Tytuł oryginału: The Collected Short Stories of Philip K. Dick, volume 4: Minority Report
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 575
Gatunek: Science fiction
Moja ocena: 5/6
"Przygody z szalonym geniuszem"
Philip K. Dick to jeden z najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych pisarzy fantastyki. Autor, który miewał dziwne wizje, był paranoikiem, uznawał za swoich największych wrogów Richarda Nixona i Stanisława Lema, uważał się za ofiarę eksperymentów rosyjskich służb specjalnych, widział na niebie wielką boską twarz a w naszyjniku na szyi jednej z kurierek dostarczających mu przesyłkę upatrywał się znaku od samego Boga. Według wielu źródeł nadużywał narkotyków i alkoholu i zachowywał się jak szaleniec. Wynajmował szopę, gdzie z dala od rodziny i bliskich, w całkowitej samotności, spędzał czas i pisał mnóstwo opowiadań i powieści, które ciekawią i budzą kontrowersje wśród krytyków, inspirują młode pokolenia i sprawiają olbrzymią przyjemność rzeszom czytelników na całym świecie.
Raport mniejszości to czwarty z pięciotomowego zbioru "Opowiadania zebrane Philipa K. Dicka", który składa się z 18 opowiadań fantastycznych. Wszystkie napisane zostały w latach 1954-1963, czyli w okresie, kiedy autor tworzył zdecydowanie najwięcej. Zbiór otwierają dwie przedmowy. Pierwsza to "Philip K. Dick i rosyjski poślizg w czasie" Nikołaja Karajewa, który pisze o wydawaniu Dicka w Rosji i o niektórych dziełach i twórcach fantastyki rosyjskiej. Druga jest przedmową James Tipreee Jr. do wydania amerykańskiego. Niestety tym razem obyło się bez przedmowy polskiego autorstwa, które to dotychczas zawsze pojawiały się we wszystkich książkach PKD, i były zdecydowanie bardziej wartościowsze niż te od Rosjanina i Amerykanki.
Czekałem na ten zbiór z wielkim zainteresowanie głównie z uwagi na tytułowe opowiadanie Raport mniejszości, które posłużyło za materiał do ekranizacji Spielberga o tym samym tytule. Jest to jeden z moich ulubionych filmów, który oglądałem nie raz na długo przed tym, nim poznałem Dicka, i nie miałem nawet pojęcia, że to ekranizacja i ktoś taki jak Dick w ogóle istnieje. I jest to zdecydowanie jedno z najlepszych opowiadań z tego zestawienia.
.
Prekrym to instytucja prewencji kryminalnej, która przeciwdziała popełnianiu zbrodni, eliminując lub łapiąc sprawcę, zanim ten jeszcze dokona przestępstwa (najczęściej zabójstwa). Pomaga w tym trójka prekognitów, ludzi zdeformowanych i niedorozwiniętych, ale o niezwykłych paranormalnych zdolnościach przewidywania przyszłości, którzy podłączeni są do maszynerii komputerowej licznymi kablami, dzięki czemu każda ich wizja trafia do komputera, zostaje przetworzona i pojawia się na dwóch kartach imię i nazwisko przyszłej ofiary i zbrodniarza. John Anderton to szef Biura Prewencji Kryminalnej, który dostaje pod swoje skrzydło przyszłego zastępcę - Eda Witwera. Zapoznaje go z całą maszynerią i systemem i tego samego dnia niespodziewanie pojawia się przetworzona wizja prekognitów, gdzie znajduje się jego nazwisko jak przyszłego zabójcy. Jego ofiarą ma być komendant policji, którego Anderton w życiu na oczy nie widział. Szef Biura Prewencji Kryminalnej wie, że to spisek, żeby zrzucić go szybciej ze stołka i wyeliminować, ale żeby to udowodnić musi dostać się do samych prekognitów i systemu, który jest chroniony, a na dodatek ma na karku policję, która bardzo szybko dowiaduje się, że John pojawił się na karcie i zaczyna go ścigać.
Obejrzałem sobie ponownie film po tym opowiadaniu i chociaż jest ono bardzo dobre, muszę powiedzieć, że to Spielberg uczynił tę historię bardziej emocjonującą, ciekawą i smakowitą. I przede wszystkim też bardziej rozwiniętą, bo więcej jest na temat samej maszynerii, życia prywatnego Andertona, jego ucieczki czy na temat samych prekognitów. Ale czy jestem zawiedziony dziełem pisanym? W żadnym wypadku. Tylko zdecydowanie lepiej byłoby w tym przypadku najpierw przeczytać mniej treściwe opowiadanie, a potem bardziej rozwiniętą ekranizację, która nie oczernia krótszej formy, tylko nadaje jej większej wartości i blasku.
Poza tym znajduje się jeszcze siedemnaście opowiadań, gdzie przeczytamy na przykład o świecie opanowanym przez sieć i zautomatyzowane fabryki (Autofab), o przybyszu z przyszłości, który chce naprawiać sprzęt jeszcze niewynaleziony (Serwisant), o ekonomiście z rządu, który jest prekognitą i cierpi na lęk przed spadaniem, który został wywołany przez wydarzenia z przyszłości (Mechanizm pamięci), kosmonautach wracających z wyprawy na Marsa, którzy zostają zabici, bo okazują się kosmitami podszywającymi się pod prawdziwą, już nieżyjacą załogę i cięgle próbują dostać się między ludzi na Ziemi, ale im się nie udaje (My, odkrywcy), niebezpiecznej zabawce edukacyjnej i terapeutycznej (Gra wojenna), o podróżniku, który cofnął się w czasie do roku 1954, gdzie spotkał takich autorów jak Bradbury, Bloch, St, Clair, Heinlein, Clingerman i Asimov (Pająk wodny) czy o człowieku posiadającym niezwykły talent paranormalny do układania piosenek o ludziach naprawdę istniejących i przewidywaniu tego, co im się przytrafi (I co zrobimy z Raglandem Parkiem?). "Czas wesołej Pat" to z kolei opowiadanie, które stało się inspiracją Dicka do napisania jednej z najlepszych jego powieści, czyli „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”. Podobnie zresztą było z "Na modłę Yancy'ego", które przyczyniło się do powstania książki „Prawda półostateczna”.
Trudno jednoznacznie orzec, czy autor tworzył lepiej krótsze, czy dłuższe formy swoich opowieści. Mi w każdym razie czyta się rewelacyjnie i jego opowiadania, i powieści, i obie uważam, że są na najwyższym poziomie. Philip K Dick to autor niesamowity, utalentowany, kontrowersyjny, tajemniczy, inspirujący i zachwycający swoimi wizjami, opisami spustoszeń świata i rodzaju ludzkiego, kreacjami bohaterów ludzkich, zmutowanych, o paranormalnych zdolnościach, ciągle gnębionych przez autora i poddawanych desperackim próbom, ciągłych zmagań z przeciwnościami i dążeniu do zrozumienia świata. Niewiele czytam opowiadań, a to już trzeci zbiór tego autora, który mam za sobą i czytało mi się świetnie. Został jeszcze jeden, na który czekam z niecierpliwością, a was, zwłaszcza tych, którzy opowiadań unikają, zachęcam do zapoznania się z jakimkolwiek zbiorem autora, żeby przekonać się, że krótka forma może zachwycać równie dobrze, a nawet czasem i lepiej, aniżeli powieść. ;)
Opowiadania zebrane:
1. Krótki, szczęśliwy żywot brązowego oksforda
2. Wariant drugi
3. Kopia ojca
4. Raport mniejszości
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis!
Szybko sprawę ogarnąłeś. Ja jestem w trakcie lektury i na razie mam odczucia podobne jak w przypadku poprzednich zbiorów Dicka. Wszystkie jego opowiadania są na swój sposób fascynujące, ale nie wszystkie dobre. A że do tytułowego Raportu jeszcze nie dotarłem, to trudno powiedzieć mi, czy Spielberg zrobił to lepiej, ale ostatecznie bym się nie zdziwił :)
OdpowiedzUsuńNa ogół mam tak, że czytam opowiadania równorzędnie z powieścią, czyli 1-2 opowiadania danego dnia + powieść. Ale czekałem na jedną książkę, a nie chciałem zaczynać czegoś innego, więc przez chwilę skupiłem się tylko na tym i tak szybko poleciałem z tymi opowiadaniami. :) Póki co dla mnie najlepszy był zbiór "Wariant drugi". Ale nie czytałem jeszcze tomu 1, który muszę nadrobić. Też uważasz, że krótkie formy dorównują powieściom u Dicka?
UsuńNiektóre z pewnością, inne zdecydowanie nie :D Dick ma kilka takich powieści w swoim dorobku, takich naprawdę z najwyższej półki, jak Ubik, czy Człowiek z wysokiego zamku, że żadne jego opowiadanie, moim zdaniem, nie mogło by się z nimi równać. Ale, podobnie jak Ty, nie ogarnąłem jeszcze 1 tomu opowiadań.
UsuńTo samo można powiedzieć o powieściach, że nie każda dorównuje opowiadaniu. :) Ale to nie ważne.
UsuńWłaśnie kurde "Raportu" jako filmu jeszcze nie dokończyłem. Musiałem w połowie oglądania przerwać (co mi się wybitnie nie podobało, nie lubię przerywać, a do tego film był mega ciekawy) i się jeszcze nie zebrałem. A Dicka miałem okazję czytać, więc wiem, że jeszcze bardziej warto sięgnąć po zbiór i zobaczyć jak na kartach wygląda. :)
OdpowiedzUsuńW połowie przerwać? Jedyne, co może Cię usprawiedliwić to goła panna, która weszła w tym momencie. :P
UsuńPowiem tak, jeszcze mnie do Dicka nie ciągnie, ale w końcu mnie na niego skusisz :)
OdpowiedzUsuńWiesz co znaczy Dick po polsku? Przeczytaj sobie swoją wypowiedź po podstawieniu tłumaczenia. :D Ja kiedyś pisałem recenzję rozpoczynając zdanie od "Zawsze kiedy sięgam po Dicka..." i zdecydowałem się zmienić to zdanie. Hahaha. :D
UsuńYkhm, wiem, ale dwuznaczności w powyższym wyznaniu nie planowałam :P
UsuńHahaha, wiem, śmieję się. Ale ogólnie zawsze bawiło mnie te jego nazwisko. Kiedyś w pracy miałem taką sytuację, że musiałem zadzwonić do klienta Adama Fiuta, wybrałem numer, nie zobaczyłem jakie nazwisko. Dzwonię, odbiera. Podczas przedstawiania się zacząłem czytać i pytam "Czy rozmawiam z Panem Adameeemmm....z Panem Adamem?" Nie chciało mi przejść przez język. :D Śmiał się, bo skumał o co chodziło.
UsuńHaha, a wiesz, że w szkole, w której uczyłam, był chłopiec o takim samym nazwisku? Akurat nie w klasach, z którymi miałam zajęcia, więc nie wiem, jak to wyglądało faktycznie, ale mogę się domyślać, że na pierwszych lekcjach zawsze było wesoło ;)
UsuńDo końca życia myślę, że ma wesoło. ;) Kiedyś czytałem artykuł o nietypowych nazwiskach i było np. "Roman Niewiem". Czaisz jakie jaja muszą być jak go pytają o dane, zanim zerkną do dowodu? :P
UsuńChciałabym to zobaczyć :D
UsuńJa też. Zwłaszcza jak koleś jest wstawiony. :P
UsuńMnie Dick kusi, ale najpierw drugi tom opowiadań Herberta i całą Diunę. Później mogę pomyśleć o tym autorze :)
OdpowiedzUsuńPolecam. na bank Ci się spodoba. ;)
UsuńNie czytałam opowiadania "Raport mniejszości", ale film widziałam i w sumie nie dziwi, że ekranizacja jest bardziej rozbudowana. Opowiadanie ma ograniczoną "pojemność", a tym samym nie da się w tej formie zbytnio rozwinąć wszystkich wątków. Wydaje mi się, że opowiadanie ma przekazać jedną, konkretną wizję. Film daje w tym względzie większe możliwości :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, ale wiesz, są takie opowiadania, które mają po 30 stron, i takie, któe mają po 200. Te jest zdecydowanie krótsze. :)
UsuńOpowiadanie 200-stronicowe? Hmm... powiedziałabym, że to już bardziej taka minipowieść ;)
UsuńNo dla mnie to akurat ani nie opowiadanie, ani nie mini-powieść, a nowela. Ale każdy różnie to odbiera. W każdym razie warto ogarnąć i jedno, i drugie, ze wskazaniem , że najpierw tekst, a potem wizualizacja na ekranie TV. :)
UsuńA chciała zamówić ten zbiór! Byłam już tuż, tuż, ale jednak stwierdziłam, że sobie odpuszczę. Teraz trochę żałuję, chociaż mam jednego Dicka w domu i pewnie od niego zacznę:)
OdpowiedzUsuńA czemu odpuściłaś? Jakiego?
UsuńSpietrałam :P Po prostu przestraszyłam się, że jednak mi się nie spodoba, że będę męczyć te opowiadania etc. Ale jeszcze nie mówię nie :) A mam "Człowieka z wysokiego zamku".
UsuńŁap się za "Człowieka". Jak się spodoba, to będziesz żałowała odpuszczenia opowiadań, a jak się nie spodoba to będziesz miała ulgę, że nie straciłaś czasu. ;)
UsuńZa każdym razem jak czytam Twoją recenzję Dicka mówię sobie, że koniecznie muszę go przeczytać. Raczej nie uda mi się w tym roku bo planuję teraz "uderzyć" w Sandersona i skończyć w końcu Wegnera :).
OdpowiedzUsuńStary, to są książki po 250-350 (nie licząc opowiadań), które się czyta 2, maks 3 dni, bo nie są pisane makiem. Spróbuj koniecznie. Kolejny klasyk po Brunnerze, którego trzeba koniecznie poznać. :) Ale dwa kolejene nazwiska mnie cieszą, fajnie jak się ma podobne gusta i ludzie z blogosfery widzą u siebie recenzje podobnych książek, tym bardziej gdy się wie, że miało się na to niejako wpływ. :)
Usuń