Tytuł oryginału: Mockingbird
Seria: Artefakty
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 255
Gatunek: Science Fiction, dystopia
Moja ocena: 4+/6
Seria: Artefakty
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 255
Gatunek: Science Fiction, dystopia
Moja ocena: 4+/6
"Tylko przedrzeźniacz śpiewa na skraju lasu"
Przedrzeźniacz to czwarta pozycja Artefaktów, czyli najnowszej serii klasyki literatury fantastycznej od Wydawnictwa Mag. Walter Tevis przedstawia czytelnikom swoją wizję przyszłości, która jest bardzo ponura i przygnębiająca. Ludzkość została zredukowana do dziewiętnastu milionów i ciągle się zmniejsza, brak wszelkich form rozrywki i dorobku kulturowego (nie ma literatury, sztuki, dyscyplin sportowych, mody, muzyki), ludzie nie potrafią czytać i pisać, faszerowani są tabletkami, które oprócz tego, że przynoszą spokój i czynią nieczułymi na wszelkie emocje, powodują też bezpłodność i nie rodzą się w ogóle dzieci. Świat Tevisa to także miejsce o zaawansowanej technologii, gdzie oprócz ludzkości znajdują się między innymi mówiące drzwi, myślobusy i roboty różnych klas, które wykonują wszystkie prace za ludzi i pilnują, aby przestrzegali oni określonych zasad (np. o nic nie pytali, tylko robili swoje), które zostały ustanowione, żeby kontrolować społeczeństwo. To wszystko doprowadza wiele osób do podejmowania się grupowych samopaleń, bo nie chcą dalej żyć w ten sposób.
"Skoro nikt się nie rodzi, to w końcu ludzie znikną z Ziemi - stwierdziłam.
Przez chwilę milczał. Potem na mnie popatrzył.
Przez chwilę milczał. Potem na mnie popatrzył.
Czy to cię martwi? - spytał. - Czy to cię naprawdę martwi?
Odwzajemniłam jego spojrzenie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy mnie to martwi."*
Odwzajemniłam jego spojrzenie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy mnie to martwi."*
Na tej ponurej planecie, gdzieś w Nowym Jorku, żyje Robert Spofforth, dziekan i robot Marki Dziewięć, czyli najsilniejszy i najinteligentniejszym robot, jaki dotąd się pojawił. Ma on zbudowany mózg, ciało wyhodowane z żywej tkanki i odziedziczoną po człowieku osobowość, co czyni go świadomym wszystkiego, co go otacza. Jednak ta najdoskonalsza w dziejach ludzkości maszyna nie chce dalej żyć i poznajemy ją w momencie, gdy stoi na dachu Empire State Building i chce popełnić samobójstwo. Nie może tego jednak zrobić, bo została zaprogramowana tak, aby do tego nie doszło. Oprócz Roberta poznajemy również dwoje ludzi: Paula Bentley'a - jedyną na tym świecie osobę, która potrafi czytać i z dnia na dzień zagłębiając się w rozmaitej literaturze dostrzega coraz więcej otaczających go niedorzeczności, i Mary Lou Borne - zbuntowaną kobietę, która ukrywa się przed robotami i nie łyka tabletek, aby nie dać się omamić i podporządkować temu systemowi. Oboje pojawiają się w życiu Roberta niedługo po jego nieudanej próbie samobójczej i odtąd fabuła Przedrzeźniacza dotyczyć będzie ich trójki.
Książka Tevisa utrzymana jest od początku w melancholijnym, samotniczym i smutnym nastroju. To typowa dystopia, w której widzimy pesymistyczny obraz świata przedstawionego i udręczone własną egzystencją jednostki, które poddają się istniejącemu systemowi i żyją na przepaści, aby w końcu ostatecznie upaść. Autor szczególny nacisk kładzie na kontrolowanie społeczeństwa przy pomocy narkotyków i wszędobylski analfabetyzm, który nie pozwala ludności korzystać z książek. Tylko jeden z bohaterów potrafi pisać i czytać, ale niewiele z tego korzysta. Przychodzi jednak czas, kiedy uczy czytać i pisać drugiego, a ten już znacznie bardziej angażuje się w te przedsięwzięcie i czyta coraz więcej, snując przypuszczenia i wyciągając wnioski, co zaczyna wykorzystywać do codziennego życia. Ta część książki to chyba najlepszy jej moment, bo przypominam nam, jak wyglądały początki nauki pisania i czytania każdego z nas, a poza tym świetnie pokazuje, jak wielkie znaczenie ma te dziedzictwo kulturowe, zapisane na papierze, które pod postacią książki może przetrwać wieki i nauczać wiele pokoleń. Bohaterowie tej książki to też mocny jej element. Autor zdecydował specjalnie zawęzić ich liczebność, aby skupić się tylko na kilku, przedstawiając dobrze ich charaktery i różne decyzje, jakie muszą podejmować, aby przetrwać.
Przedrzeźniacz nie jest najlepszą pozycją Artefaktów, jaką miałem okazję przeczytać. Po przerzuceniu ostatniej strony miałem wrażenie, że potencjał nie został w pełni wykorzystany i książka mogła być jeszcze lepsza. Poprzednia przeczytana przeze mnie pozycja z tej serii, czyli Wszyscy na Zanzibarze Brunnera, która również była dystopią, znacznie lepiej przybliżała czytelnikowi świat przedstawiony oraz system i inne mechanizmy, które nim rządziły. U Tevisa wyszło to słabiej, ale nie oznacza to, że czas na jej przeczytanie uznaję za stracony, bo książka jest stosunkowo cienka i czytało mi się ją szybko i przyjemnie. Poza tym w każdej z dystopii na ogół pojawia się iskierka nadziei na lepsze jutro, co zaprezentowane jest w różny sposób. Ten przedstawiony w Przedrzeźniaczu spodobał mi się i dzięki temu w ogólnym rozrachunku oceniam tę książkę całkiem dobrze. Sami sprawdźcie, czy spodoba się również i wam. ;)
Książka Tevisa utrzymana jest od początku w melancholijnym, samotniczym i smutnym nastroju. To typowa dystopia, w której widzimy pesymistyczny obraz świata przedstawionego i udręczone własną egzystencją jednostki, które poddają się istniejącemu systemowi i żyją na przepaści, aby w końcu ostatecznie upaść. Autor szczególny nacisk kładzie na kontrolowanie społeczeństwa przy pomocy narkotyków i wszędobylski analfabetyzm, który nie pozwala ludności korzystać z książek. Tylko jeden z bohaterów potrafi pisać i czytać, ale niewiele z tego korzysta. Przychodzi jednak czas, kiedy uczy czytać i pisać drugiego, a ten już znacznie bardziej angażuje się w te przedsięwzięcie i czyta coraz więcej, snując przypuszczenia i wyciągając wnioski, co zaczyna wykorzystywać do codziennego życia. Ta część książki to chyba najlepszy jej moment, bo przypominam nam, jak wyglądały początki nauki pisania i czytania każdego z nas, a poza tym świetnie pokazuje, jak wielkie znaczenie ma te dziedzictwo kulturowe, zapisane na papierze, które pod postacią książki może przetrwać wieki i nauczać wiele pokoleń. Bohaterowie tej książki to też mocny jej element. Autor zdecydował specjalnie zawęzić ich liczebność, aby skupić się tylko na kilku, przedstawiając dobrze ich charaktery i różne decyzje, jakie muszą podejmować, aby przetrwać.
Przedrzeźniacz nie jest najlepszą pozycją Artefaktów, jaką miałem okazję przeczytać. Po przerzuceniu ostatniej strony miałem wrażenie, że potencjał nie został w pełni wykorzystany i książka mogła być jeszcze lepsza. Poprzednia przeczytana przeze mnie pozycja z tej serii, czyli Wszyscy na Zanzibarze Brunnera, która również była dystopią, znacznie lepiej przybliżała czytelnikowi świat przedstawiony oraz system i inne mechanizmy, które nim rządziły. U Tevisa wyszło to słabiej, ale nie oznacza to, że czas na jej przeczytanie uznaję za stracony, bo książka jest stosunkowo cienka i czytało mi się ją szybko i przyjemnie. Poza tym w każdej z dystopii na ogół pojawia się iskierka nadziei na lepsze jutro, co zaprezentowane jest w różny sposób. Ten przedstawiony w Przedrzeźniaczu spodobał mi się i dzięki temu w ogólnym rozrachunku oceniam tę książkę całkiem dobrze. Sami sprawdźcie, czy spodoba się również i wam. ;)
* Walter Tevis, Przedrzeźniacz, Wydawnictwo Mag, Warszawa 2015, s 104-105.
W "Przedrzeźniaczu" podoba mi sie przede wszystkim cena :D. Ale tak na poważnie to zbieram się i zbieram do zamówienia Artefaktów, ale jakoś zebrać się nie mogę. Czekam na Twoją opinię na temat "Iliona" Simmonsa ;). Nie wiesz kiedy i czy w ogóle ukarze się "Olimp"?
OdpowiedzUsuńNo trochę mogłaby być niższa, ale jakość + treść myślę że przebijają wiele innych o podobnej obszerności i cenie. :) Ale akurat tej książki nie polecam w pierwszej kolejności z Artefaktów. Brunner, Tepper, Tevis. W takiej kolejności na ten moment. ;)
UsuńSam czekam na tego Simmonsa z niecierpliwością. Ale ta premiera już była 3-4 razy przekładana. Liczę na to, że teraz już jest ostateczny termin ten 28.08, ale wcale się nie zdziwię, jeśli się znowu przesunie. Olimp ma być w przyszłym roku między styczniem a sierpniem. Konkretnej daty nie podam, bo sami nie wiedzą. Ale jest zarys planu na przyszły rok, który zaraz zamieszczę u siebie do wglądu. ;)
Czekam aż pojawią się książki z serii Artefakty w bibliotece, bo na kupno to niestety nie mogę sobie pozwolić bo i tak za dużo na nie wydaje! :) Dlatego tak z niecierpliwością czekam aż będę mógł przeczytać którąś z nich, ponieważ słyszę same dobre opinie o tej serii :)
OdpowiedzUsuńPewnie się pojawią. Tego Gibsona możesz szukać śmiało, bo Trylogia ciągu już była u nas wydana. Pozostałe z Artefaktów to kwestia pewnie czasu, jak ktoś przyniesie, chociaż tego Brunnera to podejrzewam, że mało kto się pozbędzie. :P
UsuńMAG zdecydowanie za dużo wydaje i myślę że 90% tytułów co wydają mógłbym brać śmiało w ciemno, ponieważ bardzo Pan Andrzej stara się i wybiera ciekawe pozycje ale wtedy to już w ogóle musiałbym wygrać w lotto albo pensję 5000 zł co miesiąc :)
OdpowiedzUsuńHehehe, zdecydowanie. Sam widzisz w ostatnim moim poście o planach, ile pozycji mam do nabycia. 19! Jednego tylko wydawnictwa. Nie ma Co: Mag rządzi. ;)
UsuńZaintrygował mnie ten wątek filologiczny, jeśli jest poprowadzony tak dobrze, jak mówisz, to może dla niego warto sięgnąć po książkę.
OdpowiedzUsuńCóż, ja chyba jednak sobie odpuszczę, bo trochę dystopii ostatnio czytałem, a jeszcze kilka wartościowych przede mną (klasyka!). W takich książkach świat powinien być wyrazisty, pełny, realny mimo swojej fikcjonalności. I nieważne, czy ludzi na planecie jest za dużo czy za mało, i czy to w ogóle Ziemia czy jakaś odległa galaktyka - wszystko da się czytelnikowi odpowiednio sprzedać :) I właściwie wahałbym się, czy wiarygodny świat można zmieścić na 250 stronach, ale przecież czytało się "Nowy, wspaniały świat", "Rok 1984", "Mechaniczną pomarańczę" i wiadomo, że można!
Warto po ksiązkę sięgnąć, bo chociaż nie jest tak wybitna jak Orwell czy Huxley, to jednak jest pomysłowa i dobra. Motyw robota, który chce popełnić samobójstwo, a nie może, najbardziej mi się podobał. Jedyny moment, żeby mógł te samobójstwo popełnić jest... no właśnie i o to w tej książce chodzi, czemu ten świat wygląda tak, a nie inaczej. Warto przeczytać. :)
UsuńA do książek, które wymieniłeś, dodałbym jeszcze "My" Zamiatina - jeśli nie czytałeś to też się możesz przyjrzeć tej pozycji, jest za grosze w antykwariatach i allegro.
O robotach trochę już czytałem i oglądałem, ale fakt - na motyw suicydalny chyba jeszcze nie trafiłem :)
UsuńO Zamiatinie nie wspomniałem właśnie dlatego, że jest wciąż przede mną, ale książkę znam. Na razie, nadrabiając dystopijną klasykę, wybierałem inne pozycje. Do źródeł (a przecież "My" byli przed Orwellem i Huxleyem) jeszcze będę wracał.
Ja też, ale nie w takim kontekście. Zdaje się, że Asimov i Harrison mieli najwięcej do powiedzenia o robotach.
UsuńA znasz jeszcze coś dobrego dystopijnego, antyutopijnego (zawsze ciężko mi jest jednoznacznie rozróżnić te dwa podgatunki)?
Zdaje się, że tak. Asimova znam czytelniczo, Harrisona jeszcze nie. Poza tym współczesne kino SF lub zaskakująco często sięgać po roboty, ostatnio choćby "Chappie" i "Ex Machina".
UsuńTych podgatunków często nie rozróżnia się w zwyczajnych publikacjach, jedynie naukowo specjalistycznych. Odkąd troszkę o tym poczytałem i zrozumiałem bardzo subtelne różnice, staram się rozróżniać, ale czasem trudno to określić (bo wychodzi na to, że 95% takiej literatury to dystopie; antyutopia to gatunek niemalże na wymarciu ;p).
Polecam "Dawcę", choć jest wsadzany w ramy literatury młodzieżowej i zdecydowanie nie ma tak skrupulatnie i szczegółowo zarysowanego świata jak wielcy klasycy. Ma jednak coś innego - emocje, zasady rządzące uniwersum, które się pamięta, i znakomicie się czyta. Jest sporo takich książek, ale że nie czytałem ich w dziesiątkach, trudno mi wskazać jeszcze coś dobrego z własnego doświadczenia (poza kilkoma, o których już mówiliśmy).
(A jeśli chcesz sam poszukać, to polecam tutaj: http://www.looki.pl/forum/showthread.php?t=410074 , pojawia się sporo tytułów :)).
"Chappie" i "Ex Machina" mi się podobały, chociaż bardziej od nich "Giganci ze stali" i "Ja, Robot". A Asimova i Harrisona w ogóle nie znam. Tylko orientuje się, że o robotach pisać lubili.
UsuńNo tak właśnie myślałem, że to jest na tyle ścisłe rozróżnienie, że nie warte jego podejmowania, bo tak naprawdę dystopia=antyutopia.
Spoko. Zanotuję sobie. Lubię także postapokalipsy typu "Droga" McCarthy'ego.
Zaglądnę w wolnej chwili. Dzięki. ;)
"Giganci ze stali" jako czysta rozrywka fantastyczni, świetnie się na tym filmie bawiłem. "Ja, Robot" faktycznie jeden z lepszych w temacie, zresztą oparty na prozie Asimova i jego zasadach robotyki :) Polecam jeszcze szczególnie "Człowieka przyszłości" z Williamsem - familijny, ale niebywale dramatyczny i wzruszający. Też na podstawie Asimova, ściślej: "Pozytronowego człowieka" (książka ledwo dziś osiągalna, recenzowałem jakiś czas temu, znając wcześniej film z dzieciństwa, kiedy puszczany był w niedzielę na Polsacie).
UsuńJa się bawię w rozdzielanie tych pojęć, bo czasem zaglądam przez to do książki głębiej, by ją odpowiednio zdefiniować :)
"Dawca" postapokalipsą nie jest, tym bardziej nie stawiałbym go obok "Drogi" (jedyna w swoim rodzaju powieść). To raczej coś na wzór dzisiejszych młodzieżowych antyutopii (wiesz, "Igrzyska śmierci" i "Niezgodna"...), ale moim zdaniem z naprawdę ciekawym ujęciem. Wybacz, że znów odsyłam do swojej recenzji (dost. na blogu albo jako oficjalna na Lubimy czytać), ale tam udało mi się uchwycić fenomen "Dawcy" :)
Też kojarzę, z kina familijnego w niedzielne południa. ;) Tylko nie jestem pewien ,czy widziałem go w pełni od początku do końca, czy zacząłem oglądać przełączając kanały. Ale sens znam. Dobry film.
UsuńNo ja też się staram, ale na ogół zaglądam na angielską stronę wikipedii albo innego zagranicznego źródła, gdzie jest to już zdefiniowane i patrzę czy dystopia, czy antyutopia. ;)
Zanotuję sobie tego dawcę. A odsyłać możesz, jeszcze lepiej jak podasz konkretny link. :P
Wikipedie same nie wiedzą, jak to sytuować. Trudno znaleźć w Internecie dobre rozgraniczenie tych podgatunków :)
UsuńMiałem podać link, ale po plusiku pod recenzją zauważyłem, że już dotarłeś we właściwe miejsce :P
Racja, ale przynajmniej jakiś punkt zaczepienia jest, a aż tak ważne to dla mnie nie jest.
UsuńAno włączył mi się Holmes i Cię odnalazłem. :D W sumie to dzięki temu Dawcy właśnie. Ale widziałem, że to cykl jest, i im dalej, tym niższe oceny. Czytałeś cały, czy tylko tom 1?
Czytam całą serię, w listopadzie wychodzi ostatni, czwarty tom. Te historie spaja głównie uniwersum, dopiero w trzecim tomie pojawia się lekkie nawiązanie do "Dawcy" i "Skrawków błękitu" (drugi). Można przeczytać tom pierwszy bez kontynuowania, nic nie stracisz. Następne książki są niezłe, ale to już fabuły w wersji soft, brakuje im tego czegoś, co uwiodło czytelników w "Dawcy" (książka jest prawdziwym klasykiem w Stanach, warto spojrzeć na liczbę ocen na Goodreads). Moja mama uwielbia tę serię, więc biorę ją do recenzji - a także dlatego, że i mnie czyta się przyjemnie, choć już bez wielkich wrażeń :)
UsuńNajprawdopodobniej jednak i tak będę czytał dalej, jeśli po Dawcę sięgnę, bo mam taką manierę kończyć coś, co zacznę. Popularność Dawcy mnie zaskoczyła, to przyznam, i widziałem, że ekranizacje ma z tamtego roku. Trzeba się temu będzie przyjrzeć bliżej. Właściwie to kwestia czasu, bo jak pisałem, bardzo lubię postapokalipsy i antyutopie. :)
UsuńZa "Przedrzeźniacza" biorę się, gdy tylko skończę "Chłopców" i liczę, że mimo wszystko mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńA na marginesie, "zainspirowałeś" nieco pewnego młodocianego "recenzenta"...
http://zaczytanyksiazkoholik.blogspot.com/2015/09/walter-tevis-przedrzezniacz-recenzja.htm
Całkiem dobra dystopia. Może Ci się spodobać. :)
UsuńNie ma takiego bloga...hm... dziwne...Co tam pisał?
"Chłopcy 4" skończeni, smutno mi strasznie, że to już koniec, bo uwielbiam ich, no ale trzeba żyć dalej ;)
UsuńZnajoma na FB nagłośniła sprawę, bo chłopak publikował od kilku miesięcy mnóstwo recenzji, tylko okazało się, że każda była skopiowana z innego bloga. "Przedrzeźniacza" w połowie wziął od Ciebie, a połowie od Marka Adamkiewicza ze Złapanego w sieć. Przeglądałam jego teksty, czy nie "pożyczył" sobie moich, a ponieważ wcześniej widziałam już Twojego "Przedrzeźniacza" to tamtem wydał mi się dziwnie podobny.
Teraz wygląda na to, że chłopak usunął bloga, bo się zrobiła mała afera.
Hehehe, mówisz? Ja od Ćwieka czytałem tylko "Ciemność płonie" i średnio mi pasowało. Ale Ćwiek ma potencjał. I "Chłopców" myślałem sprawdzić a następnej kolejności. :)
UsuńWidziałem właśnie, że nie ma już tego maila. Ale profil na fejsie jest dalej. Więc całkiem możliwe, że go drapną. Cienki bolek jest i tyle. Jak przez to pocierpi to może mu wyjdzie na dobre. Dzięki, że mi napisałaś. Jakbyś dowiedziała się czegoś więcej to napisz mi też proszę, bo jestem ciekaw jak się to rozwinie. :)
Przeczytałam, ale prawdę mówiąc nie miałam wrażenia, żeby tej powieści czegoś brakowało, albo że była nieco słabsza niż "Człowiek...". Myślę, że Tevis skupia się bardziej na pojedynczych postaciach i tym, jak odnajdują się w otaczającym ich świecie, zmierzającym do zagłady. Tak było w "Człowieku..." i tak jest tutaj (w tej nawet silniejsza jest ta tendencja). Dlatego tak mocno nie rozbudowuje świata, a te informacje które o nim dostarcza są wystarczające do przekazania głównej myśli. W moim odczuciu w "Przedrzeźniaczu" chodziło o zwrócenie uwagi na wagę czytania, kulturę, rozwój człowieka, jego emocje; na to, że takie całkowite poddawanie się technice i chodzenie na łatwiznę prowadzi do ogłupienia i ograniczenia. Z tego też względu wątek Bentleya jest tak bogaty w informacje o tym, jak wiele się uczy się z książek, jak stopniowo otwierają mu się oczy i jak się w efekcie zmienia. Jeśli tak właśnie spojrzeć na tę książkę, to autorowi to zadanie poszło bardzo dobrze. Przynajmniej w moim odczuciu.
OdpowiedzUsuńMożesz mieć rację, bo po "Człowieku" miałem podobne myśli o "Przedrzeźniaczu", że to bardziej człowiek, a nie dystopijny świat się tam liczył. Ale mimo wszystko mi w tej książce czegoś zabrakło, żeby spodobało się bardziej.
UsuńŚwietna książka! Najbardziej poruszył mnie wątek humanistyczny. Czuć było jakiś mistycyzm w tym procesie poznawczym, w którym Paul i Mary Lou dzięki książkom razem eksplorowali utracony świat. Widać u Tevisa pewne inspiracje Huxleyem i całkiem fajnie to wyszło. Mam tylko problem czy "Przedrzeźniacza" kwalifikować jako antyutopię czy dystopię, bo książka wydaje się mieć znamiona obu podgatunków. "Na Fali Szoku" Brunnera jest w nieco podobnym klimacie i też dobrze się czytało. W ogóle seria Artefakty to strzał w dziesiątkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttps://sfera-dysona.blogspot.com/
Chyba masz rację, żę trochę dystopii i antyutopii. Ale mniej ważna klasyfikacja, bardziej to, że dobrze się czyta. A Tevis dobrze pisze. Brunnera cenię sobie jednak nieco bardziej, bo każda jego książką zachwyciła mnie porządnie.
Usuń