Tytuł oryginału: Manchester United: The Biography: From Newton Heath to Moscow, the Complete Story of the World's Greatest Football Club
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 482
Gatunek: Biografia, sportowa
Moja ocena: 5/6
"Jestem Czerwonym Diabłem!"
Piłka nożna to dla mnie najpiękniejszy i najbardziej emocjonujący sport na świecie. Interesuję się nią od pamiętnych Mistrzostw Świata we Francji w 1998 roku, kiedy gospodarze wygrali z moją ulubioną Brazylią. Od tego też czasu piłka zagościła na trwale w moim życiu i oglądałem oraz - rzadziej - grałem, naprawdę wiele meczy. Fascynacja brazylijską drużyną kadrową przeniosła się na kluby, a właściwie jeden, do którego trafili najbardziej uwielbiani przeze mnie wtedy Brazylijczycy Ronaldo i Roberto Carlos. Oczywiście mowa o hiszpańskim gigancie Realu Madryt, który zawsze był, jest i do końca życia będzie w moim sercu i głowie na pierwszym miejscu, na dobre i na złe. Długo kibicowałem tylko im i nikomu innemu. Ale przyszedł czas, kiedy w moim życiu pojawiła się druga drużyna o cholernie mocnym charakterze i tradycji, która coraz mocniej oddziaływała na moje emocje i zacząłem jej niemal również mocno kibicować. To Manchester United, czyli jeden z najbardziej utytułowanych angielskich klubów, gigant na boiskach krajowych i światowych, ikona tego sportu i jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek, która ma miliony fanów rozmieszczonych na całej Ziemi. Do tej pory nie miałem okazji zapoznać się z żadną książką biograficzną na temat klubu, bo wiele faktów z przeszłości jest mi dość dobrze znanych. Ale niedawno pojawiła się świetna akcja marketingowa wydawnictwa, która promowała bardzo ciekawą książkę ulubionego przeze mnie klubu, więc za wszelką cenę musiałem ją mieć i przeczytać.
Manchester United. Diabelska biografia to książka napisana przez Jima White'a, dziennikarza i zagorzałego fana Czerwonych diabłów, który od dziecka związanych jest z Manchesterem, gdzie się wychował i uczył w jednej ze szkół, a futbol towarzyszył mu z trybuny Old Trafford. Pracował dla "The Independent" i "Guardiana", a teraz jest redaktorem "Daily Telegraph". Ma w swoim dorobku kilka książek o futbolu. Można więc zauważyć, że właściwy człowiek zabrał się za napisanie biografii angielskiego giganta, bo kto mógłby to zrobić lepiej, jeśli nie dziennikarz i fan klubu związany z nim niemal od zawsze. Warto jednak jednak podkreślić, że autor zachował się jako profesjonalista odkładając swoje silne uczucia do klubu i nie skupił się na samych superlatywach i pozytywnych momentach z historii klubu, ale przedstawiał wszystko od początku powstania klubu wraz ze wszystkimi wzlotami i upadkami, tragediami i triumfami, chwalebnymi i zawstydzającymi momentami z życia piłkarzy, trenerów, zarządców, działaczy strategicznych, marketingowych i wszystkich pozostałych ludzi związanych z klubem i jego historią. To sprawia, że lektura nie jest nużącą laurką, która wychwala cały klub wywołując odruch wymiotny z przesycenia, więc mogą po nią sięgnąć bez obaw nie tylko fani Czerwonych Diabłów, ale także fani innych klubów, piłki nożnej czy po prostu czytelnicy, których zainteresował bardzo rozpowszechniony na świecie wizerunek Manchesteru United.
White zaczyna od samego początku, czyli od powstania klubu, założonego w 1878 roku pod inną jeszcze wtedy nazwą Newton Heath, i systematycznie oraz wnikliwie przedstawia historię United do czasów obecnych. Poznamy pierwsze sukcesy i porażki, wielkości zarobków, zadłużenia i kredyty, warunki stadionowe i piłkarskie, marketingowe chwyty, kontrowersje, największych wrogów klubu ze strony piłkarzy, klubów i trenerów z Anglii i ze świata czy samych piłkarzy i całe zaplecze klubu. Przybliżone zostaną nam 'Dzieciaki' Matta Busby'ego (pierwszego z wielkich trenerów MU), wśród których najpopularniejsi i najlepsi byli Mark Jones, Eddie Colman, Duncan Edward czy złota trójca i pierwsze ikony tego klubu Law-Charlton-Best, a wiele lat potem pojawił się jeszcze lepszy skład Alexa Fergusona, najbardziej utytułowanego trenera diabłów, który miał w swoich szeregach między innymi Erica Cantonę, Ryana Giggsa, Petera Schmeichela, Edwina van der Sara, Paula Scholesa, Davida Beckhama, Roy'a Keane'a czy 'diabelskie trio R' w wykonaniu Ronaldo-Rooney-Ruud Nistelrooy. Poznamy mniej przyjemne chwile jak katastrofę w Monachium w 1958, kiedy zginęło aż ośmiu piłkarzy z wielkiego składu Busby'ego, spadek z ligi w 1974 roku, kontrowersyjne przejęcie klubu przez Amerykanina Malcolma Glazera, sporne kwestie trenerów z piłkarzami o finanse i zachowania na i poza boiskiem, kompletnie bezradnego Davida Moyesa, który przejął stery po Fergusonie i został dosłownie zmiażdżony przez oczekiwania wobec niego czy niesamowicie nudne i bezpłciowe mecze za czasów Van Gaala, których nawet najbardziej cierpliwi fani MU nie potrafili znieść. Ale zobaczymy też momenty najbardziej chwalebne, czyli długoletnią dominację w Anglii i Europie pod wodzą sir Alexa Fergusona, zdobyte dublety (mistrzostwo Premier League i FA Cup) czy największe osiągnięcie klubu The Treble, czyli potrójną koronę, gdzie do zwycięstwa ligi angielskiej i FA dołożyli jeszcze puchar Ligi Mistrzów pokonując w finale Bayern Monachium w jednym z najbardziej spektakularnych, emocjonujących i pamiętnych meczy w historii europejskich pucharów.
W Diabelskiej biografii mamy przedstawione wszystko to szczegółowo i wnikliwie, żeby bardzo dobrze poznać ten wielki klub i przekonać się, co przyczyniło się do tego, że stał się tak wielki, znany i szanowany. Bogata historia, która fascynuje i po jej przeczytaniu nie sposób się dziwić, że z badań przeprowadzonych w 2014 roku na prośbę działaczy klubu wyniknęło, że
fanów United jest na całym świecie około 75 milionów. Osobiście uwielbiam angielską ligę i chyba nawet bardziej wolę ją od hiszpańskiej, mimo że Real Madryt jest w moim sercu na pierwszym miejscu. Uwielbiam ją, bo to najbardziej emocjonująca i nieprzewidywalna liga, której towarzyszy tak mnóstwo wszystkiego: emocji, kibiców, wydarzeń sportowych i medialnych. Tutaj mamy największe bogactwo transferowe, najwięcej inwestorów, firm bukmacherskich, dziennikarzy, miliony przeznaczane na transfery i przebudowy stadionów, ściąganie najsilniejszych i najlepszych piłkarzy i trenerów. Wszystko to dlatego, że tutaj jest zawsze ciągła walka na boisku, stres, pot, łzy, pełno kontuzji, mecze emocjonujące nie tylko między najlepszymi, ale też tych potencjalnych spadkowiczów, którzy potrafią napsuć krwi United, Chelsea czy Liverpoolowi. W angielskiej piłce nie ma klubów słabych, każdy może wygrać z każdym i w jednym sezonie być na szczycie, a w następnym na samym dole tabeli. Ta liga jest tak niesamowita, że tego nie da się opisać. Możesz patrzeć sobie na ligę włoską, niemiecką czy francuską, ale jeśli myślisz, że są emocjonujące to zobacz kilka meczy angielskiej, a przekonasz się, że tam jest prawdziwy futbol dla najtwardszych i najsilniejszych, gdzie już wielu trenerów, piłkarzy i działaczy poległo i odbiło się jak od ściany, bo nie było w stanie wytrzymać tego tempa i poziomu. Sięgając po książkę White'a można więc poznać nie tylko historię Manchesteru United, ale także historię angielskiej piłki i przekonać się, dlaczego tak fascynuje miliony kibiców na całym świecie. Zabrakło mi tutaj tylko nieco więcej fotografii, żeby biografia była bardziej barwna i pokazała wizualne różnice sprzed lat w konfrontacji z czasami obecnymi. Ale to już mniej istotny szczegół.
Ta książka jest wyjątkowa z jeszcze dwóch powodów, o których wspomniałem lakonicznie na wstępie. Akcji marketingowej i jakości
wydania, która w przypadku wydawnictwa Sine Qua Non akurat zawsze mi się
podobała i nie miałem absolutnie nigdy żadnego zarzutu pod kątem ich książek. Twarda okładka, piękna
grafika nawiązująca zawsze wyraźnie do treści książki, dobry papier, odpowiednia
czcionka i akapity, bardzo dobra korekta i tłumaczenie. To w zasadzie normalne u nich. Ale wydawnictwu
zdarza się robić też czasem do tego ciekawe akcje związane z wydawaniem
swoich książek. Akcje, które nie tylko podkręcają marketing, ale także jeszcze
– a jednak można – bardziej podwyższają tą jakość i zainteresowanie. Akcja w przypadku tej książki
miała na celu „wspólne wydanie” jej z kibicami, na zasadzie zgłoszenia się
przez fanów Czerwonych Diabłów podając swoje imię, nazwisko i miasto, które zostaną
umieszczone na książce. Tak! Każdy, kto tylko się zgłosił miał okazję pojawić
się w tej książce i być częścią niej. Byłem szalenie ciekaw jak to wyjdzie, a
jako że jestem fanem MU byłem mega podjarany tą akcją i cholernie nie mogłem
doczekać się jej efektu. A ten jest piorunujący! Na zdjęciach w księgarniach tego nie widać, ale po wzięciu książki do ręki można zauważyć, że ta czerwono-żółta okładka składa się umieszczonych na niej osób, które zgłosiły się do akcji. Imiona, nazwiska i miasta widnieją na zewnętrznej i wewnętrznej części okładki oraz w środku książki na kilku stronach. Pierwsze co zrobiłem, jak do
mnie przyszła, to zacząłem szukać swojego nazwiska, które znalazło się w środku
książki i znalazł je mój ojciec – śmiałem się z tego, że wiedziałem, że tak
będzie, bo sam szukałem przez jakieś 20 minut aż mnie rozbolały oczy, więc tata
przejął książkę ode mnie i zaczął szukać tam, gdzie ja skończyłem… i znalazł!
Możecie sobie zobaczyć mnie w książce, jak ją kupicie oraz na załączonej tutaj fotografii. Jestem częścią „diabelskiej
biografii” mojego ulubionego klubu i jestem mega szczęśliwy z tego powodu! SQN chylę czoła i wielkie dzięki! ;)
Sięgając po książkę Manchester United. Diabelska biografia Jima White'a zostaniecie zabrani w niesamowitą podróż przedstawiającą historię jednego z największych i najbardziej
utytułowanych klubów w Anglii i na świecie, gdzie poczytacie o przebojowości, odwadze, nieustępliwości, wielkiej determinacji i ambicjach, wrogach z zewnątrz i wewnątrz klubu, gierkach psychologicznych, kłótniach i wojnach między menedżerami i zawodnikami, wzlotach, upadkach, tragediach, triumfach, kontrowersjach, najwspanialszych piłkarzach i trenerach, i
wielu niesamowitych chwilach, które zapisały się na zawsze w bogatej historii klubu z Old Trafford i całego futbolu. Książka obowiązkowa dla każdego fana Czerwonych diabłów. A dla całej reszty fanów ligi angielskiej i tego fascynującego sportu możliwość lepszego poznania wielkiego Manchesteru United.
Za otrzymaną książkę do recenzji oraz niesamowitą akcję marketingową umożliwiającą mi znaleźć się w tej w diabelskiej biografii serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non!
Zdecydowanie nie dla mnie. Ale z pewnością znajdzie wielu czytelników. Dobrze, że jest tak dobrze napisana.
OdpowiedzUsuńNie lubisz w ogóle piłki? :)
Usuń"Dobrze, że jest tak dobrze napisana"?
UsuńŻenada i poziom gimnazjum.
A już myślałem, że jak pojawiło mi się pojawienie o Twoim komencie to dlatego, że jesteś fanem MU i chcesz coś dopisać. :)
UsuńJestem fanem MU od 1993 roku i powiem ci szczerze, że nawet oglądałem książkę w "Ępiku". Pewnie nie kupię, bo nie mam miejsca w domu na nowe książki, a i czasu na czytanie brak. Mam właśnie wakacje i nieco nadrabiam zaległości, choć nie tak to sobie wyobrażałem. Raczej sięgam po niezbyt wyszukane książki, co by nie powiedzieć "kiepskie". Ale liczy się to, że nieźle i szybko się czyta. Machnąłem jakiś kryminał, później "Stukostrachy" Kinga (niezłe, bije na głowę większość "dokonań" Stefka po 2000 roku), a teraz czytam "Władcę pierścieni" Tolkiena. Ostatnio czytałem to z 20 lat temu i niewiele już pamiętam, poza ogólnym odczuciem, że słabizna. Powoli się wgryzam, w sumie na razie idzie nawet nieźle.
Usuńbtw. ukończyłem studia i jestem już prawnikiem ;) teraz będę się szykował do aplikacji... i znowu nauka, a na książki nie będzie czasu. "Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz" ;)
Ogólnie książka mogła być znacznie grubsza, bo historia MU jest jednak potężna i wiele by opowiadać. Tyle że moim zdaniem nie wyszło by jej to na dobre, bo im więcej statystyk, tym więcej znużenia się zakrada. Tym bardziej że to nie biografia jednej jednostki, tylko całego klubu, bo czytając np. historię takiego Jordana, którą też SQN wydało, to tam było stary 800 stron, a czytałem to z wypiekami. Mega wciągająca i motywująca książka, która bije na głowę nie jeden bestseller. A jaki nakręcony potem na siłkę latałem po tym. Świetna. Nie mniej jednak ta o MU bardzo dobra, bo porusza najważniejsze momenty i to dobrze opisane, nie po łebkach. Najwięcej oczywiście o Fergiem, ale to normalne. :) A już niedługo rusza angielska - w końcu, bo się kurewsko stęskniłem. Jak widzisz ich w tym sezonie? Moim zdaniem to będzie ich najlepszy rok od czasów bossa. Ten Lukkaku i Matic zrobią różnicę.
UsuńPowiem Ci szczerze, że ja kompletnie nie mam pojęcia, jaki Ty w ogóle masz stosunek do Kinga, bo średnio kojarzę Twoje wypowiedzi z jego wątku na GWKC. Najwięcej Cię tam było u Barkera i z niego CIę kojarzę. Ile SK czytałeś? I które ulubione?
A Władcę to i sam bym ponownie przeczytał, i może jeszcze w tym roku sięgnę ponownie.
NO to ładnie, gratuluję. :) To ja akurat coś w temacie czytam, bo sięgnąłem po "Kasację" Mroza. Bardzo wciągająca książka i widać, że Mróz się bardzo dobrze czuje w tym prawie, w końcu je skończył i jest najbardziej przekonujący kreśląc świat prawniczy.
O, to dobrze, że ostrzegasz. Tym bardziej wydaje się, że szkoda pieniędzy na powierzchowne liźnięcie tematu. 2 lata temu czytałem biografię Erica Cantony, dość szczegółowa i kładąca nacisk na jego młodość i późniejszą grę w Anglii. Polecam, choć i w tym przypadku przydałoby się jeszcze większej szczegółowości.
UsuńPowiem ci szczerze, że od kilku lat nie mam już takiego parcia na oglądanie footballu w tv. Patrzę raczej z doskoku, głównie jak trafiam mecz reprezentacji albo jakąś Ligę Mistrzów. Na bieżąco oglądam na smartfonie w aplikacji ekstraklasa.tv skróty meczów Pogoni Szczecin i... to w zasadzie wszystko. Męczy mnie to oglądanie, także dlatego że nie znam zawodników biegających po boisku :D Z "moich czasów" zostało już tylko kilku dziadków (np. Ibrahimovic), reszta to już albo trenerzy albo pijący emeryci ;) Przestało mnie to kręcić.
Nie wiem czy MU akurat w tym sezonie się odbuduje. Mam nadzieję, bo potencjał jest naprawdę duży. Chciałbym tylko, aby dali Mourinho więcej czasu niż Van Gaalowi, bo już widać że jest zauważalna poprawa w jakości gry. Drużynę często buduje się latami, więc oby władzom klubu nie zabrakło cierpliwości do tego chama i prostaka ;)
Wiesz, z Kingiem mam problem. Przez lata to był mój ulubiony pisarz, niestety czasy się zmieniły. Ja dojrzałem czytelniczo, a on obniżył loty (tak od około 1992-1993, czyli bodaj "Dolores" i "Gra Geralda") i już nie wzniósł się na ten poziom który prezentował w początkowej fazie swojej twórczości. To spowodowało, że nasze drogi się rozeszły. Po prostu uważam go za sprawnego, niezłego pisarza, który na początku pisał kapitalnie, a potem już tylko dobrze. Czyli coś jak architekt, który początkowo projektował drapacze chmur, a teraz już tylko wieżowce ;)
Generalnie przeczytałem ok. 55 książek, dokładnie nie wiem, nie chce mi się liczyć. Z "nowych" to tylko Ręka mistrza, Historia Lisey (najgorsza książka mojego życia), Pod kopułą (straszna słabizna). Złe zdanie mam też o "Mrocznej wieży" (nie czytałem tylko tego "Wiatru..."). Jest to przegadany gniot, nie warty papieru na którym został wydrukowany. Najlepsze książki? TO, Bastion, Christine, Uciekinier, Wielki marsz, Sklepik z marzeniami (kolejność dowolna), ale TO jest najlepszą rzeczą Kinga ever. btw. chyba w końcu sobie kupię własny egzemplarz, bo okładka filmowa jest najlepszą, jakiej ta książka w naszym kraju się doczekała. Czekam też na film, może nawet żonę zabiorę do kina :D
Eeee tam.. Mróz... Bzdurmistrz i struś pędziwiatr pisarstwa. Pisze i wydaje szybciej niż King, tylko niestety talentu zabrakło. Tylko czemu ludzie to kupują? Czemu utwierdzają go w przeświadczeniu, że powinien pisać szybciej, szybciej i jeszcze szybciej? Nie rozumiem.
To nie jest powierzchowne liźnięcie tematu. Bardzo dobrze się rozpisał na temat klubu, ale żeby napisać o wszystkim od A do Z to książka musiałaby mieć z 1000 stron i tym bardziej byś jej nie przeczytał, bo byłaby dla Ciebie zbyt nużąca. ;) A o ile się orientuję to właśnie ta pozycja jest jedną z najsolidniejszych. No ale wiadomo, jakbyś chciał wszystko to musiałbyś pokupować wszystkie pozycje i wtedy możesz być niemal pewien, że temat MU masz wyczerpany. ;)
UsuńTo ja nie. Ja od kilku lat, jak mnie kumpel zachęcił do angielskiej, jestem zafiksowany na jej punkcie. Kiedyś sporadycznie, najwięcej LM oglądałem i hiszpańskiej. Ale teraz przekładam nie raz mecz Realu, który wiem, że rozpieprzy większość klubów bez problemu, na rzecz meczu angielskiej, gdzie przeważnie zajebiście dużo się dzieje, jest pełno walki, nieustępliwości i gry do końca. Dla mnie angielska to liga nr 1, potem hiszpańska, potem nie interesuje mnie nic, jedynie z ciekawości śledzę wyniki najlepszych z niemieckiej, francuskiej i włoskiej, ale tylko dla orientacji, meczy nie oglądam, bo mnie nudzą.
Nie no, różnica u sterach Mourinho jest niepodważalna. Ja nie mogłem patrzeć na te mecze za czasów Van Gaala, to było nudne, paskudne i żałosne. Z żalem oglądałem te mecze i serio, nie życzę nikomu, żeby coś takiego przeżywał z ulubionym klubem, że oglądanie meczy to katorga. Na szczęście to już za nami. A ja myślę, że jak MU, którego nota bene nie cierpię, zrobi z nich na nowo Diabły. :)
No to sporo łyknąłeś tego Kinga. Masz rozeznanie znaczne. Dla mnie najlepsze to Bastion, Wielki marsz, Cmętarz, Dallas '63, Worek kości, Zielona mila, Skazani, Serca i właśnie MW, które po prostu pokochałem za kreację świata i Rolanda. Możesz sobie mówić, co chcesz, ale i tak nie podważy to mojego zdania na jej temat i cholerni czekam na ekranizację, aczkolwiek do kina nie wybiorę się z myślą, że to ekranizacja, która ma być wierna, tylko film czerpiący z dzieła Kinga, który będzie miał wiele dodane od siebie co zresztą sam reżyser komunikował. A na "To" też się wybiorę chętnie, bo myślę, że to może dołączyć do najlepszych ekranizacji Kinga. Mega klimatycznie się zapowiada w tych trailerach. Ale książka nie jest moją ulubioną, chociaż niewątpliwie jest to czołówka i bardzo dobrze mi się czytało.
A co Ty od Mroza czytałeś od A do Z, żeś taki mega anty, powiedz mi? :)
Nie do końca mnie zrozumiałeś. Nie chodzi mi o dane statystyczne czy inne nużące sprawy :) Ja generalnie bardzo lubię biografie, więc nawet spora ilość danych kompletnie mnie nie przeraża. Czytałem biografie Lenina, Stalina, Hitlera, Goebbelsa czy Trockiego, a każda z nich zbliżała się do 1000 stron. To jedne z najbardziej fascynujących podróży intelektualnych mojego życia. Z biografią MU też bym sobie poradził :) Zresztą, co można zawrzeć na niecałych 300 stronach? Ostatnie kilka lat, które z historii klubu raczej należałoby wymazywać ;) Myślę, że to taka pozycja żeby się wciągnąć w temat, a nie go wyczerpać. Taką książkę można napisać o Termalice Nieciecza, a nie o MU ;)
UsuńTu nie chodzi o fiksację na punkcie konkretnej ligi czy konkretnych meczów. Po prostu... może inaczej... Wiesz, jestem chyba od ciebie nieco starszy i już się spotkań piłkarskich w tv naoglądałem. Zresztą, dla mnie piłka nożna straciła sens w momencie, gdy z aktywnej gry odeszło pokolenie piłkarzy występujące w czasach mojej młodości. Jestem w stanie ci z pamięci wymienić skład np. Arsenalu czy Milanu sprzed wielu lat (chociaż im nie kibicowałem nigdy), a nie jestem w stanie podać nazwisk 2-3 piłkarzy grających w tych klubach obecnie. Ogarniam jeszcze nieco Barcę czy Real, ale inne kluby w ogóle. Poza tym, to co się teraz dzieje w piłce, przeraża mnie. Ponoć Neymar ma przejść do PSG za ponad 220 mln euro :/ Żenada. Stworzył się system, że bogaci się tylko liczą i w zasadzie nie będzie możliwości, aby w jakikolwiek sposób cokolwiek wygrać. W latach 80 czy 90 puchary europejskie potrafiły wygrać kluby biedniejsze i mniej znane. Obecnie wygrywają tylko wielkie kluby, które skupują najlepszych zawodników, niejako wypaczając sportową rywalizację. PSG też w końcu coś wygra, nie po to szejkowie wpompowali w ten klub miliony petrodolarów, aby nie cieszyć się pucharami w gablotce. Nie podoba mi się ten trend i niewątpliwie to się również przyczyniło do mojego słabnącego zainteresowania piłką, które w chwili obecnej raczej ogranicza się do sprawdzania wyników i sporadycznego patrzenia w ekran telewizora.
Fakt, sporo tego, ale w końcu czemu się dziwić, to sprawny pisarz. Co do MW, to każdy może mieć swoje zdanie, co nie zmienia faktu, że książka jest przegadana. Kreacja świata faktycznie jest świetna. Roland jako postać również super. IV tom w ogóle jest kapitalny i bije na głowę niektóre osobne powieści Kinga. Natomiast cały cykl jest przegadany i nielogiczny. Chodzi mi przede wszystkim o bzdury, które King tam wypisywał, np. w V albo VI tomie, gdy Susannah była uwięziona, to we własnym umyśle znalazła pomieszczenie z radioodbiornikiem i kręcąc pokrętłami komunikowała się ze swoimi towarzyszami :D To jeden z przejawów głupoty i braku wszelkiej logiki. Ale spoko - jeśli to ci się podoba, to mnie to zwisa i powiewa :) Każdy ma prawo do własnego zdania. Ja dawno to czytałem i z ogromną ulgą skończyłem. Nigdy więcej. Co nie zmienia faktu, że film (serial?) chętnie obejrzę. Nawet bardzo.
A trailery "TO" kapitalne. Nie mogę się doczekać. Mówię, że aż nabrałem ochoty na zakup tej książki, aby w końcu mieć ją w domu i móc znowu wrócić do Derry...
Słuchaj, z Mrozem mam problem. Nic jego nie czytałem i raczej nieprędko to się zmieni, chociaż może przeczytałbym "Kasację", aby faktycznie zweryfikować teorię kumpla o tym, że Mróz dość znacząco mija się z prawdą i wypisuje fikcyjne bzdury na potrzeby fabuły. Powiem ci jaki mam z nim problem. Przede wszystkim jeden najpoważniejszy, który w zasadzie dyskwalifikuje go na starcie. Mam podstawową zasadę: nie ufam nikomu, kto pisze więcej niż 1-2 książki rocznie. Zrobiłem właśnie tzw. risercz ;) i wyszło mi, że Mrozu napisał (a raczej wydał) w ciągu 5 lat (od 2013 do 2017) 23 książki (sic!). W samym obecnym roku wydał już 5, a jeszcze niemal pół roku przed nami! Daje to zawrotną średnią 4,6 książki rocznie, a przecież mówimy tylko o tych wydanych, a nie napisanych powieściach. Stephen King, który jest uważany za bardzo płodnego pisarza, ma średnią 1,7 książki rocznie... a jednak skala talentu jest zauważalna, prawda? ;) Pomyśl chwilę - skoro Mrozu tyle pisze, a do tego prowadzi karierę naukową, zapewne ma rodzinę i jeszcze do tego sam czyta i osobiście prowadzi swój profil na fejsie, to przepraszam, ale mam jedno pytanie. Kiedy on prowadzi risercz do swoich powieści? Bez dobrego rozeznania nie da się napisać wiarygodnej i zgodnej z rzeczywistością fabuły. Jak wielkim hipokrytą się jest, gdy opisuje się np. zasadę działania jakiegoś urządzenia, gdy nigdy się go na oczy nie widziało? To jest nierealne. Narzekałem swego czasu na Kinga, który w powieści "Ręka mistrza" opisywał przez ok. 4 strony atlas roślin z którym zetknął się w sklepie główny bohater. Marudziłem, że King opisywał rzeczy nie mające jakiegokolwiek wpływu na fabułę i które świadczyły o tym, że płacą mu od wierszówki ;) Ale gdyby spojrzeć na to z drugiej strony, to jestem przekonany, że King zanim opisał ten atlas i eksponaty w nim zawarte, to nie tylko widział ten atlas, ale i spędził miło czas na rozmowie z jego twórcą. Tak właśnie wygląda porządny risercz, świadczący o szanowaniu swoich czytelników. Mróz prawdopodobnie w ogóle go nie robi (albo robi totalnie po łebkach), bo nie ma na to czasu. I tu jest pies pogrzebany. Nie szanuję ludzi, którzy nie przykładają się do swojej pracy. Tyle w temacie.
UsuńNiemniej, tak jak napisałem wyżej, przeczytam "Kasację". Właśnie ją zamówiłem w bibliotece. Jestem 21 w kolejce, więc nastąpi to pewnikiem w przyszłym roku ;)
btw. przeglądając stronę Mroza przeczytałem coś, co świadczy źle zarówno o nim, jak i dziennikarzach piszących o nim artykuły :) Wszędzie jest napisane, że Mróz jest prawnikiem, a tymczasem z jego życiorysu na stronie wynika zupełnie coś innego. Żaden z niego prawnik :D I o ile on nie prostuje publicznie tej informacji, to jeszcze mogę zrozumieć, ale że dziennikarze w żaden sposób tego nie weryfikują, to świadczy o tym, że to środowisko to dno i 2 metry mułu.
Wszystko fajnie spoko, ale jakie niecałe 300? Niecałe 500, chyba. :P W każdym razie dla mnie wystarczająco i już drugiej biografii czytać nie będę. Chyba że konkretnej osoby, Alexa, Cantony itp.
UsuńJa Ci powiem, że trochę jest w tym racji, co piszesz. Że całkiem inaczej się patrzyło na mecze piłkarzy, którzy grali jak byłeś jeszcze bajtlem czy po prostu zdecydowanie młodszy, a co innego jak to są już Twoi rówieśnicy albo młodsi. A mi właśnie teraz zaczyna się coraz więcej osób już młodszych ode mnie. I są to gwiazdy, są ulubieni piłkarze, ale to nie to. Ci starsi to nie były tylko gwiazdy, nie tylko ulubieni. To były ikony i MEGA PIŁKARZE. Zresztą wtedy futbol też był inny, mniej szajby, mniej marketingu i pieniędzy, a więcej spektakularności i takiej zajebistości ogółem. Tą piłkę się oglądało i była fascynująca. A teraz jest no po prostu bardziej nowoczesna i wkurza mnie wiele kwestii poza boiskowych, które na nie wpływają, jak chociażby nauki wyłudzania karnych czy kartek, że już o kosmicznych kwotach transferowych nie wspomnę, o czym piszesz. Ale mimo wszystko piłka to sport numer jeden w moim życiu, który darzę bezgraniczną miłością i nie wyobrażam sobie bez niej żyć.
Nie no, masz rację, jest przegadany. I ma też sporo luk, które widać mocno przy kolejnym czytaniu. Luk i nieścisłości. I nie oszukujmy się, Kinga zjadają pisarze fantasy pokroju Sandersona, Abercrombiego czy Williamsa. A już tom VI o Susannah jest mega daremny poza momentami. Ale mimo wszystko jest w tej serii coś pięknego, ten świat, Ci bohaterowie, czasem jest tak, że nawet drobny element w książce przysłania wiele innych rzeczy. A tutaj jest jednak sporo takich pięknych elementów, które mnie ujmują. Sam wiesz. A z ekranizacji to myślę, że jednak lepsza będzie serialowa, ale do kina idę na dniach bankowo, nie ma innej opcji.
Nie no, myślę że przesadzasz. Jakiś risercz musi być, bo bez tego wychodziłby całkowite dna, a tak nie jest. Tyle że zachodzi też tutaj pytanie, czy ty czytasz wszystkie książki, które mają być wiarygodne, ambitne i w ogóle high level? BO ja nie. Ja potrzebuję odmóżdżaczy, stricte rozrywki, gdzie wali mnie realność i zgodność z faktami, bo ja chcę się dobrze bawić, i tyle. Nie wydaje mi się, żeby Mróz leciał po łebkach z każdą książką, ale przy takiej ilości pewnie masz rację, że jest ten risercz znacznie ograniczony. Jednak ja Ci powiem, że czytałem trzy jego książki i naprawdę ja nie mam w zwyczaju czepiać się, że autor pisze o Wyspach Owczych i coś się tam nie zgadza jakaś duperela, bo co to ma do rzeczy, skoro to thriller, powieść fikcyjna, a nie społeczno-obyczajowa. Gdyby taka była to faktycznie, wtedy bym mu wypominał. A tak? Pieprzę to, dobrze mi się czytało, a wiedziałem z góry, że nie sięgam po nic ambitnego, więc tym lepiej. Co do „Kasacji”, którą dzisiaj skończyłem, moim zdaniem jednak jest inaczej, bo on tam znacznie bardziej trzyma się prawdy i to czuć. Chociaż odnośnie samego terminu kasacji napisał, że „celowo” nagiął jakąś kwestię na potrzeby książki. Ale to też chyba nie jest źle, tym bardziej skoro o tym pisze? Ja jednak proponuję Ci sięgnąć i sprawdzić samemu, bo ja powiem Ci, że nie przepadam za rozmowami w stylu „autor do dupy, nigdy go nie przeczytam, bo pisze jak maszyna, wiec pewnie bzdury”, jeśli nie sięgnęło się po ani jedną książkę. Dla mnie to jest słabe. Nie obraź się, ale to tak jakbyś mi chciał powiedzieć, że mecze City są zjebane i nudne, a nie widziałbyś ani jednego, tylko sugerował się komentarzami innych czy wynikami w kratkę. Przeczytasz to wrócimy do tej rozmowy i bardziej sobie pogadamy. ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo, napisałeś na górze, że książka ma 252 strony ;)
UsuńMyślę, że nie przesadzam. Po prostu albo się nie rozumiemy, albo najzwyczajniej w świecie mamy inne podejście do literatury (i do życia pewnie też). Ja nie oczekuję od literatury, że zawsze ma być w 100% ambitna itd. Lubię taką i chciałbym aby w większości przypadków taka była, ale wiem że jest to nierealne, a poza tym również sam potrzebuję odmóżdżaczy. Pisałem ci jakiś czas temu, że w tym roku machnąłem sporo kryminałów, bo czytałem w zasadzie tylko w pociągu w drodze na studia i celowo nie brałem ze sobą niczego ambitnego. Ale to wcale nie oznacza, że książka nieambitna ma być bzdurna, nielogiczna czy pozbawiona sensu. Wiem i rozumiem to, że tobie pewne kwestie nie przeszkadzają i powiewa ci, że np. fabuła umiejscowiona w Australii gdzie jest ruch lewostronny (jak w Anglii), a autor w książce kieruje autami po prawej stronie. Rozumiem, że to nijak ma się do fabuły i jej generalnie nie psuje, bo nie przeszkadza w czytaniu, ale jednak zgrzyta, bo wiesz że on się nie przyłożył do swojej pracy, za którą ty zapłaciłeś. Ponadto, można chyba stwierdzić, że w takim wypadku autor ma swoich czytelników za półgłówków. Żaden szanujący się pisarz nie będzie nastawiał na szwank swojej reputacji w oczach fanów. Niestety, większość czytelników (a raczej czytelniczek, bo wg jakiś badań 75% czytających to kobiety) ma w d... własną inteligencję i to, że autor ich kosztem idzie totalnie na łatwiznę, bo oni i tak to kupią i będą się cieszyć jak dzieci z kolejnego gniota. Dlaczego? Bo chcą się dobrze bawić, jak sam to napisałeś. To jest podejście mi obce, dlatego że ja zupełnie inaczej widzę świat. Szanuję ludzi pracujących rzetelnie. Zawsze, wszystko co robię, robię na 100%. Nawet te wypowiedzi u ciebie na blogu - czytam je dwa razy przed umieszczeniem, żeby nie było faux pas na miarę narobienia na fortepian ;) Nie wysłałbym wypowiedzi "dobrze, że jest tak dobrze napisana" :) To wcale nie oznacza, że jestem sztywnym bubkiem nie lubiącym się zabawić czy poczytać odmóżdżacza. To tylko oznacza szacunek wobec siebie samego i określenie jasnych granic, kiedy jest czas na zabawę, a kiedy czas na pracę. Świat byłby piękniejszy, gdyby ludzie chociażby chcieli takie granice sobie wyznaczyć...
Do Mroza wrócimy jak przeczytam "Kasację". Zobaczymy czy faktycznie autor mijał się z prawdą i naginał rzeczywistość na potrzeby fabuły. Ty nie do końca będziesz w stanie to ocenić, bo nie jesteś prawnikiem i nie znasz procedur, więc twoje zdanie że Mróz trzyma się prawdy przyjmuję z odpowiednim dystansem :) Sprawdzę i ocenię sam.
Co nie oznacza, że nie podtrzymuję swojego zdania odnośnie jego szybkości w pisaniu. W 2016 roku wydał 10 książek, rozumiem że w tym czasie nie zaniedbał rodziny, kariery naukowej, biegania i setek wywiadów? Nie można tylu rzeczy robić jednocześnie i wszystko perfekcyjnie. Jak trochę dorośniesz i założysz rodzinę, to może to zrozumiesz.
Ach, dobra, już obczaiłem. Po prostu dałem liczbę nie tam, gdzie trzeba, tylko w gatunek. Już poprawiłem. Niespełna 400 stron jest. 252 to cienizna by była. ;)
UsuńMasz sporo racji, ale wiesz to też w dużej mierze wynika z tego, jak prowadzi nasze życie. A prowadzimy je, nie ukrywajmy, w większości w pośpiechu. Z miejsca A do B, od zadania X do Z, od jednej czynności do kolejnej. Nawet jak siadamy przed tv, przy książce, czy ze znajomymi to ciąży na nas poczucie czasu i robimy dużo wszystkiego, dlatego uważam, że po prostu nie zauważamy przez to wiele rzeczy, bo się nie przypatrujemy za mocno, a jeśli już coś dostrzeżemy to w wielu przypadkach olewamy i nie rozgrzebujemy, bo to też szkoda czasu. Więcej planujemy na przyszłość, nie myśląc o teraźniejszości, jak zapłacić rachunki, jak przygotować się na to, na tamto, ciągle patrzenie w przyszłość. Powiem Ci, że sam też mam takie opętanie czasem, że nie raz muszę sobie siąść na spokojni i powiedzieć - człowieku, ciesz się chwilą, ciesz się tym co masz, pieprz jutro, pójdziesz spaść, wstaniesz, wtedy będziesz się przejmował, a teraz czytasz, oglądasz tv, siedzisz z ukochaną osobą, ćwiczysz itp i na tym się skup w pełni i tym ciesz. Ja się staram tak żyć powiem Ci, i doceniać to, co się ma, i wiem, że wychodzi mi to lepiej niż wielu osobom, ale też nie zawsze się da. Presja otoczenia, kraju, który ciągle rzuca Ci kłody pod nogi, zawistnych ludzi, którzy uśmiechają się fałszywie, a mają Cię w dupie i cieszą z porażek, to wszystko powoduje, że wielu z nas się snuje przez życie, zamiast z niego w pełni korzystać. Ale odwaliłem przemyślenie. Ale coś w tym jest, nie uważasz? Pewnie, też są ludzie, którzy są po prostu leniwi i mają w dupie ważne treści, przemyślenia, nie przejmują się nikim i niczym, czytają lub oglądają tv, żeby zapełnić sobie tylko czas. Ogólnie można by o tym gadać, i gadać, i widzisz, że już któryś raz temat jest wałkowany, a dalej to trwa i będzie. ;)
No dokładnie, nie jestem i nie będę, i pod tym względem tego nawet nie mam zamiaru weryfikować, tylko pozostaje zawierzyć pisarzowi. Przeczytasz to dasz znać. :)
Coś insynuujesz? Że np. nie jeden Mróz stoi za tym wszystkim? :)
Ty Real, a ja uwielbiam Milan :) I czekam na jakąś fajną ich biografię, bo to co do tej pory się okazało, to takie zbiory z Wikipedii :)
OdpowiedzUsuńNo pamiętam dobrze potyczyki z Milanem, pamiętam. Najbardziej chyba dwumecz jak na wypożyczeniu był Beckham, który po wejściu z ławy napsuł krwi Realowi, bo niedługo po tym 2 bramki padło, mimo że Madryt wydawało się, że w pełni kontroluje mecz. :)
UsuńA dzisiaj grało MU z Realem, towarzyszki, bo towarzyski, ale dwie ulubione drużyny na murawie. Jednak ja sobie ostrzę pazur na puchar. :)
Ostrz sobie, bo mój Milan się odradza, więc od przyszłego sezonu będzie o wiele trudniej :)
UsuńA Polonii nie kibicujesz?
UsuńNo widziałem, że nowy właściciel się pojawił i zaczęło coś sie tam dziać bardziej. Dobrze, bo Milan to klub z bogatą historią i chociaż im nie kibicowałem i nie będę, to jednak mecze z nimi zawsze były dobre i mój kumpel, ich fan, zawsze się emocjonował jak grali z Realem, podobnie jak ja. :)
UsuńA kibicuję, ale z dystansem. Nie ma na wszystko czasu, wiesz. Kiedyś chodziłem na hokej dużo, potem jeszcze na piłkę, ale to jak było więcej czasu i dostali się jeszcze do ekstraklasy, dzie mecze w tv można było oglądać. Potem przyszły studia, mniej czasu, spadli niżej, nie dało się zobaczyć w tv, wiele afer finansowych, zaczęło mnie to denerwować i pieprzę to. Szkoda nerwów. Piłka jest słaba u nas strasznie. Żałuję, że na hkej nie chodziłem w tym seznie, bo każda nasza drużyna zdobyła medal, kobiety i juniorzy po złotym, a seniorzy brąz. A lodowisko miałem jeszcze do niedawna po drugiej stronie ulicy.
Ja oprócz Milanu kibicuję Motorowi Lublin i chyba Twoim rywalom - Górnikowi Zabrze. Ale największą sympatią zawsze darzyłem Milan.
OdpowiedzUsuńTo może będzie okazja porywalizować, jak Milan już na dobre wróci do Europy:)
O, żaboli to autentycznie nie cierpię. Chorzów spoko, ale żabole to dla mnie dno. Bardziej od nich nie cierpię chyba tylko Barcy i Niemców. ;)
Usuń