piątek, 2 kwietnia 2021

OBCY W OBCYM KRAJU - Robert A. Heinlein [opinia]

Tytuł oryginału: Stranger in a Strange Land
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
Liczba stron: 559
Gatunek: Science fiction
Moja ocena: 4/6





Obcy w obcym kraju to jedna z tych książek, które chciałem przeczytać od dawna, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Patrząc jednak z dłużej perspektywy czasu muszę powiedzieć, że zdecydowanie warto było to odkładać z dwóch powodów. Pierwszy jest banałem, który dotyczy stricte samego wydania i nic z tym nie zrobię, bo ja po prostu uwielbiam artefaktowe wydania z grafikami Crayona, do których lgnę jak ćma do światła. Drugi opiera się na ciężarze gatunkowym, któremu na pewno nie sprostałbym we wcześniejszych latach, kiedy mój umysł i gust literacki były znacznie bardziej ograniczone, a i tak po przeczytaniu nie jestem jeszcze do końca pewien czy wszystko dobrze zrozumiałem. 

Książka Heinleina nie jest prosta i nie jest z pewnością dla osób, które są niecierpliwe - zresztą sam główny bohater wychodzi z założenia, że tylko cierpliwością można dojść do wielkich, a przynajmniej upragnionych rzeczy.  To literatura, która niby jest fantastyczną, ale to taka fantastyka dla efektu, czy w formie przykrywki, pod którą kryje się naprawdę filozoficzno-teologiczna rozgrywka głównego bohatera z ludnością ziemską i ich przyzwyczajeniami, kulturą i ogólnie etyką życia. 

Historia z pozoru wydaje się prościutka. Valentine Michael Smith jest człowiekiem wychowanym przez Marsjan na Marsie (jakim sposobem, tego dowiedzieć się można zaraz na początku) i nagle zostaje ściągnięty/wysłany na zupełnie obcą mu Ziemię, gdzie ma się nauczyć być i żyć jak człowiek. Jednak rzeczywistość szybko weryfikuje, że jego przekonania i zamiary względem ludzi są całkowicie sprzeczne z przekonaniami i zamiarami ludzi wobec niego. Michael stara się nauczać o grokowaniu i dzieleniu się wodą, przekonując swoją filozofią wielu ludzi, którzy do niego przystają. Ale niestety znacznie więcej jest takich, którym się to nie podoba, i w tym tkwi cały problem.

Bardzo ciężko jest mi przybrać jedną postawę względem tej książki. Z jednej strony jest ciekawa, dająca do zrozumienia i w bardzo nietuzinkowy sposób przedstawia cywilizację obcych i zetknięcie się jej z ludzkością. Z drugiej zaś były te momenty filozoficzne i teologiczne (i trochę tak dziwnie z tym związane erotyczne orgie, zbyt częste i takie trochę odpychające) tak bardzo umęczające, że niekoniecznie miałem ochotę łyknąć kilkadziesiąt stron każdego dnia, żeby wiedzieć co dalej. 

Nie wiem przy tym czy wszystko zrozumiałem też jak należy, ale z pewnością kluczową sprawą jest fakt, że Heinlein stara się udowodnić, iż miłość i wolność są najważniejsze w życiu człowieka i nie powinny być ograniczane w jakikolwiek sposób przez kogokolwiek. Etyka seksu i moralność nabierają całkiem innego znaczenia - są bardziej rozmyte i otwarte, a nie ograniczane jakimiś dziwnymi nakazami, np. po co nam w ogóle ubrania, poza ochroną przed warunkami atmosferycznymi, skoro wszyscy możemy się w pełni sobą cieszyć i kochać (dosłownie). Kluczowa jest też kwestia porozumienia się Michaela z ludźmi i jego ruch religijny. On grokuje (pije/kocha/rozumie), odprawia rytuał wody i wszyscy są dla niego Bogiem.  I zrozumienie tych trzech rzeczy daje najogólniejszy obraz przesłania tej książki.

Ogólnie rzecz biorąc książka niebanalna i kontrowersyjna. Nie bez przyczyny zakazana przez wielu i krytykowana, najwięcej pewnie przez Kościół. Ale na tyle dobra i doceniania, że otrzymała Nagrodę Hugo. W tym roku mija dokładnie sześćdziesiąt lat od jej wydania i z pewnością nie można powiedzieć, że się zestarzała, chociaż dzisiaj pewnie jej odbiór będzie nieco inny. Niemniej jednak polecam tym bardzo wytrwałym czytelnikom, których nie odstrasza fantastyka naszpikowana filozofią i teologią. 

5 komentarzy:

  1. To jedna z tych powieści, które mam ochotę przeczytać, a jednocześnie obawiam się, że jej nie poczuję i nie odkryję do końca. Wątki filozoficzno-teologiczne to jedno, u mnie większym wyzwaniem jest odbiór książki napisanej kilkadziesiąt lat temu. Co jest wyczuwalne w języku i charakterystyce książki. Okładka przecudna, historia okrutnie kusi. Obawiam się tylko jego nieco może nie archaicznego języka, ale już też nie do końca do mnie przemawiajacego. Przez to takie tytuły jak Kroniki marsjańskie, Ziemiomorze, czy w szczególności Draculę Stokera odebrałem tak średnio. Ale nie mówię jej - nie. Tylko pewnie musi nadejść na nią odpowiednią chwila:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tu nie ma archaicznego języka, i sama historia też ani trochę, myślę, się nie zestarzała, więc bez obaw. ;) Co do "Draculi" się zgodzę, "Ziemiomorza" nie czytałem, ale "Kroniki..." archaiczne? To takie bardziej bym powiedział kwieciste słownictwo, ale bardziej współczesne, nie archaiczne. :)

      Usuń
  2. Książka trafia również na listę tych, które ja chcę przeczytać. Jestem ciekawa mojego odbioru ksiązki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś się ostatnio mijam z Artefaktami, nie wiem, czy to zmęczenie materiału czy zaczyna mi się zmieniac gust literacki, ale przestaje mnie do nich ciągnąć. "Obcym..." byłam początkowo zainteresowana, ale jednak póki co odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczenie fantastyką czy Artefaktami konkretnie?

      Usuń