Tytuł oryginału: Good Morning, Midnight
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 271
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna, postapokalipsa
Moja ocena: 4+/6
"Samotność, która łączy"
Samotność od kilkunastu lat jest jednym z najpopularniejszych zjawisk występujących w życiu człowieka. Kiedyś doskwierała ona przeważnie ludziom nieśmiałym, starszym, owdowiałym czy sierotom, którzy stali się samotnymi przez wydarzenia od nich niezależne. Od jakiegoś czasu tyczy się też w dużej mierze ludzi młodych, którzy samotni stają się z wyboru, bo na przykład uważają, że życie w pojedynkę jest tańsze i mniej zobowiązujące albo spędzają więcej czasu w domu przed komputerem i aktywnie udzielają się na portalach i serwisach społecznościowych, czyli w wirtualnym życiu tworząc w ten sposób złudne więzi z pozostałymi osobami, których nie widzą w prawdziwym życiu. Jednak samotni czują się też ludzie, którzy mają wielu przyjaciół, a mimo to z żadnym z nich nie ma tak mocnej więzi, która sprawiałaby, że czuliby się szczęśliwi i spełnieni. Można zatem być samotnym na wiele sposobów i spotkać się z tym zjawiskiem na każdym kroku.
Samotności w nietuzinkowej fabule swojej książki przedstawia także Lily Brooks-Dalton, nieznana mi dotąd autorka amerykańskiego pochodzenia. Urodziła się i wychowała w południowym Vermoncie i do tej pory napisała dwie książki. Pierwszą z nich są wspomnienia zatytułowane "Motorcycles I've Loved", a najnowsza to Dzień dobry, północy, która została już przetłumaczona na pięć języków i o niej właśnie opowiem.
Augustine to naukowiec, który od najwcześniejszych lat młodości poświęca się życiu zawodowemu izolując się od ludzi i uciekając od nawiązywania z nimi głębszych więzi. Od wielu lat bada gwiazdy w różnych placówkach naukowych. Obecnie siedemdziesięcioletni już uczony przebywa w obserwatorium Barbeau na Arktyce. Przebywa tam samotnie, bo jakiś czas temu do placówki dotarły informacje o zbliżającej się katastrofie i konieczności opuszczenia tego miejsca. Wszyscy naukowcy uciekli, a on jeden nie chciał i został sam na kole podbiegunowym otoczonym zewsząd jedynie surową naturą, bez żadnego człowieka.
Sully w tym samym czasie przebywa z pięcioosobową załogą na statku kosmicznym "Aether", która wyruszyła w celu zbadania Jowisza. Po wykonaniu zadania chcą wrócić z powrotem na Ziemię, ale członkowie załogi tracą wszelką łączność z centrum kontroli lotów i całą ludnością ziemską. Sully nie chce jednak dać za wygraną i ciągle szuka dowolnego sygnału, który pozwoliłby jej nawiązać kontakt z kimkolwiek z Ziemi i wrócić do domu.
Dzień dobry, północy to powieść, która w zasadzie ma jeden główny temat łączący Sully i Augustine, czyli wspomniana właśnie samotność. On przebywa na skutej lodem Arktyce samotnie patrząc w gwiazdy i czekając na nadejście upragnionej nocy polarnej. Ona przebywa miliony kilometrów nad nim zewsząd otoczona niezliczoną przestrzenią kosmiczną. Co prawda przebywa tam jako członek sześcioosobowej załogi, ale tak naprawdę czuję się tam zupełnie samotna. Oboje dzieli zatem ogromna przestrzeń, ale łączy wysoka inteligencja, wykształcenie z astronautyki, poświęcenie życia prywatnego dla kariery i związane z tym osamotnienie. Lily Brooks-Dalton ukazuje nam ich losy stosując naprzemienną narrację przerywając często w kluczowym momencie, żeby zaostrzyć ciekawość.
Dzień dobry, północy nie jest literaturą science fiction, bo ani nie przedstawia kwestii naukowych i technologicznych dotyczących kosmosu, ani nie mówi nam o jaką dokładnie katastrofę chodzi i jakie są przyczyny, które ją wywołały. Nie wiadomo też jednoznacznie, co stało się ze środowiskiem i pozostałą ludnością na Ziemi. Obie te kwestie sprawiają, że nie działa to pozytywnie na realność wydarzeń, bo czytelnik w żaden sposób nie może zastanowić się czy taka apokaliptyczna wizja ma szansę się kiedykolwiek spełnić. Jednak kwestia katastrofy jako takiej nie jest tutaj specjalnie istotna. Autorka stworzyła jakąś podstawę, żeby odizolować od siebie ludzi i stworzyć przejmującą historię dwojga osób, których łączy samotność, tęsknota, żal i walka o przetrwanie. Walka, której będziemy świadkami i przekonamy się jak Sully i Augustine sobie z tym poradzą. Oboje są samotni, ale zdeterminowani. Czy łączy ich coś jeszcze? Czy uda im się przetrwać? O tym przekonacie się już sami. ;)
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl
Oj, zdecydowanie nie dla mnie, chociaż gdyby to tło związane z katastrofą zostało lepiej zarysowane, to mogłabym się skusić. Nawet nie chodzi o konkretne postapo, bo to nie taka literatura, ale na jakichś konkretniejszych fundanentach wypadałoby zbudować tą relację dwójki głównych bohaterów. Odpuszczę...
OdpowiedzUsuńTo jedna pozycja mniej z listy potrzeb. :P
Usuń