czwartek, 15 marca 2018

CZERWONY ŚNIEG - Ian R. MacLeod [recenzja]

Tytuł oryginału: Red Snow
Wydawnictwo: Mag
Seria: Uczta Wyobraźni
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Liczba stron: 257
Gatunek: Fantasy, horror
Moja ocena: 3+/6

"Walka o utracone człowieczeństwo"

Krwiopijca, żywy trup, demon, diabeł, wąpierz, upiór, upir, martwiec, potwór. Tak wiele różnych nazw i określeń dotyczących jednego i tego samego - wampira. Istoty, która żyje od zawsze i jest nieśmiertelna. Postaci, która pojawiła się już w romantyzmie w różnych dziedzinach sztuki i rozrywki, i jest ponadczasowa, bo aż do dziś występuje w masowej i szerokiej popkulturze. Nie ma chyba osoby, która nie zetknęłaby się z postacią wampira w literaturze czy filmie, bo jest tak powszechnie znana, że przez całe życie niepodobieństwem jest się na nią nie natknąć. Powstało setki produkcji i dzieł, lepszych i gorszych, dłuższych i krótszych, z większym lub mniejszym rozmachem. Ciągle popularny, budzący zainteresowanie i znajdujący odbiorców. I ciągle wzbudzający u kolejnych artystów i autorów chęć przedstawienia jego postaci w nowym świetle z jednoczesnym uwzględnieniem częściowo chociaż tradycyjnej jego formy. Kolejnej takiej próby podjął się Ian R. MacLeod w swojej najnowszej książce Czerwony śnieg, gdzie  tym razem toczyć się będzie samotna walka wampira o człowieczeństwo z demoniczną siłą, która go opętała.

Wszystko zaczęło się od Karla Haupmanna, lekarza, który na krwawym pobojowisku po ostatniej bitwie Wojny Secesyjnej dostrzegł przerażającą postać szwendającą się wśród trupów poległych żołnierzy i żłopiącą ich krew. Postać, która dopada także Karla i od tej chwili jego życie staje się koszmarem, bo ten przemienia się w wampira. Ale wampira, który nie zamierza w pełni ulec wewnętrznym głosom i potrzebom zmuszającym go do chwytania innych niewinnych ofiar i żłopaniu ich krwi. Karl, mimo że czuje ból i pragnienie, chce tłumić w sobie ten ból i walczyć o odzyskanie człowieczeństwa. Zamierza odnaleźć źródło swego koszmaru, które mu w tym pomoże. Nawet jeśli miałby poświęcić na to mnóstwo czasu i przebyć cały świat. I w ten sposób zaczyna się jego długa i ciężka podróż przez kontynenty, dzieje ludzkości i epoki w walce o odzyskanie człowieczeństwa.

Walkę i podróż Karla obserwujemy dosłownie poprzez różne epoki, w których dzieje się akcja książki. Jest Wojna secesyjna i surowy „Dziki Zachód”, Strasburg na kilka lat przed rewolucją francuską, Nowy Jork podczas prohibicji. Pojawiają się też w międzyczasie inne wątki i postaci. Konserwator obrazów, który otrzymuje zlecenie od przepięknej tajemniczej kobiety na namalowanie jej portretów w różnych cyklach i fazach życia, u której dostrzega zanik starzenia się. W czasie prohibicji poznamy zaś młodą marksistkę, która podszywa się pod kogoś, kim nie jest. Pojawia się też polski akcent i to bardzo znaczący dla fabuły. A wszystko to jakoś powiązane z wampiryzmem i przemykającym między epokami i dziejami ludzkości Karlem.

Książka od początku ma w sobie nastrój pełen melancholii i zadumy nad tym, co utracone i co było i minęło. Wspomnienia o dawnych latach, o człowieczeństwie, rodzinie, bliskich, ukochanych miejscach, uczuciach. Ciągłe rozpaczliwe wspominanie i przeżywanie utraty czegoś, czego na co dzień nie dostrzegało się tak intensywnie jak wtedy, kiedy się to miało w zasięgu. Dramat jednostki skazanej na samotność i nieustanną walkę z niedoścignionym koszmarem to pierwszy plan tej opowieści.

Ian R. MacLeod potrafi pisać ładnym językiem i naprawdę sprawnie umie przerzucać swojego bohatera i czytelnika przez różne dzieje i epoki przedstawiając dobrze rozbudowaną historię. Nie mniej jednak nie jest to książka, którą czytało mi się dobrze. Początkowo pomysł wydawał mi się bardzo ciekawy, bo nie zetknąłem się do tej pory z wampirem, który tak mocno przeżywałby swój demoniczny żywot, wspominał co utracone i walczył o odzyskanie tego ludzkiego jestestwa. Ale w raz z kolejnymi stronami moje zainteresowanie zaczynało słabnąć i w głównej mierze przyczyniła się do tego chyba właśnie ta zaduma i melancholia, czego było trochę zbyt dużo i często, i zamiast przygnieść i poruszyć sferę moich uczuć odpychało mnie, zobojętniało i zniechęcało do dalszego czytania. Nie do końca podobało mi się również zwieńczenie tej historii, które mogło jeszcze podbudować moją ocenę, ale niestety do mnie nie trafiło. 

Czerwony śnieg to dobre połączenie romantyzmu z horrorem, ale nie dla każdego. Książka jest w głównej mierze skierowana do osób poszukujących pozycji o wampiryzmie, jego symbolizmie, micie i idei, zarówno w formie tradycyjnej, jak i nowatorskiej. Powieść dla osób, które nie boją się momentów głębokiej zadumy, melancholii, zwolnionego tempa i udręczonego, wyidealizowanego bohatera toczącego walkę wewnętrzną i z niesprawiedliwym żywotem, który go dopadł.

Za książkę dziękuję  Wydawnictwu Mag.
 

28 komentarzy:

  1. Widzę, że podobne uczucia jak u mnie. Spodziewałam się czegoś świetnego, więc zawiodłam się mocno. Dobrze, że kilka plusów się znalazło chociaż.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę mnie zniechęciłeś, a zapowiadało się tak ciekawie. Lubię książki z melancholijnym klimatem, ale co za dużo to niezdrowo. Będę musiała się dobrze zastanowić, zanim po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to po prostu ja mam dość tego wzbudzającego melancholię klimatu, który widać za oknem, i w książce było już dla mnie za dużo. ;)

      Usuń
  3. A mnie paradoksalnie mocno zachęciłeś. :D Lubię takie melancholijne książki pełne zadumy. Mam nadzieję, że dla mnie nie będzie tego za dużo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem na celu zniechęcać. Przedstawiłem swoje subiektywne odczucia. ;) A na końcu info kto może to lepiej odebrać.

      Usuń
  4. Chyba nie przebrnęłabym przez tę pozycję, bo lubię akcje raczej dynamiczne i z rozmachem ;). Ale okładka jest dobra :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie. Zresztą UW jest dość specyficzne, więcej fantastyki. To nie horror dla Ciebie. ;)

      Usuń
  5. A moze przeżyć jakoś tą postać marksistki (dużo jej tam?) i jednak się skusić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę jej jest, istotna postać. Ale ogólnie na odbiór myślę, że aż takiego przełożenia nie ma.

      Usuń
    2. No okej, może spróbuję. Na jesień, żeby melancholijny klimat pasował :)

      Usuń
    3. I bardziej się zdołować? Jesienią to trzeba witaminę D ładować i thrillery/horrory ewentualnie. ;)

      Usuń
    4. Ja czytam właśnie takie raczej depresyjne rzeczy na jesień, bo kompletnie nie wyobrażam sobie takich lektur na wiosnę i lato ;)

      Usuń
    5. No chyba że tak. :)

      Usuń
  6. Opis jest bardzo zachęcający, jednak - z tego co piszesz - wynika, że na dłuższą metę styl autora może znużyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Styl autora jest okej, bo czytałem już inną jego książka. To po prostu ta historia taka średnio mi się podobała ze strony na stronę.

      Usuń
  7. Jak lubię tematykę wampiryczną, tak do "Czerwonego śniegu" nie ciągnęło mnie od początku. Miałam chyba nosa ;) Za to z MAG=owych nowości zabieram się lada dzień za "Matkę Edenu". Jaj! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MI "Czerwony śnieg" pasuje nieco do "Trupiej otuchy" Simmonsa. Nię żałuję, że przeczytałem, ale obie mogłem polubić bardziej x lat temu, kiedy o wampirach miałem za sobą mniej.

      Usuń
    2. Właśnie Trupia otucha to jedna z ostatnich książek Simmonsa, jaka mi jeszcze została, więc nie bardzo mam odniesienie :)

      Usuń
    3. Spoko. To jeszcze przed Tobą. ;)

      Usuń
  8. Cóż, szkoda, że tak odebrałeś tę książkę. Mam nadzieję, że mi przypadnie bardziej do gustu (nakręciłam się tym opisem...), zwłaszcza że ksiązka już na mnie czeka. Najbardziej trochę zaniepokoiłeś mnie słowami "nie zetknąłem się do tej pory z wampirem, który tak mocno przeżywałby swój demoniczny żywot, wspominał co utracone i walczył o odzyskanie tego ludzkiego jestestwa" - czytałeś może Wywiad z Wampirem? Bo jeśli bohater tutaj smęci nad swoim losem bardziej niż Louis z Wywiadu, to chyba jednak nie dla mnie, bo padnę ;)

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie, że nie czytałem i jest to jednym z moich największych braków literatury grozy. Więc niestety nie jestem w stanie CI porównać czy to podobnie jest czy lepiej/gorzej niż u Rice.

      Usuń
  9. Rzeczywiście dość nietypowe podejście do tematu wampiryzmu. Jednak co za dużo to niezdrowo.

    Bardzo dobrze czytało mi się Twoją recenzję. Zauważyłem od pewnego czasu,że Twoje teksty trzymają konkretny poziom :). Nic tylko gratulować i zazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki wielkie. A dość ciężko mi się pisze ostatnio. Trzy średnie książki pod rząd i nie chciało mi się jak cholera pisać o nich. Więc tym bardziej mnie pochwałą budująca. :)

      Usuń
  10. Ta okładka jest fantastyczna :D z kryminałów mogę z czystym sumieniem polecić "Śmierć w Chateau Bremont" =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale to w Uczcie Wyobraźni normalne, bo oni mają większość okładek bardzo ładnych i oryginalnych przede wszystkim. :) A z kryminałów to ja mam alternatyw sporo, chociaż niewiele czytam, ale dziękuję. :)

      Usuń
  11. Zaczęłam "Czerwony śnieg" i doszłam do dwudziestej może strony, po czym odciągnęły mnie od tej pozycji inne książki. Nie dlatego, że mi się nie podobało, ale z książką o tak specyficznym charakterze i, jak napisałeś, sporej dozie melancholii trzeba trafić w odpowiedni moment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ciepłe, pogodne dni to raczej średnia książka, właśnie przez ten klimat. Lepiej jakaś bardziej radosną fantastykę poczytać. :P A MacLeod chociaż dobry lepiej gdzieś tam na jesień. ;)

      Usuń