Wydawnictwo: Powergraph
Liczba stron: 101
Gatunek: Fantasy, high fantasy
Moja ocena: 5+/6
Do Terandyh, w dolinie Mawers, zmierza z pewną misją porucznik Kenneth-lyw-Darawyt i jego Szósta Kompania Szóstego Pułku Górskiej Straży. Co roku, w tym mieście, odbywa się tradycja Księżyca Złodziei Kóz, która polega na tym, że przez trzy noce wszystkie rody i klany konkurują ze sobą w wykradaniu sąsiadom owiec i kóz, ale nie mając przy tym prawa zachować skradzionych sztuk. Właściciel koniecznie musi je odzyskać wypłacają okup w wysokości dziesiątej części wartości zwierzęcia. Tradycja ta jest ekscytująca i zabawna, ale i niebezpieczna, bo w przeszłości niejednokrotnie dochodziło już do bójek i waśni między klanami i rodami. Zadanie Kennetha i jego Górskiej Straży ma polegać na tym, żeby zachować porządek, aby nie doszło do rozlewu krwi i niepotrzebnych zamieszek. Jednak okazuje się, że to nie będzie jedyny problem, z jakim będzie musiała się zmagać Górska Straż, bowiem w mieście dochodzi do niewyjaśnionych i magicznych zjawisk, które powodują zagrożenie docierające z nieba...
Każdy dostanie swoją kozę to 100-stronicowe opowiadanie ze Świata Meekhanu, które przedstawia losy Górskiej Straży, znanej z pierwszego tomu opowiadań: Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ-Południe. Akcja rozgrywa się dokładnie między opowiadaniem drugim (Wszyscy jesteśmy Meekhańczykami) a trzecim (Szkarłat na płaszczu) z tego tomu, i po raz pierwszy pojawiło się w 2009 roku, w czasopiśmie „Science Fiction, Fantasy i Horror”, jako tekst promujący właśnie pierwszy tom, czyli Północ-Południe. W tym roku Wydawnictwo Powergraph i sam autor zdecydowali się sprawić małą niespodziankę udostępniając te opowiadanie w formie e-booka w Dniu Dziecka, który można do dzisiaj pobrać stąd za darmo.
W związku z niedawną premierą drugiej powieści Roberta nabrałem chęci, żeby wrócić do Meekhanu i poczytać o tym świecie ponownie. Miałem sięgnąć po Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód-Zachód, ale w związku z nieoczekiwanym pojawieniem się tego opowiadania na stronie Wydawnictwa, zdecydowałem się na tę przekąskę, zanim sięgnę po danie główne. Opowiadanie jest krótkie, do przeczytania maksymalnie w jeden wieczór, i może nie jest szczytem możliwości autora, ale nawet w tym niewielkim objętościowo tekście widać to, z czego słynie Robert Wegner, czyli świetnego stylu, umiejętności wykorzystania czegoś sztampowego i napisania tego w interesujący sposób po swojemu oraz lekkiego pióra, dzięki któremu przez jego opowieści się dosłownie płynie i to razem z wiatrem, bez żadnych przeszkód.
Każdy dostanie swoją kozę czyta się lekko i bardzo przyjemnie. Na pewno spodoba się osobom, które
przeczytały już tom pierwszy i polubiły porucznika Kennetha i jego
Górską Straż, przed którymi czeka kolejne zadanie do wykonania. Przede mną natomiast czeka już kolejny tom, a więc czym prędzej sięgam po Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód-Zachód!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz