Tytuł oryginału: All the Light We Cannot See
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 636
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna, dramat wojenny
Moja ocena: 5/6
"Otwórzcie oczy"
Zawsze podchodzę z dystansem do wszelkich książek, które zgarnęły najważniejsze nagrody, uznanie wśród krytyków i są wszędzie szumnie rozgłaszane, jako te najlepsze. Jedna z tych książek trafiła mi się właśnie do recenzji. Jest to uhonorowana w tym roku Nagrodą Pulitzera powieść Anthony'ego Doerra, którą autor tworzył aż 10 lat. Na długo przed jej pojawieniem się w Polsce cieszyła się sporym zainteresowaniem wśród czytelników, w tym również i moim - ponieważ interesuje mnie tematyka wojenna, a ta książka zapowiadała coś nowego w tym zakresie - o czym można było się przekonać śledząc mojego bloga, gdzie informowałem co najmniej dwukrotnie w zapowiedziach, o zbliżającej się dacie premiery.
7 sierpnia 1944, Saint-Malo, ostatni niemiecki punkt oporu na szmaragdowym wybrzeżu Bretanii, miasto solidnie ufortyfikowane i otoczone przez morze. W jego stronę leci 12 amerykańskich bombowców, które zrzucają tu 480 bomb, czyli trzydzieści i pół tony materiałów wybuchowych, które tworzą niesamowity trzask i wywołują istną lawinę spustoszenia. Podczas tego ataku poznajemy dwójkę młodych bohaterów, niewidomą francuską szesnastolatkę - Marie-Laure, i osiemnastoletniego niemieckiego oficera - Wernera, którzy niedaleko siebie znajdują się w budynkach, wokół których toczy się szaleńcza wojna a miasto powoli przestaje istnieć.
"Ale Bóg to tylko chłodne białe oko, sierp księżyca nad obłokami dymu. Wybuchy stopniowo zmieniają miasto w pył, a oko mruga, mruga..."*
Marie-Laure LeBlanc to wysoka, piegowata dziewczynka z wrodzoną zaćmą, która mieszka razem z ojcem w Paryżu. Jej wzrok z dnia na dzień coraz bardziej się pogarsza i wieku 6 lat nieuleczalnie ślepnie. Jej życie ulega przez to całkowitej zmianie. Wytrwać pomaga jej kochający ojciec, który buduje specjalnie dla niej model całego miasta i z dnia na dzień, krok po kroku, wspólnie uczą się żyć w tej niepozazdroszczenia ciężkiej sytuacji. Wkrótce jednak wybucha wojna i oboje uciekają do Saint-Malo, gdzie mieszka stryjeczny dziadek, M. Etienne LeBlanc. Otrzymują tutaj odpowiednie schronienie i opiekę, ale niebawem ojciec Marie-Laurie otrzymuje zadanie od dyrektora muzeum, w którym pracuje, i musi udać się w inne miejsce, aby je wykonać. Marie-Laurie zostaje sama i przerażona czeka na powrót ojca.
W Zollverein, oddalonym pięćset kilometrów od Paryża, żyje siedmioletni Werner Pfennig, sierota z domu dziecka. W dwukondygnacyjnym sierocińcu mieszka razem z siostrą Juttą, którymi opiekuje się bardzo dobra Frau Elena. Miasto to pełne jest dziur, dymiących kominów, huczących lokomotyw i bezlistnych drzew, które stoją na hałdach żużlu. Okres dzieciństwa Wernera to czas głodu, walki o pracę, panowania gruźlicy, a także ubytków masła, mięsa i owoców. Jednak Werner jakoś sobie z tym radzi. Jest bardzo niski jak na swój wiek, ma niemal całkowicie białe włosy i wykazuje ponadprzeciętną inteligencję. Potrafi też bez problemu naprawić każde radio. Pewnego dnia nieoczekiwanie zostaje wezwany do jednego z niemieckich wojskowych, który ma problem z niedziałającym radiem. Nikt go nie potrafi naprawić. Natomiast Werner czyni to błyskawicznie. Talent młodego chłopaka zostaje szybko zauważony i doceniony. Musi rozstać się z siostrą, bo zostaje wysłany do szkoły hitlerjugend, niemieckiej młodzieżowej organizacji, gdzie w czasie wojny szkoli się najlepszych żołnierzy. Niedługo potem trafia na front i jego rozłąka z Juttą jeszcze bardziej się nasila.
"Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze."**
Anthony Doerr naprzemiennie przedstawia nam historie obu głównych postaci, nie pozwalając na dłużej pobyć z jedną z nich. Rzuca nas przy tym w czasie do różnych momentów z życia dwojga bohaterów (od dziecka po dorosłość, od spokoju po wybuch wojny), aby poznać ich lepiej. Pozostałe postaci pojawiają się w tej książce niewiele razy. Stosuje też krótkie rozdziały, żeby wywoływać większe zainteresowanie u czytelnika, co jednocześnie przekłada się na tempo czytania, bo książkę się dosłownie łyka bez wytchnienia i kompletnie nie czuć, że jest to ponad sześćset stronicowa cegiełka.
Autor Światła, którego nie widać atakuje zmysły, szczególnie mocno dotyczy to oczywiście wzroku. Udowadnia, że istnieją rzeczy, których nie widzą niewidomi, a dostrzegają widzący, i na odwrót. Światło ma zatem różne znaczenie i dla Marie-Laurie, i dla Wernera. Ona nie może zobaczyć światła (promieniowania widzialnego dla każdego ludzkiego oka) i on też go nie widzi (tutaj dotyczy to niektórych zjawisk fizycznych, których ludzkie oko zobaczyć po prostu nie może). Łączy ich zatem niewidzenie, mimo iż z różnych perspektyw. Obydwoje bohaterowie wiedzą też doskonale co to rozstanie, ból i tęsknota za bliskimi. O ile jednak te rozstanie u Wernera jest podczas wojny rzeczą normalną i zrozumiałą dla każdego żołnierza, o tyle życie niewidomej dziewczyny podczas wojny, gdzie z każdej strony może nadejść niebezpieczeństwo, a jeszcze najbliższa osoba ją opuszcza, wymyka się człowiekowi widzącemu wszelkim wyobrażeniom...
W tej książce nie ma jednak jedynie miejsca na strach, rozstanie, niepewność i ból. Ważnym elementem życia tych dwojga bohaterów są książki i radio, które zapewniają im rozrywkę i urozmaicają czas. Marie-Laurie rozmiłowana w literaturze potrafi czytać Juliusza Verne'a wielokrotnie, i za każdym razem czerpać z tego ogromną radość. Werner z kolei uwielbia słuchać radia, dzięki któremu poznaje świat. Szczególnie przypadły mu do gustu audycje pewnego człowieka, który porusza naukowe tematy.
"Czy należy coś robić tylko dlatego, że wszyscy inni to robią?"***
Jestem przekonany, że ta książka za kilka tygodni będzie miała już wystawionych ocen, komentarzy, opinii i recenzji liczonych w tysiącach, więc moja własna będzie zaledwie kroplą w morzu. Myślę też, że większość z nich będzie w samych superlatywach, bo z pewnością skradnie serca wielu z Was, bez względu na to czy sięgniecie po nią sugerując się czyimkolwiek zdaniem na jej temat, czy zainteresowani popularnością, czy całkowitą przypadkowością sami po nią sięgniecie. Zresztą to nawet nie ma znaczenia, jakie pobudki będą Wami kierowały. Ważne, że ostatecznie skończy się na tym akcie pojednania, czyli kupienia/wypożyczenia i samego czytania, bo Światło, którego nie widać jest jedną z tych książek, które bez wątpienia koją duszę i udowadniają (i tu pozwolę sobie zacytować słowa naszej wielkiej poetki, Wisławy Szymborskiej), że czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła.
*Anthony Doerr, Światło, którego nie widać, Wyd. Czarna Owca, Warszawa 2015, s. 471.
**Ibid., s. 111.
***Ibid., s. 302.
Za umożliwienie mi przeczytania tej książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Czarna Owca. :)
Już Ami zwróciła moją uwagę na tę książkę, Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że tę powieść zwyczajnie należy przeczytać :) Dlatego niewątpliwie sięgnę i ja :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńPoznając już w jakimś stopniu Twoją osobę jestem zdania, że to książka dla Ciebie i niemal jestem pewien, że spodoba Ci się bardzo. :)
UsuńW tym roku były zapowiadana od początku dwie niebieskie, rzucające się w oczy książki, szumnie zapowiadane jako bardzo dobre. Jedna to ta Doerra, którą już poznałem i potwierdzam słuszność jej pozytywnego rozgłosu. Druga, o której czytałem u Ami chyba pierwszą recenzję, to "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta", którą też mam nadzieję sprawdzić jeszcze w tym roku.
A tak poza tym, to Ty po nocach nie umiesz spać? :)
I się doczekałam recenzji :D Miła niespodzianka po przebudzeniu ;3 Widzę, że Ty też nie piejesz z zachwytu, ale ocena wysoka :) Że czyta się szybko to prawda - połknęłam ją nawet szybciej niż zwykle połykam książki :D Teraz czekam aż zabierzesz się za Złodziejkę książek!
OdpowiedzUsuńAno nie pieję, ale spełniła moje oczekiwania i potwierdziłem na własnej osobie, że dużej nią zainteresowanie i pochlebne opinie są zdecydowanie słuszne. To będzie Top sprzedaży, Top Popularności, Top Najlepszych, ogółem książka roku, bo w nie ma w niej nic, do czego można by się przyczepić od strony technicznej, warsztatowej. Pod względem spójności sprawdza się idealne. Ocena jest kwestią gustu. Gdzieś tam dalej myślałem, że będzie to wyglądało nieco inaczej, stąd nie dałem maksa.:)
UsuńNie chcę się do niczego zobowiązywać i Ci nie obiecywać, bo nie mam pojęcia, kiedy po tę książkę sięgnę. ;)
Nie ważne kiedy, bylebyś przeczytał :D
UsuńCytat z tej książki to mój pierwszy tatuaż - może to Cię zachęci ;p
To znaczy? Zacytuj albo cykaj foto. :)
Usuń' Drobna uwaga. Na pewno umrzecie' :D
Usuńhttp://papierowemiasta.blogspot.com/2014/11/drobna-uwaga-na-pewno-umrzecie.html
Fajne. :) I sprytnie to powiązałaś z tematem. Ja się już kilka razy przymierzałem do oddania krwi. Nie umiem się zmobilizować, aby w końcu iść. Kwestia czasu, a nie obaw.
UsuńJa krwi oddawać niestety nie mogę. Takie jest życie na granicy z anemią. Po jednej fiolce do badań ledwo stoję na nogach :c Więc zazdroszczę, że masz taką możliwość.
UsuńJakie tego przyczyny? Przemęczenie? Niedobory żelaza? Mało witamin?
UsuńBardzo ciekawa książka jak i recenzja. Myślę, że za jakiś czas sięgnę po tą książkę i przekonam się sam jak jest :)
OdpowiedzUsuńOwszem, ciekawa. To jest powiew świeżości w tematyce wojennej. Nieco się obawiałem, że niewidoma dziewczynka nie wywrze na mnie takiego wrażenia, jak na innych, bo mogę mieć inny stopień wrażliwości. Ale nie. Wywarła. Ja generalnie nie wyobrażam sobie być niewidomym. Chyba nie ma takiej osoby, która by potrafiła? A jeszcze bardziej nie potrafię sobie wyobrazić bycia niewidomym w kraju owładniętym wojną.
UsuńTo jest całkiem inna literatura od tej, którą na co dzień czytamy, ale jest dopracowana bardzo dobrze i nie wydaje mi się by zdania na jej temat były podzielone. Myślę, jak napisałem w recenzji, że będą pochwały się sypały ciągle.
Jedyne co czytałem w podobnym klimatach to chyba Złodziejka książek. Bardzo ciekawa i polecam bardzo! :)
UsuńKyou pisząca nad Tobą zachęca mnie ochoczo do tej samej książki. :P
UsuńWidziałem, dlatego mi się skojarzyło. Bo w pierwszej chwili nie pamiętałem o tej książce :D
UsuńTo Światło, którego nie widać też Ci się spodoba. :)
UsuńSzkoda, że książek nie sprzedają w pakiecie z czasem na ich przeczytanie :D
UsuńPierwsze słyszę o książce, bardzo lubię odkrywać coś nowego, więc się cieszę, że trafiłam na tą recenzję. Książka zrobiła na Tobie wrażenie, ale padło słowo "czytadło", więc będę ostrożnie śledzić ;)
OdpowiedzUsuńMój błąd. Przyznaję się bez bicia. Słowo czytadło absolutnie nie pasuje do tej książki, bo jest to jak najbardziej wartościowa literatura. Inaczej kłóciłoby się to z otrzymanie tak prestiżowej nagrody i wychwalaniem. Już poprawiłem. ;)
UsuńMoje "Światło..." czeka już na półce na przeczytanie, moje klimaty więc myślę, że będzie mi się podobać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa też tak myślę. :)
UsuńJakiś czas temu byłem do tej książki nastawiony bardzo neutralnie, tj. nie planowałem zakupu/wzięcia do recenzji, czekając na pierwsze oceny i opinie. Temat świetny, ale łatwo go zniszczyć i popaść np. w przesadę. Mam jeszcze przed sobą "Złodziejkę książek", a oba te tytuły jakoś mi się ze sobą kojarzą. Teraz jednak widzę i wiem, że prozę Doerra muszę poznać, bo to może być wspaniała opowieść, która zostaje na dłużej. Też staram się nie wierzyć obsypywaniu książek najbardziej prestiżowymi nagrodami, ale prawda jest taka, że jeśli jakaś powieść nie należy do mojego kręgu gatunkowego albo trudno ją jednoznacznie określić, to właśnie gdy zostanie gdzieś zauważona, rozważam sięgnięcie po nią. Tak będzie w tym wypadku i tak było ze "Szczygłem", który wywarł na mnie przeogromne wrażenie (obie książki łączy właśnie Pulitzer!). Ty dodatkowo zachęcasz, bo już nie mogę się doczekać lektury, której może nie ma w najbliższych planach tygodniowych, ale na pewno niebawem, zapewne recenzencko ;)
OdpowiedzUsuńJak pisałem na wstępie, ja sam ostrożnie podchodzę do takich szumnie zapowiadanych i nagradzanych książek. Ale odkąd zobaczyłem jej opis i zobaczyłem tę okładkę coś mnie tak drgnęło. I doszło do aktu obcowania. I książka zdecydowanie warta przeczytania dla wszystkich. Ci bardziej wrażliwsi będą ją chłonąć wszystkimi zmysłami. Ja też do pewnego momentu bardziej emocjonalnie czytałem. Potem był moment, kiedy czegoś mi zabrakło, dlatego nie ma maksymalnej oceny. Ale generalnie w większości ludzie będą zadowoleni jak ją przeczytają. Jestem przekonany.
UsuńCzytałem o tej książce u Ciebie i też ją mam na uwadze. Ale to grubszy format jest i na późniejszy czas dla mnie.
Ja z tych pulitzerowych to ciężko kojarzę książki, jakie machnąłem. Na pewno kapitalną "Drogę" McCarthy'ego. Ale co lub czy coś jeszcze? Może Faulkner? Nie pamiętam.
Także podsumowując: Bier Pan Światło" do recenzji i czytaj z otwartymi oczyma. ;)
Właśnie w takich książkach bardzo często jest chwila zwolnienia tempa akcji / zmniejszenia emocji, co nie pozwala wystawić najwyższej oceny, ale fantastycznych wrażeń nie odbiera ;) Ja jestem pewny, że się nie zawiodę.
UsuńFaulknera jeszcze nie czytałem, Pulitzera nie śledzę, jedynie ostatnio Donna Tartt i teraz Doerr na oku. "Drogę" oczywiście też poznałem, a poza tym tylko "Stary człowiek i morze" (bo "Komu bije dzwon" ciągle przede mną) i "Zabić drozda". Kilka z nagrodzonych mam w planach. Perełki można tam znaleźć ;)
Nie znam Tartt. Od Hemingwaya też klasyk czytałem, a "Komu bije", "Motyl i czołg" i "49 opowiadań" (ponoć bardzo dobre) leży i czeka. Na razie nie mam weny na Ernesta. :) Z kolei "Zabić drozda" teraz jest wznawiany przez Rebis, więc chyba w końcu to nadrobię. :)
OdpowiedzUsuń