wtorek, 21 kwietnia 2020

CHATA NA KRAŃCU ŚWIATA - Paul Tremblay [recenzja]

Tytuł oryginału: The Cabin at the End of the World
Wydawnictwo: Vesper
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Liczba stron: 307
Gatunek: Horror, thriller
Moja ocena: 3+/6

"Apokalipsa czy urojenie?"

Paul Tremblay to całkowicie obcy mi autor, chociaż polskiemu czytelnikowi dał się już poznać nieco bliżej za sprawą powieści "Głowa pełna duchów", która wydana została jakiś czas temu przez wydawnictwo Papierowy Księżyc. Mnie jednak zainteresowała jego druga książka, która jest jedną z trzech wydanych w tym miesiącu przez wydawnictwo Vesper, o czym wspominałem ostatnio przy okazji książki Wilsona. Już po pierwszych recenzjach i opiniach czytelników na forach i różnych serwisach zauważyć można, że Chata na krańcu świata wywołała wśród nich poruszenie i uznali ją za 'horror inny niż wszystkie'. Postanowiłem przekonać się czy mają rację.

Siedmioletnia Wen i jej homoseksualni rodzice, Eric i Andrew, spędzają wspólnie wakacje w odległej chatce nad spokojnym jeziorem New Hampshire. Ich najbliżsi sąsiedzi mieszkają kilka kilometrów dalej, więc towarzyszy im zupełna cisza i spokój. Ale do czasu.

Pewnego słonecznego popołudnia, gdy Wen samotnie bawi się na podwórku łapiąc pasikoniki, zbliża się do niej tajemniczy nieznajomy, który przedstawia się jej jako Leonard. Jest on największym mężczyzną, jakiego Wen kiedykolwiek widziała, ale jest bardzo przyjazny, młody i szybko nawiązuje miłą rozmowę z dziewczynką oraz razem zaczynają się bawić. W pewnym momencie pojawia się jednak troje innych nieznajomych, którzy mają w dłoniach groźnie wyglądające przedmioty, a Leonard nagle przerywa zabawę i oznajmia Wen, że wraz ze swoimi rodzicami będą musieli podjąć trudne decyzje, by pomóc ich czwórce ocalić świat. Wystraszona dziewczynka ucieka do domu, żeby ostrzec rodziców o zbliżających się nieznajomych. Ale ich spotkania nie da się uniknąć...

Jakie trudne decyzje musi podjąć Wen, Eric i Andrew? Czy czeka ich coś złego ze strony nieznajomych? Kim są Ci ludzie i czemu akurat wybrali rodzinę Wen? I po co im te groźnie wyglądające przedmioty?

Początkowo książka bardzo przypominała mi stylem pisarstwo uwielbianego przeze mnie Jacka Ketchuma, gdzie po krótkim i wciągającym wprowadzeniu zapowiada się masakra, w której szybko zginie kilku ludzi, i to w bardzo krwawy i okrutny sposób. Cóż, na pewno nie obędzie się tutaj bez ofiar, ale styl tej powieści jednak niewiele ma wspólnego z pisarstwem Ketchuma. Powiedziałbym, że nawet nie jest to stricte horror, tylko apokaliptyczna groza z elementem mistycznym, który co prawda nie objawia się jakoś dość mocno i wyraźnie, ale jest zdecydowanie kluczową kwestią.

Tą rzeczą, która się wybija w tej fabule jest powoli rozwijająca się akcja, co mnie do pewnego momentu irytowało i nużyło. Początek z pojawieniem się nieznajomych był całkiem niezły i myślałem, że tak zainteresowany i wciągnięty będę czytał do końca. Ale przez następnych mniej więcej sto pięćdziesiąt stron, kiedy akcja zaczęła się już w samej chacie, właściwie nic takiego się wielkiego nie działo. Nic zaskakującego mnie i porywającego. Cóż, że pojawili się nieznajomi z groźnymi przyrządami i przedstawiali swoją niepokojącą wizję zbliżającego się końca świata i konieczności poświęcenia jednego z trojga rodziny, kiedy nic tak naprawdę wielkiego i odkrywczego się nie działo poza ciągłą paplaniną, która nie przemawiała do mnie w ogóle. Jednakże ten stan rzeczy zmienia się po mniej więcej połowie książki i potem oprócz gadaniny o końcu świata zaczyna robić się gorąco i aż do końca jest coraz goręcej. Dzieje się wiele i to bardzo nieoczekiwanych rzeczy, których czytelnik najprawdopodobniej nie będzie się spodziewał. I nieustannie skłania do myślenia.

Słuszność mają Ci, którzy stwierdzili, że to horror inny niż wszystkie. W powieści dość szybko rozpoczyna się nieznośnie napięta atmosfera, pełna niepewności i nerwowego wyczekiwania wyjaśnień. Autor nie daje wytchnąć czytelnikowi aż do końca, bo chociaż podczas czytania pewne kwestie mogą wydawać nam się oczywiste, za chwilę przekonujemy się, że tak właściwie to wcale nie są. Trzyma czytelnika w niepewności do ostatniej strony. I towarzyszą temu nieustające pytania: czy to, co opowiadają czterej nieznajomi, to jakieś szaleństwo obłąkanych ludzi, czy rzeczywiście jakaś wyższa siła tutaj podziałała i jeśli nie wykonają swojej misji to ten koniec świata nastąpi? Czy rzeczywiście, żeby cała ludzkość i świat mogli przetrwać, trzeba koniecznie poświęcić tylko jedno ludzkie życie? 

Chata na krańcu świata to horror o zbliżającej się apokalipsie, ciągłym niepokoju, paranoi, poświęceniu i przetrwaniu. Nieznośnie napięta opowieść, która doprowadza do szokującego wniosku, że losy kochającej rodziny powiązane są z losami całej ludzkości i jej przetrwaniem. Książka dla fanów grozy, którzy szukają czegoś nowego w tym gatunku. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Vesper!



5 komentarzy:

  1. Faktycznie, czytałam już dwie recenzje tej książki przed Twoją i w obu pojawiło się stwierdzenie, że to horror inny niż wszystkie. Szkoda, że akcja powoli się rozkręca, ale dobrze, że generalnie nie brakuje napięcia. O to chyba chodzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie trochę to niecierpliwiło, ale nie znaczy, że innych też będzie. Myślę, że dużo tutaj ma fakt obecna sytuacja z 'zostan w domu', bo tam tez akcja toczyła sie w domu i nic sie nie działo, chociaż zbliżało się do tego, że będzie. :)

      Usuń
  2. Podobno ta zbliżająca się apokalipsa jest słabo odczuwalna. A Ty co o tym sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sądzę tak samo. Zresztą ocena mówi sama za siebie. Ja się nie zachwyciłem tą książką. Najmniej mi się podobała z tych wszystkich trzech Vespera.

      Usuń