Tytuł oryginału: The Fall of Gondolin
Cykl: Śródziemie
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Liczba stron: 280
Gatunek: Fantasy, high fantasy, esej
Moja ocena: 5/6
“Upadek wspaniałego królestwa”
Christopher Tolkien to syn najsłynniejszego pisarza fantasy Johna R. R. Tolkiena, po którego śmierci podjął się zadania edycji i publikacji notatek ojca opisujących legendy Śródziemia. Większość życia poświęcił twórczości ojca, za co tylko fani na całym świecie mogą być wdzięczni, bo bez niego wiele opowieści słynnego profesora nie ujrzałoby światła dziennego, a nawet jeśli by ujrzały to z pewnością znacznie później i nie w takiej formie. Bo któż znał i czuł lepiej twórczość mistrza, jeśli nie jego syn? Christopher zapowiadał przy okazji ostatniego wydania nowej książki o „Berenie i Luthien”, że to ostatnia pozycja, którą wydaje o Śródziemiu. Okazało się jednak – ku uciesze fanów – że nie była ostatnią, bo właśnie pojawiła się kolejna, która czekała na publikację ponad sto lat! I oto mamy - Upadek Gondolinu!
Historia przedstawiona w książce wydarzyła się tysiące lat przed "Władcą Pierścieni" i częściowo została przedstawiona w innych książkach (przede wszystkim w "Silmarillionie"). Opowiada o tym, jak Tuor (człowiek) i jego przyjaciel Voronwë (elf) wyruszają, aby odnaleźć Ukryte Miasto elfów, czyli wspaniały i potężny Gondolin, w niedalekiej przyszłości oblegany przez wielką armię Morgotha, która przyczyniła się do jego upadku. Poznajemy cały przebieg wielkiej bitwy, która przyczyniła się do tego tragicznego wydarzenia z Dawnych Dni, czyli Pierwszej Ery Śródziemia. To okres, kiedy człowiek odgrywał w nim mniejszą rolę, bo na czele stały przede wszystkim elfy. Ale Tuor ma tu większe znacznie, ponieważ próbuje zapobiec upadkowi elfów niosąc Turgonowi (królowi Gondolinu) przesłanie boga wód, Ulma, że Gondolin czeka niechybny upadek, ale wciąż jest szansa, aby przetrwał jego ród.
Wydanie te zawiera różne wersje tej historii i to jest tutaj najistotniejsze. Jest pierwotna, najwcześniejsza (która powstała najpewniej w 1917 roku w czasie rekonwalescencji Tolkiena pod bitwie nad Sommą), ostateczna i dwie formy przedstawione w "Szkicu mitologii" i "Quenta Noldorinwa". Christopher przedstawia całą jej historię i ewolucję, jaki jest jej kontekst, jak wielkie znaczenie ma dla całego Śródziemia, do jakich innych dzieł o Śródziemiu się odwołuje. Jest to jak zwykle dogłębna i profesjonalna analiza syna przybliżająca wiele nieznanych dotąd czytelnikowi informacji na temat Gondolinu.
Zwyczajowo książka została wzbogacona o dodatki. Te piękne i cieszące oko graficzne, czyli ilustracje Alana Lee - najpopularniejszego ilustratora książek Tolkiena i jednego z autorów, którzy najlepiej czują Śródziemie i oddają je na przepięknych grafikach - oraz te poszerzające wiedzę o omawianym dziele i innych dotyczących Śródziemia. Znajdują się tutaj między innymi dodatkowe noty o Ainurach, Hurinie i Gondolinie, Górach Żelaznych czy Przepowiedni Mandosa, drzewa genalogiczne Noldorów i rodu Beora, spisy rozjaśniające nazwy postaci, miejsc i innych związanych ze Śródziemiem, oraz szczegółowa mapka Beleriandu zamieszczona na końcu książki.
Cóż można dodać więcej? Upadek Gondolinu to pozycja, którą musi mieć absolutnie każdy fan mistrza Johna R. R. Tolkiena, bo to prawdziwy rarytas i perełka, która dłuuuuugo czekała na swoją publikację. Jak zwykle podana w pięknej formie i szczegółowo oraz profesjonalnie przeanalizowana i przedstawiona przez syna profesora, Christophera Tolkiena. Nie ma co pisać więcej. To po prostu trzeba mieć!
Oj, zgoda, to wspaniała historia - jedna z moich ulubionych ze Śródziemia, chociaż, jak to bywa z historiami ze Śródziemia, jest w niej sporo smutku. Ja się tylko doczepię, że Ulmo nie był bogiem sensu stricto - Bogiem był tylko, Eru Iluvatar :D. Tak poza tym, namówiłeś mnie, by jednak kupić sobie wydanie od Prószyńskiego, bo mam już angielskie ;).
OdpowiedzUsuńTaa, czytając je ma się wrażenie, jakby się czytało antyczne dramaty, też pełno się dzieje wspaniałych i wielkich rzeczy, ale często kończy się tragedią. No właśnie nie jestem nigdy pewien jak to odbierać, bo faktycznie jest jeden Bóg główny Eru, ale Tolkien używa często słowa 'boski' w przypadku Valarów i Ainurów. Co prawda nie są to bogowie sensu stricto, ale przypominające je istoty, które są ponad wszystkie inne (ludzi, elfów itp.), więc ja je w sumie traktuję jak takie pomniejsze bóstwa. Chociaż no z punktu widzenia teoretycznego nie jest to dokładne. A samą książkę warto mieć, bardzo ładnie wydana, na końcu jest składana mapka, dość szczegółowa. Piękna historia wyodrębniona i w pięknym wydaniu leżąca na półce. Warto. :)
Usuń