Wydawnictwo: Agencja Reklamowo-Wydawnicza VECTRA
Liczba stron: 406
Gatunek: Thriller kryminalny
Moja ocena: 5/6
"Dziwna sprawa w Cleveland"
Jednym z moich czytelniczych postanowień noworocznych było poznać i poczytać w tym roku trochę nowej rodzimej literatury. I poczytałem, chociaż nie było tego zbyt dużo. Do tej pory dali mi się poznać z dobrej strony Tomasz Fijałkowski (Antipolis) i Jakub Ćwiek (Ciemność płonie). Całkiem niedawno sprawdziłem też niezwykle popularnego w ostatnim czasie Zygmunta Miłoszewskiego (Uwikłanie), który okazał się być rzeczywiście bardzo dobrym pisarzem i bez wątpienia sięgnę po kolejne dwie części z prokuratorem Szackim. W następnej kolejności przyszedł czas na już mniej znanego autora, który dopiero zaczyna rozwijać skrzydła, ale przyznam szczerze, że mi zaimponował i jego książkę czytało mi się bardzo dobrze. Mam przy tym dziwne przeczucie, że ten nieznany mi dotąd autor w najbliższej przyszłości trafi do samej czołówki najbardziej znanych i cenionych polskich autorów thrillera i kryminału. Zobaczymy czy słusznie. ;)
Thomas Arnold, a właściwie Arnold. R. Płaczek, to urodzony w Rybniku absolwent Śląskiego Uniwersytetu Medycznego na kierunku farmacja. Aktualnie mieszka w Rydułtowach i pracuje w swoim zawodzie. W dorobku literackim ma jak dotąd dwie pozycje, thriller medyczny (Anestezja) i thriller kryminalny (33 dni prawdy). Kolejna jego książka, Tetragon, to kontynuacja cyklu detektywistycznego tej drugiej - z detektywami Adamsem i Rossem w roli głównej - i z nią właśnie przyszło mi się zmierzyć.
W nieoczekiwanych okolicznościach znika jeden z synów Bernarda McAleera,wiceszefa policji w Cleveland. Na miejscu zbrodni, w domu pewnego narkomana, znajdują ślady krwi Erica McAleera, czyjś włos i nieżyjącego owada. Sprawa zostaje przyznana Jamesowi Adamsowi. Zleca on dokładną analizę miejsca zbrodni i włosa. Sam zaś konsultuje się z entomologiem na temat martwego owada. Okazuje się, że martwy owad to szarańcza, niewystępująca w tej części kraju, a włos pochodzi od córki szefa działu zabójstw policji. Wszystko to powoduje powstanie szeregu pytań niezwykle ciężkich do wyjaśnienia. Sytuacji nie ułatwia fakt, że od tej chwili zaczyna ginąć coraz więcej osób ze środowiska policyjnego, co ma związek z tą sprawą. Tylko problem jest taki, że nikt nie ma pojęcia, co to ma wszystko wspólnego ze sobą i o co tu właściwie chodzi?
Pierwsze co sobie pomyślałem, jak zobaczyłem okładkę do tej książki, to że wiele osób uzna, że wygląda jakby ją ściągnięto z horroru klasy B lub niższej. Klimatyczna, owszem - lubię takie, bo mam pełno starych wydań Mastertona, Herberta i Smitha z wydawnictw Amber i Phantom Press, których za nic bym nie oddał, i czytało mi się świetnie - ale jeśli ktoś się sugeruje okładkami przy zakupie to wielu osobom nasunie się na myśl, że w środku nie będzie zbyt ciekawie i zachęcająco. Wiem to, bo widzę i słyszę jak komentuje się okładki, które są ważnym i decydującym o zakupie elementem książki, który często przy kupnie przeważa nawet nad samym opisem w notce wydawcy. Dopiero po zapoznaniu się z treścią wychodzi czy ta piękna i zachwycająca okładka oddaje treść książki, czy była jedynie kolorowym wabikiem, który nijak ma się do treści. Moim zdaniem ta kwestia powinna być oczywista, a jednak często nie jest i otrzymuję książkę z ciekawą i bogatą treścią, ale ostatecznie beznadziejną okładką. Ta z "Tetragonu" w rezultacie okazała się być dobra, bo jest klimatyczna i za sprawą symboli, które na niej przedstawiono, wyraźnie oddaje treść książki, a o to w tym właśnie chodzi.
Jeśli zaś mówić o samej treści tej książki to jest ona ciekawa i, co najważniejsze, zręcznie skonstruowana, czym autor mi zaimponował, bo naszpikował ją taką ilością akcji, nieoczekiwanych zwrotów i wątków, że mocno obawiałem się o końcowy efekt. Myślałem, że początkującemu pisarzowi wyjdzie z tego taka papka i niepotrzebne kombinatorstwo, które ostatecznie spłycą całą fabułę i okaże się, że jest to tylko przeciętna książka, jakich wiele Nic bardziej mylnego. Stylowo Thomas Arnold mocno przypomina mi znanego bardzo dobrze fanom thrillera Cobena - po którego zresztą autor lubi na co dzień sięgnąć i poczytać - bo obaj potrafią zainteresować treścią książki i w trakcie lektury sprawnie wprowadzić twisty fabularne, które mogą zakręcić czytelnikiem. W konsekwencji wywołuje to poczucie, że autor zwodzi czytającego, ale ten jest z tego powodu bardzo zadowolony. Element zaskoczenia wyszedł autorowi w takim razie bez zarzutów. Fabuła jest też niczego sobie, mimo że momentami pachnie sztampą. Cytaty z biblii, najczęściej z Apokalipsy Świętego Jana, odłam religijny przeprowadzający drastyczne rytuały i modły, nawoływanie zła, pradawna księga, która zawiera wielkie tajemnice itp. To wszystko było już wiele razy w różnych książkach, więc nie wypada tutaj najlepiej, ale na szczęście nie jest tego za wiele.
Podobało mi się jeszcze bardzo to, że Thomas Arnold od początku do końca nie oszczędza swoich bohaterów, którzy giną wtedy, kiedy mają ginąć, i dostają po tyłku, jeśli im się należy. Szczególnie mocno daje popalić jednostkom policji, i to o różnym stopniu zaszeregowania. Nie ma znaczenia, czy kapitan, czy zwykły szeregowy. Dostaje się każdemu. I trupów będzie wiele. Właściwie to dosyć mocno wnikamy w strukturę policji, będąc świadkami procesu dochodzeniowo-śledczego, współpracy z innymi organami, policyjnych machinacji, czy nawet konfliktów i spięć między przełożonymi a podwładnym, i między samymi podwładnymi, partnerami i kolegami z pracy.
Sami bohaterowie nie są za bardzo rozbudowani psychologicznie. We wcześniejszych recenzjach pisałem, że nie przeszkadza mi to za bardzo w thrillerach i kryminałach, bo większą uwagę zwracam na przykład na intrygę i napięcie, które mi tutaj odpowiadały. Ale myślę, że mimo wszystko bohaterowie to element jeszcze do dopracowania przez autora w następnych książkach, jeśli mają pojawić się te same postaci, bo powinno się je wtedy znacznie lepiej poznać.
Reasumując. Książka bardzo dobra, ciekawa i wciągająca. Nie istotne jest to, że jest to kolejna pozycja z duetem detektywów, bo
spokojnie możecie ją czytać bez znajomości 33 dni prawdy. Jeżeli macie
okazję po nią sięgnąć to polecam. I nie sugerujcie się tym, że autor
mało znany i początkujący, a wydanie może nasuwać na myśl, że jest to tani i prosty thriller, jakich pełno na rynku. Ani jedno,
ani drugie nie ma kompletnie znaczenia, jeśli się po Tetragon już sięgnie i zacznie czytać, bo lektura zapewnia wystarczająco dużo rozrywki, aby po jej ukończeniu zacząć myśleć nad kolejną książką autora, którą będzie się chciało w przyszłości przeczytać.
Polecam jeszcze na koniec zapoznać się z filmikiem promocyjnym tej książki:
Za książkę, z dedykacją i autografem, dziękuję bardzo autorowi, Thomasowi Arnoldowi. ;)
Pisarz wart zainteresowania :) Podobała mi się ta recenzja, tak bardziej niż ostatnie - chyba dlatego, że jest taka bardziej "luźna" i nieco inna :)
OdpowiedzUsuńZ wymienionych w pierwszym akapicie podobał mi się tylko bardziej Miłoszewski, ze względu na fakt na lepsze dialogi i, że nie było tych sekt, obrzędów itp., bo ja się tego już naczytałem sporo w horrorach Mastertona i niekoniecznie chciałbym o tym czytać w nowych thrillerach, kryminałach. :) Fakt, że to na pewno nie moje ostatnie spotkanie z tym autorem może mówić sam za siebie, bo ja jestem przekonany, że Arnold się wybije na naszym rynku. :)
UsuńDzięki blogowaniu kojarzę wiele nazwisk polskich autorów, którymi zachwyca się bardzo wiele osób - Mróz, Puzyńska, Miłoszewski i kilka innych nazwisk, ale nie mam do nich pamięci :)
UsuńJednak najpierw chciałbym przeczytać więcej Agathy Christie, więc trzeba zwiększyć tempo jej czytania i no :P Ale ten miesiąc to samo fantasy głównie i wątpię bym przeczytał więcej niż 5-6 książek :)
Temu właśnie te blogowanie służy. :) Ja też o Mrozie i Miłoszewskim naczytałem się wiele dobrego na blogach osób, które odwiedzam.
UsuńCzekałem aż skończysz i opiszesz. :) No i się doczekałem. :)
OdpowiedzUsuńNo i co? Dobrze prawię? :P
UsuńŁo losie, jakimś cudem mi umknęła Twoja odpowiedź. :( Dobrze prawisz. :P A teraz poproszę złotą łopatę archeologa za odkopanie wątku z początku listopada. :D
UsuńHehehe, ale masz procesowanie zajebiste widzę. :D Skąd Ci się w ogóle wzięło na zaglądnięcie tutaj po takim czasie? :D
UsuńCoś mi ustawiło chyba najniższy priorytet dla tego procesu i dopiero dostał kwant mózgu. :D A bo sobie przypomniałem właśnie, że czytałem opinię o Tetragonie tylko potem zapomniałem zajrzeć, żeby zobaczyć czy nie zostawiłeś feedbacka. :P
UsuńDopiero od niedawna używam Google Keep to zapisywania gdzie ja w ogóle komentarz zostawiłem... :P
Sopko, zdarza się. :)
UsuńJa nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. Muszę się chyba z Tobą bardziej skumplować master of internet. :P
Jeśli Cię to pocieszy to ja do niedawna też nie miałem pojęcia, a odkryłem przypadkiem. :D Plusem niewątpliwie jest to, że ma apkę mobilną, w pełni zsynchronizowaną z główną apką - a na telefonie można też nagrywać notatki. :P System przepisuje to również na słowa, ale nie zawsze to działa. W każdym razie chcesz coś szybko zapisać to nagrywasz sobie na telefonie w kilka sekund i potem w domu przed PC masz wszystko dostępne (lub przez telefon, jak kto woli). :P Proste, a przydatne. :D
UsuńJa w ogóle nie korzystam z urządzeń mobilnych do pisania postów tutaj, rozmów na fejsie itp. To nie dla mnie, ja wolę na dużym ekranie, na spokojnie w domu. :)Ale z tego na kompie mogę korzystać dla ułatwienia czy to takie typowe urządzenie na mobilne maszyny?
UsuńBardzo się cieszę, że tak pozytywnie odbierasz tę książkę, bo ja także mam na jej temat jak najlepsze zdanie.
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki. :) Piszę szczerze tak, jak jest. Podoba mi się to widać. Nie podoba mi się to też piszę tak, żeby było widać. Ta książka jest bardzo dobra i to jest fakt. :)
UsuńPoza tym to witam serdecznie, bo chyba Cię tu jeszcze nie było, cyrysia. :)
Bardzo dobrze, że stawiasz na szczerość i bycie sobą. To się ceni. Dlatego tym bardziej jest mi miło, że podobnie jak ja, dostrzegasz potencjał w Arnoldzie.
UsuńDziękuję za ciepłe przywitanie. :)
Czasem to trudne, zwłaszcza jak się recenzuje książkę mając bezpośrednią styczność z autorem. Ale w przypadku Arnolda akurat nie było problemu, bo pisze dobrze i jestem pewien, że zabłyśnie na rynku już niedługo. :)
UsuńJa mam w planach serię recenzji polskich autorów :D już nawet trochę książek nazbierałam :p
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że czuję się zaintrygowana :D
Nie lubię tylko, jak polski autor pisze pod pseudonimem...
A mówi Ci coś niejaki Szymona Kruga? :P
UsuńDla mnie bez znaczenia. Nie wiem, co powodowało autorem, że wybrał pseudonim, podejrzewam że przez to, że akcje jego książek nie rozgrywają się w Polsce, więc pseudonim tez nie Polski. Mi to odpowiada, bo pisałem już kilka razy, że w rodzimej literaturze (fantastyka, thriller,horror) zawsze odpychało mnie czytania o akcji, która dzieje się na naszej ziemi, bo wolę czytać o Cleveland, które muszę sobie wyobrazić, a nie o Krakowie, który mogę w każdej chwili odwiedzić. Ćwiek i Miłoszewski to dwa wyjątki, które spróbowałem sprawdzić.
Mam jego książkę już w stosiku na niedługo :D
UsuńTak też myślałem. :)
UsuńBył czas, że nie tknęłabym kryminału polskiego autorstwa. Teraz jednak z coraz większą ochotą oddkrywam nowych polskich pisarzy, którzy są naprawę świetni w tym, co robią. Z miła chęcią przeczytam tę książkę:)
OdpowiedzUsuńCzyli miałaś podobnie jak ja. W tym roku się przełamałem i dałem szansę, i nie żałuję. Tetragon dobrym przykładem. :)
UsuńPoszukiwać jej chyba jakoś zasadniczo nie będę, ale dobrze wiedzieć, że gdyby przypadkiem mi się nawinęła w łapy, to mogę czytać bez większych obaw. Trochę sam opis fabuły mnie zdezorientował, ale chyba gdybym zabrała się do czytania, to bym to ogarnęła. Natomiast zaciekawił mnie bardzo thriller medyczny, bo rzadko natrafiam na książki z tego konkretnego podgatunku, a mam często na takie ochotę ;) Musze się tej Anestezji przyjrzeć...
OdpowiedzUsuńDokładnie, jak będzie w zasięgu, to warto sprawdzić. :) Też może kiedyś to sprawdzę. Mi się thriller medyczny kojarzy tylko z Tess Gerritsen, a nie przypominam sobie, abym czytał ten podgatunek thrillera.
UsuńMi thriller medyczny z Robin Cook i z Kliniką śmierci Cobena. Mało jest takich książek, ale oczywiście musiałam się zakręcić wokół jakiegoś niszowego nurtu :)
UsuńNie znam ani Robin Cook, ani Tess Gerritsen. Będzie trzeba nadrobić w przyszłym roku. :)
UsuńJak to się stało, że ja nie znam żadnej książki tego autora? Możliwe, że ten pseudonim mnie zmylił! Będę musiała nadrobić braki, bo jak widzę w dorobku już ma trzy książki ( i jak widzę przyjęte entuzjastycznie!). :)
OdpowiedzUsuńPisałeś w komentarzu, że wolisz, jak akcja dzieje się w miejscu, które możesz sobie wyobrazić. Ja natomiast lubię, jak doceniane są polskie krainy (ach, czuć ten dreszczyk mając świadomość, że wiem gdzie dzieje się akcja i sama tamtędy wędrowałam! ;)), dlatego Zajas u mnie prowadzi. ;) Zobaczymy, jak uplasuje się Arnold. :)
Nie, nie, pseudonim Cię nie zmylił, bo on pod nim pisze od początku i to też jest początkujący pisarz, więc może dlatego nie znasz. Ale niedługo zapewne będzie o nim głośniej. :)
UsuńNo właśnie powoli się przekonują do takiego tła wydarzeń i miejsca akcji osadzonego w naszym kraju. Czytałem Ćwieka z jego katowickim dworcem, który jest na wyciągnięcie ręki. Czytałem Miłoszewskiego i mi się podobało. Teraz chyba będzie w dalszej kolejności Mróz, który też chyba akcję prowadzi u nas? Ale nie jestem pewien. A Zajasa mam na półce pierwszą książkę, nawet podpisaną, i zastanawiałem się właśnie między nim A Miłoszewskim, którego wybrać.