wtorek, 25 lipca 2017

ŚMIERĆ PRZEWODNIKA RZECZNEGO - Richard Flanagan [recenzja]

Tytuł oryginału: Death of River Guide
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 349
Gatunek: Literatura współczesna zagraniczna, powieść historyczna
Moja ocena: 5+/6

"Rzeka wspomnień i łez"

Richard Flanagan to australijski autor pochodzący z Tasmanii, który uchodzi za jednego z najwybitniejszych współczesnych powieściopisarzy na całym świecie. Jest laureatem prestiżowych nagród, w tym Nagrody Bookera przyznanej mu w 2014 roku za powieść "Ścieżki północy", a jego książki ukazały się dotąd w aż 26 krajach. Pisarz ten był mi do tej pory nieznany, chociaż widziałem kolejne zapowiedzi jego książek na stronie wydawnictwa z szumnymi hasłami zapowiadającymi świetną lekturę. Ale to, że sięgnąłem po jego książkę, to głównie zasługa blogerki Marty, która kilka razy bardzo pochlebnie rozpisywała się na temat dzieł tego autora, a ja już niejednokrotnie ufałem gustowi mojej koleżanki, który jest jest bardzo zbliżony do mojego, więc postanowiłem ponownie jej zawierzyć i poświęcić swój czas nieznanemu dotąd autorowi, sięgając po jego debiutancką książkę, czyli  Śmierć przewodnika rzecznego. I zdecydowanie było warto!
Aljaz Cosini jest przewodnikiem, który bardzo dobrze zna rzekę i umie czytać wodę. Wie dlaczego i jak ma płynąć, wie co oznaczają rozmaite formy wodne (pióropusze, jęzory, kogucie ogony), zna fale ciśnieniowe, wie, gdzie są trudne i niebezpieczne do przejścia momenty rzeki. Umie słuchać, wąchać i kierować się zawsze tak, aby dopłynąć bezpiecznie do celu. Przez wiele lat prowadził wiele spływów po tasmańskiej rzece Franklin, ale w końcu przestał się tym już zajmować i znalazł sobie inne zajęcie. Jednak na usilną prośbę byłego szefa decyduje się na jeszcze jedną i ostatnią wyprawę, podczas której dochodzi do tragedii. Jeden z pasażerów i uczestników wycieczki wpada do wody. Aljaz bez namysłu skacze do wody, żeby uratować turystę. Niestety sam wpadł między skały i tonie. Ale wypadek ten sprawił, że przewodnik pojawił się też w dziwny świecie halucynacji i wizji, które mu się ukazują. Po chwili orientuje się, że wizje dotyczą prawdziwych wspomnień z życia jego, swojej rodziny i historii Tasmanii. Aljaz od tej chwili przeskakuje między nimi próbując zrozumieć ich sens i symbolikę jednocześnie walcząc o życie, żeby nie utonąć.

„(…) wiemy o sobie o wiele więcej niż to, do czego zwykle mamy ochotę się przyznać, 
chyba że w chwilach wielkich prawd w naszym życiu, w miłości i nienawiści, w momencie narodzin i śmierci”* 

Próbuję sięgnąć pamięcią daleko, daleko wstecz, ale nie potrafię sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek czytał jakąś książkę, której akcja toczy się w Australii, więc wychodzi na to, że tym razem nie tylko autor jest dla mnie nowością, ale także miejsce, w którym rozgrywa się ta historia. Historia, która szalenie mi się podobała i wciągnęła od samego początku, bo nie tylko sam pomysł na fabułę jest oryginalny, ale także każdy z pojedynczych elementów, które wspólnie tworzą fascynującą całość. Siła tej książki tkwi przede wszystkim w opisywanych obrazach, głównym bohaterze oraz stylu i języku pisarza. Zdania wielokrotnie złożone, niemalże poetyckie, nasączone symboliką i tak pięknymi i plastycznymi opisami, że niejednokrotnie wydaje się jakby czytelnik opisywane w danym momencie miejsca i wizje miał na wyciągnięcie ręki. Pełno tutaj zachwycających pięknem fraz, sentencji, przemyśleń i aforyzmów do podkreślenia, wynotowania czy zapamiętania.

Zmienna jest narracja. Raz opowiadającym jest sam Aljaz, a raz narrator trzecioosobowy i wszechwiedzący, który się wszystkiemu przygląda; zna jego myśli, przeszłość, uczucia i zwraca się do czytelnika wyrażając swoje poglądy na dane sytuacje i zachowania głównego protagonisty oraz próbuje naprowadzić myśli czytelnika w odpowiednim kierunku. Czas również się zmienia. Występuje w trzech postaciach. Czas teraźniejszy w momencie, kiedy Aljaz się topi i próbuje przeżyć. Retrospekcje do momentu sprzed wyprawy z turystami, w których bohater relacjonuje z dnia na dzień swoje przygotowania do ostatniej podróży i potem sam jej przebieg do momentu wypadku. I przeskoki między onirycznymi wizjami i wspomnieniami do zamierzchłej przeszłości przewodnika, jego rodu, ludu aborygenów i historii Tasmanii. Linearność jest przy tym mocno zachwiana i zatarta, ale istnieje i autor bardzo sprawnie i precyzyjnie porusza czytelnika między wszystkimi wydarzeniami kierując go na przód.

Świetny jest też bohater. Aljaz to przewodnik, który można powiedzieć jest już legendarny. Bardzo dobrze znany w swoim środowisku i cieszący się uznaniem i zaufaniem. Inteligentny i mądry, o specyficznym poczuciu humoru. Ale jest też luzakiem, kpiarzem i jest nieco szalony. Turystów nazywa frajerami, szydzi i wulgarnie żartuje z nich i z innych, a właściwie ze wszystkiego dookoła, nawet z tego, że nie potrafi normalnie umrzeć, bo tonie i doznaje dziwnych wizji. Aljaz nie jest zupełnie szczęśliwy, czasem wyznaje, że życie go nie rozpieszczało i zastanawia się czy jakby otrzymał drugą szansę to mógłby coś zmienić, żeby jego życie potoczyło się inaczej. Pełno z jego strony przemyśleń i konfrontacji rzeczywistości z wizjami i teraźniejszości z przeszłością, które mają pomóc mu zdefiniować swoje życie i zachęcić do walki o jego przetrwanie, gdy ten tonie. 

„Bo żeby cokolwiek osiągnąć, musieliśmy stworzyć nowy świat, który zastąpiłby stary, 
ponieważ nie było w nim nadziei dla nikogo z nas”**

Zakończenie powieści uhonorowane jest piękną puentą, która świetnie dopina ostatnią klamrę i pewnie wzruszy niejednego czytelnika. Ja osobiście jestem bardzo zadowolony z tej książki. W trakcie czytania fascynowałem się opisami i wszystkimi pojedynczymi elementami tej powieści, a już po zakończeniu całości zachwycony odkładam książkę na półkę i jestem przekonany, że w niedalekiej przyszłości sięgnę po następne dzieła autora i położę je obok tej, bo jeśli tak świetny był debiut autora, to nie mogę się doczekać cóż wielkiego czeka mnie przy kolejnych jego książkach, które były nagradzane. Jeżeli miałbym gdzieś umiejscowić tego autora to za sprawą tej przepięknej i wartościowej prozy z pewnością postawię go na półce razem z Johnem Irvingiem, Johnem Steinbeckiem, Philipem Rothem i Cormakiem McCarthym. Myślę, że to posłuży wielu czytelnikom za odpowiednią zachętę.

Śmierć przewodnika rzecznego to brutalna, dramatyczna, straszna i jednocześnie bardzo piękna, wzruszająca i wartościowa książka, która niesie ze sobą szereg emocji, przemyśleń, niesamowitych wydarzeń i poruszających momentów, które zapadną na długo w pamięci. Powieść idealna dla czytelników, którzy szukają wysmakowanej prozy, gdzie trzeba się skupić, czasem na chwilę przystanąć, żeby pomyśleć i zastanowić się nad opisywanym wydarzeniem czy po prostu zachwycić pięknym językiem. Zachwycająca książka, która jest zdecydowanie warta uwagi.

*Richard Flanagan, Śmierć przewodnika rzecznego, wyd. Literackie, Kraków 2017, s. 18.
**tamże, s. 77.


Za książkę dziękuję księgarni Tania Książka.
Więcej nowości znajdziecie na ich stronie.

12 komentarzy:

  1. Kilka razy zbierałam się aby zacząć przygodę z tym autorem, jednak zawsze znajdowałam coś innego do czytania. Chyba też zacznę od debiutu☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak pozostałe, ale za debiut ręczę, że bardzo dobry. :)

      Usuń
  2. Z Twojej recenzji odniosłam wrażenie, że nie ma tutaj specjalnej akcji, że siłą tej powieści są obrazy, słowa i myśli. Hmm... brzmi jakby to była książka w moim guście. Poczułam się bardzo zachęcona do jej przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie w Twoim guście, Magda. Nie powinnaś się zawieść. :)

      Usuń
  3. Cieszę się, że zdecydowałeś się na lekturę książek Flanagana, jeszcze bardziej, że Ci się podobała. Do sięgnięcia po kolejne jego powieści pewnie już nie muszę Cię zachęcać. A ja koniecznie po "Śmierć przewodnika rzecznego" koniecznie muszę sięgnąć, bo zapowiada się cudownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie podobało. I nie, oczywiście już nie musisz. Myślę, że jeszcze w tym roku sięgnę po kolejną jego książkę. Poczekam na jakieś info, kiedy Prós wyda tą ostatnią książkę, The Unknown Terrorist. Jak to będzie jeszcze w 2017 to na pewno sprawdzę to. A jeśli nie to "Ścieżki" lub "Pragnienie". :)

      Usuń
  4. Pomysł na fabułę faktycznie oryginalny. Strasznie mnie zachęciłeś do tej akurat książki, na pewno w końcu sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka już czeka na spotkanie, zaplanowałam w weekend poznanie tej porcji literatury, ciesze się, że będzie ona wartościowa. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadne znaki na Ziemi i niebie nie wskazują, żeby miała Ci się ona nie spodobać. ;)

      Usuń
  6. Flanagana chwalą chyba wszyscy. Właściwie nie spotkałam się z negatywnymi recenzjami jego twórczości. A mnie już zdarzyło się na nim przejechać i na razie nie mam zamiaru tego powtarzać. Jego "Klaśniecie jednej dłoni" było płytkie, pełne sztampowych rozwiązań i, o zgrozo, momentami tak poetycko śmieszne, że aż chciało mi się płakać. Nadgonił w innych kwestiach, chociażby w kreacji patologicznej relacji między ojcem i córką, ale i tak powieść jest bardzo, bardzo przeciętna. Więc pomimo świetnej oceny, ja spasuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ta książka chyba jest najbardziej nagradzana, o ile kojarzę. To jest właśnie to, że niekoniecznie jest to adekwatne z odpowiednim odbiorem i przyjemnością czerpaną z samej lektury dla czytelników, nie będących krytykami. Sam jednak nie mogę się do tej lektury odnieść, bo jej nie znam. Ale myślę, że jak kolejna (ta najnowsza) się sprawdzi to wszystkie będą stały przede mną otworem i czekał w kolejce. :)

      Usuń