Tytuł oryginału: The Rise and Fall of D.O.D.O.
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Liczba stron: 829
Gatunek: Science fiction, hard science fiction, fantasy, thriller
Moja ocena: 4/6
"Wiedźmy, magia i tajna organizacja"
Bardzo dobrze znany i ceniony przeze mnie Neal Stephenson, autor świetnych powieści science fiction, postanowił połączyć swe siły z zupełnie nieznaną mi autorką, Nicole Galland, tworząc wspólnie książkę. Wyszła z tego powieść, która niewątpliwie najwięcej ma w sobie uroków fantastyki, ale po głębszym zapoznaniu to tak naprawdę misz-masz gatunkowy, który jednoznacznie nie sposób określić, ale Wzlot i upadek D.O.D.O. z pewnością przypadnie do gustu wielu czytelnikom lubującym się w magii, podróżach w czasie i supernowoczesnych technologiach mogących zmienić świat.
Major Tristan Lyons z armii USA zatrudnia wykładowczynię Harvardu i specjalistkę od języków i lingwistyki, Meilisandę Stokes, aby przetłumaczyła pewne bardzo stare dokumenty. Proponuje jej duże zarobki i pracę w zakonspirowanej organizacji rządowej, ale stawia przy tym warunek, że musi zachować to w absolutnej tajemnicy. Zapisy mają dowieść, że czarownice i magia istniały kiedyś naprawdę, ale nadejście Oświecenia i rewolucji przemysłowej sprawiły, że ich magiczna moc osłabła i czarownice utracił swój talent. Magia przestałą działać dokładnie w roku 1851 podczas Wielkiej Wystawy w londyńskim Kryształowym Pałacu. Coś we współczesnym świecie zaczęło tłumić magię, a Tristan chce za wszelką cenę dowiedzieć się co. Powstaje w związku z tym DODO, Departament od Diachronicznych Operacji, którego celem jest odnalezienie i wcielenie w swoje szeregi czarownic, stworzenie specjalnego urządzenia mającego pomóc im w odzyskaniu zdolności magii oraz wysłanie w przeszłość specjalnych agentów, którzy mają udaremnić zanik magii.
Nie znam kompletnie pisarki Galland, ale Stephenson słynie z ciekawych i nietuzinkowych pomysłów ocierających się o twardą fantastykę, którymi zyskał sobie wielu fanów i osobiście bardzo mi się jego powieści podobają W tej książce także od początku robi się bardzo ciekawie. Instytucja obejmująca tajemnice, wykorzystanie zaawansowanej technologii do uprawiania magii, podróże w czasie, współpraca z czarownicami. Poznajemy całe DODO od początku powstania aż po jego upadek. Językowo i konstrukcyjnie jest przy tym bardzo specyficznie. Przede wszystkim rzuca się w oczy zmienna narracja. Wiele akcji poznajemy z prywatnych zapisków z dziennika Melisandy, zatytułowanego Diachronika, poza tym wiele jest przemów, listów, akt osobowych, sprawozdań, maili i czatów online między pracownikami. Pojawia się też wiele skrótów, którymi posługują się pracownicy. Autorzy dla wygody dołączyli na końcu słowniczek skrótów i specyficznej terminologii oraz spis postaci, do którego warto zaglądać niezbyt często, bo można sobie niechcący zaspoilerować część fabuły. Bohaterowie odwiedzają kilkanaście miejsc z różnych epok i poznają przy tym szereg postaci, w tym także historycznych. Dlatego książka prezentuje mix gatunkowy, bo mamy przy tym i science fiction z fantasy, i przygodę z historią, a nawet i elementy thrillera.
Autorzy wykorzystują w swojej powieści elementy klasycznej sf i fantasy jednocześnie nie popadając przy tym w schematyzm, bo prezentują coś nowego, gdzie np. za sprawą magii można się przenieść w czasie, ale tylko do określonych czasów, gdzie była magia, i nie wszędzie, a w dodatku żeby wrócić też jest pewien warunek do spełnienia. I oczywiście konieczna w tym wszystkim zaawansowana technologia. Bardzo dobra jest przy tym dbałość o szczegóły. Bohaterzy przenosząc się do innej epoki nie wskakują tam tak po prostu hop-siup, wcześniej mocno się przygotowują z tego okresu, nabywają wiedzę i przede wszystkim przechodzi serię badań, szczepień i kuracji, aby nie złapać żadnej choroby znanej w tamtym okresie, która niekoniecznie znana jest w czasach obecnych, a mogłaby jej zaszkodzić czy nawet uśmiercić.
Książka ogólnie jest dobra pod względem technologiczno-naukowym, jak to zwykle bywa u Stephensona, ale niestety nie jest pozbawiona wad. Bardzo nie podobały mi się sprawozdania z różnych misji, które były cenzurowane. To coś na zasadzie „Sprawozdanie takie i takie od XXX do ZZZ” jedno zdanie i zaraz ocenzurowane. I nic z tego kompletnie nie wiadomo. Przyznam szczerze, że według mnie to strasznie słabe, bo po co takie wstawki, które nic kompletnie nie mówią czytelnikowi. Ja rozumiem, że może coś byś ocenzurowane, ale nie powinno być dla czytelnika, tylko dla np., innych członków załogi czy coś w tym stylu. Natomiast takie rozwiązanie wprowadza tylko niepotrzebny zamęt i jest naprawdę mizerne. Bohaterowie to też niekoniecznie dobre kreacje psychologiczne. Najlepiej wypadają Melisanda i Tristan oraz czarownica Erzsebet, która jest chyba najbardziej oryginalna z nich wszystkich, zabawna, arogancka i ciekawa. Ale nie można tego powiedzieć o reszcie postaci, które niby mają duże znaczenia dla fabuły, ale nie zapadają jakoś specjalnie w pamięci i w moim odczuciu względem nich określiłbym swoje nastawienie jako obojętne. Najgorsze jednak były dla mnie nużące momenty, które dość mocno mnie wymęczyły. Zapewne leży to w kwestii gustu, bo wiele osób bardzo wychwala tę książkę i ma ona bardzo dobrą ocenę, ale niestety ja uważam ją za najsłabszą, jakie poznałem od Stephensona. Dobra z aspiracjami do bycia świetną, gdyby nie te nużące kwestie.
Wzlot i upadek D.O.D.O. to książka szczególnie skierowana do fanów autorów, ciekawych pomysłów z pogranicza science fiction i fantasy z odrobiną innych gatunków, zaawansowanych technologii, czarownic, magii i podróży w czasie. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co w książce autorów wspólnego mają czarownice, magia i technologia to sięgnijcie śmiało. To dobra pozycja, którą łączy naukę z fikcją i pomysłowością, ocierająca się o wiarygodność i wzbogacona kilkoma fajnymi postaciami oraz dobrym humorem.
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Czytałem do tej pory tylko 3 książki Stephensona i rzeczywiście z nich najsłabsze jest DODO. Nie że to jest jakaś tragedia, ale faktycznie niektóre kwestie można byłoby tutaj poprawić. Wydaje mi się, że wiązało się to ze współpracą z Galland i próbą napisania książki dla szerszego grona odbiorcy o podróżach w czasie itp. Stąd też te relacje nie są do końca dobrze stworzone. A co do tych brakujących fragmentów, to dla mnie miały one właśnie urok - poczułem się, jakbym przeglądał jakieś dokumenty, w których wymazano wrażliwe dane i mamy możliwość je poznać :)
OdpowiedzUsuńByć może i tak. Ale na szczęście mam w zanadrzu jeszcze kilka starszych nieprzeczytanych, po które po części na pewno sięgnę w tym roku.
UsuńMnie to irytowało, bo to takie wyrwane z kontekstu nie wiadomo co.
Nie czytałam jeszcze żądnej książki autora :)
OdpowiedzUsuńTo polecam Peanatemę. ;)
UsuńJedyny moment lekkiego znużenia miałem podczas procesu zdobywania funduszy dla DODO. Poza tym szło płynnie i bawiłem się świetnie. Kompletnie nie odczułem dyskomfortu z powodu "cenzury", o której wspominasz. Dla mnie to po prostu element całości. IMHO jedna z najlepszych premier ubiegłego roku.
OdpowiedzUsuńNO to mieliśmy różne odczucia. Mi DODO nie podeszło tak, jakbym chciał. Za jakiś czas biorę się za Cryptonomicon, bo mi brakuje porządnego Neala z Peanatemy czy 7ev.
UsuńCzasem to po prostu kwestia gustu, nic nie poradzisz :)
UsuńCryptonomicon z początku nie wziął mnie tak jak Peanatema. To jednak inna książka. Ale dziś, z perspektywy czasu, uważam, że obie powieści są jednakowo znakomite.
No dokładnie. Ale początkowo czytało mi się to naprawdę świetnie. Bardzo ciekawie się zapowiadało. Tyle epok, magia z technologią. No cóż, trudno. Nie wiadomo, jaki w tym udział miała druga autorka, może to podziałało na nie korzyść. W każdym razie ze Stephensona nie rezygnuję za nic, bo w dalszym ciągu czekają mnie - w moim mniemaniu - jeszcze co najmniej dwie zajebiste książki, które mogą dorównać Peanatemie - Cryptonomicon i cykl barokowy. :)
Usuń