sobota, 11 października 2014

TROPICIEL DUCHÓW - William Hope Hodgson [recenzja]


Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Tytuł oryginału: Carnacki The Ghost-Finder
Seria: Biblioteka Grozy
Wydawnictwo: C&T
ISBN: 978-83-7470-242-3
Liczba stron: 224
Gatunek: Horror
Moja ocena: 3+/6





Po Lovecrafcie, Blackwoodzie, Jamesie, Machenie i Bradburym, przyszła pora na kolejnego klasyka grozy - Williama Hope'a Hodgsona. Nie było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem, bo wcześniej poznałem go już za sprawą cienkiego, aczkolwiek bardzo dobrego "Domu na granicy światów", który był do pary z opowiadaniem "Wieprz", znajdującym się również w tym zbiorze.

Hodgson to angielski klasyk opowiadań grozy, których napisał niewiele, ponieważ zginął jako oficer artylerii na I wojnie światowej. Zanim jednak się to stało zdążył spędzić na morzu 8 lat opływając kulę ziemską i napisać kilka opowiadań, które zachwalał sam Lovecraft. Zbiór "Tropiciel duchów", wydany przez Wydawnictwo C&T, składa się z dziewięciu opowiadań, gdzie głównym bohaterem jest Carnacki, znany jako tropiciel duchów, który opowiada swoim przyjaciołom przygody, jakie mu się przydarzyły. Niemal wszystkie opowiadania wiążą się z nawiedzeniem. Mamy zatem nawiedzony przedmiot, który zabijał ludzi; nawiedzoną komnatę, gdzie o pewnej porze ktoś walił mocno do drzwi, a pościel lądowała w jednym z rogów komnaty; nawiedzony dwór, w którym pojawiała się tajemnicza kobieta i dziecko; nawiedzony statek, na którym znajdował się Carnacki. Jest też opowiadanie o unikalnej książce oraz najlepsza opowieść ze zbioru pt. "Wieprz", która traktuje o pewnej postaci, którą prześladują przerażające sny, gdzie pojawiają się świnio-podobne stworzenia i ją straszą.

Za każdym razem Carnacki jakoś wychodzi cało z zagrożenia i opresji, do czego przyczynia się głównie elektryczny pentagram i zaklęcia z tajemniczej księgi “Manu­skryptu Sig­sanda”, którymi się posługuje. Nie zawsze jednak tajemnicze nawiedzenia zostają w pełni zrozumiałe, wobec czego główny bohater może jedynie drogą dedukcji dochodzić do ich prawd.

Nie jest to powalający na kolana zbiór, o którym mógłbym powiedzieć, że się zachwycałem podczas czytania. Są lepsze z serii BG, które warto poznać, ale czasu spędzonego nad nim na pewno nie uważam za stracony, bo klimatu starych opowiadań klasyków grozy nie jest w stanie podrobić żaden ze współczesnych pisarzy horroru, choćby nie wiem jak się starał. Natomiast sama seria "Biblioteki Grozy" jest dla fana grozy tym, czym dla fana fantasy i sf seria "Uczty Wyobraźni", czyli czymś, co warto poznać, jeśli chce się mieć do czynienia ze sławną i poważaną przez innych klasyków grozy literaturą. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz