wtorek, 15 września 2020

GDZIE DAWNIEJ ŚPIEWAŁ PTAK - Kate Wilhelm [opinia]

Tytuł oryginału: Where Late the Sweet Birds Sang
Seria: Wehikuł czasu
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Liczba stron: 295
Gatunek: Science fiction, dystopia
Moja ocena: 4+/6







Kolejna bardzo dobra i warta uwagi pozycja z "Wehikułów czasu", która utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłem zawierzając wydawnictwu, kiedy zdecydowałem sięgnąć po tę serię. Kate Wilhem to kolejna autorka, której najpewniej nie poznałbym zbyt prędko (jeśli w ogóle kiedykolwiek), dlatego to kolejny powód, dla którego warto przymknąć oko na te badziewne i odstraszające okładki i sięgnąć po tę serię klasyków literatury fantastycznie, podobnie jak po magowskie "Artefakty". 

Wilhelm to laureatka najbardziej prestiżowych nagród fantastyki, a za Gdzie dawniej śpiewał ptak"otrzymała aż trzy: Nebulę, Hugo i Jupitera. Książka ta jest ni mniej, ni więcej jak dystopią, w której głównym tematem jest klonowanie i człowieczeństwo. Niby tematy znane i przeorane przez wielu autorów książek i filmów, a jednak ciągle aktualne. Co ciekawe, kiedy autorka w 1976 roku wydawała tę książkę to o klonowaniu w praktyce niewiele jeszcze widziane, a mimo wszystko dzisiaj z perspektywy czasu powieść nie trąci ani trochę i jest bardzo realistyczna.

Ogólnie akcja zaczyna się od tego, że nadchodzi wielki kataklizm światowy (choroby, nieodwracalne zmiany w przyrodzie, liczne konflikty zbrojne, bezpłodność - znamy to już po części dziś), na który rodzina Sumnerów zamierza się przygotować, tworząc własny ogromny ośrodek naukowy, gdzie zamierza się gromadzić zapasy, ale przede wszystkim wynaleźć bezpieczny, pewny i w miarę oszczędny sposób na zachowanie zdrowej żywności i zwierzyny oraz zapewnić dalszy rozwój i rozmnażanie (także odnośnie ludzi). Pojawia się przy tym nieodłącznie klonowanie, które jest konieczne dla przetrwania. Czas jednak pokaże, że ciągłe zabiegi klonowania doprowadzą do ogromnych i niechcianych zmian w ludzkich genach kolejnych klonów, które zaczną wymykać się spod kontroli.

Przymusowa, masowa, upokarzająca, bezkompromisowa i haniebna reprodukcja. Nieudolne klonowanie, które prowadzi do zaniku talentów i wszelakich umiejętności. Życie przed klonami, z klonami i samych klonów. Bardzo ciekawie zostało to przedstawione przez autorkę i bardzo realistycznie, jak już wspomniałem. Zwłaszcza, że współcześnie też mamy coraz więcej problemów na skalę światową i gdzieś tam (powodowani ciekawością i jakimiś może obawami) szaleni naukowcy pewnie - świadomie bardziej lub mniej - już nie jedną krówkę czy marchewkę sklonowali, żeby w przyszłości się przydało. Nie mniej jednak nie jest to lektura banalna, a naprawdę bardzo ciekawa, wartościowa, dająca do myślenia i ładnie napisana. W sumie nawet mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że Gdzie dawniej śpiewał ptak jest nie tyle stricte science fiction, a bardziej współczesną powieścią o żyjącym w czasach kryzysu i dystopijnych warunków społeczeństwie (w sensie rodzinnym i jednostkowym). Polecam. 

12 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie ta książka głownie ze względu na poruszoną w niej tematykę. Ciekawa jestem jej wymowy i myślę, że skłoniłaby mnie do wielu refleksji, a taką literaturę zawsze cenię, więc możliwe, że zrobię dla tego tytułu wyjątek i przeczytam, choć zwykle fantastykę omijam. Na razie jeszcze "dojrzewam". Ale Twoja recenzja jest kolejną pochlebną. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dlatego sam się zdecydowałem, że sporo przede mną było pochlebnych. ;)

      Usuń
  2. Też uważam, że ta książka jest w wielu aspektach aktualna - szczególnie walka indywidualność-zbiorowość, A seria jest coraz ciekawsza, czytam ją bez wyjątków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja póki co Heinleina nie tykałem w ogóle, bo się tego obawiam. A brakuje mi jeszcze Baster i coś jeszcze, z głowy nie pamiętam.

      Usuń
    2. Ale czemu obawiasz się Heinleina? Facet zdecydowanie miał wyobraźnię, "Hiob: komedia sprawiedliwości" i "Drzwi do lata" może są już mocno niedzisiejsze, ale warto je przeczytać i przekonać się, jaki urok ma retro sf. Pierwsza pokazuje interesującą wizję piekła, nieba i czyśćca oraz diabła, a druga ma niezły pomysł sf na hibernację i wplata sporo wątków o kotach.

      Usuń
    3. U Hioba, że za bardzo religijna i przez to mdła, a Drzwi, że właśnie nic nowego i oryginalnego - jeszcze jakbym miał pewność, że styl Heinleina jest na tyle dobry, że mnie czytanie przestarzałych pomysłów nie znuży, to okej. Ale takiej pewności nie mam. Czekam bardziej na "Obcego" z Maga. Albo na "Władce marionetek" być może z Rebisa.

      Usuń
  3. Ja się zastanawiam, czy ten kicz w okładkach Wehikułów Czasu nie jest zamierzonym i celowym działaniem...nie może być inaczej )
    Niecierpliwie czekam na recenzję nowego Hilla od waćpana. Które opowiadanie jest najlepsze i dlaczego tak bliskie stylistycznie do Kinga;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie dostrzegasz tutaj celowe działanie? Bo ja się nie domyślam. :P
      Hehe, widzę, że zerkasz na LC. Dopiero dzisiaj zacząłem tego Hilla, ale generalnie te dwa opowiadania wspólne z SK już czytałem i bardzo spoko były. Ale netflixowej produkcji "W wysokiej trawie" nie polecam. :P CO do reszty opowiadań się zobaczy, w przyszłym tygodniu skończę na pewno.

      Usuń
  4. Mnie również się podobała, zaskakująco realistyczna, przez co daje do myślenia.
    Ale okładki z tej serii naprawdę mogłyby być lepsze, zwłaszcza jak porówna się je z Artefaktami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, okropne są. Jednego czasu w Albatrosie był takie badziewia do Kinga i Cobena. Też sobie śp. Kuryłowicz ubzdurał, że ludzie na okładkach to konieczność i na każdej były...

      Usuń
  5. Kolejna dobra opinia, a ja książkę mam w planie przeczytać w ramach wyzwania z postapo w tle. :D

    OdpowiedzUsuń