiem. I uwierz mi - też czytam dla przyjemności. Nie jestem cenzorem, recenzentem czy przedstawicielem jakiegokolwiek innego zawodu związanego z przymusem czytania. Czytam bo lubię, sprawia mi to radość, przyjemność, a do tego lubię książki jako formę wyrazu. To jednak wcale nie stoi w opozycji do wartościowania czytanego utworu. Wszak sam oceniasz przeczytane knigi ;) Problem pojawia się w momencie, gdy na tapecie staje kwestia obiektywizmu, którego brak mi zarzucasz. Otóż, powiem ci, że staram się być osobą zawsze obiektywną, która próbuje znaleźć jakiś punkt zaczepienia, aby pomimo wad, powiedzieć coś dobrego o przeczytanej książce. O Mitchellu i "Atlasie chmur" napisałem sporo dobrego. Książka mi się podobała, co wcale nie oznacza, że jest ona genialna. To wyróżniający się produkcyjniak :) Zresztą, spójrz na to z mojej perspektywy - moim ulubionym pisarzem jest i będzie zawsze Tad Williams. Kocham faceta miłością bezwarunkową i łykam jego książki niczym zakochany nastolatek. Ale nigdy, przenigdy nie powiem, że jest to pisarz z wysokiej półki. Nie, Tad mógłby czyścić buty wielu innym autorom, a jego książki (niektóre) prezentują wysoki poziom, ale tylko wśród produkcyjniaków. Niestety, jest to prawda bolesna, ale nic w tej kwestii się zrobić nie da. I mówię to ja - jego największy fan w naszym pięknym kraju. I ty śmiesz mnie nazywać osobą bez obiektywizmu? :) Nie żartuj.

      Usuń
    28. Odnośnie łykania produkcyjniaków. Każdy czasem potrzebuje coś lekkiego wrzucić na ruszt i zresetować umysł. Produkcyjniaki są wtedy najlepsze. Sam czasem czytam prostą literaturę, wszak nie samymi arcydziełami człowiek żyje. Bardziej chodzi o umiejętność właściwego doboru lektur. Można całe życie, jak kolega Magnis z Gotham Cafe, sięgać tylko po "sprawdzone" książki i pisać w każdym poście: "dobra książka, czytało się miło i sympatycznie". Można. Tylko po co? Nie chcę być złym prorokiem, ale takich Magnisów będzie coraz więcej. Nie dość, że według ostatnich badań Biblioteki Narodowej, po książkę sięgnęło w zeszłym roku niecałe 37% Polaków powyżej 15 roku życia, co jest najsłabszym wynikiem od czasu rozpoczęcia badań w 2002 roku, to jeszcze osoby czytające będą wybierać lektury łatwiejsze do przyswojenia. Nie zastanowiły cię nigdy dane sprzedażowe zdradzane przez AM na forum? Jak to jest, że nakład Sandersona osiągnął ponad 10 tys. (tak mi coś świta), a niektóre pozycje z UW nie osiągają nawet tysiąca? Pomyślałeś, co by było, gdyby MAG (nie daj Boże!) zbankrutował? Jakie inne wydawnictwo wrzuciłoby na rynek kiepsko sprzedającego się Stephensona czy inne pozycje z UW? Tu masz odpowiedź odnośnie wyboru lektur - im więcej ludzi będzie sięgać tylko po szmiry niewarte papieru na którym są wydrukowane, tym mniej będzie sięgać po coś głębszego, to tym mniej będzie się opłacało ambitne pozycje wydawać. Rachunek ekonomiczny jest prosty. Cieszmy się, że mamy w Polsce MAGa, który stara się wydawać jedne i drugie pozycje, często z zysku osiągniętego na badziewiu dofinansować te ambitniejsze, których nie kupuje się masowo.

      Widzisz, niestety jesteśmy narodem chłopów, których niebyt odlegli przodkowie w ogóle nie czytali książek. Ba, nie potrafili nawet czytać - i to jest cała tajemnica. Nie zmienią tego ani czytniki, ani promocje, ani drastyczne obniżenie cen. W najlepszym wypadku ludzie zarażeni bakcylem czytania, jak np. ty, będą kupowali i czytali więcej, jeśli będą mogli płacić mniej. To doprowadza nas do tego, że (według różnych szacunków) około 70% czytelników w Polsce to kobiety. Chłopy wolą kolorowe obrazki i oprocentowane butelki ;) Jeśli nawet niektórzy z nich kiedyś czytali, to tylko dlatego, że nie było nic innego do roboty. W momencie, gdy książka ma konkurencję, przegrywa z innymi rozrywkami. A jak już się sięga po książkę, to najlepiej po jakiegoś Mastertona albo Cobena, aby mózgownicy nie przemęczać. Od roku jeżdżę pociągiem do Wrocławia na studia i ludzi z książkami widuję niewiele. Na porządku dziennym są smartfony, tablety, laptopy i czytniki. Jak czytam książkę, to czasem mam wrażenie, że się na mnie dziwnie patrzą ;)

      Usuń
    29. Marinus, statystyczna sprzedaż wygląda wszędzie podobnie a SF generalnie nie sprzedaje się za dobrze. Problemem polskim jest skala. O ile kojarzę "na zachodzie" książki sprzedają się o rząd wielkości lepiej. To co u nas schodzi w 10tys tam idzie w ponad 100 tys. Stąd też stosunkowo niska sprzedaż literatury gatunkowej nie jest problemem, nakłady dalej są wystarczające.
      Dlatego kompletnie się z Tobą nie zgadzam. Promowanie tylko literatury ambitnej niezbyt tu pomoże. Popraw mnie jeśli się mylę ale to się, zdaje się, krzywa Gaussa nazywa ? To wszędzie działa tak samo. Najpierw potrzebujesz odpowiedniej bazy ludzi, z których wyłoni się grupa fanów literatury "ambitnej" Póki co u nas w kraju samo czytanie jest właściwie niszą. Tworzenie (sztucznych) podziałów na lepszych i gorszych, może tylko zaszkodzić. Ciacho zresztą już właściwie wszystko na ten temat napisał. Nie wiem czemu mają służyć hasła np. o tłuszczy (to o czytelnikach) czy wyrobnikach (o autorach, ewidentnie w znaczeniu pejoratywnym) jak nie pompowaniu swojego wirtualnego penisa ? Bo na pewno nie poprawiają klimatu dyskusji.
      Skoro już wspomniałeś MAGa... to świetny przykład na to jak działają mechanizmy rynkowe w naszym kraju. MAG ma tego pecha, że nie trafił im się żaden Martin czy inny King i muszą bardzo mozolnie budować swoją pozycję. AM nie ukrywał zresztą, że mieli jakieś problemy finansowe. Dlatego potrzebują takiego Sandersona jak tlenu. Nakłady sięgające 20tys to przecież nie są kokosy ale w naszych warunkach to już jakiś sukces. I bardzo dobrze bo dzięki temu wydawnictwo żyje i są szanse na kolejne dobre książki. To samo dotyczy Gibsona i Simmonsa w Artefaktach. To są twarze i lokomotywy serii. Jeśli ktoś tego nie rozumie i nie akceptuje to albo jest debilem albo jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Chcesz kolejnych dobrych książek z MAGa? Kibicuj Sandersonowi, Gaimanowi i całej reszcie :P Im więcej tego zejdzie tym większy spokój w wydawnictwie, tym większe szanse na literackie eksperymenty i deficytowe serie. Tak to widzę.

      Usuń
    30. Widzisz, tu na blogu Ciastka teoretycznie pisze sporo osób, a ile uczestniczy w tego typu dyskusjach? Ja, Ty, Ciastek, ostatnio Grzegorz. Niestety jest tak, że pomimo tego, że jeszcze spora część osób czyta książki, to niewiele z tego wynika, zamiera umiejętność rozmów, dyskusji, dysput. Do tego generalnie robi się dziwny klimat polegający na tym, iż gro osób uznaje jakąkolwiek dyskusję za coś niemiłego i według nich idealna dyskusja wygląda tak:
      A: moim zdaniem jest tak
      B: a moim zdaniem tak
      A: aha
      B: aha

      Niestety, ja osobiście nie zaliczam się do tej elitarnej grupy i wolę argumenty, źródła, konkretny, wizje, a nie takie słodkie pierdzenie. To że cześć osób nie ma dystansu do siebie i odbiera jakikolwiek sensowny argument w dyskusji jako personalny atak to już norma, przywykłem. Z tobą jest tak samo - uznałeś, że jeśli publicznie daję odczuć że czytam bardziej ambitną literaturę, to jest to równoznaczne z pompowaniem sobie wirtualnego penisa. No ludzie!
      Wspomniałeś o krzywej Gaussa... Zgoda, choć do mnie przemawia bardziej Krzywa Remy'ego (Krzywa Progresu) z książki Dukaja "Perfekcyjna niedoskonałość". Jest to krzywa na wykresie obrazującym zależność inteligencji od stopnia wykorzystania stałych warunków wszechświata, zaczynając od środowiskowej formy ewolucyjnej, aż do optimum. Problemem jest to, że obecni przedstawiciele naszej cywilizacji nie chcą się w żaden sposób doskonalić. Mamy teoretycznie najbardziej wykształcone społeczeństwo w historii ludzkości, a gro ludzi nie umie wykonać prostych czynności (np. wymiana gniazdka). Podobnie z czytaniem - nie każdy lubi kiedy książka wymaga od niego jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego, stąd popularność Grey'ów itp. Ale chyba można zauważyć pewną prawidłowość - jeśli ktoś NAPRAWDĘ lubi czytać, wraz z doświadczeniem czytelniczym wspina się po skali trudności w górę i coraz bardziej docenia te bardziej wymagające powieści. Dorasta - może to będzie odpowiednie słowo. Źle jest zatrzymać się w miejscu, nie próbować wskoczyć na wyższy level. Tak samo źle jest ograniczać się w wyborze gatunków literackich tylko do jednego. Za to dobrze jest posiadać swego rodzaju literacką ciekawość, chęć poznawania świata literatury, odwagę by nie bać się podejmowania wyzwań... Ja też kiedyś czytałem nędzne horrorki Guy'a N. Smitha czy Grahama Mastertona, potem przeszedłem przez tylko nieco lepszych Stephena Kinga czy Deana Koontza. To, że kiedyś czytałem tych autorów, nie oznacza, że oznacza, że teraz nie mogę raczyć się bardziej wysmakowaną literaturą. Wiesz ile razy w życiu czytana książka sprawiała mi faktyczne trudności? Wielokrotnie czułem się jak niewykształcony ćwok z słomą w butach. Wiesz dlaczego? Bo w wielu kwestiach jestem skończonym ignorantem, a w innych kompletnym idiotą :) I bardzo dobrze, należy mi się! Nie ma litości dla ignorancji, trzeba się doskonalić (iść w górę wspomnianej wyżej Krzywej Remy'ego) i zasuwać do biblioteki uczyć się. Czytanie to nie wyścigi, kto przeczyta więcej i więcej wpisów na blogu zrobi, ale to musi być świadoma czynność. Nie sztuką jest przeczytać kolejną zwykłą młodzieżówkę, sztuką jest zapoznać się z książką, gdzie fabuła jest budowana słowem epickich pejzaży które stopniem komplikacji przypominają ogromną budowlę, a jednocześnie niczym ta budowla stoi na twardych fundamentach logiki, choć dla laika powinna się zawalić. Prawdą jest jednak, że do wielu książek potrzeba wiedzy i perspektywy, których nie da twórczość Abercrombie'ego czy Sandersona. Oni mogą być tylko elementem drogi, oczywiście pod warunkiem chęci czytelnika do doskonalenia się.
      I na koniec: nie ma nic złego w czytaniu odmóżdżaczy, o ile jest to przerywnik, a nie reguła - myślę, że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu takiego odmóżdżacza. Sam właśnie czytam jakiś badziew - głupi jak but, ale ostatnio mam bardzo dużo pracy i coś lekkiego było mi zwyczajnie niezbędne, jako odskocznia i forma "oddechu".

      Usuń
    31. I na koniec jeszcze odniesienie do polityki MAGa. Kinga czy Martina nie mają, ale trafił im się "Eragon", który uratował ich przed bankructwem kilka lat temu. Wiem na czym polega zabawa na rynku książki, dlatego "przełykam z trudem" fakt wydawania książek Clare, Sandersona, Gaimana czy Abercrombiego, bo mam świadomość, że dzięki dobrej sprzedaży tych pozycji MAG może rzucić na rynek Stephensona, Simmonsa czy Wattsa. Dlatego kibicuję MAGowi, zresztą od wielu lat. Najwięcej książek mam właśnie od nich ;) Tylko mi ciągle chodzi o coś innego... ale to musiałbym na nowo przepisywać, to co napisałem już wcześniej ;)

      Usuń
    32. Hehehe, Ty to jesteś wylewny chłopie, serio. Ja jestem gadatliwy, ale dorównałbym Ci chyba przy wódce. :D A tak na poważnie, wiele jest prawdy w tym o czym piszesz, odnośnie poziomu czytelnictwa, wartości książek (mi bynajmniej nie chodziło tutaj o skalę ocen, tylko na zasadzie ambitna/nie ambitna) itp. Tylko musisz zrozumieć, że osoby czytające tych autorów i takie Twoje wypowiedzi czują się autentycznie osaczone, bo wytyka się im, co się czyta. Wiele już Ci wyjaśnił Krzysiek, który ma dokładni taki sam punkt widzenia jak ja. Trzeba zrozumieć kwestię, że człowiek (ja) czytający dla rozrywki i przyjemności autorów takich jak Sanderson, Abercrombie czy Gaiman, nie musi mieć w głowie blokady anty-rozwój, anty-ambitna-literatura. Wręcz przeciwnie, ja lubię czytać takie książki i je czytam, bo lubię jak mnie porobi, jak czuję jakby mi wyciągnęli mózg z głowy i go poobijali a potem wsadzili z powrotem. Tylko że ja nie mogę czytać takiej literatury seryjnie, bo ja czytam tyle czasu, na ile mogę sobie pozwolić. W przypadku Sandersona machnę 100 stron w jeden wieczór i jestem zadowolony, w przypadku Dukaja za nic nie przeczytam w wieczór 100 stron, przeczytam może z 40, bo jest trudniejszy i wymaga więcej myślenia. W momencie, kiedy tego czasu mam niewiele, mam do wyboru: czytać rocznie 60 książek, z czego 6-8 jest najwyższych lotów a reszta na poziomie czysto-rozrywkowym, albo czytać rocznie 20 książek wyższych lotów i może z 10 czysto-rozrywkowych. Dodaj do tego, że jestem czytelniczym ćpunem i muszę dziennie przeczytać chociaż trochę, a najlepiej kilkadziesiąt stron. Jak myślisz co wybieram? Czy jest mi z tego powodu źle? Nie. Czy irytuję mnie takie wytykanie. Tak, bo nie lubię udowadniać komuś tego, co właśnie próbuję udowodnić Tobie. Owszem, możesz mieć swoje zdanie na mój temat i uważać mnie za debila wolącego czytać więcej książek rozrywkowych niż na najwyższym poziomie intelektualnej ekscytacji, ale szanujmy się nawzajem i nie wytykajmy sobie tego na każdym kroku. Lubię rozmawiać i widzisz, że nie mam z tym problemu, bo nie zamykam się na problem. Ale jeśli mamy co jakiś czas poruszać ten sam temat to przestanę na takie posty reagować. Pod postami z książkami rozrywkowymi rozmawiajmy o takich książkach, a pod ambitnymi, wybitnymi i ogólnie takimi, które uważasz, że warto rozwinąć, piszmy w tamtym miejscu. Ok? ;)

      Usuń
    33. Wylewność? Absolutnie nie, to żadna wylewność, gadulstwo czy tego typu skojarzenia. Po prostu swego rodzaju umiłowanie dyskusji jako formy potyczki na argumenty w celu wykazania racji. Owszem, czasem chodzi o to, aby "wygrać" z przeciwnikiem, ale to tylko czasem ;) Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ja generalnie lubię dyskutować jedynie w tzw. sferze pisanej, czyli na forach internetowych, na blogach itd. czyli wtedy, kiedy ma się trochę czasu na to, aby przygotować sobie odpowiedź i argumenty, których w toku dyskusji się użyje. Wtedy, kiedy nie ma przymusu, aby działać w trybie "teraz-zaraz-natychmiast". Dlatego też, nie wiem czy przy wódce byśmy się dogadali albo przegadali. Prędzej dalibyśmy sobie po mordach i skończyli na Izbie wytrzeźwień :D

      Ciastuś, ja wszystko rozumiem, że czytanie dla przyjemności, bla bla bla srutu-tu-tu-majtki-z-drutu. Już o tym wspominałem i też naprawdę nie widzę sensu, aby kogokolwiek przekonywać, że książki działają pozytywnie na nasz umysł, że rozwijają człowieka, poszerzają światopogląd, prowokują do myślenia. Są różne rodzaje rozrywki: jedne kształcą i zmuszają do wysiłku intelektualnego, a inne są raczej przyjemną stratą czasu. Sam sobie odpowiadasz na pytanie co wolisz czytać (60 książek rocznie, z czego 6-8 jest najwyższych lotów, a reszta na poziomie czysto-rozrywkowym, czy 20 książek rocznie wyższych lotów i może z 10 czysto-rozrywkowych). Wspominałem już, że czytanie książek to nie wyścigi czy zawody kto przeczyta więcej/szybciej/lepiej. To jest kwestia indywidualna, ja w ubiegłym roku przeczytałem o wiele mniej niż w latach wcześniejszych - ale to życie zweryfikowało i nie bardzo jest szansa, aby to zmienić. I to co zrobisz, to twoja decyzja, którą jestem zmuszony zaakceptować, chociaż jest mi z nią nie po drodze ;)
      Widzisz, ja jestem zupełnie inny. Nawet w czasach szkolnych, kiedy graliśmy w piłkę nożną na boisku, zawsze wolałem być w słabszej drużynie. Gra stawała się bardziej wymagająca, a wygrana (choć te z oczywistych przyczyn były o wiele rzadsze) sprawiała wielką satysfakcję :) Powinniśmy od siebie wymagać i stawiać sobie takie zadania, które będą nas rozwijały, a poprzeczka powinna być adekwatna do naszych możliwości. Jeśli ktoś robi doktorat i czyta TYLKO harlequiny, to przyznasz chyba, że to jednak trochę uwstecznianie się, prawda? Przy czym tu jest jeszcze druga strona medalu: to, kto co lubi, ma się nijak, do tego, jaką owe "coś" prezentuje wartość. Harlequiny są tu idealnym przykładem. Powszechnie uznawane one są za tandetne opowiastki dla niespełnionych życiowo kobiet, kur domowych, marzących o wielkiej miłości, której nigdy nie było im dane zaznać. Jednak, czy ktoś jest w stanie odmówić tym kobietom wzruszeń, szczerych emocji, jakie im towarzyszą, jakie przepełniają nadzieją i radością ich zszargane rzeczywistością serca, podczas czytania tych historii? Może są one kiczowate, może zbyt idealistyczne, wręcz ŚMIESZNE w swej naiwności... ale są ubóstwiane przez całkiem spore grono (głównie) żeńskie. Jest to fakt! Nikomu nie przyjdzie na myśl, by zabraniać tym kobietom czytania owych książek, odbierania im często jedynej radości, jaką mają w swoim szarym i jednostajnym życiu. Owe kobiety... jeśli powiedzieć im: "nie znasz się na literaturze, te książki to zwykłe szmiry!", cóż nam odpowiedzą? Sądzę, iż w większości przypadków będą to słowa: "nie dbam o to! Ja te książki uwielbiam!". Nikt nie odmówi nikomu prawa do uwielbiania tego, co uwielbia - bez względu, czym jest obiekt wielbiony. Podobnie, rzecz tyczy się owych słów, które przedstawiłem wcześniej... Genezę tej całej dyskusji zakończę nieco prostackim żartem: "Nawet papier toaletowy wie, że aby żyć trzeba się rozwijać" ;)
      Generalnie to tyle chciałem napisać. I tak już zająłem ci tyle miejsca na blogu, że jeszcze trochę i mnie zbanujesz, bo nie będziesz miał gdzie recenzji wrzucać ;) Koniec dyskusji. Szukamy nowych możliwości skrzyżowania szpad :)

      Usuń
    34. Martinus, pozwól, kilka słów sprostowania. Nigdzie nie napisałem, że pompujesz ego czytając ambitne książki. Popieram czytanie z zasady i zawsze będę. Napisałem tak w odniesieniu do Twoich wypowiedzi i tego jak ustawiłeś dyskusję. Podzieliłeś ludzi i autorów w zero-jedynkowy sposób: albo coś jest ambitne albo jest g... (nawiasem mówiąc dalej nie wytłumaczyłeś mi dlaczego MacLeod jest geniuszem a Mitchell "wyrobnikiem" :P ;) ). A ja po prostu się z tym nie zgadzam a Twoje, niektóre, wypowiedzi brzmią dla mnie zbyt arogancko. I uważam, że raczej zniechęcają innych do dyskusji niż zachęcają.
      A z tym papierem toaletowym to bym uważał :P Po mojemu to on, rozwijając się, każdorazowo zmniejsza swój potencjał ;))

      Usuń
    35. Użyłem wobec twórczości MacLeoda określenia "geniusz"? Nie przypominam sobie, dlatego proszę o dowód ;)

      Usuń
    36. Skończcie już proszę. ;)

      Usuń
  7. Kompletnie nie kojarzę nazwisk, tytuł :/
    Niestety podałeś tylko takie tytuły, których ja po prostu nie czytam.
    Tak się złożyło, że mam chyba tylko dwie książki wyd. MAG u siebie na półce. Fantastykę lubię, ale żeby czytać ją jakoś namiętnie... to nie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłem, że nie czytasz za bardzo fantastyki. A tu samo sf i fantasy. Mag wydaje w sumie tylko to. :) Ale są inne wydawnictwa i inne gatunki, które czytam, więc wierzę, że kiedyś Cię czymś zainteresuję. ;)

      Usuń
  8. Pod koniec miesiąca startuje dość ciekawa kolekcja kioskowa (ale to nie MAG, tylko WL):
    http://www.wydawnictwoliterackie.pl/aktualnosci/1252/Swiaty-Rownolegle-%E2%80%93-nowa-kolekcja-prasowa-Wydawnictwa-Literackiego/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobra wiadomość. Śmietanka polskiej sceny fantastycznej zebrana do kupy. I do tego seria ma się zacząć od "Lodu" Dukaja, który mi stoi na półce od ładnych kilku miesięcy i czeka, i czeka, i wiem, że to będzie jedna z najlepszych literackich przygód, ale ciągle to odkładam na potem. Jestem ciekaw jaka szata graficzna będzie tej serii. Do tej pory większość dukajowskich grafik wyszła bodaj od Bagińskiego i nie ma żadnej książki Jacka, która graficznie by mi nie odpowiadała. Ma chyba najładniejsze polskie wydania fantastyki. A co z resztą? Zobaczymy. Na pewno będzie uważnie śledził od momentu pojawienia się 1 tomu. Dzięki wielkie za info. :) Znamy się skądś czy pojawiłeś/aś się tutaj niedawno. U siebie widzę Cię pierwszy raz, więc witam. :)

      Usuń
    2. Na razie ciężko cokolwiek powiedzieć na ten temat. Może tylko to, że jeśli tomy nie będą dzielone, to pierwszy tom będzie grubasem ;)
      Czekam na info jakie książki się znajdą w serii. Wtedy można oceniać czy jakakolwiek pozycja mnie zainteresuje. "Lód" mam, więc kupno drugiego jest bez sensu ;)

      Usuń
    3. https://literia.pl/media/catalog/product/cache/1/small_image/160x208/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/1/_/1_2_26.jpg
      czyli jednak "Lód" będzie podzielony na tomy :)
      Dodatkowo w miękkiej oprawie.

      Usuń
    4. Czyli próbują dotrzeć do wszystkich czytelników, a nie zamkniętej grupy, skoro takie wydania. Hm, powiem Ci, że zastanowię się na kupnem, bo dobrą literaturą lubię mieć dobrze wydaną. Dukaja nawet nie biorę pod uwagę z tej serii, bo mam większość w twardej w pięknej oprawie graficznej, chyba w większości Bagińskiego i za nic ich bym nie wymienił. Ale będę się przyglądał pozostałym autorom i tytułom. Może coś tam mnie skusi. Zobaczymy. :)

      Usuń
    5. Dukaja to wiadomo ;) Też mam całego w twardej oprawie i czekam na nowe książki Jacka: "Rekursję", "Fablę", "Stroiciela luster" i ewentualne papierowe wydanie "Starości aksolotla". A na temat samej serii kioskowej, to ciężko cokolwiek powiedzieć przed zorientowaniem się jakie konkretne powieści się tam znajdą. Czekamy więc.

      Usuń
  9. Chyba nie doczekam kolejnego tomu serii autorstwa Iana Tregillisa... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mag kompletnie nic nie wspomina o tym autorze. Niestety.

      Usuń