piątek, 22 maja 2020

NASZE IMIĘ LEGION, NASZE IMIĘ BOB - Dennis E. Taylor [recenzja]

Tytuł oryginału: We Are Legion (We Are Bob)
Cykl: Bobiverse, tom: 1 
Wydawnictwo: Mag
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Liczba stron: 323
Gatunek: Science fiction, space opera, military science fiction
Moja ocena: 4/6

"Jak Bob podbijał kosmos"

Bob Johanson był niegdyś właścicielem firmy software InyerGator. Kiedy postanowił ją sprzedać, stał się milionerem i liczył, że od tej pory będzie korzystał z życia pełnymi garściami. Najpierw jednak zdecydował się podpisać umowę z firmą CryoEterna, która po jego śmierci ma mu odciąć i zamrozić głowę, żeby w przyszłości, kiedy nadejdzie technologiczny postęp, móc go przywrócić do życia. Niestety pech chciał, że Bobowi długo nie było pisane nacieszyć się milionami, bo uległ śmiertelnemu wypadkowi. Kiedy zgodnie z podpisaną umową nadeszła chwila na jego powrót do życia, obudził się po stu latach i zorientował, że nie jest już człowiekiem i nie ma zbyt wielu praw. Został przeniesiony do komputera w postaci sztucznej inteligencji i jego zadaniem jest sterowanie międzygwiezdną sondą kosmiczną w celu poszukiwania planet możliwych do zamieszkania. Nie będzie to jednak łatwe, bo wiele innych mocarstw ma także swoje sondy i ten sam cel, który zamierzają zrealizować za wszelką cenę...

Fajnie jest, kiedy czytając sporo książek danego gatunku, ciągle zdarza się sięgnąć po coś, co ma w sobie jednocześnie cechy znane i klasyczne oraz coś nowego i pomysłowego, co zaskakuje i czyta się z rosnącym zainteresowaniem. Fabuła powieści Taylora zaczyna się od śmierci głównego bohatera, co w sumie specjalnie odkrywcze nie jest. Jednakże w większości książek dalsza fabuła zazwyczaj toczy się na zasadzie retrospekcji, żeby przedstawić co wydarzyło się znacznie wcześniej i doprowadziło do samej śmierci bohatera. Tutaj po śmierci Boba akcja toczy się dalej, bo sam bohater dostaje ‘nowe życie’ na zasadzie przeniesienia do komputera i w pierwszoosobowej narracji przedstawia, co dalej. Oczywiście przeniesienie świadomości do komputera, androida czy innego robota też już było (chociażby w niedawno wydanej powieści "Starość Aksolotla" naszego rodzimego autora, Jacka Dukaja), ale bohater Taylora nie poprzestaje na dalszej egzystencji tylko w jednej roli i w jednej postaci. Szybko dochodzi do tego, jak wykorzystać swoją zapisaną na dysku wersję kopii osobowości i sam zaczyna tworzyć kolejnych Bobów, którzy zaczynają działać na większą skalę w firmie, która ma do niego prawa, a z czasem i w całym kosmosie.

Autor zdecydował się w bardzo ciekawy sposób przedstawić jak sztuczna inteligencja może przejmować kontrolę nad własnym ja, samokopiować się i kształtować wraz z kolejnymi jej wersjami, które powstałe na podstawie jednego źródła danych zaczynają nabierać innych cech osobowości i różnić się między sobą. Czy będą dały się kontrolować i umiały ze sobą współpracować, czy będą się buntować? Czy uda im się stworzyć wspólnie potęgę i podbić kosmos, czy doprowadzą do chaosu i zniszczenia? Czy stworzą coś nowego i niewyobrażalnego, czy będą tylko tworzyć kolejne kopie siebie wpadając w błędne koło? Tego już czytelnik dowie się sam sięgając po tę książkę.

Z racji, że jest to space opera akcja toczy się niemal w całości w kosmosie i zawiera charakterystyczne cechy tego gatunku. Sporo technologii, specyficznej terminologii, maszyn, statków, podróży kosmicznych, przeskoków w czasie itp. Toczy się też tutaj walka ziemskich mocarstw o podbój kosmosu, więc bohater ciągle narażony jest na niebezpieczeństwo ze strony innych mocarstw posiadających swoje własne sposoby i zasoby, które poznajemy. Autor wiele razy nawiązuje albo bezpośrednio wplata w fabułę elementy zaczerpnięte z pop kultury przeważnie fantastyki (najwięcej do Star Treka, którego jest chyba wielkim fanem, natomiast ja niespecjalnie i momentami irytowało mnie, że nazbyt często do tego Star Treka nawiązuje), i prowadzi fabułę w zabawnym i często sarkastycznym tonie. Chwilami przypominała mi bardzo popularną i dobrze przyjętą przez szersze grono książkę "Marsjanin" Andy'ego Weira, co może ucieszyć wielu czytelników.

Jednakże fabuła, chociaż pomysłowa, a jej czytanie sprawia przyjemność i czyta się z zainteresowaniem, nie jest niestety pozbawiona wad. Sporo jest tutaj uproszczeń – nie ma wyjaśnień lub rozwinięcia niektórych naukowych czy technologicznych kwestii, co powoduje jednocześnie niedosyt, rozczarowanie i poczucie, że fabuła jest znacznie mniej realistyczna, niż może się na pierwszy rzut wydawać. Powiedziałbym, że to taka przygodowa science fiction zrealizowana w bardzo klasycznym stylu, czyli taka napuszona naukowym słownictwem, zaawansowanymi technologiami, niby inteligentnie napisana i wybitna, ale tak naprawdę lekka i prosta, bo ma zwyczajnie bawić i dobrze się czytać, niekoniecznie nazbyt mocno wysilając szare komórki. Niemniej jednak, jeśli przymknie się na to oko to na pewno nie rozczarowywuje i czyta się bardzo dobrze. 

Nasze imię Legion, nasze imię Bob to zabawne, pomysłowe, mocno przygodowe i lekkie science fiction łączące ze sobą cechy space opery i militarnego sf. Zabarwione sarkastycznym tonem i  koncepcyjnie przedstawione na szerszą skalę z pewnością spodoba się wielu fanom gatunku i tym czytelnikom, którym przypadł do gustu "Marsjanin" Weira

Bobiverse:
1. Nasze imię Legion, nasze imię Bob


Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.




11 komentarzy:

  1. Faktycznie szkoda, że zabrakło tu wyjaśnień dla niektórych poruszanych naukowych zagadnień. Ja z pewnością bym się pogubiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pogubisz się, to jest bardziej kwestia urozmaicająca lekturę, rozwijająca ją. Bez tego jest po prostu lekka. ;)

      Usuń
  2. A mnie naprawdę zachęca ten wątek samoświadomości sztucznej inteligencji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę dobra i ciekawa książka. Jeśli lubisz space opery i SI to na pewno jest dla Ciebie. ;)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy debiut! Książka lekka, przyjemna ale nie głupia czy naiwna. Objętość też w sam raz. Ja skojarzeń z Marsjaninem nie miałem. Jeśli ktoś szuka innych powieści SF zwróconych bardziej w stronę przygody i akcji polecam cykl Interdependency Johna Scalziego. Właśni pojawił się u nas drugi tom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. W sumie to z mojego przedostatniego akapitu może wynikać, że trochę za bardzo naiwna, co często było domeną w klasykach fantastyki, ale bynajmniej nie o to mi chodziło porównując do klasyków - tylko o te wiesz, takie pisanie o CZYMŚ MEGA NIESAMOWITYM, ZASKAKUJĄCYM i NIEPRAWDOPODOBNYM w oczach autor, który chce ten sam efekt wywołać u czytelników, ale niekoniecznie jest w stanie potwierdzić niektóre kwestie niezbitymi dowodami jak Stephenson na przykład. Ogólnie książka dobra, ale mnie tak nie zachwyciła. Początkowy pomysł fajny, a potem zbyt dużo było takiego kombinatorstwa na szeroką skalę i kwestii, które mniej mnie interesowały, co po prostu czytałem może nieznudzony, ale i niezachwycony. Dlatego nie wiem, czy sięgnę po drugi tom. Chyba tylko jak będę po reckach widział, że jest lepszy i naprawdę wart sięgnięcia.

      Ten cykl Scalziego to nie jest przypadkiem ten, który podobny jest do "Wiecznej wojny" Haldemana? Pamiętam jak on sam we wstępie do Haldemana z Rebisu pisał, że podejrzewali go o kopiowanie Haldemana, a on (Scalzi) w ogóle "Wiecznej wojny" nie czytał.

      Usuń
    2. Zgadzam się, że to po prostu solidna pozycja bez genu wybitności. Ale kompetentna i uczciwa wobec czytelnika. W sensie, że daje tyle ile obiecuje. I w to, mam wrażenie, autor celował. Nie mamy tu wygórowanych a potem niespełnionych ambicji, powieść nie szwankuje bo coś nie wyszło. Osobiście tego oczekiwałem i tego spodziewałem się po przeczytanych opiniach i jestem z tym spoko. Nie każda powieść sf musi wytaczać najcięższe działa ;) Przynajmniej nie dla mnie.

      Nie powiem Ci na 100% ale myślę, że nie. Interdependency to coś zupełnie innego niż Haldeman. Spiski, zdrady, trochę akcji, trochę tajemnicy, zręcznie to wszystko skonstruowane i sprawnie opisane. Wczoraj skończyłem drugi tom i już chciałbym dostać w łapy trzeci :) Podejrzewam, że Tobie chodziło o "Wojnę starego człowieka" (jeszcze nie czytałem ale nadgonię bo Scalzi mnie zainteresował), widziałem, że Paweł z seczytam nie tak dawno to recenzował.

      Usuń
  4. Kupiłem jakiś czas temu w ebooku, bo miejsca na regale już od dawna brak. Widzę kolejną pozytywną recenzję, więc muszę koniecznie niedługo znaleźć czas na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta lekkość i prostosta mimo naukowego słownictwa bardzo do mnie przemawiają. ;) Za dużo jeszcze nie przeczytałam, ale od początku ta książka jest swojska, widać, że pisał ją pasjonat i taki nerd. ;)
    No i ten... atakują klony, będą nas miliony? :D
    P.S. Dzień dobry po przerwie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, żebyś wiedziała, że z pewnością nerd. :P Ale książka w porządku.
      Zobaczysz sama, jak się posuniesz z lekturą dalej. ;)
      PS: Pamiętam i fajnie że wróciłaś. ;)

      Usuń