niedziela, 30 listopada 2014

ZAPISKI NOSOROŻCA: MOJA PODRÓŻ PO DROGACH, BEZDROŻACH I LEGENDACH AFRYKI - Łukasz Orbitowski [recenzja]


Wydawnictwo: Sine Qua Non
ISBN: 978-83-7924-272-6
Liczba stron: 256
Gatunek: Podróżnicza, przyrodnicza, reportaż
Moja ocena: 4/6

"Afryka w opowieściach autora horrorów"

Odkąd zacząłem czytać Kinga, Koontza, Mastertona i innych autorów, którzy wprowadzali mnie coraz głębiej w kręgi horroru i fantastyki, które uwielbiam, słyszałem gdzieniegdzie o Łukaszu Orbitowskim. Orbitowski - utalentowany pisarz. Orbitowski - najważniejszy przedstawiciel polskiej fantastyki. Orbitowski - polski King. Nigdy za wiele nie czytałem polskiej fantastyki. Nieco zaczęło się to zmieniać w ubiegłym roku, kiedy sięgnąłem po Grzędowicza, Wegnera i Dukaja, którzy udowodnili mi, że polska fantastyka daje radę i z całą pewnością warto po nią sięgać. Musi więc przyjść czas i na Orbitowskiego w końcu. Jednak nie będzie to miało jeszcze miejsca dzisiaj. Życie czasem bywa przewrotne i zaskakuje, i to samo ma miejsce w tym przypadku, bo Łukasza Orbitowskiego paradoksalnie nie poznaję po raz pierwszy, dzięki jego najgłośniejszym książkom grozy i fantastyki, a literaturze podróżniczej, która w jego wykonaniu jest podobno czymś całkowicie nowym. 

Lubię literaturę podróżniczą, podobnie jak powieści historyczne i fantasy, za eskapizm, który się dzięki niej mocniej nasila. Z tą jednak różnicą, że w przypadku fantasy i powieści historycznych zawsze ląduję gdzieś myślami, a może i nawet duchem,  w obcym świeci, od podstaw stworzonym przez autora, a w literaturze podróżniczej poruszam się w naszym świecie opisywanym przez autora, z tym że kilkaset tysięcy kilometrów dalej, ale również jest ten świat dla mnie niemal całkowicie obcy. 

Książka "Zapiski nosorożca: Moja podroż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki", która trafiła w moje ręce nie jest stricte książką podróżniczą, a bardziej dziennikiem podróży Łukasza i Agaty w Republice Południowej Afryki, który przeplata się z legendami afrykańskimi. W jednym rozdziale czytamy opisy autora, które dotyczą wydarzeń, jakie im się przydarzyły, a w drugim legendy afrykańskie, które napisał po swojemu, dzięki dokładnemu reaserchowi i krótkich opowiastek zasłyszanych od ludności tubylczej. Sprawia to, że rozdziały są krótkie, nieraz tylko czterostronicowe, ale tym bardziej ciekawe i szybko się je czyta.

Łukasz Orbitowski nie bawi się tutaj w upiększanie i kreowanie jak najlepszego wizerunku Afryki, jako pięknego miejsca turystycznego, czy baśniowej krainy, w której chcemy się koniecznie znaleźć. Opisuje szczerze i bezstronnie wszystko to co widzi, nie tylko faunę i florę, którymi się oczywiście zachwyca (zwłaszcza pawianami i nosorożcami), ale także człowieka, z którym zawsze chętnie porozmawiał, wyciągał informację na temat jego życia, kultury i obyczajów afrykańskich, a także przeżywał lepsze i gorsze momenty podczas swojej podróży. Jak miał ochotę pochwalić człowieka za pomoc, to tak zrobił. Jak chciał  ponarzekać na odgrzewane, a nie świeże jedzenie to również to czynił. Często zdarza mu się przy tym przekląć, albo zarzucić ostrzejszym dowcipem, co nie każdemu przypadnie do gustu, ale to kolejna oznaka szczerości ze strony autora, który jak ma ochotę użyć wulgaryzmu to go używa, a nie pomija dla lepszego wizerunku.

I taka w zasadzie jest ta książka. W pełni prawdziwa. Czasem magiczna. Ukazująca RPA i Afrykę w pełnym świetle. Często pięknie, dziko i cudownie. Czasem biednie, brudno i przerażająco. Zawsze szczerze i bez napuszczenia. Orbitowski to nie Cejrowski, Halik czy Fiedler. To całkowicie inna literatura. Inna relacja. Ale też dobra, i jeszcze bardziej zachęcająca do poznania tajemniczego miejsca, jakim jest Czarny Ląd, o którym od dawna się opowiada, i jeszcze długo będzie, w ten czy inny sposób.

Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję  Wydawnictwu Sine Qua Non.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz