Tytuł oryginału: We Are Legion (We Are Bob)
Cykl: Bobiverse, tom: 1
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Liczba stron: 323
Gatunek: Science fiction, space opera, military science fiction
Moja ocena: 4/6
"Jak Bob podbijał kosmos"
Bob Johanson był niegdyś właścicielem firmy software InyerGator. Kiedy postanowił ją sprzedać, stał się milionerem i liczył, że od tej pory będzie korzystał z życia pełnymi garściami. Najpierw jednak zdecydował się podpisać umowę z firmą CryoEterna, która po jego śmierci ma mu odciąć i zamrozić głowę, żeby w przyszłości, kiedy nadejdzie technologiczny postęp, móc go przywrócić do życia. Niestety pech chciał, że Bobowi długo nie było pisane nacieszyć się milionami, bo uległ śmiertelnemu wypadkowi. Kiedy zgodnie z podpisaną umową nadeszła chwila na jego powrót do życia, obudził się po stu latach i zorientował, że nie jest już człowiekiem i nie ma zbyt wielu praw. Został przeniesiony do komputera w postaci sztucznej inteligencji i jego zadaniem jest sterowanie międzygwiezdną sondą kosmiczną w celu poszukiwania planet możliwych do zamieszkania. Nie będzie to jednak łatwe, bo wiele innych mocarstw ma także swoje sondy i ten sam cel, który zamierzają zrealizować za wszelką cenę...
Fajnie jest, kiedy czytając sporo książek danego gatunku, ciągle zdarza się sięgnąć po coś, co ma w sobie jednocześnie cechy znane i klasyczne oraz coś nowego i pomysłowego, co zaskakuje i czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Fabuła powieści Taylora zaczyna się od śmierci głównego bohatera, co w sumie specjalnie odkrywcze nie jest. Jednakże w większości książek dalsza fabuła zazwyczaj toczy się na zasadzie retrospekcji, żeby przedstawić co wydarzyło się znacznie wcześniej i doprowadziło do samej śmierci bohatera. Tutaj po śmierci Boba akcja toczy się dalej, bo sam bohater dostaje ‘nowe życie’ na zasadzie przeniesienia do komputera i w pierwszoosobowej narracji przedstawia, co dalej. Oczywiście przeniesienie świadomości do komputera, androida czy innego robota też już było (chociażby w niedawno wydanej powieści "Starość Aksolotla" naszego rodzimego autora, Jacka Dukaja), ale bohater Taylora nie poprzestaje na dalszej egzystencji tylko w jednej roli i w jednej postaci. Szybko dochodzi do tego, jak wykorzystać swoją zapisaną na dysku wersję kopii osobowości i sam zaczyna tworzyć kolejnych Bobów, którzy zaczynają działać na większą skalę w firmie, która ma do niego prawa, a z czasem i w całym kosmosie.
Autor zdecydował się w bardzo ciekawy sposób przedstawić jak sztuczna inteligencja może przejmować kontrolę nad własnym ja, samokopiować się i kształtować wraz z kolejnymi jej wersjami, które powstałe na podstawie jednego źródła danych zaczynają nabierać innych cech osobowości i różnić się między sobą. Czy będą dały się kontrolować i umiały ze sobą współpracować, czy będą się buntować? Czy uda im się stworzyć wspólnie potęgę i podbić kosmos, czy doprowadzą do chaosu i zniszczenia? Czy stworzą coś nowego i niewyobrażalnego, czy będą tylko tworzyć kolejne kopie siebie wpadając w błędne koło? Tego już czytelnik dowie się sam sięgając po tę książkę.
Z racji, że jest to space opera akcja toczy się niemal w całości w kosmosie i zawiera charakterystyczne cechy tego gatunku. Sporo technologii, specyficznej terminologii, maszyn, statków, podróży kosmicznych, przeskoków w czasie itp. Toczy się też tutaj walka ziemskich mocarstw o podbój kosmosu, więc bohater ciągle narażony jest na niebezpieczeństwo ze strony innych mocarstw posiadających swoje własne sposoby i zasoby, które poznajemy. Autor wiele razy nawiązuje albo bezpośrednio wplata w fabułę elementy zaczerpnięte z pop kultury przeważnie fantastyki (najwięcej do Star Treka, którego jest chyba wielkim fanem, natomiast ja niespecjalnie i momentami irytowało mnie, że nazbyt często do tego Star Treka nawiązuje), i prowadzi fabułę w zabawnym i często sarkastycznym tonie. Chwilami przypominała mi bardzo popularną i dobrze przyjętą przez szersze grono książkę "Marsjanin" Andy'ego Weira, co może ucieszyć wielu czytelników.
Jednakże fabuła, chociaż pomysłowa, a jej czytanie sprawia przyjemność i czyta się z zainteresowaniem, nie jest niestety pozbawiona wad. Sporo jest tutaj uproszczeń – nie ma wyjaśnień lub rozwinięcia niektórych naukowych czy technologicznych kwestii, co powoduje jednocześnie niedosyt, rozczarowanie i poczucie, że fabuła jest znacznie mniej realistyczna, niż może się na pierwszy rzut wydawać. Powiedziałbym, że to taka przygodowa science fiction zrealizowana w bardzo klasycznym stylu, czyli taka napuszona naukowym słownictwem, zaawansowanymi technologiami, niby inteligentnie napisana i wybitna, ale tak naprawdę lekka i prosta, bo ma zwyczajnie bawić i dobrze się czytać, niekoniecznie nazbyt mocno wysilając szare komórki. Niemniej jednak, jeśli przymknie się na to oko to na pewno nie rozczarowywuje i czyta się bardzo dobrze.
Nasze imię Legion, nasze imię Bob to zabawne, pomysłowe, mocno przygodowe i lekkie science fiction łączące ze sobą cechy space opery i militarnego sf. Zabarwione sarkastycznym tonem i koncepcyjnie przedstawione na szerszą skalę z pewnością spodoba się wielu fanom gatunku i tym czytelnikom, którym przypadł do gustu "Marsjanin" Weira.
Bobiverse:
1. Nasze imię Legion, nasze imię Bob
Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.
Faktycznie szkoda, że zabrakło tu wyjaśnień dla niektórych poruszanych naukowych zagadnień. Ja z pewnością bym się pogubiła.
OdpowiedzUsuńNie pogubisz się, to jest bardziej kwestia urozmaicająca lekturę, rozwijająca ją. Bez tego jest po prostu lekka. ;)
UsuńA mnie naprawdę zachęca ten wątek samoświadomości sztucznej inteligencji.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę dobra i ciekawa książka. Jeśli lubisz space opery i SI to na pewno jest dla Ciebie. ;)
UsuńBardzo ciekawy debiut! Książka lekka, przyjemna ale nie głupia czy naiwna. Objętość też w sam raz. Ja skojarzeń z Marsjaninem nie miałem. Jeśli ktoś szuka innych powieści SF zwróconych bardziej w stronę przygody i akcji polecam cykl Interdependency Johna Scalziego. Właśni pojawił się u nas drugi tom.
OdpowiedzUsuńTak, masz rację. W sumie to z mojego przedostatniego akapitu może wynikać, że trochę za bardzo naiwna, co często było domeną w klasykach fantastyki, ale bynajmniej nie o to mi chodziło porównując do klasyków - tylko o te wiesz, takie pisanie o CZYMŚ MEGA NIESAMOWITYM, ZASKAKUJĄCYM i NIEPRAWDOPODOBNYM w oczach autor, który chce ten sam efekt wywołać u czytelników, ale niekoniecznie jest w stanie potwierdzić niektóre kwestie niezbitymi dowodami jak Stephenson na przykład. Ogólnie książka dobra, ale mnie tak nie zachwyciła. Początkowy pomysł fajny, a potem zbyt dużo było takiego kombinatorstwa na szeroką skalę i kwestii, które mniej mnie interesowały, co po prostu czytałem może nieznudzony, ale i niezachwycony. Dlatego nie wiem, czy sięgnę po drugi tom. Chyba tylko jak będę po reckach widział, że jest lepszy i naprawdę wart sięgnięcia.
UsuńTen cykl Scalziego to nie jest przypadkiem ten, który podobny jest do "Wiecznej wojny" Haldemana? Pamiętam jak on sam we wstępie do Haldemana z Rebisu pisał, że podejrzewali go o kopiowanie Haldemana, a on (Scalzi) w ogóle "Wiecznej wojny" nie czytał.
Zgadzam się, że to po prostu solidna pozycja bez genu wybitności. Ale kompetentna i uczciwa wobec czytelnika. W sensie, że daje tyle ile obiecuje. I w to, mam wrażenie, autor celował. Nie mamy tu wygórowanych a potem niespełnionych ambicji, powieść nie szwankuje bo coś nie wyszło. Osobiście tego oczekiwałem i tego spodziewałem się po przeczytanych opiniach i jestem z tym spoko. Nie każda powieść sf musi wytaczać najcięższe działa ;) Przynajmniej nie dla mnie.
UsuńNie powiem Ci na 100% ale myślę, że nie. Interdependency to coś zupełnie innego niż Haldeman. Spiski, zdrady, trochę akcji, trochę tajemnicy, zręcznie to wszystko skonstruowane i sprawnie opisane. Wczoraj skończyłem drugi tom i już chciałbym dostać w łapy trzeci :) Podejrzewam, że Tobie chodziło o "Wojnę starego człowieka" (jeszcze nie czytałem ale nadgonię bo Scalzi mnie zainteresował), widziałem, że Paweł z seczytam nie tak dawno to recenzował.
Kupiłem jakiś czas temu w ebooku, bo miejsca na regale już od dawna brak. Widzę kolejną pozytywną recenzję, więc muszę koniecznie niedługo znaleźć czas na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńRaczej przypadnie Ci do gustu. ;)
UsuńTa lekkość i prostosta mimo naukowego słownictwa bardzo do mnie przemawiają. ;) Za dużo jeszcze nie przeczytałam, ale od początku ta książka jest swojska, widać, że pisał ją pasjonat i taki nerd. ;)
OdpowiedzUsuńNo i ten... atakują klony, będą nas miliony? :D
P.S. Dzień dobry po przerwie ;)
Hehe, żebyś wiedziała, że z pewnością nerd. :P Ale książka w porządku.
UsuńZobaczysz sama, jak się posuniesz z lekturą dalej. ;)
PS: Pamiętam i fajnie że wróciłaś. ;)