poniedziałek, 24 kwietnia 2023

CHŁOPAKI ANANSIEGO - Neil Gaiman [opinia]

Tytuł oryginału: Anansi Boys
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Liczba stron: 356
Gatunek: Fantasy
Moja ocena: 4/6





 Pamiętam jak sięgnąłem po raz pierwszy po książkę Gaimana, którą było nie co inne jak "Amerykańscy Bogowie", którymi się zachwyciłem. Czytałem potem jego książki jak leci, co tylko wpadło w ręce w bibliotece, a później i w księgarni. Powieść "Chłopaki Anansiego" wpadła kilka lat później do mojej domowej biblioteki razem z "Amerykańskimi..." w kapitalnych obwolutowych okładkach autorstwa Irka Koniora. Obie te książki są ze sobą luźno powiązane za sprawą postaci boga pająka Anansiego i jego dwóch synach, więc nie trzeba w ogóle czytać ich w podobnym czasie. Czy jednak kontynuacja dorównała rewelacyjnym "Amerykańskim bogom"?

Gruby Charlie nigdy nie przepadał za swym ojcem, więc gdy tylko dorósł, wyprowadził się z dala od rodziny z Florydy do Londynu, gdzie miał dość nudne, ale spokojne życie. Bez większych sukcesów pracował w różnych firmach, ale znalazł sobie narzeczoną – Rosie, z którą -  pomimo niechęci ze strony przyszłej teściowej – zamierzał wziąć ślub. Naciskany przez swoją dziewczynę, niechętnie zadzwonił do Ameryki, żeby zaprosić swojego ojca na własny ślub. Dowiedział się  jednak wtedy od sąsiadki, niejakiej pani Higgler, że jego ojciec właśnie zmarł. 

Wybierając się na pogrzeb Charlie uzyskał niezwykłą informację od wiekowych przyjaciółek ojca, że jego ojciec nie był zwyczajnym człowiekiem, lecz jakoby afrykańskim bogiem-pająkiem Anansim. A żeby tego było mało Charlie ma brata, o którym nigdy nie słyszał. Już w Londynie w dość nieprawdopodobny sposób zaprasza do siebie swego brata – Spidera. A ten przewraca całe jego życie do góry nogami. Zajmuje pokój w jego mieszkaniu, odbija mu dziewczynę Rosie i umiejętnie straszy szefa, który postanawia zemścić się na Charliem. Młody bohater zaczyna żałować, że jest synem boga pająka i ma brata, którego nie chce mieć. Jednak przekona się, że pozbycie się Spidera i odwrócenie się od własnego rodu wcale nie będzie takie łatwe.

Długo nie sięgałem po "Chłopaków...", bo myślałem, że są mocniej związani z "Amerykańskimi...", toteż odkładałem tę lekturę do czasu, aż ponownie sięgnę po opus magnum Gaimana, które przeczytałem kilka tygodni temu znowu. I właściwie już teraz bardzo żałuję, bo raz - jak wspomniałem - niewiele je łączy i można czytać osobno, a dwa, że kontynuacja jest zwyczajnie słabsza i nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak "Amerykańscy...". Nie wiem czy to jest kwestia tego, że zbyt dużo oczekiwałem od kontynuacji, mając na uwagę rewelację poprzedniczki, czy już nie potrafię się tak zachwycić specyficznym Gaimanem jak niegdyś. Faktem jest, że książka jest oryginalna, co w sumie nie powinno ani trochę dziwić, jeśli zna się prozę tego autora. Ciekawy wątek dwóch braci i ojca boga. Kilka fajnych scenek. Dobre dialogi. Ale to w zasadzie tyle. Nie czułem tej magii, brakowało mi więcej powagi w tej niby dorosłej fantasy i czegoś, co by mnie zachwyciło. Czy żałuję lektury? Na pewno nie, bo Gaimana zawsze fajnie, lekko, płynnie i miło się czyta. To taka naprawdę przyjemna powieść do odetchnięcia od czegoś o mocniejszym, ambitniejszym, głębszym przekazie i na pewno z książek Amerykanina nie zrezygnuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz