piątek, 6 lutego 2015

WIDMOPIS - David Mitchell [recenzja]


Wydawnictwo: Mag
 Tytuł oryginału: Ghostwritten
Liczba stron: 432
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna
Moja ocena: 4/6

"Dzieło przypadku"

Po raz pierwszy styczność z Davidem Mitchell miałem za sprawą "Atlasu chmur", najgłośniejszej książki autora, która była świetna zarówno pod względem fabularnym, jak i konstrukcyjnym. Potem przyszła kolej na rewelacyjną powieść "Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta", która zawładnęła mną bez reszty. Widmopis, czyli trzeci kontakt z Mitchellem, nie był już tak rewelacyjny, ale dalej nie jestem w stanie odmówić sobie stwierdzenia, że Pan Mitchell ma fenomenalny styl, który zawładnie jeszcze niejednym czytelnikiem.

Książka została podzielona na dziewięć opowieści, o podobnej liczbie stron, i krótki epilog. Właściwa akcja zaczyna się na Dalekim Wschodzie, na Okinawie, a potem czytelnik przemieszcza się w różne części świata, do Tokio i Honkongu, przez Mongolię, miasta europejskie (Petersburg i Londyn), aż po same Stany Zjednoczone. Autor rzuca nas w historie swoich bohaterow w różnych etapach ich życia, bez wyjaśnień i bez żadnego wprowadzenia. Czytamy o młodym zamachowcu metra, sprzedawcy sklepu muzycznego, który przeżywa swoją pierwszą miłość, zgorzkniałym prawniku, o bezimiennej i steranej życiem kobiecie, która doznała wielu krzywd, a obecnie prowadzi herbaciarnię na drodze na Świętą Górę, o mężczyźnie, który potrafił transmigrować, szajce oszustów, którzy zajmowali się kopiowaniem obrazów, o zadłużonym pisarzu, który dostaję szansę na wyjście z dołka finansowego, a także o pewnym bardzo inteligentnym naukowcu i prezenterze radiowym, który prowadzi nocną audycję swojej stacji.

Każda z tych historii napisana jest w nieco inny sposób, w innej narracji, innym językiem, dotyczy różnych etapów życia i całkowicie różnych bohaterów. Nie potrafimy się z nimi zżyć, bo czytamy tylko fragmenty ich życia; na nic więcej autor nam nie pozwala, ponieważ przerzuca nas od jednej opowieści do kolejnej. Ciężko jest też jednoznacznie określić, o czym dokładnie jest ta książka.  Elementem wspólnym jest uczucie niepokoju i zagrożenia, oraz nadchodzącej klęski, które towarzyszą bohaterom. W każdej z opowieści zachodzi pytanie o stan i kondycję człowieka. Jednak największą rolę odgrywa chyba tutaj dzieło przypadku. Wszystkie wydarzenia opisywane w tych dziewięciu historiach dzieją się w bardzo zbliżonym do siebie czasie, i to właśnie przypadkowość sprawia, że losy bohaterów z różnych historii krzyżują się ze sobą, w mniejszym lub większym stopniu, co powoduje, że tworzy się tutaj pewna logiczność i prowadzi do wielkiego finału, który nie będzie przyjemny dla każdego z nich.

Podobny zabieg przenikania się nawzajem różnych historii autor zastosował w "Atlasie chmur", który jest książką jeszcze bardziej dopracowaną i złożoną, dlatego też czytając Widmopis ma się wrażenie, że już coś podobnego się kiedyś czytało, ale na nieco wyższym poziomie. Warto zaznaczyć, że Widmopis jest debiutancką książką autora, wobec czego można przymknąć oko na to, że książka znajduje się w cieniu znacznie popularniejszej pozycji autora, znanej także z ekranu, która jednak została napisana później. Nie mogę jednak powiedzieć, aby podobała mi się każda z tych dziewięciu historii, bo tak nie było. Warstwa fabularna jest czymś, co szczególnie przykuwa moją uwagę i jest dla mnie ważna, więc w przypadku zbioru opowiadań, czy nowel, na ogół zawsze trafi się coś słabszego, co psuje ogólny obraz. Nie podobała mi się też masa literówek w książce, których nie sposób nie zauważyć, ale to już nie wina autora. Samo wykonanie książki jest za to bardzo ładne i estetyczne i świetnie prezentuje się na półce.

Cała książka zajęła mi nieco więcej czasu, chociaż nie jest specjalnie gruba. To przez ten podział na 9 części. Po przeczytaniu niemal każdej z nich nie bardzo miałem ochotę sięgać po następną, albo dlatego, że chciałem pomyśleć o tym, czym nawiązywała do poprzednich, albo po prostu nie miałem czasu przeczytać w pełni kolejnej, a szkoda mi było przerywać w połowie opowieści i wracać do niej dopiero na drugi dzień, więc się powstrzymywałem. Niewątpliwą frajdą było doszukiwanie się wzajemnych powiązań między wszystkimi opowieściami, a to nie wszystko, bo czytelnik, który ma już za sobą "Atlas chmur" doszuka się także pewnych drobnych elementów, które dotyczą tej książki.

Czy warto sięgnąć po Widmopis? Jak najbardziej tak, bo chociaż fabuła nie jest najmocniejszą stroną tej książki to jednak stanowi solidną podstawę do rozważań nad sensem życia człowieka i dziełem przypadku, który czasem pomaga, a czasem komplikuje te życie. I jeszcze ta zabawa dotycząca wyszukiwania wzajemnych powiązań, która przypadnie do gustu pewnie niejednemu czytelnikowi. Moim skromnym zdaniem przygodę z Davidem Mitchellem warto zacząć właśnie od tej książki, by zauważyć ewolucję autora sięgając potem po rewelacyjny "Atlas chmur", a Ci czytelnicy, którzy mają to już za sobą, bez namawiania sięgną po Widmopis sami i też będą zadowoleni. 

Za udostępnienie mi tej książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Mag. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz