Tytuł oryginału: The Martian Chronicles. The Illustrated Man. The Golden Apples of the Sun
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Paulina Braiter, Paweł Ziemkiewicz
Liczba stron: 618
Gatunek: Science fiction, fantasy, horror, thriller, dramat
Moja ocena: 5+/6
"Ponadczasowe historie mistrza gatunku"
Pamiętam jak dziś, kiedy - będąc w bibliotece - wziąłem z zainteresowaniem do ręki niewielką objętościową książeczkę, gdzie na okładce widniał dystrybutor paliwa na czerwonej planecie pod nazwą "Kroniki marsjańskie". Wtedy jeszcze nazwisko autora kompletnie nic mi nie mówiło, ale że szukałem ciekawej książki science fiction, uznałem, że chyba dobrze trafiłem. To był w sumie jeden z pierwszych zbiorów opowiadań, po który sięgnąłem lata temu, a już na pewno pierwszy, który mnie autentycznie wzruszył i ze spokojem mogę stwierdzić, że jest to absolutnie numer jeden wśród wszystkich zbiorów, jakie do tej pory przeczytałem. Żaden inny autor mnie krótką formą aż tak nie zachwycił, nie poruszył, nie przygnębił i nie wrył do głowy, chociaż niejednokrotnie bliscy temu byli moi ulubieni Philip K. Dick i Stephen King. Udało im się kilkoma opowiadaniami, ale to Ray Bradbury jako jedyny dokonał tego całym zbiorem.
Długo nie było u nas tej książki w jakiejś nowej, ładnej szacie i tłumaczeniu, co zdecydowanie jej się należy. Ale na szczęście niezawodne wydawnictwo Mag postanowiło to zmienić i wznowić tę książkę pakując ją w jednej oprawie wraz z dwoma innymi zbiorami opowiadań, dzięki czemu kilka dni temu na nasz rynek do serii Artefakty trafił omnibus "Kroniki marsjańskie. Człowiek ilustrowany. Złociste jabłka Słońca". Chwyciłem po to z zachwytem i maślanymi oczami ze szczęścia jak dziecko, które otrzymało upragnioną zabawkę, a na koniec w bardzo podobnym stanie przerzuciłem ostatnią stronę i odłożyłem na półkę. Liczę, że wielu czytelników będzie miało podobnie, bo to opowiadania, które absolutnie warto poznać. Nie będę przytaczał ich treści, bo tych jest zdecydowanie zbyt dużo, ale przybliżę ogólny opis każdego ze zbiorów, żeby nieco bardziej rozjaśnić.
"Kroniki Marsjańskie" to w zasadzie opowiadania często tak krótkie, że nie sposób nawet ich przybliżyć bez zepsucia zabawy. Momentami bardziej jak wiersze (i też napisane takim pięknym, poetyckim i urzekającym językiem), ale takie jednostronicowe potrafią oddziaływać na człowieka zdecydowanie silniej niż dziesiątki innych o dłuższej treści. Jak można się domyślić po tytule nie są to tyle opowiadania same w sobie, co tworzące pewną całość. Historie, które dzieją się chronologicznie latami, zaczynając od pierwszej wyprawy w styczniu 1999 roku, która rozpoczęła długoletnie starania skolonizowania Marsa zakończone w 2026. Autor bardzo osobliwe przedstawia te starania, które są ciągiem niepowodzeń. Nie sposób wyczytać, że ludzkość ukazana jest tutaj w bardzo zło świetle jak jakaś szarańcza czy zaraza, która za wszelką cenę chce zdobyć inną planetę niszcząc i zabijając wiele wielkich i pięknych rzeczy na swej drodze, w tym także na Ziemi, która w wizji autora chyli się ku upadkowi, właśnie przez dokonania człowieka. Opowiadania są piękne, ale zarazem straszne, smutne, bardzo głębokie, poruszające i dające do myślenia. Absolutne mistrzostwo, na które brak mi słów, żeby w pełni opisać swój zachwyt.
"Człowiek ilustrowany" to już inna bajka. Szybko się dowiemy, że ilustrowany człowiek jest to mężczyzna, który ma wytatuowane obrazki na całym ciele, ale nie jak tatuaże, a żywe ilustracje, które ożywają, jak tylko poruszy daną częścią ciała. Barwna plama na plecach, przedramieniu czy przegubie. Wystarczy, że się ruszy i historia ożywa. I to jest taka klamra, która spina wszystkie osiemnaście opowiadań, ale ogólnie to już bardziej tradycyjny zbiór opowiadań, które w większości dotyczą kosmosu i wypraw. Nie są to tylko opowieści stricte science fiction, ale też fantasy, horror czy thriller. Też oddane w bardziej pesymistycznej nucie, świetnie obrazują niesamowitą wyobraźnie i wizjonerstwo Amerykanina, który w wielu przypadkach bardzo trafnie wyciągnął wnioski ze swoich obserwacji i przewidział, co się może wydarzyć w przyszłości dotyczącej człowieka i technologii, które powstaną.
„Złociste jabłka słońca" to trzeci zbiór również osiemnastu opowiadań, który nie posiada już ani chronologii, ani żadnej klamry. I same opowiadanie nie są już tak przygniatające, smutne i ponure jak wcześniejsze zbiory. Bardziej optymistyczne i nastrojowe. Nie ukazują człowieka już w tak negatywnym świetle. Jest dla niego nadzieja. Pokazują charaktery silne, nieustępliwe i mogące sprawić wiele dobrych i wielkich rzeczy. Ale nie zabrakło takich, gdzie autor pokazuje, że bardziej rozwinięta technologia nie jest człowiekowi potrzebna do szczęścia. Majstersztykiem jest tutaj opowiadanie "Morderca" o człowieku, który rozmawia z psychologiem o przestępstwach, jakie popełnił. A mordował on...urządzenia! Nie swoje, publiczne lub prywatne. Ale to niszczenie mienia, więc musiał zostać osądzony. Świetna satyra na nowoczesność, która jednocześnie bawi do łez i daje do myślenia, czy aby cała ta technika naprawdę jest nam potrzebna. Podobnie jest w "Machinie latającej", gdzie pewnego dnia cesarz Chin zostaje poinformowany o nowym latającym wynalazku, ale mimo zachwytu postanowił stracić wynalazcę, żeby nikt się o tym nie wiedział i nie wykorzystał w celu ataku cesarstwa z powietrza. Tradycja i spokój to dwa elementy w tym opowiadania, które pokazują, że dają najwięcej szczęścia i równowagi człowiekowi.
Wypadałoby jeszcze nieco wspomnieć o wydaniu. Chociaż każdy, kto miał już do czynienia z serią Artefakty, bardzo dobrze wie, jak świetnie są wydane te książki. Twarda okładka, dobry papier, tasiemka w formie zakładki, świetna ilustracja na froncie od niezawodnego Darka Crayona, która przyznam szczerze początkowo nie za bardzo przypadł mi do gustu, ale po przeczytaniu książki muszę oddać autorowi, że naprawdę cholernie inteligentnie i subtelnie oddał jej klimat względem treści. Mistrzostwo. Wszystkie opowiadania przełożyło dwoje tłumaczy, w tym Paulina Braitera, która dla mnie osobiście jest niezawodna i gwarantuje zawsze tekst przetłumaczony na najwyższym poziomie. Całość po raz kolejny prezentuje się wyśmienicie.
"Kroniki marsjańskie. Człowiek ilustrowany. Złociste jabłka Słońca" to niby takie bardziej klasyczne science fiction, ale tak naprawdę dla każdego. Nie ma tutaj zdefiniowanego czytelnika, do którego konkretnie byłby skierowany ten zbiór, nie licząc może samych fanów autora, bo nie ma tutaj ściśle mowy o technologii, wyprawach, kosmosie i wszystkim tym związanym z science fiction. Fantastyka to tylko element dodatkowy służący za lepsze oddanie historii o ludziach. Jest to naprawdę bardzo dobra i równa książka, która oprócz zapewnienia świetnej lektury na kilka godzin także porusza, pobudza wyobraźnie, zachwyca i daje do myślenia. Jak napisał wydawca na tyle okładki Ray Bradbury to 'jeden z najpopularniejszych dwudziestowiecznych pisarzy amerykańskich, który poruszał [i ciągle to robi] wiele pokoleń czytelników niezwykle nastrojowymi i urzekającymi opowieściami'. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Polecam bardzo!
Serdeczne podziękowania Wydawnictwu Mag za podesłanie mi tej książki. ;)
Kroniki... też już czytałem ale chętnie do nich wrócę. Rok kończę Stephensonem ale nowy zacznę Rayem. Jak to dobrze, że pojawiają się u nas takie książki.
OdpowiedzUsuńZajebiste. Dla mnie to serio jest mistrzostwo i zbiór nad zbiory. Pozostałe słabsze nieco, ale tylko nieco. Ray potrafił pisać krótkie formy bardzo dobrze i jak mało kto.
UsuńOoo, już je dorwałeś! Ja pewnie dopiero jakoś w styczniu-lutym, ale bardzo się cieszę na tę lekturę :)
OdpowiedzUsuńI bardzo Ci się spodoba. Jestem pewien. Czekam na opinie zwłaszcza do Kronik.
UsuńDwa zbiory pesymistyczne, ale na koniec widzę daje coś na otuchę :) Zainteresowałeś mnie tymi zbiorami. Też chętnie po nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńAle te Kroniki to jest bardzo specyficzny zbiór. No tego nie da się naprawdę opisać. Dla mnie to arcydzieło, bo inaczej to trudne do zdefiniowania. :)
UsuńArcydzieło? No, no, wysoka ocena. Będę musiała sprawdzić :)
UsuńKoniecznie. ;)
UsuńTy to galopujesz z tymi Artefaktami. Ja dopiero książkę odebrałam, ale kiedy ją przeczytam... :D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą te daty w obecnych czasach są trochę abstrakcyjne. ;) :D
" Historie, które dzieją się chronologicznie latami, zaczynając od pierwszej wyprawy w styczniu 1999 roku, która rozpoczęła długoletnie starania skolonizowania Marsa zakończone w 2026."
No ja uwielbiam Artefakty. Dla mnie to lepsza seria niż Uczta. Bardziej w moim guście. Ale Uczty też sporo czytałem i mam.
UsuńHehe, no tak, trochę to mały zakres, ale kiedy on to pisał, jakoś w latach 50, 60. bodajże. Niemniej i tak mu się tam udało coś przewidzieć. Na pewno zachowania ludzkie. Niestety nie dożył 2026, żeby zobaczyć, ile ogólnie przewidział.
Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń